cytaty z książek autora "Joaquín Danilecki"
-Istnieje coś takiego jak Dział Podziękowań?
-Istnieje, ale nie jest tak przepełniony jak nasz. Śmiertelnicy zapominają o podziękowaniach, sądząc, że wszystko im się od losu słusznie należy. [...] Ale kiedy dzieje się im coś złego, wiedzą, do Kogo się zgłosić.
- Zakazane księgi?!
— Widzisz, synu? Gdybyś był książką, to byś go podniecił, a tak jesteś na straconej pozycji — westchnął Demon Pożądania. — Nie bez powodu nazwano go Demonem Słowa.
Ty nie żałujesz swoich win. Jesteś zbyt dumny. Nie masz pojęcia o sprawiedliwości, bowiem dla ciebie oznacza ona cierpienie
dla wszystkich, takie samo, jakie spotkało ciebie. Przez bunt stałeś się swoim własnym pogromcą. Twoje tchórzostwo jest tak samo haniebne, jak sprawowanie dyktatury. Nie potrafisz nawet zaakceptować tego, że Jego Magnificencja stworzył aspekt Miłości dla wszystkich, dla tych błądzących również. Odrzucasz go od samego Początku Czasu
uważając, że poradzisz sobie sam. I dlatego właśnie przegrywasz za każdym razem.
Wszystko zależy od siły twojej woli. Im silniejsza intencja, tym większe prawdopodobieństwo, że uda ci się przenieść ją do rzeczywistości i zmaterializować.
Seks jest dla mnie jak prowiant, wpierdalając dzień w dzień to samo, możesz się przejeść. Możesz zacząć rzygać na samą myśl o nim. Ale musisz jeść, bo inaczej umrzesz. A i tak zawsze będziesz głodna. Tym jest dla mnie seks bez uczuć. Wpierdalaniem śmieciowego żarcia.
Jeśli naprawdę tak ci na nim zależy - ciągnął Siegel, wpatrując się w niego - będziesz z nim dzielić wszystko, łącznie z nieśmiertelnością i wiecznym bólem.
To, że coś jest duchowe, nie oznacza, że jest nielogiczne.
Zrobiłeś je, pracując tutaj, prawda? — oznajmił Eligiusz po chwili milczenia, po czym, widząc zdziwienie na twarzy Emila, dodał:
— Chłopcze, nie umarłem wczoraj, wiem ile czasu to zajmuje. Twój talent uratował ciebie i moje notatki.
Sztywne formuły to wasze więzienie, Emil. Gdyby nie Wielki Bunt, nie byłoby Wolnej Woli. Żylibyście tak, jak chce tego Sędzia,
a nie wy. Po tym, jak niektórzy wyrwali się spod jego rządów, wszczepił w śmiertelnikach coś, co nazwał Sumieniem — to przez nie macie problemy, gdy chcecie zrobić coś wyłącznie dla siebie. Tylko niewielu śmiałków potrafi je zagłuszyć. Wciąż boicie się zerwać więzy.
Jeśli prawdziwa Miłość to wolność sama
w sobie, on nie miał prawa jej podważać. W świecie ludzi wszystko jest nieidealne, on kiedyś był jednym z nich. Nie mógł poznać, nie mógł prawdziwie doświadczyć. Jeszcze nie nadeszło to, co doskonałe — pojawiło się to, co częściowe. Pożądanie jest ludzką częścią składową Miłości, ponieważ tego zażyczył sobie Jego Magnificencja. Inaczej
nie doszłoby do powstania świata. Jednak samo pożądanie wyniszcza. Potrzeba uczuć, by rozbudzić Miłość. By prawdziwie kochać, trzeba być wolnym. A żeby być wolnym… Trzeba wybaczyć. Trzeba umieć odejść, porzucić wszelkie przywiązanie.
W tym miejscu… Musisz oddzielać sztukę od artysty, Evan.
Miłość jest piękna, Emilu. Ona, ofiarna i czysta, sprawia nam największą radość, daje szczęście. Ratuje nas przed tym, co złe, oczyszcza nas z ran. Samo pożądanie wyniszcza nas od środka. Ci, którzy wciąż czują zawiść,
nie mogą nikogo pokochać. Wiesz, o czym mówię, prawda?
Egoizm, od którego Miłość się odcięła, wyniszcza istnienia od środka. Trucizna zła rozprowadzona po duchowym bycie może wtedy zabić po raz kolejny.
