rozwińzwiń

Stowarzyszenie umarłych poetów

Okładka książki Stowarzyszenie umarłych poetów Nancy H. Kleinbaum
Okładka książki Stowarzyszenie umarłych poetów
Nancy H. Kleinbaum Wydawnictwo: Rebis Seria: Kolekcja 70 lat Empik literatura piękna
160 str. 2 godz. 40 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Kolekcja 70 lat Empik
Tytuł oryginału:
Dead Poets Society
Wydawnictwo:
Rebis
Data wydania:
2018-10-05
Data 1. wyd. pol.:
1994-01-01
Data 1. wydania:
1991-11-07
Liczba stron:
160
Czas czytania
2 godz. 40 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375109306
Tłumacz:
Paweł Laskowicz
Tagi:
powieść amerykańska Paweł Laskowicz literatura amerykańska proza współczesna
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
559
516

Na półkach:

Część z Was zauważyła
„Chciałam zasmakować film w postaci literatury, i dostałam sfabularyzowany scenariusz filmowy” (Renia_Z)
„Książka w porównaniu z filmem nie zachwyca” (RRa)
„Lepszy film, książka nie dodaje nic do historii” (Kiramaru)
„Lepiej obejrzeć film, bo książka nie wnosi nic nowego, a jest bardzo topornie napisana” (baixiaotai)
„język mógłby być lepszy a i styl pisania nie nastraja do czytania.” (kasiastg)
„Największy błąd jaki można zrobić. Napisać książkę na podstawie filmu. To jest po prostu przepisany scenariusz.” (aniak)
„wyjątkowo film jest lepszy od książki” (Assarii)
Nic ująć.

Jak była mowa przy „Odbiorcy ubezwłasnowolnionym” film trzeba było obejrzeć w ramach lektur szkolnych, zapewne dobrze zrobiony, tylko jak dla mnie bardzo dołujący. W 1959 w Ameryce szkoła wyglądająca jak z „Piramidy Strachu” ze 100 lat wcześniej, podręcznik, w którym ktoś myli literaturę z geometrią („jeśli artystyczną doskonałość odłożymy na osi horyzontalnej, a ważność treści na osi wertykalnej, wówczas rozmiar zakreślonego na naszym wykresie pola stanie się dla nas odpowiednią miarą wspaniałości wiersza”, na zasadzie wolnych skojarzeń przypomniało mi „profesora estetyki” z „Kota Mruczysława” a także maszynę do pisania wierszy z „Cyberiady”),wreszcie Keating, były uczeń tej szkoły, który zostawszy nauczycielem próbuje skończyć z dziadostwem, mającym sprawiać wrażenie uczoności. Pomysł wyrywania stron z beznadziejnego podręcznika jakby mnie uradował, chociaż sprawiał wrażenie dość zuchwałego, pomijając i to, że urzeczywistniony w murach tyleż szacownej co ograniczonej uczelni. Zwłaszcza, że jedna jaskółka najwyżej zapowiada wiosnę. Jednak daremne żale, próżny trud, gdyby odwrócić myśl Asnyka. Keating uznany za kozła ofiarnego po samobójstwie jednego ze swoich wychowanków musi opuścić przybytek wiedzy (?),żegnany przez tylko czy aż połowę uczniów, narażających również siebie na usunięcie (co byłoby raczej nagrodą niż karą).

Książka w paru miejscach różna od filmu i to na gorsze.

„Pan Perry wszedł do pracowni i zapalił światło. Rozejrzał się dookoła. Wszystko wydawało się w porządku, ale gdy miał już wychodzić, dostrzegł nagle na dywanie połyskujący, czarny przedmiot. Jego własny rewolwer. Czując narastającą panikę, podszedł powoli do biurka i wtedy zobaczył bezwładną, białą dłoń. Stał, nie mogąc złapać tchu.” W filmie wygląda to inaczej, Perry (Kurtwood Smith, wcześniej grał szefa bandy, przypominającego Himmlera, w 1 części „RoboCopa”) zaraz po wejściu czuje zapach spalonego prochu po wystrzale.

