cytaty z książki "Dobra siostra"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Złość to maska, za którą kryje się smutek - wyjaśniła mi Janet. - Z moich doświadczeń wynika, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć, gdy jest się życzliwym dla rozgniewanych ludzi, to oni się uspokajają i wtedy można się dowiedzieć, o co im naprawdę chodzi.
- Wyglądasz jak żaba lotnik - mówię, po czym zakładam swoje. - A ja?
- Jak tęczowa żaba lotnik.
Uśmiecham się.
Często zdarza mi się myśleć o tym, jak ludzie bezrefleksyjnie podążają ścieżkami wydeptanymi przez swoich przodków i znajdują sobie pracę, żeby kupić dom, a potem harować aż do śmierci.
Nigdy nie budzę się z krzykiem, jak w filmach, ale w pewnym sensie to właśnie ta cisza jest najgorsza. Przypomina mi się tamten cichy wieczór nad rzeką, gdy miałam dwanaście lat i gdy dopuściłam się tego strasznego czynu.
Świat niestety nie zawsze jest dobrym miejscem do życia, zwłaszcza jeśli ktoś nie wpisuje się w stereotypowy wzorzec normalności.
Stoję nieruchomo, czekając, aż mnie puści. Tylko że Rose nie chce mnie puścić, kurczowo trzyma mnie w pasie. Czuję się tak, jakby mnie ktoś spętał. Uwięził. Jakby mi ktoś założył kaftan bezpieczeństwa.
Nagle dowiedziałam się, co to szczęście. Czasem to jest tak, że gdy żyje się w świecie strachu i lęku, takie poczucie - choćby tylko przelotne - w zupełności wystarczy, by przetrwać.
Zabawnie jest przypomnieć sobie, czego się o kimś nie wiedziało, zanim ten człowiek stał się częścią czyjegoś życia.
Kiedy już wróciłyśmy do domu (nie pamiętam, u kogo się wtedy zatrzymałyśmy i dlaczego tego kogoś akurat nie było), mama zrobiła kolację, ale tylko dla dwóch osób. Gdy zapytałam, czy dostanę coś do jedzenia, zachowywała się tak, jakbym była powietrzem. Potem wykąpała Fern i przeczytała jej bajkę. To się naprawdę rzadko zdarzało, żeby mama nas kąpała, a książek nie czytała nam wcale. Wdrapałam się na kanapę, by też posłuchać, wtedy jednak mocno mnie odepchnęła. Spadłam z hukiem na podłogę i uderzyłam się w zdarte kolano. Rozpłakałam się tak bardzo, że aż mnie brzuch rozbolał, ale ona czytała dalej jak gdyby nigdy nic. Kiedy skończyła, otuliła Fern i wyszła.
Pamiętam, jak myślałam, że to, co mama robi, jest z jakiegoś powodu gorsze niż bicie. I że chyba wolałabym, żeby mnie uderzyła.
To oczywiście znów ma związek z mamą. Gdyby się dobrze zastanowić, to absolutnie wszystko ma z nią związek. Ona już na bardzo wczesnym etapie naszego życia wpoiła nam przekonanie, że miłość ma charakter warunkowy i aby sobie na nią zasłużyć, trzeba się zachowywać jak podczas występu na scenie. Trzeba się uśmiechać, wdzięczyć i mówić zabawne rzeczy. No i trzeba wiedzieć, czego ona akurat od nas oczekuje - i to właśnie robić.
Trudno mi dokładnie opisać, co się ze mną dzieje, gdy atakuje mnie ten szczególny rodzaj hałasu - gwar rozbrzmiewający w zamkniętym pomieszczeniu. Mój mózg wypełnia się nim jak wrzaskiem po samiutkie brzegi, aż w pewnym momencie łzy same cisną mi się do oczu, a serce chce mi wyskoczyć z klatki piersiowej.
Chyba nigdy więcej nie zdarzyło mi się w równym stopniu zaznać normalnego rodzinnego życia.
Dziś rozmawialiśmy z terapeutą o mojej potrzebie urodzenia dziecka. Opowiadałam mu o tym, że to niemal fizyczne odczucie - jak głód, jak ból. Jak żałoba. Jego zdaniem źródeł tego rodzaju potrzeb należy szukać w dzieciństwie. Uważa, że chciałabym należycie zrobić to, z czym moja matka sobie nie poradziła; że próbuję sama się w ten sposób uleczyć.
Czasem się zastanawiam, czy aby nie było trochę tak jak w tych książkach, w których każdy sam wybiera przebieg fabuły - czy życie każdej z nas nie toczyło się wówczas alternatywnym, równoległym torem.
Kiedyś, już dawno temu, Rose wspomniała, że rozmowa to w istocie seria pytań i odpowiedzi. Jedna osoba o coś pyta, a druga odpowiada i tak dalej, aż skończą się pytania. To wyjaśnienie bardzo mi pomogło podczas licznych tak zwanych niezobowiązujących rozmów. Ostatnio coraz częściej odnoszę jednak wrażenie, że ludzie podczas rozmów zastępują pytania i odpowiedzi wymianą stwierdzeń. Ja się przeważnie wtedy gubię.
- Jedno, czego się nauczyłem, jeśli chodzi o mierzenie się z własnym lękiem - mówi - to to, że czasem bywa to zbyt przerażające.
Ludzie często pakują się w coś, co ich przerasta. Ale to nie znaczy, że nie należy próbować po raz drugi.
Wally rzeczywiście jest do mnie trochę podobny. Ciekawe, że tego wcześniej nie zauważyłam. Sama myśl o tym daje mi poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Czuję się tak, jakby ktoś mnie dostrzegł i zrozumiał. Jakbym przyjechała do nowego kraju i przez wiele miesięcy nie mogła się z nikim dogadać - i wreszcie spotkała kogoś, kto mówi tym samym językiem, co ja.
W tonie głosu Rose wychwytuję coś, co mnie drażni. Ona z jakiegoś powodu nie może się po prostu cieszyć, że nawiązałam znajomość z jakimś facetem. W tej kwestii mam też trochę żalu do siebie. Dlaczego tak mi zależy na tym, żeby ona się z tego powodu cieszyła? Moim zdaniem to najdziwniejsze w byciu siostrami: że można być na tę swoją siostrę złym i jednocześnie zabiegać o jej aprobatę. W książkach zawsze jest tylko uroczo i słodko albo krwawo i wrednie. W rzeczywistości jest i tak, i tak, naraz. Dobrze i źle. Te złe chwile są takim samym składnikiem relacji jak te dobre.
Siostrzane relacje to jednak dziwna rzecz. Mogę być wściekła na Rose i jednocześnie chcieć spełniać jej oczekiwania. Mogę się jej bać i pragnąć jej towarzystwa. Mogę jej nienawidzić i kochać ją jednocześnie. Może relacje między siostrami zawsze są nieco rozmyte. Może siostry właśnie najlepiej sobie radzą, gdy tak właśnie jest.
Któregoś dnia nawet z czułością objęła mnie ramieniem przy ognisku. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie zrobiła. Wspomnienie tamtej fizycznej bliskości pozostanie ze mną na
zawsze.