Kiedy w sercu bliźniego wygasa światło Miłości, jego dni stają się ciemną nocą.
(...)
Jego prawa dłoń przebiła się przez barierę, by w końcu dosięgnąć Jeremy’ego. Nie mógł go wyciągnąć na zewnątrz, więc sam wszedł
do środka. Przyciągnął go do siebie mimo bardzo silnego bólu, jaki go w tej chwili dotykał.
— JA CI WYBACZAM‼! CHOĆBY CAŁY ŚWIAT CIĘ NIENAWIDZIŁ, JA CI WYBACZAM ‼! KOCHAM CIĘ, SŁYSZYSZ?!
Jeremy, powoli zanikający duchowy byt, pochylił głowę. Chciał unieść dłonie, by objąć Emila, który wtulił się w jego zanikającą postać.
Nie dał rady. Po jego policzkach popłynęły lśniące łzy. Zapadały się w nicości, na nowo rozświetlając atramentową barwę oczu, które jako jedyne zdradzały teraz prawdę, jakiej nikt już nie widział.
A co, jeśli ludzie nadal chcieli żyć schematami? Jeśli tak jest im łatwiej? Mogli mieć uporządkowane życie, bez żadnego buntu, bez żadnej rebelii, która całkowicie by ich wyniszczyła. Rewolucja zjada to, co ma na swojej drodze, a na pierwsi ogień zawsze idą ci, którzy ją rozpoczęli. Jeśli teraz narzuci się im Wolną Wolę… Czy naprawdę będą wolni? Znów nie miał pojęcia, czym naprawdę jest wolność. Czy to robienie wszystkiego tak, jak się chce? Nie, wtedy wewnątrz człowieka odzywa się Sumienie i każe mu przemyśleć swoje zachowanie.
Rywalizacja? Nie, bo wtedy śmiertelnik traci niewinność w oczach, postrzega świat jako swojego wroga, nie zaś — sprzymierzeńca. Wobec tego życie nie kończy się na Wolnej Woli. Ona ciągnie za sobą konsekwencje wszystkich zachowań, które przekładają się na kolejne istnienie — to po Drugiej Stronie, w Zaświatach. Jednak to tutaj jest wieczne i wpływa na nie wszystko to, czego człowiek dokonał w Starym Życiu. Cały czas jest on oceniany przez pryzmat tego, co zrobił, nie tego, kim jest. A może jedno łączy się z drugim? Woźnica prowadzący dwa konie. Rozum kierujący emocjami. Świadomość. To ona otwiera oczy na rzeczywistość. A bierze się z zrozumienia, a nawet — doświadczenia.
Rzeczy nie zawsze są tym, czym się wydają, zaś ludzki umysł jest niezwykły. Widzi to, co chce widzieć. Może stać się ofiarą przesądów i wierzeń. To właśnie w nim rozpoczyna się cały proces myślowy, dlatego trzeba być bardzo czujnym — bowiem każde działanie człowieka pozostawia po sobie ślad.
Tori postawił zakupy na podłodze i ściągnął buty, które od kilku dni musiał czyścić ze względu na błoto, jakie znajdowało się dosłownie wszędzie przez wrześniowe deszcze.
— Śmierdzisz psem — rzucił Hunter na powitanie.
— Spodziewałem się buziaka, nie plaskacza — odparł Tori, zerkając na niego z ukosa.
Pani Bronagh? — zaczął Tori. — Chcieliśmy porozmawiać.
— Proszę, proszę za mną! — zawołała, machając ręką z uśmiechem.
— Ona cię zna? — szepnął Aiden, widząc entuzjazm wypisany na twarzy kobiety.
— Nie pierwszy raz mnie widzi — wyjaśnił Tori. — Zresztą, mnie lubi każdy.
— Doprawdy? Nie schlebiaj sobie.
Lekarze stwierdzili, że to schiza Frania.
— Raczej schizofrenia — wtrącił Aiden, idąc obok niej.
— Jak zwał, tak zwał, młodzieńcze.
Nie traktuj nas jak dzieci, mamy piętnaście lat! — oburzyła się Reagan.
— Właśnie, Ai. Chyba wdałeś się w matkę…
— Odwołaj to! — mruknął Hunter, mierząc Toriego wzrokiem, który mógłby zabić.
— Ani mi się śni.
— Tak? W takim razie śpisz dzisiaj na kanapie.
— Jesteś okrutny...
