Pakt Piłsudski-Lenin. Czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium

Okładka książki Pakt Piłsudski-Lenin. Czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium Piotr Zychowicz
Okładka książki Pakt Piłsudski-Lenin. Czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium
Piotr Zychowicz Wydawnictwo: Rebis historia
472 str. 7 godz. 52 min.
Kategoria:
historia
Wydawnictwo:
Rebis
Data wydania:
2015-08-12
Data 1. wyd. pol.:
2015-08-12
Liczba stron:
472
Czas czytania
7 godz. 52 min.
Język:
polski
ISBN:
9788378187707
Tagi:
Piłsudski Lenin komunizm niepodległość bolszewizm bitwa warszawska
Średnia ocen

7,5 7,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Historia Do Rzeczy 133 (03/2024) Marek Gałęzowski, Mikołaj Iwanow, Grzegorz Janiszewski, Arkadiusz Karbowiak, Sławomir Koper, Wojciech Lada, Lloyd Llewellyn-Jones, Leszek Lubicki, Michał Mackiewicz, Krzysztof Masłoń, Jakub Ostromęcki, Tymoteusz Pawłowski, Piotr Semka, Dariusz Sikorski, Tomasz Stańczyk, Anna Szczepańska, Piotr Włoczyk, Rafał A. Ziemkiewicz, Piotr Zychowicz
Ocena 7,0
Historia Do Rz... Marek Gałęzowski,&n...
Okładka książki Historia Do Rzeczy 132 (02/2024) Jacek Bartosiak, Łukasz Czarnecki, Marek Gałęzowski, Mikołaj Iwanow, Grzegorz Janiszewski, Arkadiusz Karbowiak, Sławomir Koper, Leszek Lubicki, Michał Mackiewicz, Damian K. Markowski, Krzysztof Masłoń, Jakub Ostromęcki, Tymoteusz Pawłowski, Maciej Pieczyński, Piotr Semka, Tomasz Stańczyk, Anna Szczepańska, Piotr Tylus, Piotr Włoczyk, Rafał A. Ziemkiewicz, Piotr Zychowicz
Ocena 6,0
Historia Do Rz... Jacek Bartosiak, Łu...
Okładka książki Historia Do Rzeczy 131 (01/2024) Łukasz Czarnecki, Marek Gałęzowski, Mikołaj Iwanow, Arkadiusz Karbowiak, Jacek Komuda, Sławomir Koper, Michał Mackiewicz, Krzysztof Masłoń, Simon Sebag Montefiore, Jakub Ostromęcki, Tymoteusz Pawłowski, Maciej Pieczyński, Piotr Semka, Tomasz Stańczyk, Anna Szczepańska, Piotr Włoczyk, Rafał A. Ziemkiewicz, Piotr Zychowicz
Ocena 5,3
Historia Do Rz... Łukasz Czarnecki, M...
Okładka książki Wojna o Ukrainę. Wojna o świat Jacek Bartosiak, Piotr Zychowicz
Ocena 7,1
Wojna o Ukrain... Jacek Bartosiak, Pi...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,5 / 10
501 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
110
23

Na półkach:

To nawet nie jest książka do dyskusji - to są po prostu bzdury i to niczym niepoparte. Autor dochodzi do absurdu w którym wymyśla sobie dialog z historykiem, żeby go następnie "zaorać" albo pisze, że przed nim leży 5 monografii opisujących armie radziecką ale żadna z nich nie jest prawidłowa. Zapytacie, na jakiej podstawie takie wnioski. Otóż drogi czytelniku autor... po prostu uważa, że tak jest. Omijać szerokim łukiem.

To nawet nie jest książka do dyskusji - to są po prostu bzdury i to niczym niepoparte. Autor dochodzi do absurdu w którym wymyśla sobie dialog z historykiem, żeby go następnie "zaorać" albo pisze, że przed nim leży 5 monografii opisujących armie radziecką ale żadna z nich nie jest prawidłowa. Zapytacie, na jakiej podstawie takie wnioski. Otóż drogi czytelniku autor... po...

więcej Pokaż mimo to

avatar
111
65

Na półkach:

Piotr Zychowicz w swoim stylu, stawia odważne tezy i (moim zdaniem udanie) próbuje je obronić. W tym przypadku uderza w polską politykę z 1920 roku i złe zarządzanie sukcesem Bitwy Warszawskiej. Oczywiście, Zychowicz w wielu miejscach szuka argumentów pod opinie, zamiast wystawiać opinię na podstawie argumentów. Robi to jednak na tyle rozsądnie i skutecznie, że potrafi przekonać do własnego spostrzeżenia na popełniane błędy. Wizję alternatywnego rozwoju sytuacji z założenia trudno oceniać, autor pokazuje jedynie, że istniała inna droga, która mogła znacząco zmienić historię Rzeczpospolitej.

Piotr Zychowicz w swoim stylu, stawia odważne tezy i (moim zdaniem udanie) próbuje je obronić. W tym przypadku uderza w polską politykę z 1920 roku i złe zarządzanie sukcesem Bitwy Warszawskiej. Oczywiście, Zychowicz w wielu miejscach szuka argumentów pod opinie, zamiast wystawiać opinię na podstawie argumentów. Robi to jednak na tyle rozsądnie i skutecznie, że potrafi...

więcej Pokaż mimo to

avatar
429
377

Na półkach: ,

Świetna pozycja dla tych, którzy lubią historie typu: "co by było, gdyby.."

Świetna pozycja dla tych, którzy lubią historie typu: "co by było, gdyby.."

Pokaż mimo to

avatar
610
567

Na półkach:

DonCarlosdeLegion „w książce rządzi zwykłe chciejstwo Zychowicza i jego bajkopisarstwo”
Nagengast „kolejna książka potwierdzająca obłęd jej autora”
Audrey60 „szczyt konfabulacji”
Pierwsze dzieło Zychowicza, jakie mam nieprzyjemność przeglądać (przeczytanie byłoby stratą czasu, o wartości świadczy choćby zbędne uogólnienie na okładce „jak Polacy uratowali bolszewizm” co przypomniało mi od razu „Jak polska szlachta komunizowała rosyjskie Imperium” Ciechanowicza).
Po pierwszym rozdziale „Wprowadzenia” (o wymyślonej wojnie 1920 zakończonej śmiercią Ilicza i „towarzyszy”, utworzeniem „przez Józefa Piłsudskiego imperium” z „Polską, Ukrainą, Wielkim Księstwem Litewskim, Łotwą i Estonią” w składzie i temuż podobnież) przechodzi do dziejów rzeczywistych, przedstawionych oczywiście zgodnIe z jego założeniami, zatem dziwacznie.
Rozdział 5 „Jałta ’21” (część III) zaczynają zdania „Porozumienia jałtańskie stały się dla każdego Polaka symbolem podłości, zdrady i krzywd, które wyrządzili naszemu państwu Anglosasi. Zarazem jednak wypieramy ze świadomości niewygodny fakt, że ćwierć wieku wcześniej zrobiliśmy to samo co ci perfidni Anglicy i Amerykanie. Przehandlowaliśmy swoich sojuszników – Ukraińców, Białorusinów, Kozaków i Rosjan – bolszewikom.” Kto „my” ?
„Już na pierwszym posiedzeniu konferencji pokojowej Grabski i jego koledzy wycofali poparcie dla sojuszniczego rządu Symona Petlury i uznali stworzony z agentów Czeka "rząd" sowieckiej republiki Ukrainy. Przedstawiciel prawdziwego rządu Ukrainy, który zjechał do Rygi, nie został wpuszczony na salę obrad. Tak został złamany 4 punkt polsko-ukraińskiego paktu z 21 kwietnia 1920 roku. "Rząd ukraiński zobowiązuje się – głosił ten artykuł – nie zawierać żadnych umów międzynarodowych skierowanych przeciwko Polsce. Do tego samego zobowiązuje się Rząd Rzeczypospolitej Polskiej wobec Ukraińskiej Republiki Ludowej". Tę zawstydzającą decyzję członkowie delegacji podjęli podpierając się skandalicznym argumentem. Jak stwierdził Grabski, sojusz polsko-ukraiński był "układem między Piłsudskim a Petlurą nie ratyfikowanym przez Sejm, a więc nie obowiązującym". Tak, Grabski lubił robić Joffemu miłe niespodzianki. Bezwstyd i brak zahamowań endeckiego polityka był niebywały. Na znak protestu przeciwko tej zdradzie natychmiast do dymisji podało się kilku ministrów polskiego rządu.”
4 artykuł umowy powtórzony prawidłowo.
Grabski rzeczywiście coś takiego powiedział.
Jednak skoro Grabski, to wbrew okładce nie Piłsudski.
Jak była mowa przy „Najnowszej historii politycznej Polski 1914 – 1939” Poboga – Malinowskiego dopóki umowa ta pozostawała tajną, zaciągnięte w niej zobowiązania były bezskuteczne w świetle art. 18 Traktatu Wersalskiego „Każdy traktat lub zobowiązanie międzynarodowe, zaciągnięte w przyszłości przez Członka Związku [Ligi Narodów], zostanie natychmiast przez Sekretariat [Ligi] zarejestrowane i ogłoszone w możliwie najkrótszym czasie. Żaden z tych traktatów i żadne z zobowiązań międzynarodowych nie zyska mocy obowiązującej, zanim nie zostanie zarejestrowane.” Wątpliwe też by Naczelnik miał uprawnienia do zawarcia tej umowy, dlatego też była tajną...
Co oczywiście Zychowicz pomija.
Cóż ma o niej do powiedzenia?
Otóż w rozdziale 6 „Na Kijów” (część II) można przeczytać „Polsko-ukraińska umowa sojusznicza zawarta została w nocy z 21 na 22 kwietnia 1920 roku. Obie strony ustaliły, że Galicja Wschodnia i zachodnia część Wołynia pozostaną w składzie państwa polskiego. Polska zrzekła się na rzecz Ukrainy reszty Wołynia, Podola i Kijowszczyzny. Oczywiście tylko formalnie, bo terytorium sfederowane z Rzecząpospolitą stanowić miało polską strefę wpływów.”
Z czego to wyczytał? Skąd „sfederowane”?
„Zarówno apologeci Piłsudskiego (którzy próbują przedstawiać go jako altruistę, który tworzył Ukrainę z miłości do tamtejszego ludu),jak i jego endeccy krytycy (którzy oskarżali go o zdradę polskich interesów na rzecz ukraińskich) przemilczają kilka znamiennych faktów. Podczas rozmów w Warszawie otwarto bowiem drogę do rewindykacji wielkiej polskiej własności ziemskiej. Zapowiadał to 6 artykuł układu polsko-ukraińskiego.
A o pomyślne załatwienie tej sprawy miał dbać Stanisław Stempowski. Był to polski ziemianin z Rusi, właściciel majątku Huta Czernielewicka na Podolu, który na żądanie strony polskiej został mianowany… ministrem rolnictwa rządu URL. Stempowski nie był jedynym Polakiem osadzonym w rządzie Petlury przez Piłsudskiego. Drugim był Henryk Józewski. Również szlachcic polski z Rusi, szef siatki Polskiej Organizacji Wojskowej w Kijowie i zaufany człowiek Naczelnika Państwa. Jemu z kolei przypadła teka wiceministra spraw wewnętrznych. To, że Piłsudski wprowadził do rządu ukraińskiego Polaków, najlepiej świadczy o tym, że nie mieliśmy do czynienia z układem partnerskim, ale z układem senior partner–junior partner. Naczelnik Państwa pisał zresztą o tym otwarcie w liście do premiera Leopolda Skulskiego z 6 maja 1920 roku. Zapowiadał w nim, że polskie wojska długo pozostaną na Rusi, aby zapewnić miejscowym Polakom jak największy wpływ na państwo Petlury. Ich obecność miała być gwarancją, że ukraiński rząd pozostanie uzależniony od Polski. "Cały świat musiałby się liczyć z Ukrainą jako z tworem naszym – pisał – zatem szedłby do tej Ukrainy via Warszawa".”
O jakich „miejscowych Polakach” w tym zdaniu mowa?

