cytaty z książki "Ogniste serca"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Tym razem niespokojne spojrzenie Konrada padło na obraz Lieve'a Verschuiera - utalentowanego holenderskiego malarza ukazującego piękno i majestat groźnego morza. Złota rama otaczała bezmiar spienionych fal u góry jaśniejących pianą, a na dole ciemniejących niczym otchłań. W szalejącym żywiole miotały się niewielkie statki lawirujące między brunatnymi skałami a tonią - bezbronne, zdane na łaskę Boga. Niebo - równie nieujarzmione, przykryte chmurami - gdzieniegdzie odsłaniało się, ukazując błękit - nadzieję na pokonanie sztormu.
Po obu stronach sceny Ludwika wypatrzyła kurtynę, w którą nieszczęśliwie zaplątała się chwilę wcześniej. Nie czuła emocji związanych z miejscem.
- Co się tu robi? - zapytała cicho.
Florek wzruszył ramionami.
- Ogląda aktorów na scenie.
Ludwika już miała powiedzieć, że to okropna nuda, ale wtem odezwały się głębokie dźwięki harfy. Czyjaś ręka powoli grała na niewidocznym instrumencie, wypełniając melodią całą salę. Stein z rozmarzeniem przymknął oczy. Widząc to, Ludwika nagle poczuła się w tym miejscu szczególnie, ale gdyby ktoś ją wówczas zapytał, co wywołało w niej takie uczucia, nie umiałaby odpowiedzieć.
- Masz szerokie barki. To niedobrze.
Daniel już miał zapytać, w czym przeszkadza jego budowa, ale Schmidt podniósł dłoń, by od razu zmilczeć pytanie.
- Sukno to delikatne, ale mocne tworzywo. Piękne i niebywale trwałe. Trwałe w kruchości - mówił, dotykając palcami materiału. - Tutaj jest dzielone, poprawiane i barwione. Wszyscy czeladnicy są artystami. Uczeń to głupek, który nie zna tajników barwienia. Jeśli chcesz być prawdziwym geniuszem, musisz umieć nakładać kolor. Szerokie barki, niedobrze...
- Ile trwają nauki w zakładzie, mistrzu? - zapytał Schulz.
Czuł respekt przed Schmidtem i nie śmiał przeszkodzić mu, kiedy mówił.
- Chwalą się - uśmiechnął się ironicznie Schmidt - że u nich nauki zajmują osiem lat. Ja jestem w stanie z ucznia zrobić czeladnika w pięć!
Daniel wybałuszył oczy. Pięć lat w jego umyśle urastało do piętnastu (...).
Chwycił widły pośrodku drzewca, po czym z całej siły zaczął siec końcem kija i zębami. Obustronna broń kiereszowała boki, płatała pyski. Łąkę pokryła krew. Bardziej płochliwe zwierzęta charcząc uciekły, powoli poddawały się też dwa najodważniejsze. Daniel zamachnął się, z całej siły uderzając szare wilczę w głowę, aż gruchnęły strzaskane kości czaszki. Widząc to, poddał się ostatni.
Srebrnoszary duży wilk trzymał zęby w ciele chłopca i patrzył ognistymi ślepiami wprost na Schulza. Zacharczał głucho, unosząc umazane krwią wargi. Spojrzenia człowieka i zwierzęcia spotkały się.
Konrad zbliżył się do Daniela i poczuł, że ten bezlitosny człowiek jest w istocie kimś ambitnym i bardzo niebezpiecznym. Ale wyczuł równocześnie, że chłop dusi się sam ze sobą, walczy jak w potrzasku, jakby miał w sobie dwie różne osobowości - jedna z nich była dobra, a druga zła. Tej nieprzeniknionej płynnej zmienności należało się bać.
W sali zapadła ciężka cisza. (...) biegli rajcy dostrzegli, że monarcha, tak jawnie wyrażający poparcie dla rzemieślników, jedynie próbuje ugrać więcej dla siebie. Burmistrz Proite zauważył wielkie korzyści z tego płynące, uśmiechnął się więc delikatnie, wbijając wzrok w Adriana von der Lindego. Należało trzymać polskiego króla w niepewności, rozjątrzając spór, a później przedstawić rozwiązania omijające postulaty rzemieślników, ale sowicie wynagradzające Sobieskiego.