W filmie Keating robi żart wątpliwej jakości:
- Pan Pitts. Raczej niefortunne nazwisko (rather unfortunate name).
Tłumacz wyjaśnia: po ang. pity - litość, politowanie, współczucie.

W książce wypada jeszcze gorzej.
„Albo poddacie się teraz woli akademickiego "hoi polloi" i wasz owoc obumrze, zanim urodzi się wino, albo zwycięży w was indywidualność.” (Either you will succumb to the will of academic hoi polloi, and the fruit will die on the vine or you will triumph as individuals) „Przed chwilą użyłem zwrotu "hoi polloi". Czy ktoś wie, co on oznacza? Overstreet, rusz swoim stalowym hełmem.” (A moment ago I used the term ‘hoi polloi.’ Who knows what it means? Come on, Overstreet, you twerp.)
Ostatnie zdanie zbyt ugrzecznione w przekładzie, „twerp” znaczy ćwok, pacan, półgłowek i temuż podobnież.

„W klasie rozległ się śmiech. Overstreet zmarszczył brwi w głębokim namyśle, ale nie potrafił odpowiedzieć na pytanie.
- A ty, Anderson? No, chłopie. Jesteś mężczyzną?” (Anderson, are you a man or a boil?)
Pominięty w tłumaczeniu drugi człon znaczy wrzód bądź czyrak.

„Klasa znowu się roześmiała i wszyscy spojrzeli na Todda, który wyprostował się w skupieniu. Po chwili zaprzeczył gwałtownym ruchem głowy:
– Nie wiem.
Meeks podniósł rękę do odpowiedzi:
– "Hoi polloi". Czy to nie znaczy "stado"?
– Oczywiście, panie Meeks – odparł Keating – w języku greckim zwrot ten znaczy "stado" (Precisely, Meeks, Greek ‘for the herd’). Proszę jednak uważać, bowiem jeśli użyjecie zwrotu "hoi polloi", to w rzeczy samej powiecie: "to nasze stado", co znaczy, że również sam mówiący do stada należy. Zatem, mówiąc: "hoi polloi", stwierdzamy po prostu, że wszyscy należymy do bezmyślnego stada.” (rozdział 5)

Objaśnienie dość bałamutne, co Piratka tak rozmiłowana w Grecji jak ja musi zauważyć, rzeczywiście οἱ πολλοί zwykle używane jest z wyższością jako odpowiednik „tłumu”, „pospólstwa”, „motłochu” jednak po grecku znaczy jedynie „liczni” czy „wielu”, οἱ jest rodzajnikiem liczby mnogiej rodzaju męskiego w mianowniku, πολλοί liczbą mnogą od πολύς (dużo, wiele, itd).

Część z Was zauważyła
„Chciałam zasmakować film w postaci literatury, i dostałam sfabularyzowany scenariusz filmowy” (Renia_Z)
„Książka w porównaniu z filmem nie zachwyca” (RRa)
„Lepszy film, książka nie dodaje nic do historii” (Kiramaru)
„Lepiej obejrzeć film, bo książka nie wnosi nic nowego, a jest bardzo topornie napisana” (baixiaotai)
„język mógłby być lepszy a i styl...

więcej Pokaż mimo to

avatar
864
699

Na półkach: , ,

Filmu nie oglądałem. Książka urywa się w momencie, w którym się rozkręca - jak dłuższe opowiadanie, którego autorowi w pewnym momencie wyczerpał się pomysł. Czyta się szybko, nie nudzi, ale też nie satysfakcjonuje.

Filmu nie oglądałem. Książka urywa się w momencie, w którym się rozkręca - jak dłuższe opowiadanie, którego autorowi w pewnym momencie wyczerpał się pomysł. Czyta się szybko, nie nudzi, ale też nie satysfakcjonuje.

Pokaż mimo to

avatar
143
20

Na półkach:

Temat świetny, ale książka gorsza od filmu.

Temat świetny, ale książka gorsza od filmu.

