cytaty z książek autora "Karolina Filuś"
To nie było takie zwykłe „kocha cię”, to była miłość, miłość! Jedyna, niepowtarzalna...
Zrozumiałam jedno, trzeba doceniać to, co się ma, bo życie jest okrutne i potrafi zabrać o wiele więcej niż możemy sobie wyobrazić.
Niezaprzeczalnie, nieodwołalnie i nieskończenie mocno kochałam tego mężczyznę.
Czasami największą karą za grzechy jest przebywanie oko w oko z własnym sumieniem. Ono nigdy nie odpuszcza, dręczy człowieka w dzień i w nocy. Jest takim własnym piekłem, które sami sobie zgotowaliśmy. Nie da nam spokóju tak długo, aż nie wybaczymy sobie swoich win.
Czasami największą karą za grzechy jest przebywanie oko w oko z własnym sumieniem. Ono nigdy nie odpuszcza, dręczy człowieka w dzień i w nocy. Jest takim własnym piekłem, które sami sobie zgotowaliśmy. Nie da nam spokóju tak długo, aż nie wybaczymy sobie swoich win.
- O czym myślisz? – zapytałam.
- O tym, że nigdy nie spotkałem cudowniejszej kobiety niż ty. – Zaskoczona tymi słowami uniosłam lekko brwi. – O tym, że za każdym razem, kiedy mam cię na wyciągnięcie ręki, a nie mogę cię dotknąć, dostaję szału. O tym, że najchętniej wydłubałbym oczy każdemu facetowi, który gapi się na ciebie choćby sekundę dłużej niż powinien. I o tym, że jeśli zaraz cię nie pocałuję, to chyba zwariuję.
- A co cię powstrzymuje? – wyszeptałam.
Wielu nazywa dzień ślubu jednym z najpiękniejszych w życiu, a ja czułem, jakby każda chwila przybliżała mnie do najgorszego piekła jakie byłem w stanie sobie wyobrazić. Sam ślub to tylko moment, godzinka w kościele i po sprawie. Wesele także nie trwa wiecznie, jedna noc, masa jedzenia i tańców i po wszystkim, ale potem… Potem miało się zacząć życie, o którym bałem się nawet myśleć.
Maurycy zostawił mnie, rzucił, odszedł, a kiedy w moim życiu pojawił się inny mężczyzna, w dodatku przystojny i zamożny, ten idiota robił wszystko, żeby mi nie wyszło. Chyba powinnam poważnie się zastanowić, czy chcę być jeszcze z takim człowiekiem. Odetchnęłam głęboko i doszłam do wniosku, że nie pozwolę się tak traktować. Wstałam z impetem od stołu i ruszyłam do drzwi.
- Niedługo wrócę! – krzyknęłam. – Byłoby miło, gdybyście się nie pozabijali.
- Wiesz co, mogę przeżyć to, że nie chce ci się zrobić mi śniadania, ale do jasnej cholery w tym domu nie ma nic do jedzenia!
- Możesz przeżyć?! A niby z jakiej racji miałabym robić ci śniadanie?
- No… Jesteś kobietą i…
- Właśnie: kobietą! Nie służącą. Chcesz jeść? To idź do sklepu i sobie kup!
Po raz kolejny dzisiejszego dnia zatkało mnie na amen. Iza wyszła, a ja osłupiały stałem w kuchni i zastanawiałem się, kim jest ta kobieta, która jeszcze kilka dni temu słodziła mi na każdym kroku, a która teraz wyciągała pazury i drapała nimi, gdzie popadnie.