rozwińzwiń

Mniej niż nic

Okładka książki Mniej niż nic Elizabeth Kim
Okładka książki Mniej niż nic
Elizabeth Kim Wydawnictwo: Świat Książki biografia, autobiografia, pamiętnik
192 str. 3 godz. 12 min.
Kategoria:
biografia, autobiografia, pamiętnik
Tytuł oryginału:
Ten thousand sorrows
Wydawnictwo:
Świat Książki
Data wydania:
2002-10-25
Data 1. wyd. pol.:
2002-10-25
Liczba stron:
192
Czas czytania
3 godz. 12 min.
Język:
polski
ISBN:
8373113207
Tłumacz:
Danuta Górska
Tagi:
Korea Stany adopcja pamiętnik wspomnienia
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
428 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
158
110

Na półkach:

Po takich książkach cieszę się, że urodziłem się w miejscu i czasie w którym żyję pomimo, iż nie jestem kobietą. Że mam tyle ile mam i więcej mi nie trzeba jakkolwiek to może brzmieć. Czytając opis dzieciństwa autorki, przed oczyma miałem swoją córkę… Jestem ciekaw ile kobiet w naszym „nietolerancyjnym” kraju po przeczytaniu tej książki nadal by chciało krzyczeć „***** ***” albo „piekło kobiet”.

Po takich książkach cieszę się, że urodziłem się w miejscu i czasie w którym żyję pomimo, iż nie jestem kobietą. Że mam tyle ile mam i więcej mi nie trzeba jakkolwiek to może brzmieć. Czytając opis dzieciństwa autorki, przed oczyma miałem swoją córkę… Jestem ciekaw ile kobiet w naszym „nietolerancyjnym” kraju po przeczytaniu tej książki nadal by chciało krzyczeć „***** ***”...

więcej Pokaż mimo to

avatar
193
193

Na półkach: ,

Tytuł książki różni się od oryginalnego, choć jest równie trafny. Mniej niż nic – tak postrzegała siebie przez większość życia autorka. Jako pół Koreanka i pół Amerykanka nie została zaakceptowana przez żadne środowisko. Problem rasizmu obrzydziły nam media, udziwnione filmy i agresywne zachowania „poszkodowanych”. Ta nieco starsza książka odciągnęła mnie od tego kramu i oczyściła moje spojrzenie na ten problem. Właściwie rozumiany rasizm jest obrzydliwy i zasługuje na największe potępienie. Jest też po prostu pozbawiony sensu. Mówię to jako rodowita polka, która była we własnym kraju dyskryminowana z powodu… innej narodowości. W jaki sposób doszło do takiego kuriozum? Obca narodowość została mi „przypisana” na szkolnym podwórku tylko dlatego, bo mieszkałam we wczesnym dzieciństwie za granicą i uczęszczałam tam do przedszkola. Wyzwiska, docinki i żarty na mój koszt towarzyszyły mi w podstawówce, ale w pojedynczych przypadkach ciągnęły się do liceum. Obecnie połowa z tych szkolnych wyzywaczy, sami pracują za granicą i usługują obcym panom.

Dyskryminacja ma więc wiele wstrętnych twarzy. Jesteśmy już dosyć dobrze oswojeni z rasizmem amerykańskim. O tym co się dzieje w krajach azjatyckich, raczej do nas nie dociera. Tam przywiązuje się jeszcze większą wagę do czystości rasy. Autorka wywodziła się ze społeczeństwa, w którym konfucjanizm i toksyczny patriarchat miał wielki wpływ na jakość życia. Jeśli ktoś odbiegał od ustalonej normy i nie przestrzegał skostniałych zasad, to zostaje brutalnie wypchnięty poza margines społeczny. Takie niekonwencjonalne osoby zostają zdegradowane, obdarte z człowieczeństwa i pozbawione przynależności do grupy. Szczególnie kobiety znajdują na straconej pozycji. W najlepszym wypadku zostają ignorowane, ale gdy rodzina nie będzie mogła znieść tej hańby, to posuną się nawet do zimnego morderstwa, które znamy też pod nazwą zabójstwo honorowe.