Na wszelki wypadek sprawdzam jak to brzmi, Naczelny Wódz zamiast „zapowiadać” rozstrząsał „za” i „przeciw” wycofania wojsk po podziewanym zwycięstwie, nie dając przy tym jednoznacznej odpowiedzi : „Lecz polityczne i ekonomiczne względy przemawiałyby za pozostawieniem jednak wojsk na dłużej. Politycznie, gdyż pod ich wpływem i naporem mógłby się szybciej wytwarzać i jakiś modus vivendi na tych obszarach dla nas najdogodniejszy, gdyż dalej dawałoby to największy wpływ Polakom miejscowym, bez którego gotowi uciec ze strachu; gdyż dalej – nacisk nasz na formowanie rządu Petlury w głównej zależności od nas, nie od kogo innego, byłby większy; gdyż wreszcie, cały świat musiałby się liczyć z Ukrainą jako z tworem naszym, zatem szedłby do tej Ukrainy via Warszawa. Ekonomicznie, gdyż niechybnie wojsko tu się utrzyma wprost z kraju, nie leżąc żadnym ciężarem na kraju, no i będzie zabezpieczać zawsze możność wykorzystania dla Polski bogactw Ukrainy. Z drugiej zaś strony wojsko nasze, zresztą jak każde inne obce wojsko, po pewnym czasie nawet gdy, jak tutaj, przyjmowane dobrze staje się ciężarem coraz większym, drażniącym ludność i wzbudzającym coraz nieprzyjaźniejsze uczucia. Przy zapalnym i impulsowym charakterze ludności skłonnej do bezmyślnej bitki i awantury, nie jest to motyw do pozostawienia wojska. Zastanawiam się bardzo gruntownie nad tą kwestią i mam nadzieję dojść do jakiegoś określonego zdania w tej sprawie do chwili zobaczenia się z Panem. W każdym razie przed tym, nim wojsko wyjdzie, trzeba już mieć ułożone wszelkie konwencje z Ukrainą. Nawiasem mówiąc, na razie jest zupełnie bezużyteczne napierać na rząd ukraiński, by się zajął tymi sprawami. Po prostu nie ma on na to czasu ani żadnej możności tym się zająć. Pracować musi on nad jakim takim skonsolidowaniem się, śpieszyć nadzwyczajnie przy ułożeniu najprymitywniejszych podwalin organizacji administracji i śpieszyć nadzwyczajnie tak, że na razie wyklucza to zupełnie możliwość zajęcia się czym innym. Tak samo sprzeczne motywy mam z Kijowem. Zajęcie go w tym położeniu, jakie mam, jest konieczne. Nie mogę zostawić w rękach nieprzyjaciela swej moralnej fortecy o kilkadziesiąt do 50 kilometrów przed swoim frontem ; wpływać to będzie po prostu depresyjnie na całe wojsko, a sądzę, i na świat cały. Dalej jest to jeszcze jedna okazja do zatrzymania w naszych rękach materiału, który był zebrany w Kijowie; wreszcie zabezpiecza prawy brzeg Dniepru na dużą przestrzeń na południu, no i zadaje ogromną klęskę moralną nieprzyjacielowi.” („Niepodległość” tom 7 Londyn – Nowy Jork 1962 s. 110n, przedrukowane w pierwszym obiegu: Józef Piłsudski „O państwie i armii” Państwowy Instytut Wydawniczy 1985 s. 121; Jan Borkowski „Rok 1920: wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach” Państwowy Instytut Wydawniczy 1990 s. 166)

Tak „cytując” wszystko można „udowonić”.

Zakończenie tegoż rozdziału 6 : „Wątpliwości nie pozostawia również wydźwięk komunikatu politycznego dowództwa frontu wołyńskiego z 1 marca 1920 roku. "Rząd polski zamierza poprzeć ruch narodowy ukraiński aby stworzyć samodzielne państwo ukraińskie, a przez to znacznie osłabić Rosję odbierając jej okolice najbogatsze w zboże i skarby ziemne. Ideą przewodnią stworzenia samodzielnej Ukrainy jest stworzenie przegrody między Polską a Rosją i oddanie Ukrainy pod wpływy polskie, i zabezpieczenie tym samym ekspansji Polski na wschód tak pod względem ekonomicznym dla stworzenia sobie rynku zbytu, jak i politycznym.”
Powielam by uniknąć posądzenia o wyrywanie z kontekstu.

Przede wszystkim co zawierał 6 artykuł, któremu przydaje takie znaczenie? Skoro przytoczył 4 może powinien i 6, chyba że to nadmierne wymaganie. Lecz daremne żale próżny trud.
Otóż
„Zostają zawarte umowy ekonomiczno-handlowe między Rzecząpospolitą Polską a Ukraińską Republiką Ludową. Sprawa agrarna na Ukrainie będzie rozwiązana przez Konstytuantę. Do chwili zwołania Konstytuanty prawne stanowisko właścicieli ziemskich polskiej narodowości na Ukrainie określa się na zasadzie specjalnego porozumienia między Rzecząpospolitą Polską a Ukraińską Republiką Ludową.” (ogłaszane wielokrotnie, oczywiście w wydawnictwach małonakładowych m. in. „Dokumenty i materiały do historii stosunków polsko-radzieckich, tom 2 listopad 1918 - kwiecień 1920” 1961 s. 746; „Powstanie II Rzeczypospolitej: wybór dokumentów 1866-1925” Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1981 s. 551)

Umowy takie jednak nie zostały zawarte. Vide: Piotr Wandycz „Z zagadnień współpracy polsko-ukraińskiej w latach 1919-20” s. 18
https://kulturaparyska.com/pl/search/searched-attachment/2205/18/1920

Co więcej, gdyby Piłsudski zamierzał owo uzależnienie Ukrainy, zacząłby od zawarcia tych umów, uzależniłby od nich ważność sojuszu, a przede wszystkim pominąłby ukraińską Konstytunatę. Tymczasem zrobił coś przeciwnego.
Co Zychowicz pomija próbując widocznie być bardziej radzieckim od władzy radzieckiej:
„Klasyczna sowiecka praca P. Susłowa, p. t. "Politiczeskoje obezpieczenije sowietsko – polskoj kampanii 1920 goda" (Moskwa, 1930 r.) pisała (str. 37) : "obywatelom ziemskim było surowo zabronione zjawiać się po wsiach. Uważane było za konieczne, żeby Petlura organizował wieś ukraińską".” (Bernard Andrews [Jerzy Niezbrzycki] „Polska a "kapitalistyczna interwencja" w stosunku do Z.S.R.R. 1918 – 1920” Rzym 1945 s. 28). Powtórzył to Pobóg - Malinowski przekręcając jeden wyraz „jeszcze w dziesięć lat po wyprawie P. Susłow w swym "Politiczeskom obozrenii sowietsko – polskoj kampanii 1920 goda" (Moskwa, 1930, str. 37) podkreślał, że Naczelne Dowództwo polskie wydało zarządzenie, najkategoryczniej zabraniające byłym właścicielom ziemskim wracać do majątków na Ukrainie, i uznające, że wieś ukraińską organizować może tyko Petlurą.” („Najnowsza ...” s. 259 wydania I z 1953, s. 436 wydania z 1983, Zychowicz zna to dzieło gdyż cytuje inny kawałek, oczywiście zgodny z jego założeniami).
Drugie ze zdań z książki „Политическое обеспечение советско-польской кампании 1920 года” brzmi trochę inaczej: „Помещикам строжайше запрещалось появляться в деревнях по крайней мере в первое время. Признавалось необходимым, чтоб Петлюра организовал свою украинскую армию и т.д.” (Obszarnikom najściślej zakazano pojawiać się we wsiach przynajmniej w pierwszym okresie. Uznawano za konieczne, by Petlura organizował swoją ukraińską armię itd.)
Nawet Andrzej Garlicki coś o tym napomknął, odpowiednio pokrętnie, ale jednak: „Za armią polską powracali na Ukrainę polscy obszarnicy, brutalnie egzekwując swoje przywileje. Zmusiło to nawet Naczelne Dowództwo do wydania 12 maja rozkazu, w którym stwierdzano, że nie jest zadaniem wojska rewindykowanie praw właścicieli polskich.” („Józef Piłsudski 1867 - 1935” 1990 s. 227 kawałek dłuższej beblaniny, powtórzonej w kolejnych wydaniach jakby nigdy nic)

