Najnowsze artykuły
- ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
- Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
- ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
- ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Ming Doyle
Źródło: http://comicvine.gamespot.com/ming-doyle/4040-57397/
2
6,8/10
Pisze książki: komiksy
Urodzona: 14.10.1984
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.plhttp://www.mingdoyle.com/
6,8/10średnia ocena książek autora
311 przeczytało książki autora
60 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Guardians of the Galaxy (Strażnicy Galaktyki): Kosmiczni Avengers
6,6 z 234 ocen
342 czytelników 32 opinie
2015
Najnowsze opinie o książkach autora
Guardians of the Galaxy (Strażnicy Galaktyki): Kosmiczni Avengers Brian Michael Bendis
6,6
Zbiorczo cały cykl Bendisa. (1-6)
Bardzo podobały mi się filmowe wersje i chciałem poznać wersję komiksową. Było ich kilka, ale ta wydawała się najbardziej zbliżona.
Niestety, mimo iż początek był ok (choć Star Lord wygląda inaczej i niepotrzebnie dodali Iron Mana) ze spójną historią to im dalej tym gorzej. Niektóre tomy miały ciekawsze pomysły na intrygi czy główną oś fabularną, ale to wszystko się rozlazilo w szwach. Za dużo postaci, za dużo dennych bijatyk. Za mało humoru, pomysłów i klimatu przygody i awanturnictwa w kosmosie. Plus zbyt często z parapatow ratuje jakiś bohater wszechmocny.
Ostatniego tomu już nie zmeczylem.
Bardzo słabe, zdecydowanie odradzam.
Spróbuje jeszcze run Abnetta, o ile nie ma w nim dodatków Avengers, X-Men, czy innego Supermana.
Guardians of the Galaxy (Strażnicy Galaktyki): Kosmiczni Avengers Brian Michael Bendis
6,6
Początek nowej serii o współczesnych Strażnikach Galaktyki. Rada Imperiów Galaktycznych uchwala prawo, wedle którego żadne kosmiczne siły mają nie ingerować na Ziemi. Jednakże grupa kosmitów atakuje Londyn, a powstrzymać ich mogą jedynie Strażnicy Galaktyki przy wsparciu Iron Mana.
Tom otwiera jednozeszytowa historia o rodzicach Star-Lorda – bardzo sprawnie opowiedzenia, chociaż przewidywalna. Skutecznie budzi zainteresowanie czytelnika. Szkoda, że przy okazji przekreśla całą dotychczasową biografię tego bohatera.
Gorzej się robi, kiedy dochodzimy do współczesności. Po pierwsze, drużynę okrojono jedynie do postaci, które pojawiły się w filmie. Po drugie, strasznie zubożono ich osobowości w stosunku do wcześniejszych komiksów. Bohaterowie przez to robią wrażenie bardzo sztucznych i nie można czuć z nimi żadnej więzi. Po trzecie, na siłę wepchnięto tu Tony’ego Starka, najprawdopodobniej ze względu na zbliżającą się wówczas premierę filmu „Iron Man 3”. Nie podobało mi się też przeniesienie części akcji na Ziemię – wystarczająco komiksów superbohaterskich Marvela tam się dzieje. Wolałbym, żeby Strażnicy Galaktyki zajmowali się problemami w kosmosie. Przy okazji ziemskiej części komiksu strasznie zdenerwowała mnie uwaga o braku brytyjskich superbohaterów – chyba zapomniano o Kapitanie Brytanii i innych tamtejszych herosach. Bardzo drażnił mnie też brak wyjaśnienia powrotu Petera Quilla po wydarzeniach z komiksu „Imperatyw Thanosa” – jest to wprawdzie krótko wspomniane w jednym z dialogów, ale szybko wątek ten zostaje ucięty.
Komiks ratują głównie rysunki Steve’a McNivena – uwielbiam jego bardzo realistyczną i dokładną kreskę.
Tom zawiera również pojedynczy zeszyt z krótszymi historyjkami o poszczególnych członkach zespołu. Historyjka o Draxie to typowa barowa nawalanka, gdzie na dodatek rysownik niespecjalnie się postarał. Z kolei opowieści o Groocie i Gamorze stoi graficznie na wysokim poziomie, a fabułą trochę kojarzą się z westernami, gdzie tajemniczy przybysz znikąd staje w obronie uciśnionych. Strasznie rozczarowuje za to opowiadanie o szopie Rockecie, zarówno jeżeli chodzi o fabułę, jak i rysunki. Niepotrzebnie znowu grzebią w jego przeszłości, która została już wyczerpująco wyjaśniona na łamach miniserii „Annihilators”.
Podsumowując, gdyby nie rysunki i parę krótkich historyjek, to w ogóle nie byłoby sensu sięgać po ten tom.