cytaty z książki "bajki robotow"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(…) fakty bowiem to mają do siebie, że racja jest zawsze po ich stronie.
(…) zabrakło głupców w całym Kosmosie, chociaż niektórzy mówią, że ich jeszcze sporo, a tylko drogi nie znają.
Głupstwo rozmnożone nie przestaje być głupstwem, potęguje się tylko jego śmieszność.
(...) ledwo 'Awruk!!' krzyknąć zdołał, słowo ulubione, zawołanie bitewne rodu.
Nauka nie zajmuje się takimi własnościami bytu, do których należy śmieszność. Nauka objaśnia świat, ale pogodzić się z nim może jedynie sztuka.
- Nie jest dobrze - rzekł sobie - ale i całkiem źle też nie jest. Bo przegrałbym niechybnie dopiero wówczas, jeśliby mi i rozum ukradli!
Jakże fałszywe i niemądre jest lękanie się śmierci jako stanu, który zasługuje raczej na apologię! Cóż może się równać z doskonałością nieistnienia? Zapewne, prowadząca doń agonia, jako taka, nie stanowi zjawiska atrakcyjnego, ale z drugiej strony nie było jeszcze nikogo tak słabego duchem czy ciałem, kto by jej nie wytrzymał i nie potrafił całkowicie, bez reszty i do samiuteńkiego końca skonać.
Dziwna rzecz, doprawdy, jak nierozumnym stworzeniem jest istota rozumna, zwłaszcza przyciśnięta okolicznościami.
Jak ci wiadomo, choć na ogół się o tym nie myśli, świat jest nieskończenie różnorodny i bogaty. Znajdują się w nim wspaniałe miasta, pełne gwaru i skarbów nagromadzonych, królewskie pałace, lepianki, urocze i posępne góry, szumiące gaje, łagodne jeziora, upalne pustynie i bezkresne śniegi północy. Taki, jaki jesteś, nie możesz jednak doświadczyć naraz więcej aniżeli jednego, jedynego miejsca spośród tych, które wymieniłem, i milionów, jakie przemilczałem. Można zatem bez żadnej przesady powiedzieć, że dla miejsc, w których jesteś nieobecny, przedstawiasz jak gdyby umarłego. (…) One nie istnieją dla ciebie w sposób równie doskonały, jak nie istnieją właśnie tylko podczas śmierci. (…) Nie będąc wszędzie, to jest w tych wszystkich miejscach czarownych, jesteś prawie że nigdzie. (…) Tak zatem matematyka wrażeń dowodzi, że już teraz właściwie ledwo żyjesz, bo niemal wszędzie jesteś nieobecny, właśnie jak nieboszczyk!
Żyć to znaczy mieć przyszłość, która zamienia się w teraźniejszość.
Najpiękniejszy był jednak pałac monarchów argenckich, podług ujemnej architektury wzniesiony, gdyż budowniczowie nie chcieli stawiać granic ani wzrokowi, ani myśli, i była to budowla urojona, matematyczna, bez stropów, dachów czy ścian.
Niech będzie mądry, ale nie lgnie nazbyt do ksiąg, nadmiar bowiem wiedzy poraża chęć czynu.
Należy stworzyć ogólną teorię zwalczania elektro-smoków, której smok księżycowy będzie wypadkiem szczególnym, bardzo łatwym do rozwiązania.
-Sporządzić mogę wszystko, co mi przyjdzie do głowy - mówił Mikromił - ale znów nie wszystko do niej przychodzi. To ogranicza mnie, jak i ciebie - nie potrafimy bowiem pomyśleć wszystkiego, co jest do pomyślenia, i może być tak, że właśnie jakąś inna rzecz, nie ta, którą pomyśleliśmy i którą robimy, godniejsza byłaby urzeczywistnienia!
Pragnę się zadziwić, a jestem nudzony, łaknę wstrząśnienia, a słyszę jałowe bajędy, żądam niezwykłości, a częstują mnie płaskimi pochlebstwami.
Dziwna rzecz, doprawdy, jak nierozumnym stworzeniem jest istota rozumna, zwłaszcza przyciśnięta okolicznościami.
- I cóż powie ta kruszyna? – spytał. – Czymże może być jej wiedza wobec tej otchłani myślenia galaktycznego, rozumowania mgławicowego, w której słońca słońcom myśl przekazują, grawitacja je potężna wzmacnia, gwiazdy wybuchające przydają blasku konceptom, a ciemność międzyplanetarna zogromnia namysł?
Oho! — rzekł sobie Kwarcowy — niedobrze! Nic po tym, byle tylko nie myśleć, a będzie dobra nasza!
Jam jest robot hartowany,
zdalnie prądem sterowany,
nitowany z każdej strony,
wyklepany, uzwojony,
stańcie nit przy nicie,
a zaraz ujrzycie
czworgiem swych żeliwnych gałek,
jaki ze mnie zbrojny śmiałek,
jak lśni mój stalowy duch,
naprzeciw żeliwnych dwóch,
natężajcie cewki,
bo to nie przelewki,
a jeśli nie usłuchacie,
elektryczne życie dacie!
O, doprawdy, niezrównane jest słodkie bezpieczeństwo umarłego!
Jest to, nie ulega wątpliwości, maszyna głupia, i to nie taką sobie zwykłą, przeciętną głupotą, bynajmniej! Jest to, o ile się orientuję, a jestem, jak wiesz, znakomitym specjalistą, jest to najgłupsza maszyna rozumna na całym świecie, a to już nie byle co!