Elizabeth jako nieślubne dziecko amerykańskiego żołnierza była w ich oczach niepożądaną anomalią, plamą na honorze rodziny, za co jej matka ostatecznie przypłaciła życiem. Śledzimy kolejne losy osieroconej dziewczynki, która trafia do obskurnego bidula. W końcu zostaje adoptowana przez amerykańskie małżeństwo. Mogłoby się wydawać, że los małej bezimiennej dziewczynki odmieni się na lepsze. Niestety trafiła na parę fanatyków religijnych, a amerykański sen zamienił się na jej oczach w koszmar. Ci ludzie chcieli ją siłę przerobić na posłuszną służącą, bogobojną córeczkę, która miała prawo jedynie do odczuwania pokornej wdzięczności za to, że Bóg ją wyzwolił z nędznego życia w sierocińcu czy śmierci na polu ryżowym. Każda inna emocja jak strach, radość, wstyd czy złość nie były pożądane i zostawały na różny sposób przytemperowane.

Za narzędzie tej przemocy psychicznej i fizycznej posłużyła się wiara katolicka. Elizabeth była ofiarą fanatyzmu religijnego w całej okazałości. Wieczne straszenie piekłem, ciągłe wpędzanie w poczucie winy, wyszukiwanie w każdym aspekcie życia grzechu. Wielogodzinne modlitwy, znoszenie przemocy fizycznej za najmniejsze przewinienia, ciągłe tłumienie ludzkich zachowań, nieokazywanie nawet krzty uczuć. Czy takie życie nie jest dla dziecka horrorem?

Do tego dochodził szkolny rasizm, małżeńskie piekło, gwałt, choroby. Dosłownie trauma goni tam traumę i jej życie wydaje się być poprzecinane jedynie nielicznymi dobrymi rzeczami. Gdy czytam te wszystkie okropieństwa, to zastanawiam się już niemal automatycznie, czy pisze w ogóle prawdę. Takie nagromadzenie się złego w jednym życiu budzi pewne wątpliwości. Czy jako dziennikarka kryminalna nie mogłaby zawrzeć w tej książce przeżycia różnych osób i ukazywać je jako swoje? Tego nie wiemy. Tak to już jest z tymi autobiografiami, że nigdy nie mamy pewności. Wolałabym szczerze, żeby te przeżycia były jedynie wymysłem wybujałej wyobraźni. Wolałabym, żeby takie zdarzenia w ogóle nie istniały w naszym świecie, ale niestety nazbyt dobrze znam ludzi i wiem, że są zdolni do takich podłości. Ponadto gdy sięgamy po autobiografię, to może powinno się dać autorowi mały kredyt zaufania.

Książka nie jest jedynie przesiąknięta smutkiem i złem. Najbardziej pokochałam w niej właśnie te pozytywne chwile. Spodobał mi się ten mały rodzinny mikrokosmos, w którym autorka żyła najpierw ze swoją matką i którego później stworzyła także własnej córce. Bardzo czułam jej romantyczne zamiłowanie do literatury, która była dla niej oparciem w trudnych czasach. Płakałam prawie z nią, gdy po latach odnalazła ważny dla siebie wiersz. Dopingowałam jej, gdy zaczynała powoli wychodzić na prosto i oswajać się z wcale nie tak straszną samotnością.

Byłam oczarowana, gdy po tylu latach marzeń o samobójstwie zaczęła powoli kochać siebie. Zawsze mnie to nurtowało… ta samoakceptacja, to patrzenie z głęboką czułością i wyrozumiałością na swoje poprzednie wersje z przeszłości. Zwykle gdy natrafiałam na takie wyświechtane zwroty typu: „aby inni cię kochali, musisz pokochać siebie”, to wywracałam mocno oczami. Jednak kroki Elizabeth w kierunku pokochania siebie chwyciły mnie za serce, a moment, w którym po tak wielu psychicznych ciosach była w stanie wyznać samej sobie miłość, był dla mnie bardzo poruszający. Szczególnej głębi dają jej wewnętrzne monologi, w których docierała do zmaltretowanego dziecka, którym kiedyś była. Cofnęła się w czasie, była przy niej w chwili, w której bardzo potrzebowała kogoś przy sobie, otoczyła ją czułą opieką, odczarowywała ciepłymi słowami wszystkie smutki i wycierała łzy. To było jej prywatne pogodzenie się z przeszłością i otworzenie się na szacunek, którego nigdy nie nauczyła się przyjmować. To bardzo piękna przemiana, która została napisana z sercem.

Piękna była też ostatnia scena, taka symboliczna i zamykająca pewien etap w życiu autorki. Nie wyobrażałam sobie lepszego zakończenia i mam nadzieję, że nawet po tak wielu latach nie zboczyła ze swojej drogi do uzdrowienia.

