cytaty z książki "Gerda"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wymierzony przez ojca policzek zmienił kaprys w postanowienie. Zawróciła do wsi.
Wiedziała, że robi głupio, ale co z tego wszystkiego dokoła nie było głupie?
Nikt nie chciał zostać we wsi po tym, jak dotarli do niej uciekinierzy z Prus Wschodnich i opowiadali, co na zdobytych niemieckich terenach wyprawia Armia Czerwona.
Potarła rękami uda i obite kolana, żeby przywrócić w nich krążenie, szara wełna rękawiczek zabrudziła się na bordowo. Zrobiła dwa kroki - da się iść. Oblodzone kocie łby, których parzące piętno czuła nadal na policzkach, przywróciły jej jaką taką równowagę.
Im większy arsenał, tym potężniejsza eksplozja. Stara mądrość saperów i psychiatrów.
Wiatr wiał wzdłuż rzeki od zachodu i ciął drobinkami śniegu w wykrzywione od zimna twarze. Mijali wyciągniętych na spacer przez swoje pociechy właścicieli psów, którzy chowali się pod kapuzami z futrzanym kołnierzem i usiłowali spacerować tylko w jednym kierunku - z wiatrem.
Wiesz, co mnie najbardziej bolało? Że moi podwładni, młodzi chłopcy w nowiutkich mundurach, uczą się tego wszystkiego ode mnie. Przychodzą świeżutcy i naiwni jak dziewczynki do pensjonatu, a ja ich demoralizuję. Pokazuje, że policja to jeden wielki syf i im wcześnie się z tym faktem oswoją, tym prędzej awansują. Nie krzyw się, Andrzej. Jestem stary i wolno mi prawić morały. Człowieka ocenia się po czynach, nie po słowach. Swoje zrobiłem i zdaje się, że kiedyś mi za to nawet dziękowałeś.
Kolacja u Bałysiów okazała się fetą na cześć Wielkiej Orkiestry Świątecznego Powrotu, która dopięła swego i przywróciła inspektora Krzyckiego małopolskiej policji.
Ludzie pragną jeść to, czego potrzebują. Więcej, chcą widzieć na talerzu przed sobą to, czego potrzebują. Dlatego prostak, przyzwyczajony do schabowego z ziemniakami, na widok wasabi albo muli doznaje szoku porównywalnego ze wstrząsem anafilaktycznym. Stupor jest dwukierunkowy.
Człowiek tym różni się od innych zwierząt łownych, że z powodu wysokiej samoświadomości, zwanej przez niektórych popędem śmierci, potrafi popsuć zabawę myśliwym. Zanim go zabiją, sam odbiera sobie życie.
Wojna ma swoje prawa, powiedzą nauczyciele od sprawiedliwości. Inni dorzuca, że ktoś zaczął i przegrał, sam sobie jest winien. Pewnie tak. Łatwo osądzać, ponieważ akty oskarżenia sformułowano w sposób oczywisty i niepodważalny, a wina nie ulega najmniejszej wątpliwości. Pozostaje kara i ta ma być surowa.
Jego pierwsza intuicja, by jechać samemu, była najtrafniejsza. Teraz będzie się kitwasiło, zgodnie z pierwszą zasadą Krzyckiego, że jak coś może pójść źle, to pójdzie. Całkiem poważnie rozważał możliwość zawrócenia.
Śmierć jednej kobiety i aresztowanie drugiej oznacza, że ktoś z brudnej pomorskiej mąki znowu piecze chleb. Do karmienia potworów. Ziemie, które maja wielu właścicieli, są niczyje. Nienawiść zbiera tam trochę większe żniwo niż gdzie indziej. Takie ziemie obficiej spływają krwią.
Sam nie da rady. Odpuścić nie może. Jego przyjaciel, przewidziany jako najsilniejsze i w zasadzie jedyne wsparcie, właśnie się zmienił w kulę u nogi.
Zło jest jak franca i przechodzi z pokolenia na pokolenie...