Zajęło mi trochę czasu znalezienie tego rozkazu, dość długiego i w większości dotyczącego czego innego. Chodzi o jedno zdanie, lecz przytaczam też sąsiednie. Rozkaz podpisany przez generała podporucznika Stanisława Hallera pełniącego obowiązki szefa Sztabu Generalnego :„Konwencja wojskowa, zawarta w dn. 24. IV. r. b. między Polską a Ukrainą, ma na celu : a ) jak najszybsze i sprawne stworzenie armji i państwowości ukraińskiej ; b) zapewnienie armjom polskim, znajdującym się obecnie na Ukrainie bytu gospodarczego ; c) ustrzeżenie ludności od gwałtów i nadużyć, które operacje wojenne zwykły za sobą pociągać. Polska i Ukraina są równomiernie zainteresowane, by wytwarzający się obecnie przychylny stosunek ludności ukraińskiej do wkraczających wojsk nie został zepsuty przez nieroztropne zachowanie się naszego wojska, toteż należy jak najściślej przestrzegać punktów wyżej wymienionej konwencji, do której, celem wyświetlenia, dodaje się następujące komentarze : (…)
Ad p. 8. W chwili obecnej pozostaje dla [!] braku zorganizowanej żandarmerji polowej oraz urządzeń etapowych ukraińskich zabezpieczenie tyłów naszej armji w ręku wojska polskiego. W czasie kiedy powstaną już ukraińskie władze etapowe należy im całkowicie przekazać służbę policyjną i bezpieczeństwa, pozostawiając wojsku polskiemu jedynie staranie o bezpośrednie bezpieczeństwo linji etapowych. Polskie władze wojskowe winny wpajać w podwładne im wojska tę zasadę, że nie jest ich zadaniem rozbrajanie przemocą ludności ukraińskiej ani rewindykowanie praw właścicieli polskich. Ekspedycje karne są dozwolone jedynie w razie zbrojnej napaści na wojska polskie i to zawsze pod kierownictwem oficerów, a o ile możliwości przy współudziale wojsk ukraińskich. We wszystkich garnizonach należy ustanowić komendy placu obu armii sprzymierzonych. Dowódca wyższej jednostki taktycznej jest przez to samo komendantem garnizonu, mając przydzielonego oficera łącznikowego miejscowej komendy placu armii sprzymierzonej. Szczegóły w tej sprawie będą podane osobno. W miarę postępowania organizacji cywilnych urzędów ukraińskich (tyczy się to tylko terenów na wschód od linji frontu z dn. 24. IV. b.r.) zostaną polscy oficerowie łącznikowi do nich przydzieleni. Obecnie już Nacz. Dowództwo przydzieli jednego oficera łącznikowego do Naczelnego Komisarza Ukraińskiego Ziemi Wołyńskiej w Żytomierzu. (…)” („Украина и Польша в документах 1918 – 1922” cz. 2 Nowy Jork Paryż Sydney Toronto 1983 s. 64 – 67, zachowana pisownia)
Dostępne tu po wciśnięciu Переглянути документ
http://irbis-nbuv.gov.ua/ulib/item/UKR0003235

Sojusznikiem Piłsudskiego był przywódca socjalistów rewolucjonistów Borys Sawinkow, którego Zychowicz wpierw jakby chwali, później odsądza od czci, bowiem jego zdaniem socjaliści i komuniści to jedna banda „Wierny swoim lewicowym fiksacjom Sawinkow wojnę z komuną planował prowadzić nie pod hasłem przywrócenia w Rosji normalności, lecz "Sowiety bez bolszewików". Chciał więc po prostu zrzucić ze stołka Lenina i zająć jego miejsce.” I szereg podobnych połączeń wyrazów (część II rozdział 5 „Pod rękę z terrorystą”) Swoją drogą, czy jakieś rady miejskie bądź dzielnicowe należałoby usunąć, bo z „władzą radziecką” mogą budzić skojarzenia? Z nazwy nie wynika czy rada jest jedno czy wielopartyjna.
Czym Zychowicz zastapił by rady? W Rosji do 1917 istniały „ziemstwa” i „dumy miejskie”, o znikomych uprawnieniach, wybierane przez drobną część ludności bez zapewnienia równości głosów. Rząd Tymczasowy (o którym Zychowicz jest niskiego mniemania) wprowadził powszechne prawo wyborcze. Kołczak w odezwie z 18 listopada 1918 zapowiadał „Za podstawowy ceł stawiam sobie stworzenie zdolnej do walki armii, zwycięstwo nad bolszewizmem i ustanowienie praworządności, aby naród mógł bez przeszkód wybrać taki rodzaj rządów, jakiego zapragnie, i urzeczywistnić wielkie idee wolności, proklamowane dziś na całym świecie.” Wynikał z tego zamiar przywrócenia ustroju wprowadzonego
po obaleniu caratu („Utopia u władzy” rozdział 1, podrozdział 5 „Czerwoni i Biali” uważa to za mgliste). Czy Zychowicz uznaje to za przykład „normalności” ? Wątpliwe, skoro sprowadza do „mody” : „w latach 1918 – 1921 (…) hasła demokracji i "samostanowienia narodów" znajdowały się w Europie w zenicie powodzenia i popularności. A Polacy nie byliby sobą, gdyby tej modzie nie ulegli.” (część 2 rozdział 2 „Unia, czyli imperium”)
Czy gdy powstanie kościuszkowskie zapowiadało „naród w reprezentantach swoich (…) stanowić będzie o przyszłej swojej i późnych pokoleń szczęśliwości” a sam Kościuszko oświadczał „Za samą szlachtę bić się nie będę, chcę wolności dla całego narodu i dla niej wystawię tylko me życie!”, gdy rząd powstańczy w 1863 ogłaszał wszystkich „bez różnicy wiary i rodu, pochodzenia i stanu, wolnemi i równemi Obywatelami kraju” też było to „modą” ?

Przy wyprawie kijowskiej (o której niepowodzenie obwinia Piłsudskiego „nie dał Ukraińcom dość czasu. Dał im go stanowczo zbyt mało.” część II rozdział 7 „Czyja wina?”) Zychowicz przemilcza widocznie zbyt błahy szczegół:

„Wtargnięcie Polaków rodzi nowy w porewolucyjnej republice sowieckiej fenomen: eksplozję koncesjonowanego przez władze patriotyzmu. Patriotyzm – uznany przez Lenina podczas I wojny światowej za pojęcie burżuazyjne, po rewolucji wyśmiewany i prześladowany – wiosną 1920 roku zostaje włączony do arsenału partii komunistycznej. 29 kwietnia KC RKP(b),występując z wezwaniem, by bronić sowieckiej republiki, zwraca się nie tylko do "robotników i chłopów", ale też do "szacownych obywateli Rosji". (…) KC w odezwie przypomina o odwiecznej polsko-rosyjskiej wrogości, o wcześniejszych "interwencjach": 1612, 1812, 1914. Wyraża też przekonanie, że "szacowni obywatele" nie pozwolą, by polscy panowie narzucili swą wolę rosyjskiemu ludowi. Komuniści ukraińscy, którzy przez trzy lata nieubłaganie walczyli z ukraińskim nacjonalizmem, teraz wzywają cały naród ukraiński do walki w obronie ojczyzny. Apel do patriotycznych uczuć ludu rosyjskiego przyniósł natychmiastowe efekty. Generał Aleksiej Brusiłow zwrócił się za pośrednictwem "Prawdy" do generałów i oficerów dawnej armii carskiej z wezwaniem, by zapomnieli o wszystkich urazach i spełnili swój obowiązek: obronili ukochaną Rosję, choćby za cenę życia, przed obcym jarzmem.” Nastąpiła „pomyślna mobilizacja oficerów i podoficerów do Armii Czerwonej” chociaż „niekontrolowany wybuch umiłowania ojczyzny zaniepokoił sowieckie kierownictwo. Podejmuje ono rozmaite kroki zmierzające do okiełznania patriotyzmu, który wyrywa się z nakreślonych ram. W gazetach pojawiają się artykuły podkreślające klasowy charakter wojny.” (Michał Heller „Utopia u władzy” t. 1 rozdział 1 podrozdział 7 „Na Warszawę !” kilka wydań, tłum. Andrzej Mietkowski)

To przykład, na kogo można było liczyć we wspólnej walce z bolszewikami. Można wyobrazić, jak wygladałoby, gdyby Naczelnik (jak mu to Zychowicz doradza) zamiast na Kijów, wyruszył na Moskwę.