Pokaż mimo to

avatar
231
166

Na półkach:

Nietypowa jest chronologia: najpierw powstał scenariusz autorstwa Toma Schulmana, później książka, a dopiero potem film. Ciężko więc tą powieść, a raczej dłuższe opowiadanie, oceniać za fabułę, gdyż N. H. Kleinbaum jedynie przepisała cudzy scenariusz na książkę. Zastanawiam się jaka była przyczyna tego, że Kleinbaum została do tego zatrudniona. W przypadku Dołęgi-Mostowicza było tak, że najpierw napisał scenariusz filmowy do "Znachora", a gdy nikt nie był zainteresowany przerobił go na powieść. Gdy Kleinbaum przepisywała scenariusz na książkę to film był już raczej w produkcji.

Zwykle tak jest, że książka nad filmem ma przewagę w postaci większej głębi historii, pogłębionych portretów bohaterów, tutaj tego nie ma. Dość szybko poszczególni bohaterowie zaczęli mi się zlewać w jedno dopiero pod koniec niektórzy zyskali jakąś charakterystyczną cechę. Neil chciał zostać aktorem, Knox zakochał się w Chris, Todd był wycofany, a Charles chciał by nazywano go Nuwanda. Szybkie tempo opowieści nie pozwala też się wczuć w jej klimat. Brakuje opisów budujących atmosferę. Bardzo szybko chłopcy podchwytują ten pomysł na Stowarzyszenie Umarłych Poetów, a zwykle jest tak, że młodych ludzi do pewnych idei trzeba przekonywać. Tymczasem tutaj wszystko dzieje się szybko, bezrefleksyjnie. Ocena jest więc nie tyle za samą historię co za styl i sposób przeniesienia scenariusza. Gdyby Kleinbaum była autorką historii to ocena byłaby wyższa.

Jeśli ktoś chce poznać tą historię to tylko w formie filmu. Czytając książkę nie dostaniemy nic w zamian. Film natomiast ma przewagę nad powieścią w postaci sfery audiowizualnej czy świetnego Robina Williamsa w roli profesora Keatinga i Roberta Leonarda w roli Neila Perry'ego, który najbardziej zapada w pamięć spośród wszystkich członków stowarzyszenia. Jeśli "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" nadal jest na liście lektur to uczniowie zamiast czytać powinni obejrzeć film.

Nietypowa jest chronologia: najpierw powstał scenariusz autorstwa Toma Schulmana, później książka, a dopiero potem film. Ciężko więc tą powieść, a raczej dłuższe opowiadanie, oceniać za fabułę, gdyż N. H. Kleinbaum jedynie przepisała cudzy scenariusz na książkę. Zastanawiam się jaka była przyczyna tego, że Kleinbaum została do tego zatrudniona. W przypadku Dołęgi-Mostowicza...

więcej Pokaż mimo to

avatar
399
62

Na półkach:

Po pierwsze należy przedstawić sprawę jasno: film był lepszy, a Rola Robina Williamsa rewelacyjna. Jest to jeden z nielicznych przypadków kiedy to książka spłyca fabułę bardziej od filmu.
Książka nie rozwija bohaterów, jest ich kilku, ale nawet po lekturze nie pamiętam, który zakochał się w dziewczynie, który popełnił samobójstwo itd. Zwłaszcza motyw z dziewczyną jest bardzo prymitywny : chłopak zakochuje się w dziewczynie od razu po jej ujrzeniu. Sam autor chyba wiedział jak jest to naiwne, bo ustami dziewczyny mówi, że chłopak całkowicie jej nie zna. Nie przeszkadza to jednak w tym, aby para skończyła razem.
Niemniej przynajmniej dwie sceny zapadają w pamięć. Oczywiście jest to scena samobójstwa i konsekwencje tego czynu. Dobrze wybrzmiewa solidarność uczniów z Keatingiem, którzy oddają mu hołd, kiedy ten odchodzi ze szkoły.
Jednak dla mnie osobiście ważniejszą sceną jest marsz uczniów po placu. Scena niesie ze sobą ważny przekaz, aby człowiek nie zatracił swojej indywidualności w tłumie. Niestety w obecnych czasach może ona być mylnie interpretowana i zachęcać uczniów do oporu nawet w najbardziej błahych sprawach.
Mimo wszystko książka wypada poprawnie, jednakże przy filmie wygląda blado.