Tytuł książki różni się od oryginalnego, choć jest równie trafny. Mniej niż nic – tak postrzegała siebie przez większość życia autorka. Jako pół Koreanka i pół Amerykanka nie została zaakceptowana przez żadne środowisko. Problem rasizmu obrzydziły nam media, udziwnione filmy i agresywne zachowania „poszkodowanych”. Ta nieco starsza książka odciągnęła mnie od tego kramu i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
262
262

Na półkach:

Autobiograficzna historia, smutna, opowiedziana szczerze, bez przesadnego żalu. Godna uwagi.

Autobiograficzna historia, smutna, opowiedziana szczerze, bez przesadnego żalu. Godna uwagi.

Pokaż mimo to

avatar
65
54

Na półkach: ,

Bardzo poruszyła mnie ta historia. Długo po przeczytaniu ma się przed oczyma obraz okrucieństwa, którego w dalszym ciągu doświadczają kobiety w Korei Płn. Nie potrafię ubrać w słowa emocji, które odczuwałam podczas lektury. Uważam, że warto przeczytać, aby uzmysłowić sobie jak wielkie mamy szczęście posiadając wolność. Polecam.

Bardzo poruszyła mnie ta historia. Długo po przeczytaniu ma się przed oczyma obraz okrucieństwa, którego w dalszym ciągu doświadczają kobiety w Korei Płn. Nie potrafię ubrać w słowa emocji, które odczuwałam podczas lektury. Uważam, że warto przeczytać, aby uzmysłowić sobie jak wielkie mamy szczęście posiadając wolność. Polecam.