Co ma związek z żalami o brak porozumienia Piłsudskiego z „białymi”.

Lecz cóż poradzić, skoro biali generałowie wykazywali krótkowzroczność, co Zychowicz tak jakby przyznaje „uparcie trzymali się bowiem hasła odbudowy wielkiej, niepodzielnej Rosji. Walczyli o restaurację Imperium Rosyjskiego w jego granicach z 1914 roku, robiąc wyjątek jedynie dla Finlandii i Polski. Z łaską godzili się na uznanie tych dwóch państw, ale w wypadku Rzeczypospolitej "w granicach etnograficznych", chcieli z powrotem zagarnąć całe Wielkie Księstwo Litewskie i całą Ruś. (…) Nawet mając nóż na gardle, Denikin nie zdołał się zdobyć na ustępstwa” etc. Jednak znajduje „wyjaśnienie” w … pochodzeniu: „nie można wykluczyć, że ów romantyzm Denikina wypływał z tego, że w jego żyłach płynęła polska krew” (część I rozdział 9 „Ani piędzi ziemi rosyjskiej”).

Pojęcie o Rosji carskiej naiwne „w ówczesnej Rosji – państwie cywilizacji europejskiej, opartym na zasadach praworządności i moralności chrześcijańskiej – więźniowie polityczni traktowani byli jak więźniowie lepszej kategorii” czego przykładem ma być zesłanie na Sybir Piłsudskiego (rzekomo na podstawie „Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego” Wacława Jędrzejewicza). Otóż przyszły Naczelnik pędził tam rajskie życie. „Mógł włóczyć się po tajdze, pływać po Lenie, robić, co chciał, gdyż władze policyjne mało interesowały się zesłańcami (…) Piłsudski na zesłaniu zmężniał, podreperował zdrowie i przybrał na wadze.” (część I rozdział 13 „Anty Rosja”)
Co do mniemanego „małego zainteresowania” policji „Piłsudski (…) pojechał kiedyś do poznanego Polaka mieszkającego o 12 km od Kireńska i przebywał tam przez dwa dni. Władze policyjne zauważyły to i przekazały sprawę do sądu, wyrokiem którego skazany został na 7 dni aresztu.” (Wacław Jędrzejewicz „Józef Piłsudski 1867 – 1935 życiorys” Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1982 s. 8) Należałoby zaś zacząć od tego, że:
Piłsudski został zesłany bez rozprawy, z zarządzenia ministra sprawiedliwości (tamże s. 6).
Nastąpiło to w ramach odpowiedzialności zbiorowej, gdyż jego starszy brat był zamieszany w nieudany zamach na cara (tamże).
Podczas przerwy w podróży w wyniku buntu zesłańców Piłsudski został ciężko pobity i jeszcze skazany na 3 miesiące więzienia, a po odwołaniu na 6 miesięcy (s. 7).
Czy Zychowicz czytał jakiegoś innego Jędrzejewicza?
Coś chyba czytał, gdyż połowę ostatniej informacji przekazał w innym miejscu „[Piłsudski] widział wreszcie nadgorliwego rosyjskiego żołnierza, który w 1887 roku podczas buntu więźniów politycznych w Irkucku wybił mu kolbą dwa przednie zęby.” (część I rozdział 6 „Towarzysz "Wiktor"”)

Skoro zarówno zakazany w Peerelu Jan Kucharzewski jak i piszący w I obiegu Ludwik Bazylow (z bardziej znanych) inaczej carat przedstawiali, ani jako praworządny ani cywilizowany, należałoby oczekiwać uwzględnienia (nawet jeśli ktoś jest innego zdania).

Zychowicz jako znawcę wojny domowej w Rosji wymienia Richarda Pipesa (część 1 rozdział 3 „Mozyrz, słaby punkt bolszewików”),gdyby poczytał go dokładniej (jeśli czytał, w takim razie brak śladów),wiedziałby, że Pipes opisywał carat podobnie jak to czynił był Kucharzewski.

Zapewne taką wiedzę o Rosji Zychowicz czerpie ze znawców pokroju Cata–Mackiewicza, na którego kilkakrotnie z uznaniem się powołuje, łaskawie nie zauważając jego zdradzieckiej działałności po 1945.

„Błędem naszych przodków było zmarginalizowanie Rusi. Nieprzeistoczenie Rzeczypospolitej Obojga Narodów w Rzeczpospolitą Trojga Narodów. Próbę taką co prawda podjęto, ale za późno. Mowa o zawartej w 1658 roku unii hadziackiej, która do dwóch dotychczasowych części Rzeczypospolitej dodawała trzecią. Niestety wskutek intryg Moskwy, części Polaków i katolickiego kleru ta wielka idea nie wypaliła. Wielkie Księstwo Ruskie nie powstało. Zamiast tego w ramach podpisanego w 1667 roku rozejmu andruszowskiego oddaliśmy Moskwie połowę Rusi.” (część 2 rozdział 2 „Unia, czyli imperium” prócz marnie dobranego słownictwa, wywód wygląda na przepisany żywcem z „Calamitatis Regnum” Leona Beynara, znanego bardziej jako Paweł Jasienica).

„Zasady i nakazy Unii trwały mimo niewoli moskiewskiej – pisał hrabia Zdzisław Grocholski – Gdy z końcem wojny światowej rozbiór Polski za historyczną zbrodnię uznany został i odzyskała niepodległość Ojczyzna nasza, logiczne byłoby i sprawiedliwe, by w granicach przedrozbiorowych państwowe życie rozpoczynała na nowo. Wówczas sprawa współżycia Polski z Rusią znalazłaby niewątpliwie swoje załatwienie. Tym szybsze, że byłaby wewnętrzną sprawą Państwa Polskiego. Tym pomyślniejsze, że poza dwiema zainteresowanymi stronami nie byłoby szeregu stron obcych, chcących i mogących przy tej sposobności własne promować korzyści.” (tamże)

Sam sobie zaprzecza, skoro „w granicach przedrozbiorowych” to dzieląc Ukrainę wedle rozejmu z 1667 (potwierdzonego pokojem Grzymułtowskiego z 1686).

„Jak miałoby wyglądać takie państwo? Co należałoby zrobić, żeby ludzie wielu kultur, języków i religii mogli współżyć na terenie jednej ojczyzny? Oczywiście odwołać się do tradycji. Metod, które znakomicie sprawdziły się w przeszłości. Według konserwatystów gwarancją jedności odrodzonej Rzeczypospolitej składającej się z Korony, Wielkiego Księstwa i Rusi powinien być wspólny monarcha. "Wołając o króla – pisał Stanisław Cat–Mackiewicz – wołamy o ideę państwową, o wzmocnienie władzy, wzmocnienie siły państwa. Idea króla jest ideą wywyższenia władzy naczelnej ponad krąg interesów, ambicji, poglądów jednostek, kół, grup, stronnictw, partii. Takie wywyższenie daje państwu moc, potęgę. Daje interesowi państwa zwycięstwo. Polska musi żyć, a republika nas rozkłada." Podobne poglądy wyrażał jeden z liderów środowiska żubrów litewskich, pochodzący z Kowieńszczyzny Aleksander Meysztowicz. "Geograficzne położenie Polski otoczonej wrogami – pisał – jej granice trudne do obronienia, kłótliwy charakter Polaków, etnograficzny stan państwa, wielkie zadania, które stoją przed Polską, wreszcie nędza, w której pogrążono Polskę niefortunnymi eksperymentami – doprowadzają do wniosku, że najlepszymi dla niej byłyby rządy monarchistyczne. Silna władza ustala się łatwiej w monarchii niż w rzeczpospolitej. Dynastia jest poważnym czynnikiem cementującym państwa, a monarcha stoi poza sporami i waśniami i łatwiej od prezydenta może być rozjemcą w tych sporach. Monarchia usuwa niebezpieczeństwo ciągłych zmian u steru, zależnych od nastroju chwili i intryg. Wielkie zadania narodów ucieleśniają się w dynastiach".Zwolennikami monarchii byli nie tylko ziemianie z Litwy i Rusi, ale również chłopi. Uważali bowiem, że lepiej dla państwa, gdy kieruje nim jeden silny gospodarz, a nie zmieniające się w kółko słabe demokratyczne rządy. "Król niechaj zje dwa czy trzy obiady, a nawet dziesięć – mówił pewien białoruski włościanin – my mu tego nie pożałujemy. Ale jak jest kilkuset posłów i każdy z nich je dziesięć obiadów, to nasza chłopska kieszeń tego nie wytrzymuje". (pomijam dalszy ciąg, jeszcze bardziej bełkotliwy, przy tym tchnący pogardą do, jak to określa, „plebsu”).” (tamże)

Przeciwstawienie króla i prezydenta dziwaczne, jak zwykle u Cata–Mackiewicza i jemu podobnych, tak jak pojęcie o przeszłości żadne, państwo nazywało siebie Rzeczpospolitą, Król Polski i Wielki Książę Litwy mutatis mutandis przypominał prezydenta, chociaż wybieranego na kadencję dożywotnią, odpowiedzialnego przed obywatelami (non praestanda oboedientia).

Twierdzenie „monarcha stoi poza sporami i waśniami i łatwiej (...) może być rozjemcą” zupełnie dowolne, bezstronność ani nie jest tożsamą z niezależnością ani z niej nie wynika (szczegółowe uzasadnie: Andrzej Rzepliński „Sądownictwo w PRL”).