Pewnego sierpniowego wieczoru zona wysłała go do kurnika, żeby pozbierał jaja spod niosek, i podczas zwyczajowo relaksującej czynności został zaatakowany przez inspektora z Krakowa. Minęło pół roku, zona znowu posłała go po jajka i znowu między grzędami natknął się na tego samego inspektora.
- Ty musisz mnie napadać w kurniku?
- A ty musisz dzwonić do mnie z kibla?
- No dobra, remis. Cześć, stary draniu.
- Tylko nie stary.
Zima nie ustępowała. Stare pomorskie demony nie chciały się pogodzić z nowymi porządkami, wprowadzanymi przez nowego człowieka.
Nowy człowiek nie był już czerwonym diabłem, tylko polskim chłopem. Przyjeżdżał zwykle gdzieś z głębokiej Polski lub z Kresów, zatykał biało-czerwoną flagę nad wejściem i obejmował w posiadanie poniemieckie dobra.
Gerda szybkim ruchem otarła łzę. Poczuła się jak Aschenputtel, skrzywdzony przez cały świat Kopciuszek, któremu nie wolno żyć jak innym, z tą jedynie różnicą, że po nią żaden książę nie przyjedzie i nie wyciągnie jej spod sterty zakrwawionych poniemieckich szmat. Jej książę już przybył, porwał ją i zgwałcił. Każdy Kopciuszek ma takiego księcia, na jakiego zasłużył.
Chciała zapytać, do czego mu te nazwiska, bo przecież ludzi raczej już nie ma, ale znowu ugryzła się w język. Milczenie jest złotem. A dla niej, tu i teraz, życiem.
Gdzieniegdzie na polach pobłyskiwały jeszcze białe płachty niedotopionego śniegu, przytulone do głębokich bruzd i krawędzi zagajników od chłodniejszej, nienasłonecznionej strony. Ozimina próbowała się zielenić, ale bezskutecznie, zalana oceanem ponurej szarości. Zima już umierała, jednak wiosna jeszcze się nie narodziła -tyle symboliki dało się wyczytać z otaczającego Andrzeja krajobrazu.
Fajna nazwa: pomieszanie zmysłów. Wzrok myli się ze słuchem, węch ze smakiem, a wszystkie razem z dotykiem.
Zbrodnia czai się wszędzie. Patrz w kibli za siebie, żeby ci gówno na plecy nie spadło.
Po cichu liczyła, że zaproponuje jej jakąś pomoc, może zaprowadzi do nowej kryjówki albo poda jakiś bezpieczny adres. Ale nie. Po prostu uśmiechnął się i uścisnął jej rękę.
- Cześć, Gerda. Ładne imię - powiedział. - Sukienka tez ładna - dodał.
I odszedł.
Po prostu poszedł.
Sarna wcale nie okazywała typowej dla swego gatunku płochliwości. Ich spojrzenia się spotkały. Każda patrzyła na drugą jak na dziwoląga, który przekroczył magiczną, nieprzekraczalną granicę. Wyłoniły się z dwóch przeciwnych światów i spotkały w strefie pomiędzy.
Kiedy pracuje, porusza się, chodzi wkoło i czuje wiatr. Czasem mówi i śpiewa. To nie jest taki sobie zwyczajny dom albo stodoła. Tak jak nie ma dwóch jednakowych ludzi, tak nie ma dwóch jednakowych wiatraków. Każdy ma swój niepowtarzalny charakter. I swoje humory.
- No bardzo śmieszne. Co wieczór będziecie mnie tak napadać przy kurach? Wiem, że dla panów z Krakowa ziemia słupska to skraj dupska, ale może by się znalazło coś lepszego niż kurnik?
- Na przykład kibel w komendzie - wtrącił Lucek Bałyś.
Pech się przyczepił do niego jak gówno do obcasa i nie chce się odkleić.
Na skraju pola przystanęła i odwróciła się. Wykrzywiona gęba księżyca wisiała nad lasem. Pod nią snuły się cienkie nitki mgły, elfy tańczące w księżycowym świetle. Oszustwo. Im piękniejsze, tym bardziej bolesne. Ale to jej wina. Tej nocy świat ją oszukał, ponieważ bardzo pragnęła być oszukana.