cytaty z książki "Po jej odejściu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie śpię przez większość nocy, tylko trzęsę się z zimna i wymiotuję. Ręce wciąż mam związane, mniej więcej co pół godziny wstaję i spaceruję po pomieszczeniu, żeby się ogrzać i poprawić krążenie krwi.
Mężczyzna z pistoletem klepie Adriana w ramie. On odwraca się powoli w lewo i gdy znajdują się twarzą w twarz, mężczyzna znowu przyciska mu do twarzy śmierdzącą szmatkę, a on się krztusi. Potem opada na siedzenie, po jego brodzie spływa strużka śliny.
Anastazja patrzy na swoją dłoń na klamce, gdy samochód zwalnia, aż w końcu staje. Ma wrażenie, jakby nie należała do niej, jakby już nie była sobą, lecz kimś obcym dla tej czekającej na zewnątrz kobiety.
Adrian cały dzień ogląda telewizję, włoskie kreskówki i programy kulinarne, a także film dokumentalny z pokazów lotniczych. Niespecjalnie przejmuje się tym, że nie rozumie ani słowa z tego, co mówią; nauczył się nie polegać na słowach.
Mówi, że nikt nigdy nie przychodzi do domu i że jeśli Mama ma przyjaciół, to on ich nie zna. Szybko dodaje, że to w porządku, że nie potrzebują innych ludzi, bo najszczęśliwsi są tylko we dwoje. A Mama jest najlepszą Mamą na świecie.
Siadam i pocieram nagie ramiona, by się ogrzać. od tej nocy, gdy Mario zlał mnie zimną wodą, a potem patrzyłam, jak Clio zostaje zabita, ciągle mam na sobie czerwoną sukienkę koktajlową.
Po naprawdę długim czasie Claudio przywołuje Adriana, popędza go, a ja sięgam po mojego synka i całuję jego policzki, mocno, a potem on znika, dźwięk jego kroków oddala się korytarzem i jest to najokrutniejszy dźwięk, jaki w życiu słyszałam.
Idzie przez halę przylotów jak oszołomiona, odtwarzając w myślach obrazy z ostatnich kilku dni spędzonych we Włoszech. Jest tak pochłonięta, że nie zdaje sobie sprawy, na co albo na kogo patrzy, nawet gdy musi zrobić krok w bok, by uniknąć zderzenia.
Wkrótce drzwi do naszej sypialni otworzą się z hukiem, a do środka wpadnie piękny mały chłopiec ze swoim psem, śmiejąc się i zwiastując początek nowego dnia.
Stoi wśród drzew na obrzeżach boiska szkolnego. Za chwilę rozlegnie się dźwięk dzwonka, a dzieci pobiegną do oświetlonego budynku. Dobrze zna te drzewa, dzięki dotykowi z łatwością rozróżnia pnie. Najbardziej lubi trzy wysokie sosny, które wyznaczają granice terenu szkolnego; wśród ich nisko rosnących i gęstych gałęzi znajduje się przyjemna i cicha przestrzeń.
Jeden z chłopców, Steffen, regularnie rzuca kulkami z papieru w tył głowy Adriana, ale on nie reaguje, nigdy się nie odwraca. Mama powtarza, że tacy dręczyciele to w rzeczywistości słabi ludzie, którzy próbują podebrać siłę lepszym i silniejszym, ale nie do końca jej wierzy - to brzmi trochę jak coś, co dorośli mówią, żeby dzieci czuły się lepiej.
Spojrzenie komuś w oczy jest dla niego bardzo trudne, czasami nawet niemożliwe. Proces nawiązywania takiego kontaktu to po prostu za dużo. Czuje wtedy pieczenia.
Dla niego słowa są niczym diamenty. Trudno mu je znaleźć i uważa, że nie powinno się nimi rzucać na prawo i lewo.
Po wypiciu kawy stoi dalej przy oknie i spogląda na pogrążone we śnie miasto. Minęły dwa miesiące, ale wszystko wciąż wydaje się tutaj dziwne. Język, budynki, ludzie, tak jakby byli zatopieni w pięknie, ale w ogóle tego nie dostrzegali.