O (braku) ściślości świadczy wymienne stosowanie słów „imperium” i „federacja” (passim),choć są pojęcia przeciwstawne. „Państwa, które nigdy nie stanowiło imperium, było bowiem jego zaprzeczeniem – federacją” (Paweł Jasienica „Srebrny wiek” 1967 s. 13).

Przeciwstawienie króla posłom w wypowiedzi bezimiennego kmiecia (źródła oczywiście brak) sprawia zabawne wrażenie, jakby jedno wykluczało drugie, a w połączeniu ze zdaniem z następnej strony o Wielkiej Brytanii („Gdyby konserwatystom udało się zrealizować ten wielki plan, powstałoby Zjednoczone Królestwo Europy Wschodniej, taka nasza Wielka Brytania”) jeszcze bardziej zabawne, jakby w wymienionym kraju nie było parlamentu.
Przy tym Zychowicz nie raczy wyjaśnić, kto i jak miałby wprowadzić „królestwo” i z kim na czele. Rada Regencyjna mimo swych zasług (tworzenie sądów, tymczasowa ustawa o służbie wojskowej z 27 października, obowiązująca z poprawkami do 1924, dekret o opiece nad zabytkami z 31 października, w mocy do 1928, zapoczątkowanie ochrony najemców mieszkań) z powodu swego ustanowienia przez okupantów nie miała w społeczeństwie powagi, nawet mianowany przez nią rząd Józefa Śnieżyńskiego po dwóch tygodniach odmówił jej posłuszeństwa. Hasła „królestwa” głosiły pozbawione znaczenia grupy, skłócone między sobą, czy „król” miałby być Habsburgiem, krewnym Napoleona czy też „Piastem” z „ludu”.

Z podbnym znawstwem o wszystkim innym, np. „Polska nie tylko zdelegalizowała tytuły szlacheckie, ale też w 1919 roku zabrała się do grabieży majątków szlacheckich, czyli reformy rolnej.” (część IV rozdział 5 „Lewicowy początek II RP”) Art. 96 Konstytucji Marcowej (chyba o nim mowa) „nie uznaje przywilejów rodowych ani stanowych, jak również żadnych herbów, tytułów rodowych i innych, z wyjątkiem naukowych, urzędowych i zawodowych”, zastosowany czasownik nie oznaczał zakazu owych „tytułów”, tylko brak rozróżnienia prawnego na „dobrze urodzonych” i innych.
Przy tym nie każdy „dobrze urodzony” był właścicielem ziemskim i vice versa.
Uchwała Sejmu z 10 lipca 1919 do ziem przeznaczonych do podziału zaliczała „dobra, względnie części wykupywane drogą ustawowego przymusu od prywatnych właścicieli ziemskich w miarę postępu parcelacji po cenie ustawą określonej.” Wielkość obszaru powyżej którego można w ten sposób przejąć nadwyżki do podziału „ma być przez ustawę dla poszczególnych okręgów ustalona w granicach od 60 do 180 hektarów (..) dla części byłego zaboru pruskiego i ziem wschodnich granica ta, gdzie tego będzie wymagał interes Państwa, może być przejściowo podniesiona do 400 hektarów.” (Dziennik Urzędowy Ministerstwa Rolnictwa z 1 sierpnia 1919 nr 13 s. 434n)
https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/302861/edition/289772
Art. 13 ustawy z 15 lipca 1920 (Dz. U. Nr 70 poz 462) ustalał wysokość ceny wykupu na „połowę przeciętnej ceny targowej, płaconej za majątki o zbliżonym obszarze w danej okolicy.”
Kolejna ustawa z 28 grudnia 1925 (Dz. U. 1926 Nr 1 poz. 1) w związku z art. 99 Konstytucji Marcowej wprowadzała wykup po cenie wedle oszacowanej wartości (art. 28). Podobnie jak porzednia uwzględniała szczególne prawa właścicieli kresowych, ustalając granicę, powyżej której następował wykup nadwyżek, na 300 ha zamiast 180 ha jak w innych województwach (art. 4).
Były oczywiście wyjątki, ustawa z 18 marca 1932 (Dz. U. Nr. 30 poz. 307) dozwalała dzierżawcom na nabycie dzierżawionej działki (chyba że strony umówiły inaczej) za cenę „wartości przychodowej” równej ¾ przeciętnej ceny płaconej za sprzedaż ziemi w tamtejszej okolicy w ciągu minionego trzechlecia. Wedle rozporządzenia z 21 października 1932 (Dz. U. Nr 91 poz. 776) nabyta w ten sposób ziemia zaliczna była do reformy rolnej. Dalsze poprawki uwzględniały raczej prawa zbywcy niż nabywcy. W ustawie z 28 marca 1933 (Dz. U. Nr 28 poz. 236) jeżeli ustalona cena wykupu byłaby wyższa od przeciętnej ceny za rok poprzedzający, wówczas za cenę wykupu przyjąć należało przeciętną cenę za ten rok. Ustawa z 26 marca 1935 (Dz. U. Nr 26 poz. 181) pomijała „¾ przeciętnej ceny” chociaż strony nadal mogły zawrzeć umowę o cenie, jednak wątpliwe, by zbywca przystał na obniżenie ceny o ¼.

Są to sprawy powszechnie znane bądź łatwe do sprawdzenia, zatem do kogo tak książka jest skierowana?

Jeżeli reforma rolna z odszkodowaniem jest „grabieżą”, to jak nazwać art. 109 Konstytucji Czechosłowacji z 29 lutego 1920 ? „Soukromé vlastnictví lze omeziti jen zákonem.” (Własność prywatną można ograniczyć jedynie ustawą) „Vyvlastnění je možné jen na základě zákona a za náhradu, pokud zákonem není nebo nebude stanoveno, že se náhrada dáti nemá.” (Wywłaszczenie możliwe jest tylko na podstawie ustawy i za odszkodowaniem, chyba że ustawa stanowi lub przewiduje, że odszkodowanie nie przysługuje)

Jeszcze lepiej o pierwszym rządzie Polski odrodzonej: „Największym koszmarem był bez wątpienia powołany w listopadzie 1918 roku przez Józefa Piłsudskiego socjalistyczny rząd Jędrzeja Moraczewskiego. "Gabinet Moraczewskiego jest gabinetem radykałów – pisał Stanisław Cat–Mackiewicz – Wprowadza się drogą dekretów szereg najradykalniejszych reform społecznych. Między innymi minister Stanisław Thugutt, członek partii Wyzwolenie, zmienia herb narodowy, nakazując zdjąć z głowy orła koronę królewską. Według nomenklatury rządu Moraczewskiego Polska miała się nazywać Republiką Ludową. Rząd Moraczewskiego wywiesił na zamku warszawskim czerwony sztandar. Swoimi dekretami okaleczył to dziecko w kolebce, które było państwem polskim". (...) w styczniu 1919 roku doszło do próby zamachu stanu – na jego czele stali pułkownik Marian Januszajtis i książę Eustachy Sapieha – mającego na celu przywrócenie w kraju normalności. Spiskowcy planowali między innymi niezwłocznie utopić ministra Thugutta w Wiśle. Pucz skończył się fiaskiem. Piłsudski zmuszony był jednak odwołać Moraczewskiego. Niestety wkrótce powołany został socjalistyczno-ludowy – cóż za piekielne połączenie! – rząd duetu Witos–Daszyński. To właśnie ten gabinet rządził Polską w trakcie obrad konferencji ryskiej.” (tamże)
Ile liczyło to „wkrótce”?
Rząd Obrony Narodowej pod przewodem Witosa objął władzę 24 lipca 1920, czyli półtora roku później, nie był „socjalistyczno-ludowy”, skoro należeli do niego też przedstawiciele prawicy.

Zamachowi z 5 stycznia przypisane większe znaczenie niż na to zasługiwał. Piłsudski po swojemu zwymyślał zamachowców od „niepoczytalnych smarkaczy” i na tym poprzestał (Paweł Zaremba „Historia dwudziestolecia
1918-1939” tom 1 Paryż 1981 s. 58). Wiele hałasu o nic, chociaż „istnieją przypuszczenia, że Piłsudski nie tylko wiedział o [zamierzonym] zamachu, ale nim do pewnego stopnia kierował, chcąc wykazać słabość prawicy.” (Andrzej Albert [Wojciech Roszkowski] „Najnowsza historia Polski: 1918-1980” Londyn 1989 s. 48)

O tym, co zawierały dekrety Moraczewskiego (8 - godzinny dzień pracy z 23 listopada 1918, na rok przedtem zanim uchwaliła to Międzynarodowa Organziacja Pracy, ochrona najemców mieszkań przed wyrzuceniem itp. i oczywiście zwołąnie Sejmu wybranego w powszechnym głosowaniu),zatwierdzonych później przez Sejm, w którym socjaliści nie mieli zapewnionej większości, ani słowa. Dekrety te budziły oczywiście wściekłość Kremla i jego polskojęzycznych pachołków, o tym też ani słowa. I ani słowa o tym, co 20 lutego 1919 oświaczył w Sejmie stojący na czele nowego rządu Ignacy Paderewski: „Zbadawszy wiele tymczasowych zarządzeń, ustaw, dekretów, poczytuję sobie za obowiązek zdanie to stwierdzić stanowczo. Poprzednicy nasi pracowali wedle możności i sił, według sumienia i najlepszej woli.” (Sprawozdanie z 3 posiedzenia Sejmu, w: „Sprawozdania stenograficzne posiedzeń Sejmu Ustawodawczego” Warszawa 1919, Biblioteka Sejmowa t. 1, s. 61)
Rząd Moraczewskiego, tak jak i Paderewskiego nie przeprowadzał przekształceń własnościowych, zgodnie z dekretem Naczelnego Wodza z 14 listopada, iż położenie kraju nie dozwala rządowi tymczasowemu „na przeprowadzenie głębokich zmian społecznych, które uchwalić może tylko Sejm Ustawodawczy.”


