Niezwykły jest sposób, w jaki Autorka posługuje się językiem:
"A słońce wschodziło z trudem jak żółtko, które ktoś nieumiejętnie próbuje odkleić od białka" (s. 19).
"A jamniczka pociągnęła ją mocniej, bo myślała już wyłącznie o zaszczaniu rabatki, o esemesach, które inne psy zostawiły dla niej o świcie" (s. 41).
Mimo że ta książka ma tylko 55 stron, wywołuje silne emocje, na każdym kroku zachwyca i budzi wspomnienia.
Wyjątkowa książka, która próbuje nazwać i opisać proces tak niejednoznaczny, burzliwy i migotliwy jak dojrzewanie. Czy to linia, czy punkt? Czy to piękne, czy brzydkie? Czy to przyjemne, słodkie i budujące, czy przykre, lepkie i destrukcyjne? Wspaniały język, który buduje atmosferę szczególnego napięcia i wakacyjnej beztroski równocześnie. Szkicuje ledwie chwile, ale mistrzowsko oddaje ich cielesną mięsistość i delikatną duchowość. Cieszę się i ubolewam, że mam ten etap życia już dawno za sobą... Piękna książka!