Po pierwsze należy przedstawić sprawę jasno: film był lepszy, a Rola Robina Williamsa rewelacyjna. Jest to jeden z nielicznych przypadków kiedy to książka spłyca fabułę bardziej od filmu.
Książka nie rozwija bohaterów, jest ich kilku, ale nawet po lekturze nie pamiętam, który zakochał się w dziewczynie, który popełnił samobójstwo itd. Zwłaszcza motyw z dziewczyną jest...

więcej Pokaż mimo to

avatar
93
48

Na półkach:

Książka napisana na podstawie scenariusza filmowego... Wspaniały film z niesamowitą kreacją Robina Williamsa na zawsze utkwił w mojej pamięci. Sięgając po książkę cieszyłem się na powrót w lata 90-te. Niestety. książka jest płytka, przelatuje nad bohaterami, nie potrafi oddać tego się pasjonowaliśmy w kinie. Rozczarowanie....

Książka napisana na podstawie scenariusza filmowego... Wspaniały film z niesamowitą kreacją Robina Williamsa na zawsze utkwił w mojej pamięci. Sięgając po książkę cieszyłem się na powrót w lata 90-te. Niestety. książka jest płytka, przelatuje nad bohaterami, nie potrafi oddać tego się pasjonowaliśmy w kinie. Rozczarowanie....

Pokaż mimo to

avatar
99
17

Na półkach:

Lektura chociaż została napisana na podstawie scenariusza i tak jest warta przeczytania. Zawiera kilka scen, które nie uwzględnione zostały w wersji końcowej filmu. Książkę czyta się szybko i przyjemnie, ale nie brak w niej treści, która pobudza nasze myślenie i zmusza do refleksji. Mimo, że oglądałam niedawno film, nie przeszkodziło to żebym z takimi samymi emocjami zareagowała na zakończenie.

Lektura chociaż została napisana na podstawie scenariusza i tak jest warta przeczytania. Zawiera kilka scen, które nie uwzględnione zostały w wersji końcowej filmu. Książkę czyta się szybko i przyjemnie, ale nie brak w niej treści, która pobudza nasze myślenie i zmusza do refleksji. Mimo, że oglądałam niedawno film, nie przeszkodziło to żebym z takimi samymi emocjami...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1648
176

Na półkach: , ,

To jest ten rodzaj książek, jakie nie powinny w ogóle powstawać.
Na podstawie wspaniałego filmu (10/10, forever and always) stworzono kiepściuchną powieść, będącą ledwo mdłym odbiciem, cieniem cienia oryginału, kompletnie nic nie wnosi nowego, a za to w zamian została zupełnie obrana z humoru wplecionego w dialogi filmowe i delikatnej, zniuansowanej psychologii postaci, którą wspaniale oddali aktorzy, ale autorka adaptacji nie zadała sobie trudu, żeby się jakoś do tego odnieść. W zasadzie nawet nie jest to powieść tylko niezbyt udane streszczenie scenariusza.
Pomysł tłumacza zaś, żeby klasyki poezji angielskiej będące fragmentami dialogów przetłumaczyć w znaczącej większości samodzielnie zamiast posłużyć się dostępnymi wersjami najlepszych polskich poetów uważam za... odważny? kontrowersyjny? poroniony? (wybierz trzy)

To jest ten rodzaj książek, jakie nie powinny w ogóle powstawać.
Na podstawie wspaniałego filmu (10/10, forever and always) stworzono kiepściuchną powieść, będącą ledwo mdłym odbiciem, cieniem cienia oryginału, kompletnie nic nie wnosi nowego, a za to w zamian została zupełnie obrana z humoru wplecionego w dialogi filmowe i delikatnej, zniuansowanej psychologii postaci,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
78
51

Na półkach:

W końcu przeczytałam książkę, która była na mojej półce od lat. I szczerze żałuję, że zrobiłam to tak późno, bo wiem, że wpłynęłaby na mój nastoletni światopogląd i podejście do życia.

