cytaty z książki "Ćpuny wojny. Tego nie zobaczysz w relacjach z frontu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Adrian wkłada dysk do odtwarzacza i obrazki zaczynają spływać do firmy. Niesamowita technologia! Jeszcze godzinę temu byliśmy w samym środku tragedii, a już za chwilę będą mogli zobaczyć ją nasi widzowie. Śmierć prawie na żywo.
Mam poczucie, że porzucamy Lewana. "Oprowadzał" nas po tej wojnie, ryzykując życie, patrząc na obce wojska w swoim kraju. My byliśmy tu tylko na chwilę. Z biletami powrotnymi w tylnej kieszeni dżinsów, byliśmy "turystami maskary", jak nazwał kiedyś korespondentów wojennych Arturo Perez-Reverte.
Na wojnie wszystko ma albo czas przeszły, albo przyszły. Była, był. Żył, żyła. Przyjdą, zabiją, zbombardują, zaraz zaczną...
Mówię ponad minutę, próbując przekazać widzom to, co tu się dzieje, to, co widzę. Kiedy kończę, podchodzi Piotr i zarządza, że jedziemy dalej. Wsiadamy do samochodu i widzę jeszcze przez chwilę kobietę, z którą rozmawiałam. Zostawiamy ją. Znowu czuję bezsilność. Chce mi się płakać. To ze złości. Wiem, że nic nie możemy zrobić. To jednak nie łagodzi moich uczuć. Mam ochotę rzucić się na pierwszego napotkanego rosyjskiego żołnierza. Mam ochotę walić pięściami w krążące po mieście beteery. Słabość przeradza się w gniew. Gniew w zwątpienie. Przede wszystkim w moją pracę. Czuję się Gruzinką. Czy gdybyśmy byli po stronie osetyjskiej, byłabym Osetyjką? Wojna jest niebezpiecznym narzędziem. Operacja na otwartym organizmie. Bez znieczulenia. Środki przeciwbólowe zawsze szybko się kończą.
Wołam chłopca, który z kolan ojca podchodzi do mnie. Podaję mu snickersa. Bierze go do małych rączek i ogląda. Patrzy na mnie, na batonik, potem znowu na mnie. Gestem daję mu do zrozumienia, że jest dla niego, że może go zjeść. Dzieciak rozkłada swoje drobne ramionka i zarzuca mi na szyję. Jestem zaskoczona i dopiero po chwili obejmuję go i głaszczę po głowie, którą wciska mi w szyję. Od wielu rozwydrzonych gówniarzy w Polsce nie usłyszałabym za taki prezent nawet "dziękuję".
Bielutki stalowy ptak unosi mnie do nieba. Do domu. Do łóżka i ciepłej wody, która potrafi tak genialnie spływać delikatną strugą po karku. Zawsze kiedy wracam, mam wrażenie, że w kraju, kiedy mnie nie ma, zatrzymuje się czas. Tak jakbym tylko ja potrafiła nadawać bieg wydarzeniom. Zawsze jestem zaskoczona, że tu wszystko jest tak, jak było. Że budynki stoją tam, gdzie stały. Że ludzie są, jacy byli. Że nadal obowiązuje jakiś status quo. A przecież, tak mi się zdaje, powinno być inaczej. Wracam z wojny. Tutaj jednak nikogo to nie obchodzi. Po ulicach jeżdżą samochody, budynki są czyste i wydają się takie odświętne i dumne, bo nienaruszone pociskami. Ludzie rozmawiają, jedzą, śpią, a przecież t a m umierają inni ludzie. T a m wypruwa się innym ludziom wnętrzności w imię idei, w imię Allaha, w imię zasad, które są pokryte zielonkawym kolorem dolarów. T a m nie ma co jeść. T a m - czyli nie u nas. T a m - czyli daleko. T a m - czyli nas to nie dotyczy. T a m jest obce i bezkształtne. Jest najwyżej dwuminutowym przekazem. Jest bezgłośnym rozdarcie. Jest krwią, która nas nie brudzi, bo zabezpieczeni jesteśmy tarczą ekranu telewizyjnego. T a m jest zawsze zbyt daleko, choć wojna przecież nigdy nie jest daleko. To tylko nam uroiły się dziwne podziały czasoprzestrzeni. Wybieramy zawsze tę bezpieczną i przejrzystą. Wybieramy tę, o której się mówi: kraje wysoko rozwinięte. Odgradzamy się, choć przecież tak mało nas dzieli. Bo jeśli zabrać nam ubranie, chleb i pieniądze, odłączyć wodę i prąd, to jesteśmy tacy jak o n i. O n i, których imion nawet nie staramy się zapamiętać.
