cytaty z książek autora "Stanisław Gombiński"
Porządkowi gorliwie wyłapują ludzi. Nie wystarcza im zatrzymanie przechodniów, w nocy rewidują mieszkania. Łowy na ludzi. Trwa to kilkanaście dni. Wiosną 1941 po raz pierwszy, powtarza się w rok później. Ulica widzi tylko jednego sprawcę, jednego winowajcę – jest nim porządkowy. Nie obchodzi mieszkańca ghetta źródło, przyczyna. Nie wie – gdy wie, nie myśli o tym, że władze dzielnicy żydowskiej otrzymały rozkaz dostarczenia kontyngentu, że wezwania indywidualne, kierowane przez Wydział Pracy, są bojkotowane, że prezes Rady – o ile nadal ma swą politykę kooperacji prowadzić, musi się na ten krok zdecydować. Że prezes Rady rozumie i czuje, że go ten krok boli, ale waży się nań, bo wierzy, że coś tą ustępliwością uzyska, że ofiary, nawet liczne, pozwolą ocalić całość. Przechodzień o tym nie myśli, nie chce myśleć – widzi żydowskich porządkowych, polujących na innych Żydów, widzi swych braci, jak innych braci wyłapują.
Wszyscy wierni pomocnicy – i tyfus, i głód, i gruźlica, i czerwonka, i nędza, i wesz – dobrze się spisują. Niestrudzeni w pracy, gorliwi, czynni. „Naturalny proces biologiczny uniemożliwił dalszy rozrost niepożądan[ego] pod względem budowy społecznej elementu ludnościowego, przesłanki warunkujące właściwy rozwój rdzennych etnicznie grup przez naturalny bieg wypadków wystawiły poza nawias narośl społeczną – można dość ładnie to wszystko nazwać.Nowy typ przestępcy święci swe narodziny na ulicach ghetta – to chaper, tak nazwany, bo łapie, robi „chap-łap”. Wyrywa paczki z żywnością, jakieś ciastko z wystawy, białe pieczywo. Poluje na kobiety i dzieci, jest w nim jakiś cień sprawiedliwości, bo porywa przeważnie produkty bardziej luksusowe, droższe, bo poluje przeważnie na lepiej odzianych. Ale nieraz wyrwie dziecku nędzarza chleb kartkowy.
SS-manni wtargnęli do kilku mieszkań, zabili bez słowa, bez pytania, bez powodu pierwszych lepszych kilkunastu mężczyzn. Tragicznym zbiegiem okoliczności wśród zabitych znajduje się wybitny lekarz dr Raszeja, b[yły] profesor Uniwersytetu Poznańskiego, Aryjczyk, który przybył do ghetta na konsylium najzupełniej legalnie, zaopatrzony w formalną przepustkę.
Oto pochód tryumfalny dzieci żydowskich: internat dra Korczaka maszeruje na Umschlagplatz. Jak starannie, jak czysto te dzieci wyglądają! Jak poważnie, równo i z przejęciem, każde z porządnie zapakowaną paczuszką w ręku chce maszerować składnie i ładnie. Stary Doktor prowadzi za rączkę najmniejszego piechura, kilka pań z boku – ich „pań”– pilnuje, by całość należycie szła. Przychodzą na Umschlag; już im pewnie ich panie, ich Pan Doktor wytłumaczyli przed tym, jak to na tej wycieczce będzie, co zobaczą, jak będą jechać; pewno im powiedział, że trzeba się zachowywać grzecznie, że trzeba być posłusznym, że trzeba pilnować porządku.
Teraz Pan Doktor każe wchodzić do wagonów; najprzód panie, później najmniejsi, później reszta. Trzeba iść po kolei, każdy by chciał być przy Panu Doktorze, nie ma tak dobrze, każdy musi swej czwórki pilnować! Ci żydowscy policjanci pomagają wsiadać; ale czemu wszyscy są tacy poważni, tacy smutni, tylko Pan Doktor się śmieje? Czemu nasza „pani” ma łzy w oczach. Co jej się stało? Ciemno w tym wagonie, ale pewnie później, jak pociąg ruszy, to jakieś okno się otworzy i zobaczymy Wisłę i pola, i drzewa, i łąki. Zobaczycie, jak będzie ładnie! Będzie fajna wycieczka!…
Stary Doktor i jego pupile: Joski, Mośki i Srule.
Tylko rzeczywiście: dlaczego w tym wagonie tak ciemno?
I dlaczego tylu ludzi ma łzy w oczach?
Na wieki przejdą do historii – ale inaczej: jako ci, którzy w komorach gazowych mordowali szary, bezbronny Naród, mordowali systematycznie, metodycznie, bez wyjątków dla kobiet czy dzieci. Nie „wiarusy, nie „Iwy, nie „stara gwardia”, baby-killers, mordercy dzieci. Nie bohaterzy spod Cassino: podpalacze. Mordercy dzieci, podpalacze kobiet, starców i bezbronnych – oto ich w historii miano.