cytaty z książki "Wolni Ciutludzie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Uważają, że słowo pisane to magia. Słowa na papierze wprawiają je w panikę. Widzisz ich miecze? Gdyby w pobliżu pojawił się prawnik, ostrza zaczęłyby lśnić błękitnym blaskiem.
Ci, którzy mogą, muszą robić za tych, co nie mogą. I ktoś musi mówić za tych, którzy nie mają głosu.
Jeśli spadasz z urwiska, nieważne, czy ziemia podniosła się w górę, czy ty lecisz w przepaść. Tak czy siak jesteś w kłopotach.
Nikt nie ma na tyle dużego pieca, by wepchnąć tam całego człowieka, a poza tym jak te dzieci mogły wpaść na pomysł, by zjadać to i owo z czyjegoś gospodarstwa? I dlaczego jakiś chłopak na tyle głupi, by nie wiedzieć, że krowa jest więcej warta niż pięć małych groszków, ma prawo zamordować olbrzyma i zabrać całe jego złoto? Nie wspominając już o tym, że przy okazji popełniał wandalizm ekologiczny. A dziewczynka, która nie potrafi rozróżnić wilka od własnej babci, jest albo głupia jak but, albo pochodzi z bardzo brzydkiej rodziny.
- (...) W takim razie… jeśli masz do siebie zaufanie...
- Tak?
... i wierzysz w swe marzenia...
- Tak?
... i podążasz za swoją gwiazdą...
- Tak?
... to i tak pobiją cię ludzie, którzy ciężko pracują, uczą się i nie leniuchują.
Piktale spojrzeli po sobie.
- No wis... - mruknął Rob Rozbój. - Ale co to właściwie jest magia? Tsa ino machnąć rózdzką i powiedzieć pare magicnych słów. Co w tym niby takiego sprytnego? Ale patseć na zecy, tak naprawdę patseć i potem syćko powiązać, to je prawdziwy talent.
- Ano je - poparł go William gonagiel, ku zaskoczeniu Tiffany. - Uzyła ześ swoich łocu i uzyła ześ głowy. To właśnie robi prawdziwa wiedźma. Carowanie to ino reklama.
- Jeśli chodzi o czary — powiedziała panna Weatherwax - to uczenie się ich nie ma nic wspólnego z uczęszczaniem do szkoły. Najpierw przechodzi się test, a następnie całe lata poświęca się na zrozumienie, jak się go przeszło. Z życiem jest nieco podobnie.
- Mam pytanie z zoologii.
- Zoologia, ach tak? Poważne słowo.
- Niezupełnie. Poważnym słowem jest „protekcjonalność”. Zoologia wydaje się dużo łatwiejsza.
Lepiej należeć, gdzie się nie przynależy, niż nie należeć tam, gdzie się kiedyś przynależało, pamiętając, jak to było kiedyś przynależeć.
Nauczyciele geografii zaś gubili się w lasach i wpadali w pułapki na niedźwiedzie. Ludzie zazwyczaj cieszyli się na ich widok. Dzieci dowiadywały się od nich dość, by zamknąć buzie. Trzeba tylko było pamiętać, by wyprowadzić ich z wioski przed zapadnięciem zmroku, inaczej kradli kurczaki.
I tak to właśnie się stało. Nie było w tym żadnej magii. Ale wtedy gdy się działo, było magią. I nie przestało nią być tylko dlatego, że dowiedziała się, jak zostało zrobione...
I wtedy kątem oka zauważyła misia.
Był bardzo mały i miał taki czerwony kolor, jaki w naturze nie występuje. Tiffany wiedziała, co to takiego. Wentworth uwielbiał słodkie misie. Smakowały jak klej zmieszany z cukrem i były zrobione ze 100% sztucznych dodatków.
- No cóż, można powiedzieć, że żaba siedząca na kapeluszu stanowi pewną wskazówkę - przyznała Akwila.
- Tak naprawdę jestem ropuchem - odezwało się stworzenie spośród papierowych kwiatów.
- Jak na ropucha jesteś strasznie żółty.
- Ostatnio nie najlepiej się czuję - powiedział ropuch.
- I mówisz - dodała Akwila.
- Na to masz tylko moje słowo - oznajmił ropuch i zniknął w papierowym gąszczu. - Nic nie zdołasz mi udowodnić.
Małe pisklę zawsze musi wyskoczyć z gniazda, by sprawdzić, czy potrafi latać.
Tiffany się zawahała. I pomyślała: Czuję, jak myślę. Przyglądam się, w jaki sposób myślę. Ale co takiego myślę? Myślę: przeszłam już między tymi głazami i nic się nie stało.
Ale wtedy nie uważałam. I nie myślałam. Nie tak naprawdę.
Ten świat, jaki widzę przez bramę, nie jest prawdziwy. To tylko tak jakby... magiczny obraz, umieszczony tutaj, żeby zamaskować przejście. Jeśli człowiek nie zwraca uwagi, może wejść w niego i wyjść i nawet o tym nie wiedzieć.
Przeczytała ten słownik od początku do końca. Nikt jej nie powiedział, że to nie jest właściwa metoda.
Jeśli się nad tym lepiej zastanowić, baśnie nigdy na nic nie przedstawiały dowodów.