Mniemany pakt z okładki jest wydumaną na potrzeby książki nazwą rozmów Ignacego Boernera z Julianem Marchlewskim w Mikaszewiczach (część I rozdział 8 „Spisek w Mikaszewiczach”) prowadzonych pod pozorem wymiany jeńców (Tadeusz Żenczykowski „Dwa komitety 1920 1944: Polska w planach Lenina i Stalina” Paryż 1983 s. 21). „Rokowania mikaszewickie prowadzone były w największej tajemnicy, stały się jednak dzięki celowej, choć umiarkowanej, ściśle wyważonej niedyskrecji Moskwy, źródłem pogłosek mglistych i z biegiem czasu coraz bardziej fantastycznych. Wyzyskał je po swojemu walczący z Naczelnikiem obóz prawicowo – narodowy, karmiąc społeczeństwo, zawsze skłonne do plotkarstwa i nawet rozmiłowane w nim, "pikantnymi" szczegółami "potajemnego paktowania z Leninem" o "niegodny Polski pokój", "bratania się" z rewolucją rosyjską, "zaprzedawania Polski wbrew ostrzeżeniom Francji". Z czasem w najcięższym okresie wojny z Rosją , gdy Tuchaczewski stanie u bram Warszawy dojdzie do kolportowania przez obóz prawicowy rewelacji, że adiutant Naczelnika major Wieniawa Długoszowski porozumiewa się z bolszewikami po drucie biegnacym z Belwederu do kwatery Tuchaczewskiego.” („Najnowsza historia” t. 2 1956 s. 218)
„z propozycją mozyrską [natarcia] wystąpił Denikin według własnych słów w momencie rozpoczęcia ofensywy na Kijów, w okresie największych swoich powodzeń, nie później, jak w połowie sierpnia, a więc na dwa miesiące przed Mikaszewiczami; Piłsudski zaś zahamował działania nie tylko na Polesiu i Wołyniu, ale na całej długości frontu w drugiej połowie września, a więc też na kilka tygodni przed Mikaszewiczami i oczywiście bez żadnego z nimi związku, a przy tym w momencie, gdy Denikin stał na samym szczycie swoich sukcesów i klęski swojej nie przewidywał. Decyzja Piłsudskiego wyrastała z najprostszego rachunku : widzieliśmy już, z jakim to wielkim trudem wydobył Naczelny Wódz siły dla swoich lipcowych i sierpniowych działań ofensywnych na froncie bolszewickim, w szeregach wojska polskiego było we wrześniu nie wiele ponad 200 tysięcy ludzi, z czego prawie połowa odpadała na służby pomocnicze i szkolące się formacje tyłowe, zlikwidowana już była wprawdzie wojna o Małopolskę, istniało jednak poważne niebezpieczeństwo ze strony Niemców na Litwie, i w samej Rzeszy, i już w listopadzie trzeba było ze szczupłego stanu sił wydzielać czwartą jego część dla zbliżającego się wkroczenia na przyznane Polsce Pomorze. W tych warunkach przy szczupłości sił, a ogromie potrzeb, przy nader skromnym jeszcze wyposażeniu oddziałów i poważnych brakach w ich wyszkoleniu a przytem w obliczu szarugi jesiennej czy późniejszych zimowych mrozów armia polska nie mogła podjąć na wschodzie działań głębszych.” (tamże s. 220)

W „Zakończeniu” Zychowicz ma do powiedzenia, jakoby 17 września 1939 „stworzone w Rydze przez Stanisława Grabskiego i jego kompanów małe państwo przestało istnieć”, co wygląda na powielenie wypocin Skriabina vel Mołotowa „польское государство и его правительство фактически перестали существовать”, pytanie co do powielania tego zmusza.

Do tego tradycyjnie
„Wojsko Polskie – wskutek fatalnego rozkazu marszałka Edwarda Śmigłego Rydza "z bolszewikami nie walczyć" – niemal nie stawiało oporu” chociaż rozkaz był dłuższy „walczyć musimy tylko w tym wypadku, o ile oni będą nacierali” (Jerzy Łojek „Agresja 17 września 1939” s. 104 wydania z 1990) a walki trwały przynajmniej przez następne dwa tygodnie (Ryszard Szawłowski „Wojna polsko-sowiecka 1939” kilka wydań).

„Nic nie jest bardziej nużące niż wyjaśnianie czegoś, co każdy wiedzieć powinien.” (Leopold Łabędź „Bez złudzeń” s. 107)

DonCarlosdeLegion „w książce rządzi zwykłe chciejstwo Zychowicza i jego bajkopisarstwo”
Nagengast „kolejna książka potwierdzająca obłęd jej autora”
Audrey60 „szczyt konfabulacji”
Pierwsze dzieło Zychowicza, jakie mam nieprzyjemność przeglądać (przeczytanie byłoby stratą czasu, o wartości świadczy choćby zbędne uogólnienie na okładce „jak Polacy uratowali bolszewizm” co...

więcej Pokaż mimo to

avatar
270
269

Na półkach:

To druga książka Piotra Zychowicza, którą miałem okazję przeczytać. Pierwszą był oczywiście „Obłęd '44” i o ile tamtą książkę uważałem za ważny głos w dyskusji nad powstaniem warszawskim, o tyle „Pakt Piłsudski-Lenin” muszę ocenić jako pracę bardziej publicystyczną, a więc uzewnętrznienie marzeń formacji światopoglądowej, której autor jest zwolennikiem, niż rzeczową analizę realnych możliwości, które otwierały się przed II Rzeczpospolitą na wschodzie. W tym tekście wyróżnię tylko kilka niedociągnięć w argumentacji autora, które - mam nadzieję - dostatecznie wyjaśnią moje rozczarowanie tą pozycją. Bo w generalnej ocenie uważam właśnie, że „Pakt...” to książka rozczarowującą.

Styl pana Zychowicza niewiele odbiega od tego, czego doświadczyłem w „Obłędzie '44”. Czyta się go całkiem dobrze, gdyż nie jest to typowa praca historyczna, ale raczej polemika historyczna, w której autor próbuje ukazać wydarzenia z przeszłości z innej perspektywy politycznej. Jak sam Zychowicz przyznaje, w swoich wywodach bynajmniej nie jest on obiektywny, gdyż powołuje się na przemyślenia i refleksje środowiska zachowawczego, a więc konserwatystów i monarchistów polskich. Autor, na podparcie sowich tez, zamieszcza wiele cytatów głównych myślicieli tej opcji politycznej. Mamy też mapy wprowadzające w zagadnienie kształtowania się wschodniej granicy II Rzeczpospolitej z różnymi jej wariantami (bardziej lub mniej prawdopodobnymi). Uzupełnieniem do książki są dwie wstawki ze zdjęciami i grafikami z okresu wojny polsko-bolszwickiej, niektóre dość drastyczne w treści.

Zychowicz w swojej książce stawia dwie główne tezy, zawarte w podtytule książki, a mianowicie - pierwsza, że Polacy uratowali bolszewizm, i druga, że zaprzepaścili szansę na budowę imperium. Cała analiza i dowodzenie autora ma dowieść tych dwóch tez. Jak to zwykle w przypadku oceny wydarzeń historycznych z dłuższej perspektywy czasu, stosunkowo łatwo przychodzi autorowi przytaczanie kolejnych argumentów za swoją koncepcją. Koniecznie trzeba jednak pamiętać, że autor pisał z perspektywą bez mała stu lat, dzięki czemu doskonale widział, co wyrosło z ziarna rewolucji zasianego przez bolszewików w Rosji. Warto jednak pamiętać, że w roku 1920 perspektywa była zdecydowanie bardziej ograniczona. Pisząc, że Polacy dobrze wiedzieli, czym jest bolszewizm, autor nie do końca ma rację. Zychowicz traktuje komunizm jako ciągłość od Lenina po Mao, co jest jednak poważnym błędem. Całkowicie pomija bowiem różne oblicza komunizmu. Komunizm wojenny bolszewików w pewnym momencie wyczerpał swoje możliwości i okazał się być systemem niemożliwym do dalszego utrzymania. Dlatego też wprowadzono NEP, który był kompromisem między komunistyczną ideologią a ekonomiczną rzeczywistością. Zwycięstwo Stalina w walce o władzę po Leninie całkowicie zmieniło jednak oblicze systemu. Czy w roku 1921 ktoś mógł przypuszczać, że władza, mieniąca się władzą robotniczo-chłopską, doprowadzi do masowej zagłady chłopstwa rosyjskiego jako klasy społecznej? Nikt, bo nikt nie przewidział, że Rosja Radziecka (Radziecka - od rada!) stanie się dyktaturą jednego człowieka. Warto pamiętać, że pierwsze, co zrobił Stalin po dojściu do władzy, to rozprawienie się ze starą gwardią bolszewików, którzy za Lenina faktycznie mieli jakiś wpływ na przebieg wypadków. Likwidując ich, Stalin odmienił oblicze tego systemu. I wcale nie chodzi tutaj o jakieś usprawiedliwianie systemu komunistycznego, który był zbrodniczy z samej zasady odmawiania pewnym klasom społecznym prawa do życia, ale o wyraźne nakreślenie punktu zwrotnego. Komunizm Stalina był systemem łączącym ideologię marksistowską z zamordystyczną i paranoidalną formą wschodniego absolutyzmu. Czy z perspektywy Warszawy anno Domini 1921 można było to dostrzec? Nie sądzę. Założenie że Rosja Radziecka na lata skupi się na własnych sprawach wewnętrznych, było jak najbardziej słuszne i po części prawdziwe.