Nie ma tarczy, której nie przebije miecz dość potężny, ani miecza, który się na twardej tarczy nie wyszczerbi.
Wszystko, cokolwiek istnieje, bywa przedmiotem drwin. Nie ostoi się wobec nich żadna godność, wiadomo bowiem, że ten i ów śmie podrwiwać nawet z królewskiego majestatu. Śmiech uderza w trony i państwa. Jedne ludy drwią z innych lub z samych siebie. Bywało, że wyszydzano to nawet, co nie istnieje — czyż nie śmiano się z mitycznych bogów? Nawet zjawiska pełne powagi, ba — tragiczne, bywają przedmiotem żartów. Dość wspomnieć o humorze cmentarnym, o pokpiwaniu ze śmierci i nieboszczyków. Zresztą szyderstwo nie zatrzymało się w atakach i wobec ciał niebieskich. Weźmy choćby słońce lub księżyc. Księżyc bywa przedstawiany jako chytry chudzielec z rogatą czapką błazeńską i wystającym jak sierp podbródkiem, słońce zaś jako pyzaty, poczciwy grubas w rozczochranej aureoli. A jednak, choć przedmiotem kpin jest zarówno królestwo życia jak i śmierci, zarówno rzeczy małe jak wielkie, jest coś, czego nikt dotąd nie ośmielił się wyszydzić ani wyśmiać. Przy tym owa rzecz nie należy do rzędu takich, o których dałoby się zapomnieć, które ujść mogą uwagi, albowiem idzie o wszystko, co istnieje, to znaczy o Kosmos. Jeżeli zaś zastanowisz się nad tym, królu, pojmiesz, jak bardzo jest Kosmos śmieszny...
Froton zdumiał się, ale nie pokazał tego po sobie; już to rozmaite fanaberie trzymają się możnych — przypatrzył się więc uważnie Dioptrykowi, zajrzał mu do środka, obstukał go, opukał i rzekł:
— Wasza Wielmożność, mógłbym wam wykręcić środkową część ogona...
— Nie, nie chcę! — odparł żywo Dioptryk. — Szkoda mi ogona! Jest zbyt piękny!
— A więc może odkręcić nogi? — spytał Froton. — Są wszak zbyteczne całkiem. I rzeczywiście, Argonautycy nie używają nóg; są one pozostałością po starodawnych czasach, kiedy to jeszcze przodkowie ich bytowali na suszy. Lecz Dioptryk dopiero teraz się rozgniewał:
— Ach, ty durniu żelazny! Czy nie wiesz o tym, że tylko nam, wysoko urodzonym, wolno mieć nogi?! Jak śmiesz pozbawiać mię tych insygniów szlachectwa!!
— Najpokorniej przepraszam Waszą Wielmożność... Ale co mogę w takim razie odkręcić?
Zrozumiał Dioptryk, że tak się opierając niczego nie uzyska. Burknął więc:
— Rób, jak uważasz...
Zmierzył go Froton, postukał, popukał i rzekł:
— Za pozwoleniem Waszej Wielmożności, mógłbym odkręcić głowę...
— Oszalałeś chyba! Jakże mogę zostać bez głowy? Czym będę myślał?
— Ach, to nic, panie! Czcigodny umysł Waszej Wielmożności wsadzę do brzucha — jest tam sporo miejsca...
Sporządzić mogę wszystko, co mi przyjdzie do głowy – mówił Mikromił – ale znów nie wszystko do niej przychodzi.
Smok zaś zaczął się od siebie odejmować, najpierw odjął sobie ogon, potem nogi, potem korpus, a wreszcie, gdy widział, że coś nie tak, zawahał się, ale z samego rozpędu odejmowanie szło dalej, odjął sobie głowę i zostało zero, czyli nic: nie było już elektrosmoka!
Król rozrastał się z wolna a nieustannie, wielopiętrowy, dokładnie połączony, potęgowany podstacjami personalistycznymi, aż stał się całym miastem stołecznym i nie zatrzymał się na jego granicach. Humor mu się poprawił. Krewnych nie było, oleju ani cugów już się nie bał, bo nie potrzebował i kroku postąpić, skoro był wszędzie naraz. — Państwo, to ja — powiadał nie bez kozery, gdyż oprócz niego, zaludniającego rzędami elektrycznych budowli place i aleje, nikt już nie mieszkał w stolicy; oprócz, rzecz jasna, odkurzycieli królewskich i przybocznych ście-raczy prochów; czuwali oni nad królewskim myśleniem, które płynęło z gmachu do gmachu. Tak krążyło milami po całym mieście zadowolenie króla Murdasa, że udało mu się zyskać wielkość doczesną i dosłowną, a nadto schować się wszędzie, jak nakazywała wróżba, bo był wszak wszechobecny w całym państwie.
Jam jest robot młody, nie boję się wody, bo gdzie woda, to ja hyc, nie boję się nic a nic, od nocy do rana, danaż moja dana!!”.
Nie będąc wszędzie, jesteś prawie że nigdzie. Już teraz właściwie ledwo że żyjesz, bo niemal wszędzie jesteś nieobecny, właśnie jak nieboszczyk!
Miała zrobić Nic, a tymczasem nie zrobiła nic, więc wygrałem. Nic bowiem, mój ty przemądrzały kolego, to nie takie sobie zwyczajne nic, produkt lenistwa i niedziałania, lecz czynna i aktywna Nicość, to jest doskonały, jedyny, wszechobecny i najwyższy Niebyt we własnej nieobecnej osobie!