Nasze światy się przeplatają. Niektórzy mówią o przypadku, inni o synchroniczności. Czasem, by rozwiązać zagadkę Zaświatów, potrzeba żywych ludzi.
Emil stał naprzeciwko niego w milczeniu. Siegel w istocie był godzien miana Mrocznego Hegemona, jako ktoś, kto potrafił podszyć się złem pod dobro i na odwrót.
— To wszystko? — spytał chłopak po chwili. — Muszę wracać na górę.
— Mógłbyś czasem wpaść do mnie, żebym się nie nudził — odparł Siegel, patrząc na niego z tajemniczym uśmiechem na ustach. — Zagrałbyś sobie z wujaszkiem w karty, co ty na to? Tylko ostrzegam, jestem piekielnie doświadczony…
Emil przewrócił oczami, po czym założył kaptur na głowę i wyszedł z gabinetu Siegla, zamykając za sobą drzwi.
To proste, bije od niego taki chłód, że ja pierdolę — wyjaśnił mężczyzna, stukając podminowanego Devina w klatkę piersiową tam, gdzie zazwyczaj znajduje się serce. — Nie możesz sobie znaleźć jakiegoś innego Demona albo Demonicy? — dodał, zwracając się do Evana. — Albo jeszcze lepiej, po co ograniczać się do jednego, skoro można mieć takich na pęczki?
W Piekielnych Czeluściach istniało wiele rodzajów cierpienia. Jedni musieli robić to, co niszczyło ich za Starego Życia. Drudzy musieli przeżywać to razem z nimi.
A on? On musiał na to wszystko patrzeć.
Nic nie mogło go skrzywdzić, jeśli był martwy w środku. Otworzył szafę, w której krył się jego wewnętrzny demon — a ten nie pozwolił mu leczyć własnych ran.
Już raz ci to powiedziałem. Nie zmienię zdania, bez względu na to, czego się o tobie dowiedziałem — szepnął, ściskając go. — Nie zostawię cię samego.
Devin wzdrygnął się, słysząc to.
(...)
— Powinieneś mnie nienawidzić — zarzekał się Devin. — Jak wszyscy.
— Ty nienawidzisz się najbardziej. To wystarczy.
— Nie jestem w stanie dać ci tego, czego potrzebujesz.
— Trudno — upierał się Evan, wciąż obejmując go za szyję. — Nie mogę ciągle jeść.
Wiedział, że są do siebie podobni. Stanowili swoje lustra. Mogli w nich zobaczyć prawdę.
To Miłość stanowi klucz do dobrego życia, a nie jakieś idiotyczne reguły czy prawo.
Chyba naszemu liderowi przyda się boski zegarek — burknął Jeremy, zakładając ręce na piersi. — Inaczej wywalą go szybciej, niż go przyjęli.
— Nie dziwię się, że wszyscy mają cię dosyć — zganił go Nicholas, poprawiając kołnierz swojej koszuli. — Okaż czasem trochę pokory, panie Tortura.
— Mówi gość, który jeździ na samych doskonałych ocenach i jeszcze nigdy nie ośmielił się przeciwstawić profesorom, choćby go na pal wbijano? — odgryzł się brunet.
Emil spoglądał na nich naprzemiennie, czując w powietrzu nieprzyjemny klimat.
— Powie mi ktoś, gdzie mam iść? Czy będziecie się tutaj oczerniać na środku alei?
Zerknęli na niego tak, jakby spytał, czy może ich pozabijać.
— Okay, to nie. Sam znajdę drogę — powiedział, unosząc dłonie w geście pokoju.
Nie ma pan pojęcia o duchowych uczuciach,
prawda? — spytał, starając się naśladować styl mowy Nicholasa. — Czy to nie tym zajmuje się parapsycholog? Rozumieniem uczuć?
— Już o tym rozmawialiśmy, Nicholas. Nie muszę wchodzić do ognia, by wiedzieć, że spłonę — bronił się wykładowca, gniewnie spoglądając na bok.
— Nie musi pan też widzieć, że nasz świat istnieje. Ale mimo wszystko lubi pan go obserwować, bo sprawia to panu radość. Nie musi pan słuchać anielskiej opery by wiedzieć, że jest niebiańsko piękna.
Ale mimo wszystko robi pan to, bo chce pan poznać głosy boskich chórzystów i zatracić się w rajskim rytmie. Nie musi pan niczego
odczuwać. Ale mimo wszystko dobrze byłoby spróbować chociaż raz i przekonać się, czy warto.