Kolejną tezą autora jest ta, że Polacy mogli zlikwidować bolszewizm, gdyby poszli na współpracę z białymi generałami; że mogli zdobyć Moskwę i powiesić Lenina, Trockiego i resztę bolszewików na moskiewskich latarniach. Pomijając oczywiście to, czy rzeczywiście bolszewiccy przywódcy czekaliby potulnie na polskich ułanów, Piotr Zychowicz dwukrotnie widział polską flagę nad Kremlem - pierwszy raz w roku 1919, a drugi w 1920, po zwycięskiej bitwie warszawskiej. Powiem tak, dla mnie to mrzonki. Autor przywołuje argument, że Polacy mieli przecież milionową armię, która mogłaby z łatwością pobić bolszewików. Cały problem tego rozumowania polega na tym, że nie bierze ono pod uwagę ówczesnej rzeczywistości jako całości. Zychowicz widzi milion żołnierzy, ale zapomina, że Polacy również brali udział w I wojnie światowej (nie byli stroną, ale byli uczestnikami w ramach armii państw zaborczych),że przez polskie tereny przetoczył się walec frontu wschodniego, że społeczeństwo polskie doświadczyło rekwizycji, obowiązkowych dostaw, chaosu ekonomicznego, plagi głodu itp. W analizach autora nie widać także refleksji nad tym, że wojsko polskie posiadało na swoim stanie uzbrojenie niemieckie, austriackie, rosyjskie, francuskie, co rodziło wiele problemów logistycznych. A ile było fabryk amunicji w Królestwie Polskim? Ile w Galicji? A ile w WKP? Odpowiedź jest prosta - nie było ich. Cały obszar kształtującego się państwa był pozbawiony przemysłu zbrojeniowego. Cała nasz broń była zdobyczna lub podarowana przez Ententę. A logistyka? Jaka była logistyka na kresach? Jak przebiegały linie kolejowe i ile ich było? Jak zaopatrzyć żołnierzy idących na Moskwę? I wreszcie, co z rosyjską zimą? Napoleon też miał milion żołnierzy, zdobył Moskwę i co się potem stało? Wszyscy wiemy. Zresztą sama militarna operacja zdobycia Moskwy, gdyby bolszewicy zdecydowali się jej bronić do samego końca, nie byłaby sprawą prostą. Przypominam tylko, że przed I wojną światową miasto to liczyło znacznie ponad milion mieszkańców!

Kolejnym słabym punktem w narracji autora jest fakt, że traktuje kwestię naszej wschodniej granicy w oderwaniu od całokształtu kwestii formowania się terytorium II Rzeczpospolitej. A przypomnę, że przecież jednocześnie rozgrywała się sprawa przynależności Śląska do Polski, kwestia plebiscytów na Warmii i Mazurach, konflikt z Czechami o Cieszyn, kwestia Gdańska itp. Co więcej, w książce Zychowicz błędnie zakłada, że to, co mogliśmy zrobić na Wschodzie, tak naprawdę zależało tylko i wyłącznie od nas, czym zupełnie pomija kwestię powojennego porządku w Europie, o którym jednak przede wszystkim decydowała Ententa, a wsparcie militarne sojuszników dla Polski było sprawą kluczową. II Rzeczpospolita była uzależniona od poparcia zwycięskich mocarstw w kwestii granicy zachodniej, którym nie do końca podobały się przecież polskie zapędy na wschodzie, a przypomnę tylko, że autor postuluje w książce między innymi podbój Litwy i „danie nauczki” Łotwie.

Ano właśnie, Zychowicz w swojej narracji stwierdza, że w traktacie ryskim oddaliśmy bolszewikom połowę Rzeczpospolitej. Cały problem polega jednak na tym, że żadnej Rzeczpospolitej wtedy nie było! Autor patrz chyba na spuściznę RON nieco przez różowe okulary, próbując wmówić czytelnikowi, że tak naprawdę wszyscy na wschodzie chcieli powrotu do granic sprzed I rozbioru. Cały problem polega jednak na tym, że jeśli obiektywnie spojrzymy na historię, to wcale tak nie było. Oczywiście, Polacy zamieszkujący kresy jak najbardziej wierzyli w mit Rzeczpospolitej, ale całe rzesze ludności białoruskiej i ukraińskiej zupełnie nie podzielały tego poglądu. Wszak pamiętajmy, że u schyłku swego istnienia Rzeczpospolita była w gruncie rzeczy nierządną oligarchią magnacką, na której terenie dominowała pańszczyzna jako podstawa stosunków ekonomicznych. Mit wielkiej i rzekomo tolerancyjnej Rzeczpospolitej, tak atrakcyjny dla Polaków, dla niepolskiej ludności kresów nie miał jednak większego uroku. O ile argumentacja, że ludność ta byłaby zainteresowana w przyłączeniu do Polski, aby uniknąć władzy bolszewików jest w jakimś stopniu prawdziwa (choć nie uwzględnia przecież faktu, że jakaś część tamtejszych społeczeństwo mogła rzeczywiście uwierzyć w komunistyczną ideologię, głoszącą przecież hasło ziemia dla chłopów),o tyle nie jest to jeszcze argument decydujący o powstaniu imperium. Dla przykładu, Zychowicz szeroko rozwodzi się nad faktem, że bolszewicy za pokój gotowi byli oddać całą Białoruś. Dlaczego? Ano dlatego, że ziemie białoruskie z ekonomicznego punktu widzenia nie przedstawiały żadnej wartości. Stąd „łaskawość” oddania błot poleskich i rzeszy zubożałej ludności białoruskiej, które II Rzeczpospolita musiałaby jakoś zagospodarować. Cały problem w tym, że nie udało się nam to nawet w odniesieniu tych ziem kresowych (oczywiście nie tylko z własnej winy, bo przecież kryzys z lat 30. odbił się na całym świecie),które objęliśmy we władanie na podstawie traktatu ryskiego.

Zasadniczym punktem argumentacji Zychowicza jest również teza, że biała Rosja była lepsza od tej czerwonej, że koniecznie trzeba było pomóc Denikinowi, a potem Wranglowi, w rozprawieniu się z bolszewizmem. Cały problem polega tutaj jednak na tym, że idea Rzeczpospolitej była nie na rękę dla obu stron walczących w rosyjskiej wojnie domowej, ale wydaje się, że białym generałom bardziej niż bolszewikom. Uznanie Rzeczpospolitej w jej ciągłości przedrozbiorowej byłoby dla nich cofnięciem państwa rosyjskiego dwa wieki wstecz. Do tego trzeba pamiętać, że Rosja była członkiem zwycięskiego obozu, choć sama ostatecznie wojnę przegrała. Zwycięstwo białych generałów zmusiłoby ich niedawnych sojuszników do uznania niemałego przecież wkładu Imperium Rosyjskiego w I wojnę światową i doprawdy trudno oczekiwać, aby Francja czy Anglia nagle zdecydowały się na popieranie polskich roszczeń na wschodzie. W nowym porządku europejskim zatem biała Rosja zajęłaby miejsce caratu, a choć osłabiona wewnętrznymi sporami, rychło mogła wrócić na drogę ekspansji. Pamiętać bowiem trzeba, że rewolucję w Rosji zrodziła wojenna katastrofa z rąk armii niemieckiej. Ustanie warunków wojennych otwierałoby ponownie drogę tradycyjnemu rosyjskiemu samodzierżawiu, co zresztą spełniło się w postaci reżimu stalinowskiego.

Autor ignoruje wreszcie jeszcze jeden fakt. Nacjonalizm nie jest czymś, co się wybierało, a tak twierdzi Zychowicz, gdy mówi, że w Rydze Polska wybrała nacjonalizm zamiast idei federalizmu. Tymczasem nacjonalizm był zjawiskiem szerszym, narastającym w Europie przynajmniej od połowy XIX wieku, a we Francji nawet od rewolucji francuskiej. Rozpad starego ładu po zakończeniu I wojny światowej uwolnił tylko podskórnie narastające w Europie ruchy narodowe, które szczególnie silne były w środkowej i południowej Europie. Nacjonalizm obozu narodowego czy też części socjalistów nie miał zatem nic wspólnego z wyborem między federacją a państwem narodowym, ale był wynikiem procesu historycznego, który doprowadził narody europejskie do punktu, w którym najważniejsza stawała się wspólnota etniczna. Tutaj po prostu żadnego wyboru nie było. Dowodzi tego również to, że mentorzy autora, których tak często cytuje, w ówczesnym czasie nie mieli większego wpływu na życie polityczne Polski.