Idzie wtedy wzdłuż urwiska i patrzy na port w dole. Nieraz sobie wyobrażał, że traci równowagę i spada z klifu, a jego połamane ciało leży w zatoczce, gdzie Marie właśnie zatrzymała samochód. Niemal siebie tak widzi, przed maską samochodu, martwego.
Jest późne popołudnie. Po całym dniu castingów bolą ją kończyny i stawy, ale teraz nadszedł ten szczególny moment, najważniejsza prezentacja. Wchodzi do pomieszczenia, które właśnie opuszcza inna dziewczyna. Ona także jest wysoka, szczupła, powalająco piękna.
Wkłada buty i kurtkę. Wybiega na zewnątrz, nawet nie zamykając drzwi. Pozostawia je otwarte niczym rozdziawione usta.
Samolot ląduje tak płynnie, że Adrian nie ma pewności, czy naprawdę wylądował. Czeka, aż poczuje zmianę w pracy silnika, a maszyna zwolni.
Połączenie zostaje przerwane, a Selma jest tak zszokowana, że telefon wysuwa jej się z ręki i ląduje na kolanach, a stamtąd spada z głośnym stuknięciem na podłogę.
Ludzie mawiają, że wszystkie dzieci powinny być takie same, że te, które nie do końca pasują do wąskiej formy, powinny być w nią wciskane na siłę, że powinno się odcinać kawałki ich cennej osobowości, a wszystko po to, by pasowały do reszty. Nigdy tak nie uważałam, a gdy Cię poznałam, Adrianie, zrozumiałam dlaczego - to te różnice czynią nas pięknymi.
Ma wrażenie, jakby patrzyła w głąb długiego tunelu, a na jego końcu znajduje się obraz, który musi dostrzec, i nie jest w stanie rozpoznać szczegółów.
Siedzą w komfortowej ciszy, jego prawa ręka spoczywa na jej udzie, sugestywnie wysoko. Za każdym razem, gdy na siebie zerkają, wybuchają śmiechem, porażeni szaleństwem tego weekendu, tym, że para nieznajomych, których łączy zaledwie chemia, była w stanie spędzić tak cudowny czas. Czasami pod jego intensywnym spojrzeniem czuła się, jakby próbował wedrzeć się w jej duszę, ale towarzyszyła temu jakąś stabilność, którą polubiła. Chodzi nie tylko o pociąg fizyczny, ale coś więcej, o czułość.
Słucha tego wszystkiego, wpatrując się w ciemniejący ocean, i po raz pierwszy czuje, że niczym silny prąd głęboko pod powierzchnią coś zaczyna się w niej budzić. Niepokój.
- Może czas, żebyś zaczęła się o siebie troszczyć, Selmo. Albo... - Spuszcza wzrok i wygląda przy tym o wiele młodziej.
- Albo co? - dopytuje, świadoma zmiany w atmosferze. Wie, że on powie coś, co otworzy drzwi do innego wymiaru, i nagle dociera do niej, że chce, żeby to powiedział. Waha się, twarz ma zarumienioną, ale nagle wygląda, jakby zebrał się na odwagę, bo patrzy prosto na nią, jego zielone oczy są ciepłe i błyszczą figlarnie. Wtedy to czuję, to, o czym mówią ludzie. Ma wrażenie, jakby coś zostało z niej wyciągnięte.
- Albo... pozwolisz, żebym to ja się o ciebie zatroszczył.
W końcu nie ma lepszej zemsty, niż pozbawić kogoś znaczenia, uczynić go nicością.
Jak wiele drobnych szczegółów z czyjegoś zachowania znika z naszej pamięci wraz ze zniknięciem tych ludzi, a potem wraca ze zdwojoną siłą, gdy znów je widzimy?
Wpatruje się w Selmę przez długą chwilę pełnymi smutku oczami.
- Do kogo?
- Kobiety, która zaginęła w Norwegii. Matki małego chłopca, który był z Willem. Założyłam... założyłam, że byli kochankami albo...
- Och, ależ oczywiście, że byli kochankami. Przy nich historia Romea i Julii ma szczęśliwie zakończenie.
Proszę, nie, szepczę, czuję napływające łzy. Nie w ten sposób. Łódka płynie dalej, a ja czuję, jak moje życie z Adrianem, ciche, ostrożne życie z moim maleństwem w norweskim miasteczku wysuwa mi się z rąk, bo dopadła mnie przeszłość.