Niestety nie oglądałam filmu, na podstawie którego powstała książka, ale może to i dobrze. Nie jestem nią aż tak rozczarowana, a słyszałam głosy, że książka, w opinii tych co film oglądali, jest dość słaba.

Napisana prostym językiem, choć nie ukrywam, że początkowy natłok imion i nazwisk strasznie mieszał mi w głowie. Ale jak już się przez to przejdzie i pozna bohaterów to czytanie idzie niezwykle szybko.

Brakuje mi opisu uczuć, głębszego poznania charakterów chłopców. Szczególnie że książka powstała na podstawie filmu, w którym nie zawsze da się przedstawić dogłębnie każdego bohatera, jego myśli, marzenia i cele, a książka właśnie na to pozwala, zwłaszcza jeśli ma się postawiony zarys postaci. Trochę niewykorzystany potencjał.

W każdym razie, zapoznanie się z 'Stowarzyszeniem umarłych poetów' myślę, że będzie ważne dla wielu młodych ludzi, by po prostu pamiętali i pielęgnowali swoją indywidualność. Jeśli książka ma ułatwić to spotkanie, to świetnie, jestem jak najbardziej za, by to właśnie po taką lekturę sięgano.

W końcu przeczytałam książkę, która była na mojej półce od lat. I szczerze żałuję, że zrobiłam to tak późno, bo wiem, że wpłynęłaby na mój nastoletni światopogląd i podejście do życia.

Niestety nie oglądałam filmu, na podstawie którego powstała książka, ale może to i dobrze. Nie jestem nią aż tak rozczarowana, a słyszałam głosy, że książka, w opinii tych co film oglądali,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
120
78

Na półkach:

Carpe diem. Tymi słowami mogłabym opisać tą piękną, mądrą, ale zarazem trochę smutną książkę.
Żyjemy w świecie gdzie nie ma czasu na cieszenie się z prostych przyjemności, gdzie nie docenia się piękna otaczającego nas świata, gdzie wszyscy się gdzieś śpieszą, coś robią.... A życie jest zbyt krótkie. Dlatego powinniśmy przynajmniej starać się wyciągać z każdego dnia jak najwięcej się da, by czerpać z życia jak najwięcej pięknych chwil. Nie chodzi o to by nigdy się nie smucić, (czasami smutek czy złość czy jakakolwiek inna negatywna emocja jest potrzebna) ale by cieszyć się nawet najmniejszymi błahostkami, jak poranna herbata, spacer czy rozmowa z bliskimi nam osobami.
Myślę, że najszczęśliwszym człowiekiem jest nie ten co nigdy nie zaznał smutku lecz ten, który umie wyszukiwać choćby najmniejsze powody do tego, by się uśmiechnąć i spojrzeć na świat z innej, bardziej optymistycznej perspektywy.....

Carpe diem. Tymi słowami mogłabym opisać tą piękną, mądrą, ale zarazem trochę smutną książkę.
Żyjemy w świecie gdzie nie ma czasu na cieszenie się z prostych przyjemności, gdzie nie docenia się piękna otaczającego nas świata, gdzie wszyscy się gdzieś śpieszą, coś robią.... A życie jest zbyt krótkie. Dlatego powinniśmy przynajmniej starać się wyciągać z każdego dnia jak...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    16 611
  • Chcę przeczytać
    7 055
  • Posiadam
    1 794
  • Ulubione
    1 195
  • Lektury
    200
  • Chcę w prezencie
    188
  • Teraz czytam
    109
  • Z biblioteki
    105
  • Literatura amerykańska
    87
  • 2014
    64

Cytaty

Więcej
Nancy H. Kleinbaum Stowarzyszenie umarłych poetów Zobacz więcej
Nancy H. Kleinbaum Stowarzyszenie umarłych poetów Zobacz więcej
Nancy H. Kleinbaum Stowarzyszenie umarłych poetów Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także