Najbardziej wstrząsającym widokiem wojny są zabite albo ranne dzieci. Nawet jeśli to one strzelają z większych od siebie kałasznikowów. Nawet jeśli to one podkładają bomby. Ktoś przecież musiał je tego nauczyć, pchnąć w tym kierunku. Dzieci są jak plastelina. Można ją formować. Bawić się nią. Zabudować z niej wszystko. Zależy w czyje dłonie trafi.
Widzisz, dziesięcio- czy dwunastolatki chcą już walczyć. Mówią, że muszą pomścić swoich rodziców czy rodzeństwo. To jest problem. Chcemy to z nimi przepracować, ale jak sama zauważyłaś, wrócą do Gazy. Nas już przy nich nie będzie. Nienawiść to bardzo silne i determinujące uczucie.
Przypomina mi się piętnastolatek z Gazy, który twierdził, że zastrzelił kilku izraelskich żołnierzy. Wcześniej zginęli jego rodzice i dwie siostry. Widział to. Cudem ocalał. Żołnierze przez kilkanaście dni zajmowali jego dom. Zabrał nas tam. Na ścianach Izraelczycy kałem wypisali antypalestyńskie hasła. Buciorami podeptali rodzinne fotografie. Kiedy opuszczali budynek nasikali do łóżka. Rozpruli fotele. Podpalili zasłony. Powybijali szyby. Patrzyłam wtedy na tego chłopca i dotarło do mnie, że nigdy wcześniej w nikim nie widziałam tyle gniewu. Jego oczy płonęły. Chciał zabijać i niszczyć wszystko, co izraelskie. Koło nienawiści się zamknęło. Powstał piekielny, samonapędzający się krąg. Kolejne pokolenie zostało wciągnięte w wojnę.
- Co dla tych dzieci w naszym kraju jest najbardziej zaskakujące?
- O, bardzo wiele drobnych spraw! Są na przykład zaskoczone, że w kranie cały czas jest woda. Byłaś w Gazie, więc wiesz, że tam woda raczej bywa, niż jest. Dla nich to normalne. Stały dostęp do wody, i to w dodatku ciepłej i zimnej, to w ich mniemaniu coś dziwnego. Tak samo jest z prądem. Jeden z chłopców pytał mnie wczoraj, kiedy wyłączą prąd. Ciężko było mu zrozumieć, że nigdy. "To niemożliwe!" - wykrzyknął. Dla nich bycie tu to jak lot na księżyc.
Trudno opisać Kabul, bo ma on niewiele wspólnego z europejskim wyobrażeniem miasta. Chyba każdy budynek tutaj nosi znamiona wojny. Tej i poprzednich, bo w historii Afganistanu pokój to przerywnik, to czas przygotowań do kolejnej walki. Nie ma tu w zasadzie dnia bez zamachów, które rozdzierają ludzkie ciała, rozrzucają je po ulicach. Tworzą się wtedy korki, część miasta zostaje wyłączona. Jednak po kilku godzinach znowu jeżdżą tamtędy samochody. Rozjeżdżają krew po asfalcie.
Wielki problem - zepsuty samochód! I ta pogoda. Dlaczego ludzie cały czas narzekają na pogodę? Albo jest za ciepło, albo za zimno. Albo za mocno pada, albo jest susza. Co jest, do cholery, w ludziach, że zawsze coś im nie pasuje? Przecież mają wszystko, co potrzeba. Zimą w domach ogrzewanie, latem klimatyzację. Większość z nich ma pieniądze na jedzenie i wodę. Mają dostęp do wody w kranach. Mają łóżka, telewizory, radia, telefony, ubrania, skrzynki mailowe, samochody (nawet jeśli się psują), mogą iść do swojego kościoła i nie ryzykują, że już z niego nie wyjdą. Mogą chodzić po ulicach i jeździć na wakacje.