cytaty z książki "Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Czekanie to dziwny okres, powoduje ogromne i nieusuwalne zniszczenia, nawet jeżeli umie się czekać.
Czekałam, aż ktoś do mnie zadzwoni i powie, że to już koniec. Nie chodziło mi o to, żeby to był szczęśliwy koniec, tylko jakikolwiek. Myślę, że czasem można chcieć już tylko, żeby coś się skończyło, obojętnie jak.
Nieodwracalność zdarzeń i uczuć jest równie absurdalna jak śmierć, trudno ją zaakceptować. Na szczęście ta wiedza przychodzi na samym końcu: kiedy umiera nam ktoś bliski albo kończy się miłość. Ale zanim przyjdzie, człowiek próbuje i próbuje, próbuje o wiele dłużej niż to ma sens.
(...) nie można tak po prostu tknąć ludzkiego losu i pójść dalej, szukając nowej historii, takie tknięcia nie uchodzą bezkarnie.
Wystarczy wrócić pod właściwy adres i otworzyć drzwi starym kluczem
- pasje są o wiele trwalsze niż uczucia, odporniejsze i lepiej znoszą złe koleje losu.
Kiedy ma się styczność z wojną przez dwadzieścia lat, coś musi się w człowieku popsuć. Chyba nie można przejść przez to bez żadnej skazy.
Dlaczego uważam, że miałam udane życie, skoro doprowadziło mnie do tego miejsca, gdzie nie wolno trzymać żywności z zewnątrz?
To taka zdolność, jaką mają wybrańcy, wielcy odkrywcy i pisarze, inaczej nie dokonaliby niczego. Tak, myślę, że oni muszą mieć jakieś miejsce oczyszczenia, jak ludzie schodzący do Gangesu. Zanurzają się i wychodzą czyści, bez żadnych obciążeń. Wojtek mnie oddawał brudy, jakich nałapał w świecie. Strach, wątpliwości, jakie się miewa o trzeciej nad ranem, niejasne podejrzenia, że nagrody dziennikarskie i dobre recenzje w prasie międzynarodowej nie są tak ważne, jak się wydaje, paskudne wspomnienia z wojny. Oddawał mi nawet niepokój, że te wojenne obrazy nie wypaczają mu psychiki, prawie się ich nie boi. Ja się ich bałam, więc wszystko było w porządku. Lucjan milczy, nie wie, co ma powiedzieć? - Pozwoliłaś zrobić sobie coś takiego?
Lucjanowi mówię, że kiedyś mieliśmy przecież jeden plan, ja i Wojtek, wspólną cząstkę tej samej całości. I jak to zwykle ludzie w pokiereszowanych związkach, zamierzaliśmy cofnąć się do momentu, gdy coś nas rozdzieliło, i temu zapobiec. Czyli ulepić z naszych dwóch odrębności nową całość, żęby tylko było tak jak dawniej. W tym okresie wierzyliśmy jeszcze, że tamta dawna rzeczywistość istnieje w nienaruszonym stanie. Jest tam, gdzie ją zostawiliśmy na czas, gdy będziemy próbowali w życiu czegoś innego. Była jak mieszkanie zamknięte na okres urlopu. Wystarczy wrócić pod właściwy adres i otworzyć drzwi starym kluczem.
Opowiadam mu to wszystko, ponieważ chcę zostać osądzona. Wiem to od jakiegoś czasu. Chcę, żeby ktoś osądził nas za to, co robiliśmy. Żyliśmy z wojny i strasznych opowieści, z tego, co się stało Tai, choć jej historia nigdy nie została opisana. I ryzykowaliśmy życiem, szczęściem bliskich dla zwykłej dziennikarskiej zdobyczy. Tego chyba nie wolno robić.
Ale przeszłość, jakakolwiek by była, zawsze jest siłą człowieka, ponieważ tylko dzięki niej można coś naprawić.
Życie z kimś, kto może umrzeć kilka razy w roku, ma swoje dobre strony, choć nie od razu daje się to zauważyć. Wiara w życie jest wtedy inna, bardziej przypomina pory roku, odnawia się po każdym załamaniu mimo wszystko o wiele silniejsza. Jet to wiara w krótkie odcinki życia: do przyszłego miesiąca, do świąt, do wiosny. Myśli się dzięki temu jaśniej i silniej odczuwa różne rzeczy, jak to przed śmiercią, nie ma czasu na błędy. Czasu traci się mniej i ogólnie podejmuje się trafniejsze decyzje - moja babka mówiła, że taką klarowność w głowie ma się tylko przed śmiercią, swoją albo cudzą. Żyje się w takiej ciągłej klarowności, podejmując trafne decyzje - babka nie mówiła, jak długo tak można.
Niektórzy nie mogą życ z tym, co zrobili, a inni z tym, czego nie zrobili.
