cytaty z książek autora "Andrzej Pupin"
- Żaden ze mnie Freud, jednak uważam, że najpierw powinniśmy zająć się zdrowiem skrzywdzonych, a dopiero potem samopoczuciem oprawców. Dokładnie w tej kolejności.
[...]
– Panie kapitanie, jeżeli porządni ludzie będą się bać słusznych uczynków, to nie ma dla nas ratunku. Nie martwcie się o nas, radziliśmy sobie z gorszymi rzeczami.
[...]
– Nikt przy zdrowych zmysłach nie uznałby cię za winną
czegokolwiek! – Jerzy aż krzyknął. Nagromadzone emocje musiały się wreszcie wydostać. – Zbrukany czy nieczysty może być jedynie krzywdziciel, nie jego ofiara! Błagam, nawet nie próbuj tak myśleć. Zło, które cię spotkało, jest tak absolutnie przerażające, jak wielka jest twoja odwaga. – Patrzył jej głęboko w oczy. – Wiem, że nie jest to łatwe, jednak musisz, po prostu musisz tak na to spojrzeć. Zbyt wiele widziałem w życiu osób, które winiły się za wyrządzone im zbrodnie. Największą siłą bestii jest fakt, że to dobrzy ludzie usiłują znaleźć w sobie winę.
[...]
– Osoby, które przeżyły koszmar, zbyt często odczuwają brak jakiegokolwiek zrozumienia ze strony ogółu. Nie jest to ich wina. To nasze społeczeństwo stygmatyzuje cierpiących, obwiniając ich o naruszenie przysłowiowego świętego spokoju i codziennego status quo. Problemem jest to, że nie da się im
szybko pomóc czy łatwo naprawić krzywd, więc błyskawicznie
tracimy zainteresowanie. Oprawcy wydają się ciekawsi. Wolimy opowieści o katach niż o ich ofiarach. W jakiś pokręcony sposób jawią nam się jako zwycięzcy, a skrzywdzeni jako przegrani.
[...]
– Mam taką hipotezę. Kiedyś wielbiliśmy bogów ognia, piorunów, wojny i śmierci właśnie dlatego, żeby uchronić się przed ich gniewną zemstą. Dziś czcimy złych ludzi dokładnie z tego samego atawistycznego powodu. Jednak popełniamy wielki błąd. Tych bożków nie da się przebłagać. Dla nich jesteśmy tylko pożywieniem. Zapominamy o najważniejszym. To w stadzie współpracujących owiec, koni czy krów jest największa siła. Dlatego drapieżniki starają się oddzielić najsłabszą ofiarę od bezpiecznej wspólnoty. Nawet zwierzę obdarzone ostrymi kłami i pazurami woli szukać łatwiejszego celu niż masa rozwścieczonych roślinożerców.
[...]
Determinacja sąsiadów niezwykle go zaskoczyła. Nie musiał zbyt długo opowiadać o przyczynach ataku, by mimo
strachu o siebie i najbliższych ludzie postanowili walczyć. Pokorne owieczki zmieniły się w stado wilków.
Nigdy nie czuł większej dumy niż teraz.
[...]
Kobieta wyciągnęła z torebki jedwabną chustkę i starannie
rozłożyła ją na krześle. Detektyw dostrzegł ogromny haftowany
monogram. Uśmiechnął się w myślach. Nuworysze uwielbiali
podkreślać swoje znamienite i zazwyczaj fikcyjne pochodzenie.
– Barbara Maciejewska. Z tych Maciejewskich.
[...]
– Nikt do końca nie wie, co siedzi w głowach innych ludzi –
wtrącił sentencjonalnie detektyw.
[...]
Honorowe długi zaciągnięte u Księcia miały niezwykłą
moc. Im więcej się ich spłaciło, tym bardziej rosły. Jerzy z trudem powstrzymał niesforny język – nie był to odpowiedni moment na wspominanie o tym fakcie. Poza tym dobre stosunki z arystokratą półświatka Warszawy otwierały wiele zamkniętych na głucho drzwi.
[...]
Nowe czasy rozzuchwaliły licznych przestępców. Wprawdzie kara za wpędzenie kogoś w Ciemność była tylko jedna
– kula w łeb – ale to nie odstraszało rzezimieszków. Gazety
codziennie grzmiały o nowych ofiarach napadów, włamań
i gwałtów. Policji brakowało, ludzie byli zdesperowani i pozbawieni nadziei, a potencjalne ofiary stłoczone w przepełnionych ponad miarę dzielnicach. Nic dziwnego, że
zarówno prawdziwe drapieżniki, jak i zwykli padlinożercy mieli tu raj.
[...]
– Nie przesadzaj, zapłaciłeś mi za to. – Światło tańczące na
szkle było strasznie rozpraszające.
– Zapłaciłem też swoim i twoim pobratymcom. Pieniądze
wzięli i nic nie zrobili. Za duże ryzyko, mówili. Tylko ty potraktowałeś to poważnie. My, Żydzi, mamy dobrą pamięć. Za
butelki wezmę tylko piętnaście procent więcej, niż wynoszą moje koszty. Zapłacisz mi pięćset siedemdziesiąt pięć złotych.
[...]
– Ja tam wolę, żeby pan kapitan o mnie nie gadał. Po co
rzucać się w oczy? Bardziej przydałaby się jakaś mamona. –
Mężczyzna wymownie zerknął na kieszeń, w której Jerzy trzymał portfel.
– Śliski, kosztujesz mnie więcej niż żona – westchnął Jerzy.
– Przecież pan kapitan nie jest żonaty?
– Właśnie przez takie pijawki jak ty. Jak ma się człowiek
ustatkować, kiedy wszędzie tylko słyszy: daj i daj.
– Żonaty byłem pięć razy i powiem tylko tyle: nie warto.
Jerzy spojrzał z niedowierzaniem na wymiętoloną, śmierdzącą personę.
[...]
Drapieżniki na całym świecie nie dopuszczają, żeby skrzywdzeni odnaleźli dumę i zjednoczyli się przeciwko nim. To by oznaczało koniec polowania. Lepiej jest wmówić stadu, że jest bezpieczne, póki poświęca najsłabszych i pozornie zbędnych.
[...]
– Krzysztof Witkowski, uznany poeta, ułożył na jego cześć
znakomity poemat. Smak tego dzieła sztuki porównał do
płomienia migoczącej świecy na porywistym wietrze. Wokół
napiera ciemność, a maleńki ognik stanowi piękną, wręcz bolesną granicę między życiem a śmiercią. Ten moment, ta ulotna chwila, to ostatni kęs niezwykłego dania.
– Przecież to jest znany grafoman – westchnął Salomon ku
ledwie skrywanemu oburzeniu kelnera. – Taki to wszystko
napisze, żeby tylko pojeść za darmo. Zresztą prawie wszyscy
pisarze to darmozjady.