Film „Kamerdyner” w reżyserii Filipa Bajona pojawił się w kinach w 2018 r. To na podstawie scenariusza do tego filmu powstała ta książka.
Jest to historia Marity – Niemki z dobrego domu oraz kaszubskiego chłopaka – Mateusza. Pochodzący z tak zwanego nieprawego łoża Mateusz po śmierci mamy trafia na wychowanie do pruskiego dworu. Wszystko to rozgrywa się na tle wojennych zawirowań. Mamy najpierw pierwszą, potem drugą wojnę światową. Czy w tych warunkach romans Marity i Mateusza ma szansę na szczęśliwe zakończenie.
Muszę się przyznać, że nie byłam na filmie Kamerdyner. Być może gdybym była miałbym inne spojrzenie na tą książkę. Jak dla mnie styl autorów był strasznie ciężki i wprost nie chciało mi się tego czytać. Zabrakło porywających dialogów i głębi, a za to mamy masę suchych opisów. Wszystko to dla mnie było sztuczne i nijakie. Chciałam odłożyć już po pierwszych stronach, jednak mając gdzieś w tyle głowy reklamę filmu brnęłam dalej licząc na więcej. Niestety nic się nie zmieniło. Wszystkie opisy i dodatkowe wątki po prostu mnie męczyły a wielkiej miłości pomiędzy bohaterami nie poczułam.
Książkę oceniam na 3 pkt.
Są takie melancholijne dni.
Myśli krążą wokół trudnych zagadnień. Ile człowieka w człowieku.
Na ile to, co ludzkie, jest mi znane.
Wtedy wracam do historii.
Dopóki nie staniesz w sytuacji ekstremalnej, nie wiesz na co Cię stać.
Jak silna jest miłość. Jak mocna jest lojalność.
Zafundowałam sobie książkę. Potem film.
Film dla muzyki wart obejrzenia. Ale można posłuchać samej ścieżki.
Kaszubi. Dumni. Lojalni. Z zasadami.
Na takie filmy i książki musi być odpowiedni czas. Żeby się dobić obejrzałam jeszcze Pokłosie.
Polecam. Nostalgicznie.