Czekanie to złożona sprawa. Z taką intensywnością przemierza się wielkie odległości, pozostając jednocześnie w całkowitym bezruchu. Najlepiej podzielić je na małe odcinki i spróbować pokonywać każdy oddzielnie. Nie można pozwolić, by ta przestrzeń ukazała się w całości- to ściąga momenty zupełnej klęski, kiedy leży się z otwartymi oczami pośród nocy, świt nie kryje się w żadnym odgłosie uśpionego domu, w żadnej wyimaginowanej dziennej smudze światła. Albo siedzi się w kącie kuchni, na podłodze z meksykańskiej terakoty, między zlewem a kuchenką gazową, blisko ziemi jest najbezpieczniej.
Po jego wyjeździe dni miały dziwny, nieuregulowany bieg. Czas się rozpadł prawie zaraz po tym, jak zamknęły się drzwi. Teraz był nieprzewidywalny i trochę złośliwy, w niektórych częściach mieszkania było go więcej, w innych mniej. Zagęszczał się wokół kanapy, właściwie godzin na kanapie nie dawało się przebyć, zagradzał mi drogę do łazienki, szłam i szłam, całymi dniami robiłam sobie herbatę.
Zobacz, jak to nigdy nie wiadomo, co człowiekowi wyjdzie na dobre.
Jest coś, co sprawia, że ten zawód pochłania ludzi bez reszty, to zrozumiałam. Nie potrafiłam tylko zrozumieć, co powoduje, że relacjonowanie wydarzeń jest takie fajne. Jest takie cholernie fajne, że potem prawdziwe, realne życie wydaje się niepełne, podszyte tęsknotą.
Myślę, że to wojny końca lat dziewięćdziesiątych tak mnie zmieniły, doprowadziły do choroby nerwowej, którą powinien mieć mój mąż korespondent wojenny. Albo właśnie wtedy ta choroba dojrzała w pełni i zaczęła być widoczna, określając ramy naszego dalszego życia. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych nie mogłam się już łudzić ani wierzyć w powrót do normalności. Mieliśmy już za sobą wszelkie powroty i wiedzieliśmy, że nie wraca się ani do tych samych miejsc, ani do tych samych planów. Chyba od tego momentu w człowieku zaczyna się dorosłe życie.
Chciałam, żeby ten okres, kiedy jego nie będzie już się rozpoczął. Strach przed tym, co się ze mną stanie, kiedy on wyjdzie z domu, był gorszy niż jego nieobecność. Chciałam jak najszybciej przekonać się że i tym razem dam sobie radę, że to się da zrobić. Czas popłynie, godziny będą mijały, będą przechodziły w dni, nawet jeżeli ja się załamię, przestanę czuwać nad tym mechanizmem. To jest trudne, ale wykonalne, robiłam to wiele razy przedtem, nic się nie zmieniło.
Siedzieliśmy w hotelu na skraju rozlewiska Okawango, udając, że wiadomość z redakcji nic nie zmienia, nie podejmujemy żadnej decyzji, każde na własną rękę, po swojej stronie łóżka. Ale czułam jak ta decyzja we mnie powstaje, buduje się z jakiś małych cząsteczek wypełniających tę przestrzeń nad łóżkiem, powstaje trochę z moją pomocą, trochę wbrew mnie.
Ryzykujemy życie, żeby zdobyć takie chwile, cudze momenty bólu, jak kolekcjonerzy.
(...) takie powierzchowne podobieństwo dnia dziesiejszego do oglądanych kiedyś obrazów maskuje jedynie całkowitą i nieodwracalną zmianę.
Miesiące pozornego spokoju między wyjazdami Wojtka dokuczały mi bardziej - to jego obecność stała się czymś tymczasowym, wzmagającym niepokój. Tak niepokój odczuwa się tuż przed nadejściem nieuniknionej katastrofy. Jego obecność przy nie powodowała zmianę, której bałam się najbardziej.
Od dwudziestu lat przygotowuję się na śmierć swojego męża, jestem prawie gotowa. Czuję, że jeszcze kilka prób i możemy zaczynać. Nie mogę przyzwolić, żeby przeszkodzono mi teraz, kiedy jestem prawie u celu...
Nieodwracalność zdarzeń i uczuć jest równie absurdalna jak śmierć, trudno ją zaakceptować.Na szczęścia ta wiedza przychodzi na samym końcu:kiedy umiera nam ktoś bliski albo kończy się miłość.Ale zanim przyjdzie, człowiek próbuje i próbuje, próbuje o wiele dłużej niż ma to sens.
Jeżeli chcesz opowieści, to musisz być przygotowany, że coś usłyszysz...
Jeżeli chcesz opowieści, to musisz być przygotowany, że coś usłyszysz...
Są tylko dwa wyjścia – ciągnął Wojtek spokojnie. – Zacząć ingerować w los ofiary, porzucając dziennikarstwo, albo o niej pisać. Trzeba wybrać.
Przywoził z sobą różnych ludzi, ale sporo samego siebie zostawiał po tej drugiej stronie, do której ja nie miałam dostępu. Czasem miałam wrażenie, że prowadzi jakąś wymianę. Może nie robi tego dobrowolnie, ale też się jej nie przeciwstawia - dostaje opowieści, ale sporo oddaje w zastaw'.