Występował w nich przystojny książę… czy naprawdę był taki? A może po prostu ludzie nazywali go przystojnym, bo był księciem? Dziewczyna była piękna jak poranek… no dobrze, ale który poranek? Kiedy leje deszcz, trudno nawet wyjrzeć przez okno, by się o tym przekonać! Opowieści nie chciały, byś myślała – chciały, byś wierzyła w to, co ci opowiadają...
Kiedy Akwila była mała, mama czytała jej bajki. Potem już potrafiła przeczytać je sobie sama. A we wszystkich bajkach pojawiała się czarownica. Stara zła wiedźma.
Akwila myślała sobie: Gdzie jest dowód?
Bo opowieści nigdy nie mówiły, dlaczego czarownica jest tak niegodziwa.
Wystarczyło być starą kobietą, wystarczyło żyć samotnie, wystarczyło wyglądać dziwnie, na przykład nie mieć zębów. To wystarczyło, by stać się wiedźmą.
Jeśli się nad tym lepiej zastanowić, baśnie nigdy na nic nie przedstawiały dowodów.
W dodatku odkąd pamiętała, słyszała, jak ojciec – zwykle człowiek powolny i spokojny – powtarza jeden z żartów, które musiały być przekazywane od Obolałego do Obolałego przez setki lat.
– Kolejny dzień pracy i znowu jestem Obolały – mawiał.
Albo:
– Wstaję Obolały i kładę się Obolały.
Czy nawet:
– Cały jestem Obolały.
Mniej więcej od trzeciego razu te żarty nie były specjalnie śmieszne, ale czegoś by jej brakowało, gdyby chociaż raz w tygodniu nie przypomniał jednego. Zresztą nie musiały być śmieszne – to przecież ojcowskie żarty.
- Muszę się zbierać. Ale na koniec dam ci darmową radę.
- Czy mam ci coś za nią zapłacić?
- Przecież właśnie powiedziałam, że będzie darmowa!
- Owszem, ale mój tata twierdzi, że darmowe rady często okazują się bardzo kosztowne.
Wszystkie czarownice są egoistkami, tak mówiła Królowa. Ale trzecia najracjonalniejsza myśl Akwili podpowiedziała: W takim razie zamień egoizm w broń!
Spraw, by wszystko było twoje! Spraw, by do ciebie należał los innych, ich sny i ich nadzieje!
Chroń ich! Uratuj! Wyprowadź ich na pola! Trzymaj z daleka wilki! Moje sny! Mój brat!
Moja ziemia! Mój świat! Jak śmiesz mi to zabierać, to wszystko, co należy do mnie!
Mam powinność!
- Powiedział, że lepiej znaleźć sobie miejsce, gdzie nie ma dla ciebie miejsca, niż nie znaleźć sobie miejsca tam, gdzie kiedyś było twoje miejsce...
Oto Tiffany wracająca do domu. Zacznijmy od butów. Są duże i ciężkie, często reperowane przez ojca; przed nią należały do rozmaitych sióstr i teraz, by utrzymać je na nogach musi nosić kilka par grubych skarpet. I są wielkie. Tiffany wydaje się czasem, że ona sama jest zaledwie systemem przemieszczania butów.
Wydawało się, że do Bywarta lepi się wszystko. Umyty, osuszony i umieszczony na środku czystej podłogi, stawał się lepki już po pięciu minutach. Nie wiadomo od czego. Po prostu. Ale poza tym był dzieckiem mało kłopotliwym, jeśli nie liczyć tego, że jadał żaby.
Jedzenie na farmie miało zazwyczaj kolor biały lub brązowy. Nigdy różowy ani niebieski, no i nigdy nie dygotało.
Były tu różności na patykach i miski, w których coś lśniło i błyszczało. Nic nie było zwyczajne. Każda potrawa ozdobiona została kremem lub esami-floresami z czekolady, lub tysiącami kolorowych kuleczek. Wszystko było zakręcone albo polukrowane, ozdobione albo pomieszane. To nie było jedzenie, raczej coś, co się może zjedzeniem stać, jeśli było tak dobre, że się dostało do jedzeniowego raju.
- Rozejdźmy się, chłopaki, będziemy udawać, że się dobrze bawimy na przyjęciu.
- Co? Masz na myśli, że będziemy pić i bić? - zapytał Głupi Jaś.
- Na litość! Nigdy bym w to nie uwierzył! - Rozbój przewrócił oczami. - Nie, ty głupku. To jest eleganckie przyjęcie. Co oznacza rozmowy o niczym i zadawanie się z innymi.
- Och, w tym możesz zdać się na mnie. Nie muszę w ogóle rozmawiać! - odparł Głupi Jaś. - Idziemy.
Nawet we śnie, nawet na eleganckim balu Fik Mik Figle wiedziały, jak się zachować.
- Piękna pogoda jak na tę porę roku, mały skunksie, czyż nie?
- Hej, chłopcze, frytki dla wszystkich!
- Piekielnie boska muzyka.
- Poproszę ten kawior bardziej wysmażony.
- Co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji?
- Może nie być tutaj?".
- Nic się nie stało. To zaczęło działać. I w ten sposób jest to szkoła, prawda? Magiczne miejsce. Świat. Tutaj. I póki się dobrze nie spojrzy, wcale tego nie widać. Czy wiedziałaś, że praludki uważają ten świat za raj? Ale my nie patrzymy, jak należy. Nie ma lekcji magii. W każdym razie takich regularnych lekcji. Wszystko polega na tym, że się jest... sobą, to chyba chciałam wyrazić.