cytaty z książki "Wzgórze"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Zwolnienie przyniosło mi dwa dla mnie bezcenne fakty- poczucie wolności i smierć kurtuazji.
Widzę też jakiegoś biegacza, jak podskakuje ze słuchawkami na uszach. Turyści naprawdę nie mają wyczucia, to chyba jest ich główną cechą. Biegną przez prześcieradła, które suszą się na sznurkach, przeskakują przez siatki, skrzynki z rybami, biegną między śmieciarzem, a jego miotłą, polują na zdrowie, seks, w słuchawkach słyszą, że ziemia, po której biegają, należy tylko do nich, a wszyscy inni poruszają się jak muchy w smole. Gniją, gdy oni tymczasem pędzą w poranne światło pełne energii, która odnawia się w kosmicznym trzasku i nagłym ciepłe, odczuwalnym najbardziej w biodrach.
Wyspa rozpadała się od wewnątrz. Pokolenie, które uprawiało oliwki, żeglowało i poławiało ryby, zostało zastąpione przez to pokolenie, które pracuje w biurach na wyspie, pije, poławia ryby, żegluje, zaczyna budować apartamenty, sprzedawać działki; po nim przyszło pokolenie tych, którzy wynajmują apartamenty, sprzedają działki, ćpają, zabijają dziki lub tylko czekają. Siedzą a i czekają, aż starzy pomrą, żeby się pozbyć własnych długów i problemów, wyprzedać te łachmany byłych hodowców winorośli i oliwek, byłych właścicieli pastwisk i lasów. Kupią sobie jakiegoś dżipa, żeby całych czterdzieści pięć kilometrów po wyspie jechać, nareszcie tak, jak wypada nowoczesnym barbarzyńcom o skołowanych umysłach.
[...]Nie wiem tylko, co zrobić z tą zabójczą ciszą, z tym milczeniem, z którego w mękach urodziła się moja pogarda i zmęczenie ludźmi. Nie mogłem już z nimi wytrzymać, poczułem, jak mi odrywają ciało z przedramienia, jak pożerają mnie swoim niekończącym się gadaniem i pytaniami. Osaczali mnie, szukali czegoś, co im się należy, albo czegoś czego nie mogłem im dać.
(...) w tym blasku młodości, poprzedzającym półmrok średniego wieku, otchłań czterdziestki, odwrotność grawitacji, w której sprawy same się tłumaczą. Nie trzeba za dużo pytać, wszystko staje się jasne, a ta jasność ma twarz śmierci, zapach zgliszcz.
Noc zapadła nadzwyczaj szybko. A wtedy nad moją głową zaczęły ścigać się samoloty, błyskając między niezliczonymi gwiazdami Drogi Mlecznej, pełzając przez ten dziwny bezkres kosmosu, który ja, tutaj, na szczycie mojego wzgórza, leżąc na dachu koszar, czuję niczym miękki welon na czubku nosa. W tym przepychu światła, migoczących, dalekich gwiazd, tarczy księżyca który odbija się od płaskich kamieni, od powierzchni wody, od łagodnego wiatru zachodniego i lasu własnej krwi, która raz poruszona wypełnia wszystkie swoje miejsca, człowiek musi czuć się błogosławiony.