cytaty z książki "Ojczyzna moralnie czysta. Początki HIV w Polsce"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W 1995 roku tygodnik "Wprost" napisał: "AIDS w Polsce pozostaje chorobą bez twarzy".
Odkryłem, że polska historia HIV/AIDS ma, przynajmniej do pewnego momentu, strukturę thrillera. Od pełnego suspensu oczekiwania na "zarazę", przez pierwsze niepokojące zdarzenia w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, aż po dramatyczną kulminację na początku lat dziewięćdziesiątych. Kulminację polegającą nie na gwałtownym przyspieszeniu epidemii, lecz na społecznych reakcjach na AIDS.
We wrześniu Telewizja Polska między dobranocką a dziennikiem nadaje program Diagnoza, poświęcony w całości AIDS. O tym, że AIDS jest chorobą już głośną, ale wciąż nową i nawet nie do końca przyswojoną językowo, świadczyć może fakt, że tygodnik "Antena" anonsuje ów program nagłówkiem: "AIDS nadal groźna". AIDS ma tu jeszcze rodzaj żeński (ostatecznie zostanie zakwalifikowany jako rzeczownik rodzaju nijakiego bądź męskorzeczowego).
(...) Tymczasem w Polsce nikt jeszcze nie zachorował, a w dodatku ojczyzna jest "moralnie w zasadzie czysta", tak więc problem dotyczy jedynie jakiegoś promila tutejszej populacji - "zdecydowanych dewiantów" i kobiet "które zadają się z biseksami". Ale przecież "kobiety mogą kochać się z jednoseksami bądź pozostawać w cnocie", z kolei "homoseksualiści mogą w końcu spojrzeć życzliwszym okiem na damy". I sprawa z głowy, niczego brzydkiego wtedy nie złapią.
Wirus nie otrzymał jeszcze krótkiej i wpadającej w ucho nazwy HIV - wejdzie ona do obiegu w roku 1986 - i na razie funkcjonował w świecie medycznym pod skomplikowanym symbolem HTLV-III/LAV; żaden laik nie był w stanie powtórzyć go bez ściągi. Co więcej, dopiero od wiosny 1985 roku zaczęto stosować na świecie testy, które wykrywają obecność przeciwciał wirusa i na tej podstawie pozwalają stwierdzić, że badany jest zakażony.
Gazety apelują, by dotrzeć do osób z "grup ryzyka" i nakłaniać ich do poddania się testom. Jak tu jednak dotrzeć do środowisk homo- i biseksualistów w kraju, gdzie nie tylko ludzie nie ufają ani sobie nawzajem, ani tym bardziej instytucjom państwowym, ale także mniejszości seksualne traktowane są z jawnie demonstracyjną pogardą? Badania na HIV stały się pretekstem do naruszania granic intymności i mogą zostać wykorzystane przeciwko badanym.
(...) deklaruje więc, że za żadne skarby nie pójdzie się testować: "Narażam się tylko na pytania, kim jestem, jak się nazywam i co robię w pościeli. To szansa dla organów ścigania, nie dla nas". Obawy te nie są bynajmniej bezpodstawne, bo w 1985 roku milicja, między innymi pod pretekstem walki z AIDS, rozpoczyna wymierzoną w środowiska homoseksualne akcję "Hiacynt".
Pierwszą polską "twarzą" HIV była więc kobieta. A jednak w dyskusji na temat AIDS kobiety zostały, także w Polsce, zepchnięte na drugi, nawet trzeci plan. Według doktorki Doroty Rogowskiej-Szadkowskiej, ponieważ HIV/AIDS od początku silnie łączono z gejami, do dzisiaj jest to męska epidemia.
- Kobiety są odpryskiem, kobiety nikogo nie interesują - mówi z sarkazmem. - Interesy gejów zakażonych HIV reprezentują lekarze geje i lekarki, które przejęły męskie widzenie świata. Natomiast kobietami z HIV nikt się nie zajmuje. Budzą zainteresowanie tylko wtedy, kiedy pracują w usługach seksualnych lub kiedy zachodzą w ciążę. Ale przecież kobiety nie występują jedynie w tych dwóch stanach skupienia, nieprawdaż?
Chory na AIDS stał się kozłem ofiarnym, który musi przyjąć
na siebie frustrację, lęki i zawiedzione nadzieje obywateli RP u progu nowej, trudnej rzeczywistości.
Ale w Polsce jest też inny obcy, inny wróg - państwo. Państwo opresyjne i chaotyczne zarazem. Państwo, które nie jest w stanie zapewnić odpowiedniego sprzętu medycznego i środków ochrony. Państwo, które groźbami i karami chce wymusić na swoich obywatelach działania narażające ich zdrowie i życie. Państwo spychologii, bezładu organizacyjnego i bałaganu prawnego. System państwowy jest zawirusowany. Albo też po porostu samo państwo jest wirusem.
Wydarzenia w Kawęczynie, Głoskowie i Rybienku są dla wielu osób szokiem. Raczkująca dopiero w Polsce demokracja już w pierwszych miesiącach istnienia pokazała mroczne oblicze i wydobyła na wierzch ukryte dotąd fobie. Obudziła polskie demony. W świat idzie informacja, że Polska to kraj dziki, niebezpieczny i nietolerancyjny.
Mimo wszystko sytuacja na rynku kondomów powoli się stabilizuje, nagle jednak zaczyna brakować gumek do... wiązania w pęczki natek pietruszki czy kwiatów. Handlarze zieleniną wykupują więc prezerwatywy i tną je na paski. Polak niewątpliwie potrafi.
Jak zwykle w Polsce podział przebiega między tak zwaną światłą częścią społeczeństwa a tak zwanym ciemnym ludem, którego "pany" z Warszawy ani myślą pytać o zdanie czy pozwolenie. Nie istnieje żadna płaszczyzna porozumienia. Są tylko dwie wrogie siły stojące po przeciwnych stronach barykady.
Do tej właśnie światowości, europejskości próbują odwoływać się przedstawiciele inteligencji w naszym kraju, w którym po przełomie ustrojowym szaleją spuszczone z łańcucha potwory antysemityzmu i ksenofobii. "Jeżeli nie zrozumiemy tego, że tolerancja jest właśnie naczelną zasadą postępowania etycznego, to po prostu ten naród stanie się dzikim narodem, wrzodem w Europie" - jednoznacznie stwierdza światowej sławy kompozytor muzyki poważnej i dyrygent Krzysztof Penderecki.
Pod koniec lat osiemdziesiątych polscy homoseksualiści mają już aspiracje, żeby być gejami. Ale społeczeństwo wciąż woli widzieć w nich pedałów.
Pastor zawsze mi tłumaczy: "Nie ma ludzi odrzuconych przez Boga, nie ma. Ludzie sami tworzą bariery". Tak właśnie robi Kościół katolicki, dlatego nigdy w życiu tam nie pójdę. Tam nie ma Boga.
AIDS staje się kartą przetargową w walce politycznej i światopoglądowej, prowadzonej między tymi, którzy chcieliby zbudować w III RP nowoczesne, laickie społeczeństwo, a tymi, którzy ciągną je w kierunku przeciwnym i straszą obywateli wizją "seksualizacji" młodzieży.
Polska to coraz bardziej niewytłumaczalny kraj: księża uczą u nas seksu, a tu na dodatek Kotański zaczyna mówić jak ksiądz - celnie komentuje całą aferę Lew - Starowicz.