cytaty z książki "Rysa"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ciężki jest czas, kiedy noc nie przynosi odpoczynku, tylko męczy człowieka bardziej jeszcze niż koszmar dnia.
(...) psychopaci zawsze są mocni, bo swoją siłę budują na ukrywaniu tych swoich popierdolonych słabości.
Potrzeba miłosierdzia, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy.
Inteligencja to przypadłość niezwiązana ani ze stanem posiadania, ani z wiekiem, inteligencja to trochę jak łaska wiary, przypadłość przydzielana absolutnie losowo.
Monika chciała wyjść, wybiec do światła, powietrza i ludzi, ale im bardziej chciała, tym bardziej nie wiedziała, jak to zrobić. Kolejne drzwi prowadzące do kolejnych sal, ślepe korytarze, coraz ciemniej, w końcu schody.
Zaraz, zaraz... Dlaczego ja tu w ogóle jestem? Monika ocknęła się nagle, stojąc przed otwartą lodówką.
Nie pamiętać, po co dokądś przyszła, zdarzało jej się już nie raz, ale tym razem chodziło o coś zupełnie innego. Tym razem doskonale wiedziała, że przyszła po kubełek z lodami, ale nie wiedziała, ani skąd przyszła, ani co było, zanim znalazła się przed drzwiami lodówki.
- Oni tak mówią, bo są chamami, ale damie nie przystoi.
- Bo chamom przeszkadza?
Monika rzeczywiście miała sporo formalnie niepokończonych spraw, ale nie znosiła kończyć spraw formalnie. W jej odczuciu całą tą papierologią mogły się już zajmować jakieś maszyny albo policjanci, którzy nie lubili wychodzić na dwór. Takich też tu mieli niemało.
Dom wyglądał jak pałac, a właściwie nie tyle wyglądał, co po prostu był pałacem.
Teren był zadbany i choć wszędzie wkoło porastała go roślinność, to ktoś rozsadził ją w na tyle przemyślany sposób, że jednocześnie oko miało wrażenie obcowania z wolną przestrzenią.
Może Kolowski też był lumpem, zanim został milionerem, tak jak ja byłam lumpem, zanim zostałam policjantką.
Wójcik był wypieszczonym jedynakiem z dobrego domu, w którym jego szacowny ojciec propagował miękki terror zasad. Były to zasady ze wszech miar słuszne, dotyczyły spraw zdrowia, żywienia, sportu, miłości, związków i wszystkiego tego, co nazywało się życiem.
Kobieta wyglądała na bardzo pijaną, jej głowa co chwila pochylała się, a ona wpadała w drzemkę. Za każdym razem dopiero uderzenie czołem w kierownicę powodowało, że się budziła.
Doskonale wiedziała, że fragmenty wspomnień, jak liście z drzew jesienią, będą spadały na nią wiele kolejnych dni.
Bała się, bo chwilami miała wrażenie, że rzeczywistość zmieniła się w jakąś senną marę, która ją otacza jak ciemna, chłodna i lepka ciecz. Przyszło jej nawet do głowy, że dużo bardziej niż tego, że jest uwikłana w potrójne morderstwo, boi się, że po prostu wariuje i to umysł, filtrując w ten dziwny sposób rzeczywistość, płata jej figle.
Salowa mogła mieć na oko sześćdziesiąt lat, więc była jeszcze ze starej szkoły, która uczyła, że policji nigdy nie mówi się nie.
Ludzi mało lotnych było jej przeważnie trochę szkoda, ludzi mało lotnych, którzy byli do tego zadufani w sobie, nie trawiła, bo zadufanie w sobie postrzegała też jako odmianę chamstwa, tyle że w eleganckim wydaniu.
Na Mazowszu najgorsza jednak była płaskość krajobrazu. Dalej, kiedy zaczęło falować, nie widziało się już tak bardzo brzydoty.
Nieczynny od lat dom wczasowy Grodno przypominał Monice trochę widziane gdzieś na zdjęciach w gazecie bloki w miasteczku Prypeć, które ludzie opuścili po wybuchu reaktora w Czarnobylu.
Został wychowany przez nadopiekuńczą mamę, co sprawiało, że wydawało mu się, iż oprócz niego na świecie nie istniał nikt inny. A nawet jeśli istniał, to po to jedynie, żeby odpowiadać na jego pytania lub ewentualnie służyć mu w jakimś innym celu, na którego realizację miał w danym momencie zapotrzebowanie.
Porucznik Warecki był zasadniczo człowiekiem inteligentnym, ale w momentach gdy bardzo mu na czymś zależało, zdarzało się, że emocja, wiara i niecierpliwa chęć osiągnięcia oczekiwanego rezultatu zaburzały mu nieco trzeźwy ogląd rzeczywistości. Może zresztą główną rzeczą, która mu go zaburzała, była po prostu nabyta w drodze wychowania i dotychczasowej kariery pewność siebie.
On sam był z pokolenia ludzi stworzonych do tego, by świat leżał u ich stóp, ale jego asystent uświadamiał mu, że stopień jego narcyzmu i egotyzmu był jeszcze niczym, wobec tego, co miało nastąpić w miarę postępów cywilizacji.
Kiedy chwilę później stanęła pod gorącym strumieniem wody lejącej się na jej głowę i ciało z prysznica, była prawie szczęśliwa. Nigdy wcześniej nie przyszło jej na myśl, jak wielkim luksusem może być ciepła woda w kranie.
To zastanawiające, że w miarę jak robi się coraz ciężej, to przy okazji w pewnym sensie wszystko się upraszcza. Ubywa opcji, więc mózg nie musi się męczyć, dokonując wyborów, cały może się dzięki temu poświęcać zadaniu, które ma do wypełnienia.
Może chodziło o jakąś rysę. Sama zbudowana była z rys i pęknięć, cała właściwie jej konstrukcja psychiczna była jak posklejane z kawałków naczynie, które kiedyś z hukiem spadło na podłogę i pokruszyło się w drobny mak.
Wielohektarowy teren w całości otoczony był wysokim na dwa metry, nieotynkowanym murem.
Tak to właśnie tutaj jest, pomyślała z żalem. Pałac, jezioro, teren wielkości dwudziestu boisk, w środku pięknie i cacy, a mur wygląda, jakby otaczał wysypisko śmieci w Zielonce.
Długów zaś Brzozowska nie lubiła ponad wszystko. Odbierały wolność, i to bez względu na to, czy zaciągnięte były w instytucjach, czy u ludzi.
Na stoliku obok leżała szklana fajka z brzydkim, brudnym nagarem i odrobiną opalonych resztek tytoniu. Monika chwilę wpatrywała się w lulkę. Już sto razy obiecywała sobie, że przestanie to robić. Nie mogła, nie powinna się w to pakować.
- Zauważyli, że mnie nie ma? - zapytała Brzozowska, odwracając się od Wójcika.
- No co ty. Kto by zauważył, ze nie ma na spotkaniu jedynej kobiety w wydziale, którą każdy przy byle sposobności chciałby zastąpić na stanowisku? - Wygląd Adama w pewnym stopniu tłumaczył jego permanentny sarkazm.