Zasadniczo zatem można się zgodzić z jednym twierdzeniem autora, a mianowicie że na konferencji pokojowej w Rydze Polska mogła uzyskać większe nabytki terytorialne kosztem bolszewików, ale nie oznacza to, że była w stanie stworzyć imperium. Na wschodzie tak naprawdę nie istniał żaden ośrodek polityczny, który mógłby wejść w skład takiego bytu państwowego. Zupełny brak jakiegoś szerszego ruchu politycznego na Białorusi, który zapewniłby jakąś znaczącą mobilizację społeczną, oraz analogiczny brak ruchów politycznych na wschód od Kijowa każe postawić pytanie - z kim tę federację miano budować? Tylko z tworami politycznymi, które Polska sama musiała dopiero stworzyć lub dla siebie pozyskać, jak było to w przypadku Petlury. Nawet gdyby się to udało, nie powstałoby jednak żadne imperium, ale zlepek państwowy, w którym Polacy dominowaliby nad pozostałymi członami składowym państwa. A to prędzej czy później doprowadziłoby do tarć wewnętrznych, osłabienia państwa i otwierałoby pole dla komunistycznej agitacji (nie bez powodu Polacy zawsze przedstawiani byli w propagandzie jako obszarnicy i burżuje). Myślę, że porzucenie tych marzeń było wyrazem realizmu politycznego polskich elit, która patrzyły na sprawę wschodniej granicy dość trzeźwo. Oczywiście żal Polaków na wschodzie, ale jak się spojrzy na rozlokowanie ośrodków polskości na kresach, nie sposób nie odwołać się do analogii Bałkanów, gdzie również powstała federacja w celu ochrony pomieszanej wewnętrznie ludności, która to ostatecznie upadła pod wpływem wzajemnych krzywd i oskarżeń.

I jeszcze jedna, drobna już uwaga na koniec, otóż w swojej argumentacji Zychowicz postawił taki oto argument - gdyby nie powstanie komunistycznego państwa, nie byłoby Hitlera, a świat uniknąłby ogromu nieszczęść. Doprawdy ciężko traktować to poważnie, wziąwszy pod uwagę, że Hitlera tak naprawdę zrodziły ustalenia traktatu wersalskiego i kryzys gospodarczy w Republice Weimarskiej. Jeśli Hitler wykorzystał ideę o walce ze światowym komunizmem, to równie dobrze mógłby zrobić to i bez istnienia państwa komunistycznego w Rosji, gdyż komunizm, jako ruch polityczny, był obecny w światowym życiu politycznym od XIX wieku. Warto pamiętać, że narodowy socjalizm był również ruchem skrajnie lewicowym, z tą tylko różnicą, że przyjmował za aksjomat nadrzędność narodu niemieckiego nad innymi narodowościami. Aż strach pomyśleć, co by było z Polską, gdyby i w białej Rosji zakiełkowała rewanżystyczna i rasistowska ideologia o wyższości narodu rosyjskiego nas innymi nacjami. Zabawa w pisanie historii alternatywnych otwiera bowiem przed nami naprawdę różne scenariusze.

Podsumowując, zasadniczo nie zostałem przekonany przez autora o słuszności jego tez. W mojej ocenie Piotr Zychowicz pomija szereg istotnych czynników historycznych, które ostatecznie spowodowały, że granice II Rzeczpospolitej wyglądały tak, jak to znamy z historii. Zgadzam się z nim, że w Rydze można było wziąć więcej, ale nie zgadzam się, że to od raz utworzyłoby jakieś imperium, chyba że wyrysowane na mapach. Ale o wielkości państw i narodów nie decyduje obszar, ale siła ekonomicznego i politycznego oddziaływania. A w przypadku obu tych elementów nasze możliwości były mocno ograniczone. Dlatego też traktuje książkę Piotra Zychowicza tylko w kategoriach historical fiction.

To druga książka Piotra Zychowicza, którą miałem okazję przeczytać. Pierwszą był oczywiście „Obłęd '44” i o ile tamtą książkę uważałem za ważny głos w dyskusji nad powstaniem warszawskim, o tyle „Pakt Piłsudski-Lenin” muszę ocenić jako pracę bardziej publicystyczną, a więc uzewnętrznienie marzeń formacji światopoglądowej, której autor jest zwolennikiem, niż rzeczową analizę...

więcej Pokaż mimo to

avatar
18
15

Na półkach:

książka bardzo ciekawa i rzucająca dużo światła na wojnę 1919-1921. Ciężko coś zarzucić autorowi co do postawianych teorii ponieważ świetnie je uargumentowuje różnymi dokumentami i cytatami z epoki. Jedyna moja uwaga to zdjęcie na okładce, które jest przerobione i może budzić nie potrzebne kontrowersje.

książka bardzo ciekawa i rzucająca dużo światła na wojnę 1919-1921. Ciężko coś zarzucić autorowi co do postawianych teorii ponieważ świetnie je uargumentowuje różnymi dokumentami i cytatami z epoki. Jedyna moja uwaga to zdjęcie na okładce, które jest przerobione i może budzić nie potrzebne kontrowersje.

Pokaż mimo to

avatar
234
215

Na półkach:

Ciekawa pozycja na bardzo wazny temat jakim jest final Wojny polsko-rosyjskiej. Autor wyjasnia sytuacje polityczna w latach 1918-1921. Odpowiada na pytania, ktore zadawalem sobie w szkole podstawowej nie mogac zrozumiec dlaczego zwycieska Polska oddala niemal pol terytorium w Rydze w 1921r.
Jedna rzecz mnie drazni, to pejoratywne wyrazenia typu Zwiazek Sowiecki, Sowiety, Bolszewia itd. Nie sympatyzuje ze wschodnimi sasiadami Polski, ale republiki socjalistyczne byly kierowane przez rady przedstawicieli, stad Kraj Rad tudziez Zwiazek Radziecki.
Zychowicz slusznie wini nieudolnosc polskiej wladzy oraz podkresla do czego w konskekwencji doprowadzil nacjonalizm.

Ciekawa pozycja na bardzo wazny temat jakim jest final Wojny polsko-rosyjskiej. Autor wyjasnia sytuacje polityczna w latach 1918-1921. Odpowiada na pytania, ktore zadawalem sobie w szkole podstawowej nie mogac zrozumiec dlaczego zwycieska Polska oddala niemal pol terytorium w Rydze w 1921r.
Jedna rzecz mnie drazni, to pejoratywne wyrazenia typu Zwiazek Sowiecki, Sowiety,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
268
233

Na półkach: ,

Wszystkie książki autora trzymają podobny poziom. Ciekawe w nich jest to, że autor podejmuje polemikę z ogólną opinią mainstreamu interpretacji i oceny faktów historycznych. Swój punkt widzenia potrafi poprzeć argumentami. Warto zobaczyć inną perspektywę od tej, która w szkole narzucili nauczyciele.

Wszystkie książki autora trzymają podobny poziom. Ciekawe w nich jest to, że autor podejmuje polemikę z ogólną opinią mainstreamu interpretacji i oceny faktów historycznych. Swój punkt widzenia potrafi poprzeć argumentami. Warto zobaczyć inną perspektywę od tej, która w szkole narzucili nauczyciele.

Pokaż mimo to

avatar
89
59

Na półkach:

Odcinanie kuponów od Beck-R. Nie wiem co napisał pierwsze, mało mnie to interesuje, ważne, że jest to to samo g.
dla uczciwości po połowicznej lekturze B-R tym razem przeczytałem 1/10 resztę przejrzałem. Zarzuty dokładne takie samo jak w BR - kto ciekaw niech sprawdzi komentarz.

Odcinanie kuponów od Beck-R. Nie wiem co napisał pierwsze, mało mnie to interesuje, ważne, że jest to to samo g.
dla uczciwości po połowicznej lekturze B-R tym razem przeczytałem 1/10 resztę przejrzałem. Zarzuty dokładne takie samo jak w BR - kto ciekaw niech sprawdzi komentarz.

Pokaż mimo to

avatar
333
142

Na półkach: ,

Następna moja książka p. Zychowicza, i znowu się nie zawiodłam. Autor porusza tu temat traktatu ryskiego z roku 1921, a więc podpisywanego po naszej słynnej zwycięskiej bitwie z bolszewikami pod Warszawą, niestety przedstawiciele naszego rządu oddali wówczas w Rydze część naszych ziem wschodnich wraz zamieszkującymi tam Polakami, oddali tych ludzi na pastwę bolszewików. Traktat ryski był wyrokiem na półtora miliona Polaków pozostawionych pod panowanie Rosji bolszewickiej. I tego właśnie nie może przeboleć autor tej książki, bo dla niego Polska to Polska Jagiellonów, ta sprzed I rozbioru w 1772 r. Zresztą p. Zychowicz podkreśla, że niepodległość odzyskaliśmy po 146 latach, a nie po 123, jak ogólnie jest przyjęte.
Książka mówi o wielu faktach historycznych, o których ja osobiście niewiele wiedziałam, takich jak głodówka na Ukrainie w początkach lat trzydziestych XX w. oraz o czystkach na Polakach w latach 1937 – 38 dokonywanych przez NKWD.
Książkę bardzo polecam, autor opisuje ludzi i sytuacje w sposób obiektywny. Jak sam zaznacza, „w życiu jest tak, że ta sama postać może mieć blaski i cienie. Chwile wielkości i chwile słabości.”

Następna moja książka p. Zychowicza, i znowu się nie zawiodłam. Autor porusza tu temat traktatu ryskiego z roku 1921, a więc podpisywanego po naszej słynnej zwycięskiej bitwie z bolszewikami pod Warszawą, niestety przedstawiciele naszego rządu oddali wówczas w Rydze część naszych ziem wschodnich wraz zamieszkującymi tam Polakami, oddali tych ludzi na pastwę bolszewików....

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    648
  • Przeczytane
    627
  • Posiadam
    228
  • Historia
    49
  • Teraz czytam
    29
  • Chcę w prezencie
    22
  • Historyczne
    11
  • Ulubione
    11
  • Historia Polski
    7
  • 2018
    5

Cytaty

Więcej
Piotr Zychowicz Pakt Piłsudski-Lenin. Czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium Zobacz więcej
Piotr Zychowicz Pakt Piłsudski-Lenin. Czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium Zobacz więcej
Piotr Zychowicz Pakt Piłsudski-Lenin. Czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne