cytaty z książki "Pulpecja"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Każdy ma coś tam do roboty. Po to jesteśmy na tym świecie, żeby mieć coś do roboty. Żeby się przydać komuś lub czemuś.
Wierzymy chętnie w to, czego pragniemy i spodziewamy się, że nasze uczucia podzielają inni.
Bim-bam po raz dwunasty (...). Oto jeszcze jeden rok odpłynął w mroki przeszłości. Żegnajcie, stare smutki. Witajcie, nowe smutki, nowe troski, nowe lęki i nowe zmartwienia.
A tymczasem miłość po prostu musi łączyć się z odpowiedzialnością. Inaczej jest czym innym. Miłość to jest... trwanie. To jest bardziej akt woli, niż nam się wydaje.
Każda filozofia życiowa jest bardzo prosta. Każda jest też po swojemu naiwna. Bo świat nie jest ani prosty, ani nieskomplikowany. Przeciwnie. Ale jeśli człowiek próbuje sobie to wszystko jakoś uporządkować i sprowadzić do paru prostych prawd - to świat staje się odrobinę mniej skomplikowany, a życie odrobinę prostrze.
Dobro życia nie polega na jego długości, lecz na użytku z niego - mówił ten sam Seneka.
Bo człowiek powinien mieć własne imię. Dopiero jak się kogoś nazwie, to on zaczyna być naprawdę.
Tak jakby zajrzeli - przez tę jedną chwilę - do tajemniczego pokoju i przestraszyli się tego blasku, ciepła i skarbów, jakie tam były zgromadzone. Więc cofnęli się szybko i zatrzasnęli drzwi.
I zgubili klucz.
I może już nigdy nie zajrzą razem do środka..."
Nic nie było samo dla siebie, wszystko było czemuś do czegoś potrzebne. I to właśnie była harmonia.
Ja mam minę błazna i wariata, ale potrzebuję powagi i prawdy. Moje życie musi być na serio. Wesołe ale na serio. Żadnego błazeństwa.
Dobro życia nie polega na jego długości, lecz na użytku z niego – mówił ten sam Seneka. To samo będzie po mnie, co było przede mną. Nie chcę liczyć lat, które mi pozostały. Może jest ich dużo, a może mało. Ale co roku o tej porze dziękuję Bogu za ciebie.
- Wartości etyczne – powiedział z miłym uśmiechem, zatapiając spojrzenie w suficie – cechuje tajemnicza moc zobowiązania. Immanuel Kant nazwał tę moc imperatywem kategorycznym. Nikt nas przecież nie zmusza do udzielenia pomocy cierpiącemu. Lecz kiedy jej nie udzielę, przejdę obok, odwrócę głowę – nastąpi jakaś kolosalna, nieodwracalna klęska. Nie tylko w człowieku, którego minąłem. We mnie także. (…) Wydaje się, że wartości etyczne nie istnieją. Nie można ich zobaczyć, dotknąć, spróbować prawdy, honoru, sprawiedliwości. Nie występują w stanie wolnym w przyrodzie. Więc jak to się dzieje, że człowiek, on jeden ze wszystkich istot żyjących, potrafi cierpieć, a nawet umrzeć za prawdę czy sprawiedliwość, za niewidzialny świat wartości?
I wszystko było harmonią – wszystkie śpiewy ptasie i przeloty, zdarzenia, zapachy i dźwięki, parowanie wilgoci i ruch wiatru, ciepło i chłód – wszystko oddziaływało na siebie nawzajem, to właśnie zrozumiała Patrycja Borejko, stojąc pod gołym niebem tuż po burzy: że jedno wpływa na drugie, a drugie na trzecie, że misterna, nieobjęta ludzkim umysłem siatka tych szczelnych, nieskończonych powiązań i zależności – to jest harmonia. Nic nie było samo dla siebie, wszystko było czemuś do czegoś potrzebne. I to właśnie była harmonia. Aksamitne, chwiejne pręgi na powierzchniach kałuż, niezliczone ilości miniatur świata w lusterkach kropel i tyle najróżniejszych błysków, blasków, promieni i świateł, padających pod tyloma różnymi kątami, kwiaty na gałęziach, w trawie i na powierzchni wody i błyszczące wśród liści oczy ptaków – to wszystko była harmonia. (…) Pomyślała, że już nigdy nie poczuje się sama. Zawsze będzie wiedziała, że jest objęta wielką, misterną siatką i że należy do tego świata tak samo jak trawa czy ptak.
Sokrates uważał, że prawdziwy filozof powinien wieść życie skromne. Sam nie miał nic, nawet sandałów. Ale widywano go na targu, często tam chodził i oglądał wystawione towary. Kiedy go spytano, co tam robi, odparł: " Uwielbiam odkrywać, bez jak wielu rzeczy jestem doskonale szczęśliwy".
Tak nieznaczne są przejścia w gwałtownym upływie czasu - pisał Seneka. Ilekolwiek czasu upłynie, zbiera się w tym samym miejscu: wygląda jednako, tworzy jedną całość. Wszystko wpada w tę samą otchłań.
W trudnej sytuacji życiowej nie masz lepszego sposobu na znalezienie ratunku, niż zwrócić się do Prawdziwego Mężczyzny w tonacji Zbolałego Kurczątka. Szczebiotliwe i żałosne dźwięki pobudzają natychmiast odruch opiekuńczy, będący, jak wiadomo, najpiękniejszą z cech charakteru Prawdziwego Mężczyzny. Odruch ten w połączeniu z naturalnym pragnieniem dominacji oraz instynktem łowieckim (tym motorem , bądź co bądź, postępu), może zdziałać cuda. Zwłaszcza jeśli jest się panem młodym,a za widownię ma się tłumek rodziny i przyjaciół, a także byłego narzeczonego panny młodej, który wyłazi ze swego mieszkania, by z rękami w kieszeniach i z szyderczym uśmieszkiem na przystojnym obliczu przypatrywać się rozwojowi akcji.
Prawdziwy dar cechuje przede wszystkim bezinteresowność, która prześwieca przezeń w sposób symboliczny, jak przez kryształ. To co prześwieca przez twoją popielniczkę, jest dla mnie obraźliwe. Spakuj to i w dyrdy z powrotem, prostaku.
Ignacy był człowiekiem dobrym, cichym i mądrym, pozbawionym siły przebicia, pozbawionym nawet chęci posiadania takiej siły. Żył jakby nieco obok rzeczywistości, skromnie, w zamyśleniu, pochłonięty książkami i zawsze - zdawałoby się - nieobecny. Był prawdziwym ucieleśnieniem swoich nierealistycznych zasad.
Wszystko było tak jak być powinno. Po pachnącym pniu sosny dreptały rządkiem czarne mrówki, tarnina gubiła białe płatki, które spadały na ziemię dokładnie tak, jak trzeba, planeta obracała się ku słońcu, czas płynął, życie toczyło się naprzód, chwila po chwili, minuta po minucie, wszystko zmierzało ku własnemu przeznaczeniu i własnemu celowi i wszystko – nawet najdrobniejsze ziarenko – zawierało w sobie zarazem życie jak i umieranie.
Wreszcie wjechali w las i toczyli się spory kawałek piaszczyove drogą pośród rudych pni sosen i jeżynowych chaszczy, aż utknęli – drogę zastawiały grube bale. Dalej trzeba już było iść pieszo, ze dwieście metrów drogą pośród buków, nim spoza zarośli nie zamigotało jezioro. Było nieduże, czyste, szczelnie otoczone lasami (...).
- O! O! Perkozy! - zawołała Patrycja, biegnąc ku brzegowi i pokazując palcem. - O! Tam! Widzisz?! O, motylek! O, jejku, jak tu pięknie! Ach, co my w ogóle robimy w tym cuchnącym mieście?
Baltona nic nie mówił. Usiadł na zwalonym pniu sosny, tuż u stóp urwiska, które wielką łachą piasku zsypywało się do samego brzegu jeziora. Patrycja usiadła obok. Przez chwilę oboje bez słowa słuchali, jak świergocą ptaki i jak, wysoko nad urwiskiem, przeciągle szumią korony sosen.
Gabrysia na chybcika wykańczała w kuchni kostium dla Tygryska. Laurę czekał dziś występ w szkolnym przedstawieniu jasełkowym, w roli ubogiej pastereczki.
Ciemne włosy dziewczynki zapleciono w dwa grube warkocze i przewiązano tasiemkami. Odziano ją w starą spódnicę Natalii i serdaczek z kożuszka, odwrócony włosem na wierzch. Gabrysia właśnie przewiązywała nadąsaną córkę zgrzebną zapaską, gdy Laura zaczęła się domagać koralików - czerwonych, błyszczących albo i jeszcze innych, brylancikowych. Daremnie tłumaczono jej, że ubogie pastereczki z pewnością takowych nie posiadały, zwłaszcza w Palestynie, u zarania naszej ery. Laura z uporem twierdziła, że ciupagi też były nieznane w Palestynie u zarania naszej ery, a jednak biorą udział w spektaklu, i że ona koraliki mieć musi, bo nie chce w tych szmatach wyglądać jak uboga wdowa.
Partytury naszych losów przeniknięte są jakąś ukrytą harmonią. Odegrać w sposób doskonały melodie naszego życia – to znaczy po prostu: trzymać się z maksymalną wiernością ukrytej w partyturze harmonii.
Miłość to jest... trwanie. To jest bardziej akt woli, niż nam się wydaje.
Natalia dostała ataku śmiechu, bo oto na scenę wpadli Trzej Królowie, także w adidasach.
- Jedziemy z krainy, w której słońce wschodzi! - wrzasnął szczupły blondynek z kruczoczarną bródką w szpic. Okryty był purpurowym płaszczem i groźnie wymachiwał plastikowym sztyletem. W drugiej tapinie ściskał gliniany wazonik z domniemaną mirrą. - By Ciebie powitać, coś się dla nas zrodził! - dorzucił z jeszcze większą energią.
- Ale, ale - przypomniała sobie Patrycja, która już się najadła i teraz tylko wyławiała wiśnie z kompotierki. - Czy były dla mnie jakieś walentynki?
- Trzy - odpowiedziała mama i z uśmiechem podała jej pocztówki leżące na półce z kubkami. - Do Natalii przyszła jedna, a Tygrysek dostał w szkole aż pięć! Swoją drogą, co to za miły obyczaj teraz wprowadzono.
- Wcale nie miły - z oburzeniem powiedziała Pyza, która nie dostała dziś ani jednej walentynki.- Głupi i tyle. Naśladują tylko te zachodnie mody.
- Jak zapewne pamiętacie...
- Pamiętamy! - odrzekły chórem panny Borejko.
- ...Atalanta była dziewczyną piękną i dumną, córką króla beockiego (choć dodam, że istnieje i arkadyjska wersja tego mitu, podająca zgoła inne dane personalne Atalanty). Otóż, była ona mistrzynią łowów, niedościgle strzelała z łuku, znakomicie władała włócznią, a biegała najszybciej w kraju. Przysięgła sobie, że nigdy w życiu nie wyjdzie za mąż i że zostanie panną, jak Artemida.
- Starą panną - skorygowała Ida.
- Nie, panną, po prostu panną, istotą wolnego stanu sprostowała dobitnie Patrycja, której już wrócił zwykły spokój.
- Jednakże jej ojciec - ciągnął ojciec - tęskniący już za piastowaniem wnuków, a także (jak mniemam, rozumiejąc jego punkt widzenia) pragnący ujrzeć swe dziecko w bezpiecznym związku małżeńskim, począł ją namawiać, by wyszła za mąż.