cytaty z książki "Fale"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ludzie autentyczni najpełniej istnieją w samotności. Nie znoszą iluminacji, podwojenia. Ciskają swoje ledwie namalowane portrety, odwrócone twarzą do ziemi.
Dlatego nie lubię luster, które pokazują moją prawdziwą twarz. Kiedy jestem sama, często spadam w pustkę. Muszę ostrożnie stawiać stopy, żeby nie spaść z krawędzi świata w nicość. Muszę uderzać ręką w jakieś twarde drzwi, żeby przywołać się z powrotem do ciała.
Chodź, bólu, nasyć się mną. Zatop kły w moim ciele. Rozszarp mnie.
Zawinę teraz moje cierpienie w chusteczkę. Skręcę je mocno w kłębek. Pójdę do bukowego lasu (…). Zabiorę mój ból i złożę go na korzeniach pod bukami. Obejrzę go i wezmę w palce. Nie znajdą mnie. Będę jadła orzechy i wypatrywała jaj w jeżynach, włosy mi się splączą i będę sypiała pod żywopłotami, i piła wodę z rowów, i umrę tam.
Chwała niebiosom za samotność, która zdjęła ciężar z oczu, położyła kres zachodom ciała i usunęła wszelką potrzebę kłamstw i fraz.
Idę wypełnić na nowo swą pustkę, wydłużyć noce i zapełniać je coraz bardziej snami.
Jak dziwnie przedzierać się przez tłumy, patrząc na życie przez oczy piekące od łez.
Chcę się wydostać z wody. Lecz ona wzbiera nade mną, przesuwa mnie między wielkimi ramionami, obraca mną, okręca mnie, przewraca pośród długich świateł, długich fal, nieskończonych ścieżek, a ludzie ścigają mnie, ścigają...
Nie mam twarzy. Inni ludzie mają twarze (…). Przedmioty, które podnoszą mają ciężar, mówią „tak”, mówią „nie”, podczas gdy ja przeobrażam się i zmieniam i można mnie przejrzeć w ciągu sekundy.
Wymyśliłem tysiące opowieści. Zapełniłem niezliczone notatniki zdaniami, których miałem użyć, kiedy odnajdę prawdziwą opowieść, opowieść, do której się wszystkie te zdania odnoszą. Lecz nigdy jeszcze nie znalazłem tej opowieści. I zaczynam zadawać sobie pytanie: czy istnieją opowieści?
Pewnej nocy poprzez chmury żeglowała gwiazda i powiedziałam do niej: „wchłoń mnie”.
Nasze nędzne życie, tak szpetne, nabiera blasku i zyskuje znaczenie tylko pod spojrzeniem miłości.
Nie jestem fałszywa ani słodka, siedzę wśród was, ścierając waszą miękkość swoją twardością...
Ryczymy ze śmiechu na widok zniszczenia. Niech rozleci się cała ta pewność. Niech nie pozostanie nam nic.
Czuję jak rodzi się we mnie tysiąc zdolności. Jestem na przemian figlarna, wesoła, rozmarzona, melancholijna. Jestem czepiona dna, lecz płynę.
Chcę dawać i dostawać w zamian, i chcę samotności, w której będę mogła rozkładać swoje skarby.
Niemniej jednak życie jest przyjemne, życie jest znośne. Wtorek następuje po poniedziałku, potem jest środa. Umysł obrasta w słoje. tożsamość krzepnie. Proces wzrastania łagodzi ból. Wdech i wydech, wydech i wdech, przy narastającym pomruku i energii pośpiech i zapalczywość młodości wprzęgane są w służbę, aż całe istnienie zdaje się kurczyć i rozszerzać jak główna sprężyna zegara. Jak prędko płynie strumień od stycznia do grudnia! Porywa nas nurt spraw tak dobrze znanych, że nie rzucają już cienia. Płyniemy, płyniemy...
- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat.
A ona, wspominając inne rzeczy, dla mnie błahe, lecz które jej sprawiały dojmujące cierpienie, ukazała mi, jak życie usycha wobec rzeczy, których nie możemy dzielić z innymi.
Jesteśmy prawie niewidoczni na tle rzeki. Żar papierosa jest jedynym wyrazistym punktem między nami.
Zlękłam się tylko na chwilę, kiedy ujrzałam siebie, zanim zdążyłam się przygotować na swój widok, jak zawsze to robię. To prawda, nie jestem już młoda - wkrótce na próżno unosić będę ramię i mój szal opadnie, nie dawszy znaku. Nie usłyszę nagłego westchnienia w środku nocy i nie wyczuję, jak ktoś zbliża się w ciemności. Nie będzie już odbić na szybkach w ciemnych tunelach. Będę zaglądała w twarze i zobaczę, że szukają innej twarzy.
Chcę jawności i przemocy, i chcę się roztrzaskać jak kamień o skały.
Ludzie wydają się robić wszystko tylko przez tę chwilę - i nigdy więcej.
Mimo to myślę, że najlepsze rzeczy tworzy się w samotności. Wymagają jakiegoś ostatecznego zamrożenia, którego nie mogę im zapewnić babrząc się bez końca w ciepłych, rozpuszczalnych słowach.
When I cannot see words curling like rings of smoke round me I am in darkness — I am nothing.
Kiedy ściągam słowami zasłonę z rzeczy, zdumiewa mnie jak dużo, jak nieskończenie wiele więcej niż potrafię powiedzieć, zaobserwowałem.
Powstaję i przeobrażam się bez końca. Różni ludzie wydobywają ze mnie różne słowa.
Narzucasz milczenie, domagasz się podziwu, wznosząc tym samym ogromną przeszkodę dla swobody naszego obcowania.
Jakżeście mi wydzierali białe przestrzenie oddzielające cyfry na tarczy zegara i gnietli je w brudne kule, i wrzucali zatłuszczonymi łapami do kosza na śmieci. A one były moim życiem.