„Nie ma mowy!” – powieść, która rozbawi Was do łez!

LubimyCzytać LubimyCzytać
20.07.2018

„Nie ma mowy!” Helen Russell to nowa książka autorki międzynarodowego bestsellera – „Życie po duńsku”. Dwie skłócone siostry. I wakacje, których nigdy nie zapomną… Ciepła, zabawna i podnosząca na duchu opowieść o tym, co jest naprawdę ważne w życiu.

„Nie ma mowy!” – powieść, która rozbawi Was do łez!

Jak wykorzystać mądrość wikingów do przenikliwej diagnozy problemów współczesnych kobiet? Helen Russell wie to doskonale. Sama mieszka w Danii i jest skandynawską korespondentką „Guardiana”, a także pisze felietony o duńskiej kulturze dla „The Telegraph”. Wojownicza książka roku! Poznaj esencję kultury wikingów we współczesnej Skandynawii. Jest to powieść przede wszystkim dla kobiet, które wśród ogromu obowiązków związanych z pracą, dziećmi i domem zagubiły gdzieś siebie. Ta książka pozwoli wam odnaleźć się w tym gąszczu zajęć i określić, co jest w życiu najważniejsze, i nie, nie chodzi o to, żeby być idealną matką, żoną, organizatorką czy pracownikiem. Od Ciebie zależy, co wybierzesz: Bieg boso przez las zwieńczony dzikim wrzaskiem, wyprawę do sauny przeplataną piciem piwa i wbieganiem nago do lodowatej wody czy pozornie perfekcyjne życie pozornie idealnej kobiety?

Główną bohaterką i narratorką powieści jest Alice Ray – sfrustrowana, znerwicowana dentystka, którą zaczyna męczyć bycie panią perfekcyjną. Pierwszą rysą na nieskazitelnym wizerunku Alice jest upicie się na konferencji stomatologicznej i przespanie się z pewnym przystojnym dentystą (czego nie jest pewna, ponieważ urwał jej się film). Kwintesencją jej upadku jest poranny kac oraz wymiotowanie na bufet śniadaniowy przy gościach. Z opresji ratuje ją siostra, Melissa, z którą Alice od dawna już nie jest w dobrych stosunkach: są od siebie dramatycznie różne – Alice jest trwale zrośnięta z iPhonem, kontem mailowym i miejskim życiem w biegu, jest na diecie wegetariańsko-głodowej, a do tego ma obsesję na punkcie higieny, porządku i swojego wyglądu. Melissa uwielbia mięso i pieczywo, mieszka na farmie pełnej psów, kurczaków i koni i nie znosi technologii (odmawia nawet zakupu mikrofalówki, bo obawia się, że od promieniowania dostanie raka), a także jest całkowicie odcięta od popkultury – interesuje ją wyłącznie rodzina królewska i nie zna żadnych utworów muzycznych, artystów, aktorów i filmów, które ukazały się po 1997 roku.

Kiedy jednak Melissa przyjeżdża na interwencję, przekonuje Alice (metodą perswazji i szantażu) do wspólnego tygodniowego wyjazdu, który ma pomóc Alice odpocząć i wziąć się w garść – Melissa widzi, że siostra ma nerwy w strzępach. Dwa tygodnie później siostry wyjeżdżają na urlop – Alice ze zgrozą odkrywa, że zamiast wycieczki do SPA albo gospodarstwa agroturystycznego Melissa wykupiła im tygodniowy obóz przetrwania dla wikingów na niewielkiej wysepce w Danii. Pogoda jest paskudna, wszędzie szaro, mokro i zimno, a co gorsza, towarzyszki obozu – gorąca pięćdziesiątka Tricia i idealna w każdym calu młodziutka, niewiarygodnie atrakcyjna Margot z pieniędzmi tatusia – nie przypadają Alice do gustu.

Jej kłopoty jednak dopiero się zaczynają. Opiekun grupy, napakowany hipster z koczkiem i gęstą brodą o imieniu Magnus, konfiskuje kobietom buty (żeby być wikingiem, trzeba czuć ziemię pod stopami) i telefony (wikingowie nie korzystają z technologii), po czym wykłada główne zasady, jakimi kierują się wikingowie, z których każda przeraża Alice bardziej od poprzedniej. Następnie kobiety są zmuszone do ćwiczeń fizycznych w deszczu i zbudowania sobie szałasu z gałęzi, w którym mają zamieszkać na czas obozu. W takim klimacie mija kilkanaście dni i choć z początku Alice chciała jak najszybciej uciec z tego miejsca, z czasem przekonuje się, ile straciła, odmawiając sobie takich przyjemności, jak piwo i pożywny obiad po ciężkim dniu, zaczyna też jeść mięso, mimo wcześniejszego wegetarianizmu. Uświadamia sobie jeszcze dwie sprawy: małżeństwo, które jej nie wyszło, i musi coś z tym zrobić oraz siostrę, którą latami zaniedbywała, ale pomimo dzielących je różnic kocha ją nad życie.

Fragment książki:

Ocieram krople jego śliny z policzka.

– Poczujcie smak wolności!

Czy „wolność” powinna smakować jak błoto i wędzona makrela?

– Połączcie się w jedno z pierwotnym lasem!

Jedyne, z czym mam ochotę się teraz połączyć w jedno, to gorący prysznic, stwierdzam, patrząc na ubabrane ciuchy, posiniaczone kończyny i zakrwawione kolana. Jak się tu znalazłam? Moje życie było takie… czyste. Takie uporządkowane. Wolne od insektów, myślę tęsknie, drapiąc się po głowie. A mimo to…


komentarze [2]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
iwanek  - awatar
iwanek 22.07.2018 09:46
Czytelniczka

Zapowiada się nieźle.
Jeśli uda mi się ja gdzieś dopaść,to z miłą chęcią przeczytam.😊

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 20.07.2018 10:01
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post