

Kłopot polega na tym, że sposób postrzegania jest zarazem sposobem niedostrzegania.
W polityce odpowiada się również za niezamierzone skutki własnych działań i słów.
Emocjonalny stosunek Polaków do sąsiednich narodów jest obciążony wspomnieniem doznanych krzywd, odniesionych ran (rzecz jasna tych, które n...
Emocjonalny stosunek Polaków do sąsiednich narodów jest obciążony wspomnieniem doznanych krzywd, odniesionych ran (rzecz jasna tych, które nam zadano, a nie tych, które my zadawaliśmy) oraz rachunkiem poległych i pomordowanych. Łatwo rozdmuchać tlący się żar tej wrogości oraz pragnienie wyrównania rachunku. Robią to czasem politycy dla doraźnego, wyborczego zysku. Taki zysk zmienia się jednak w narodową stratę. Stosunki z sąsiednimi państwami zależą od psychologicznej tkanki stosunków między narodami. Dla każdego polskiego rządu – obojętne czy premierem będzie Kaczyński, czy Tusk – rozniecona wrogość wobec Rosjan, Niemców lub Ukraińców będzie jak kula u nogi, która nie pozwoli na układanie wzajemnych stosunków gospodarczych i politycznych w najlepiej pojętym interesie narodowym. Słono za to zapłacimy. Nacjonalizm powraca też w Polsce i w Europie w dawno niewidzianej wersji, która żywo przypomina ideologie i ruchy faszystowskie. Nic nie jest dokładnie takie, jak w Republice Weimarskiej, ale nie ma co zaprzeczać podobieństwom i udawać, że to żaden problem. Do tamtego faszyzmu przyczynił się Wielki Kryzys, dzisiejszym odpowiednikom faszyzmu sprzyja kryzys globalny, ogólna niepewność jutra, brak perspektyw życiowych i frustracja młodzieży.