Scott Pilgrim. Tom 1: Scott Pilgrim i jego cudowne życie Bryan Lee O'Malley 7,8
ocenił(a) na 825 tyg. temu Nigdy nie czułem się ekspertem od spraw miłosnych i zapewne dlatego często oddaję się historiom romantycznym. Choć za filmowymi komediami romantycznymi nigdy specjalnie nie przepadałem, to inaczej rzecz się ma w przypadku komiksowych przedstawicieli tego gatunku. Do tej pory nie trafiłem na bardziej oryginalny tytuł, który można do niego zaliczyć, niż Scott Pilgrim.
Podejrzewam, że wielu z was ten tytuł kojarzy. Najpewniej za sprawą filmu z 2010 r., pt. Scott Pilgrim kontra Świat. Choć minęła ponad dekada od jego premiery, to nie wszyscy muszą wiedzieć, że jest on oparty na serii komiksów autorstwa Bryana Lee O’Malleya. Dziś, za sprawą wydawnictwa NAGLE! ta rysunkowa historia w końcu zadebiutuje w Polsce, a ja chciałbym was przekonać, że naprawdę warto po nią sięgnąć.
Tytułowy bohater, to 23-letni Kanadyjczyk. Nie pracuje, zdaje się nie mieć żadnych perspektyw na przyszłość, a na dodatek zaczyna spotykać się z 17-latką. Jego znajomi uważają to za skandal, ale on zdaje się nic sobie z tego nie robić. W wolnym czasie chłopak gra na gitarze w kapeli Sex Bob-omb. I to w zasadzie tyle, ile dowiadujemy się na jego temat. Gdzieś między wierszami dowiadujemy się jeszcze, że nie umawiał się już od dłuższego czasu i zdaje się, że mógł nie przeboleć końcu swojego ostatniego związku.
Poznajemy naszego bohatera i jego przyjaciół. Przysłuchujemy się jego konwersacjom z dziewczyną na temat jej znajomych i życia szkolnego. Aż tu nagle Scott ma sen. Nie byle jaki sen, gdyż dziewczyna, którą tam spotyka istnieje naprawdę. Lokalna kurierka Ramona Flowers zawróciła chłopakowi w głowie jeszcze zanim poznali się w realnym życiu. To naprawdę niesamowite jak szybko zmienia się jego obiekt zainteresowań i Scott zapomina, że przecież ma nastoletnią dziewczynę, z którą będzie musiał zerwać. Tylko jak to zrobić?
Scott Pilgrim to nie jest kolejna komedia romantyczna dla idiotów, chciałoby się powiedzieć. Zdaję sobie sprawę, że powyższy wstęp do fabuły komiksu nie jest może pełen zwrotów akcji, niespodzianek i oryginalnych pomysłów, ale uwierzcie mi, że jego ton, klimat i dialogi to po prostu pierwsza klasa. Zacznijmy od tego, że niesamowity jest ten luz głównego bohatera z jakim podchodzi do życia. Niejeden chciałby mieć taki dystans jak on i to sprawia, że jesteśmy ciekawi jego perypetii.
A skoro o jego przygodach i wyczynach mowa, to wraz z kolejnymi rozdziałami historia chłopaka robi się coraz bardziej zakręcona. Oprócz dziewczyny ze snów, z którą relacja bardzo szybko zaczyna się rozwijać, nagle pojawia się jej eks. Na dodatek Scott musi z nim walczyć i tutaj wchodzimy już bardziej w klimaty fantasy. Walka chłopaków w rytm oryginalnego tańca, z przyzywanymi za pomocą mistycznych mocy kobietami to jedna z najdziwniejszych, najzabawniejszych i najfajniejszych komiksowych scen jakie miałem okazję zobaczyć.
Cały ten pierwszy tom komiksu, który nadaje historii niezwykłego klimatu jest trochę jak taki sen. Z chęcią sam wcieliłbym się w rolę Scotta, choć daleko mu do ideału. Mógłby znaleźć sobie pracę i w wieku 23 lat wziąć się za siebie, o czym zresztą najbliżsi starają mu się przypomnieć. Jest jednak coś pociągającego w tym jego stylu bycia, pełnym optymizmu. Zresztą, ten doskonale podkreślają ilustracje. Kreskówkowe, nie zawsze pełne detali, ale za to bardzo wymowne.
Scott Pilgrim. Ależ to się przyjemnie czyta! A to dopiero początek przygód tytułowego bohatera. Zakończenie pierwszego tomu sugeruje nam o wiele bardziej zakręcone historie w kolejnych rozdziałach i w to mi graj. Uwielbiam takie nietypowe połączenia, na jakie decyduje się tutaj autor. I nawet brak kolorów w pełnie mi odpowiada, gdyż sama historia jest tak barwna, że w mojej wyobraźni wszyscy bohaterowie i ten świat nabierają kolorów tuż po lekturze. Komiks zdecydowanie daje do myślenia w kwestii naszych własnych życiowych wyborów. Czego tu chcieć więcej?