Pokaż mimo to

avatar
297
232

Na półkach: ,

Sięgając po „Mniej niż nic” Elizabeth Kim, myślałam, że przede mną lektura powieści w mniejszym lub większym stopniu opartej na historii i kulturze Korei Południowej. Niestety, powieść okazała się formą wspomnień i autobiografii, którą autorka nakreśliła w warstwie fabularnej od czasów młodości swojej matki aż do swojej dorosłości, w której sama stała się matką swojej ukochanej córki. Te dwa ostatnie słowa nie są przypadkowe, bowiem po lekturze tej książki jestem całkowicie przekonana, że są one kluczem do pełnej i zgodnej z prawdą interpretacji zapisanych zdarzeń. Relacja matka – córka jest główna osią, wokół której oscylują losy głównej bohaterki książki. Elizabeth była owocem namiętnego, lecz niestety nietrwałego związku jej Ommy z amerykańskim żołnierzem. Jako dziecko nieślubne, mieszanej krwi, poczęte wbrew tradycji i kulturze koreańskiej, a także bez zgody i akceptacji rodziny, Elizabeth stała się nieosobą, honhyol, kimś znaczącym zgodnie z tytułem książki mniej niż nic, a nawet porównywanym ze zwierzęciem. Choć ze swoją Ommą spędziła ona bardzo krótki okres swojego życia, okazał się on na tyle istotny, że zapamiętała go już na zawsze. Poza tym stał się on odpowiednikiem czasu ogromnej miłości i szczęścia brutalnie przerwanego honorowym zabójstwem matki dokonanego przez dziadka i wuja. Fakt, że bohaterka jako małe dziecko była świadkiem tej okrutnej zbrodni, a następnie ofiarą sadyzmu, zaważył na całym jej przyszłym życiu. Jako dziecko bez imienia, nazwiska i daty urodzenia trafiła do seulskiego sierocińca, skąd z kolei została wywieziona do Stanów Zjednoczonych jako adoptowana córka pewnego pastora i jego żony. Tu koreańska historia Elizabeth się kończy, lecz wspomnienia chwil spędzonych z matką, czy to podczas pracy w polu, zabaw bądź buddyjskich obrządków, pozostaną z nią już na zawsze. Wydawać by się mogło, że Elizabeth to prawdziwe dziecko szczęścia. Udaje jej się bowiem opuścić ten straszny kraj, który usprawiedliwia kulturowo honorowe zabójstwa i pozwala na ich zatajanie poprzez oficjalne potwierdzanie samobójstwa zamordowanej kobiety, udaje jej się opuścić biedę i ostracyzm społeczny, a także porzucić wizję świata, w którym nie ma żadnych perspektyw na jakąkolwiek dobrą przyszłość. W końcu udaje jej się opuścić powojenny Seul i trafić do kraju swego ojca, do Stanów Zjednoczonych. To dopiero wówczas bezimienna dziewczynka stała się Elizabeth, ale jak się okazało, nowe imię wcale nie było jej największym zmartwieniem. Elizabeth, oczywiście, nie mogła tego wiedzieć, ale kontekst kulturowy znany współczesnemu czytelnikowi książki jednoznacznie wiąże się ze stwierdzeniem „American dream” gwarantującym niemalże pełnię szczęścia i wymarzony rodzinny dom. Można by przypuszczać, że w tym momencie zły los powinien odwrócić się od Elizabeth, jednakże to, co stało się w jej życiu, odkąd znalazła się w domu amerykańskich rodziców, sprawia, że skala współczucia nagle nie ma końca, a ocena własnego życia dokonywana przez czytelnika nieporównywalnie wzrasta. Życie Elizabeth w rodzinie fundamentalistycznego chrześcijańskiego ortodoksa okazuje się jeszcze większym piekłem, zarówno fizycznym, jak i psychicznym, niż życie w okrutnej powojennej Korei. Do czego są zdolni ludzie żyjący zgodnie z dosłownym znaczeniem słów Pisma Świętego? Według wspomnień Elizabeth Kim, okazuje się, że do wszystkiego. Są równie okrutni, pozbawiają drugiego człowieka wszystkiego, co mogłoby go choć na chwilę uszczęśliwić – od zabawek, ukochanych zwierzątek, ubrań, własnego zdania, czasu wolnego i przyjaciół, a wpędzają go w świat, w którym na każdym rogu czai się grzech, potępienie, piekło, przemoc rodzicielska i małżeńska, a także depresja i myśli samobójcze. To zaledwie drobny wycinek tego, jak wyglądała codzienność Elizabeth w rodzinie pastora. Nie sposób przedstawić jej dokładniej, bowiem przez wzgląd na samą autorkę książki oraz doznane przez nią cierpienia, nie można pozbawiać jej głosu we własnej sprawie. To Elizabeth Kim najlepiej pisze o swoich doświadczeniach, o tym, jak one ją ukształtowały i jak długą drogę musiała ona pokonać, by ze spokojem móc patrzeć wstecz na całe swoje życie. Omma jako najukochańsza matka, żona pastora jako po prostu matka i Leigh jako najukochańsza córka stanowią szkielet, ale i zarazem znaczeniową klamrę losów Elizabeth żyjącej z kompleksami i niską samooceną, miotającej się pomiędzy tęsknotą za matką i utraconą miłością a próbą odnalezienia jej w samej sobie, a w końcu z determinacją dążącej do zbudowania domu i rodziny na własnych zasadach. „Mniej niż nic” to poruszające studium ofiary, tym bardziej bolesne, że sprawcami cierpień są osoby jej znane, których formalna bliskość potęgowała tylko skalę odczuwanych krzywd. Ewolucja sposobu bycia, charakteru i światopoglądu bohaterki nie pozostaje obojętna czytelnikowi. Lektura sprawia, że chce się wiedzieć o Elizabeth Kim więcej, niemalże się z nią współodczuwa, a finalnie, patrząc na okładkę książki, na której widnieje jedno ze zdjęć małej Elizabeth z kotkami, metaforycznie się ją przytula, mając nadzieję, że taki los już nigdy się nie powtórzy. Polecam.

https://www.facebook.com/literackakorea/posts/215527287431912

Sięgając po „Mniej niż nic” Elizabeth Kim, myślałam, że przede mną lektura powieści w mniejszym lub większym stopniu opartej na historii i kulturze Korei Południowej. Niestety, powieść okazała się formą wspomnień i autobiografii, którą autorka nakreśliła w warstwie fabularnej od czasów młodości swojej matki aż do swojej dorosłości, w której sama stała się matką swojej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
27
22

Na półkach:

Książka trudna, opisuje tragiczny los kobiet. Pozwala inaczej spojrzeć na sytuację kobiet.

Książka trudna, opisuje tragiczny los kobiet. Pozwala inaczej spojrzeć na sytuację kobiet.

Pokaż mimo to

avatar
156
81

Na półkach:

tyle jest bólu w tej książce, a z moim podejściem, że pewne rany trzeba przepracować to momentami miałam poczucie, że to oda do bólu. ale mam wyrzuty sumienia to mówiąc, bo jednak jest to mega szczere wyznanie, przystępny język, spowiedź obolałego. trudna książka, bo jak za mocno się wczytasz to między wersami czujesz jak masz pod dupą wygodnie i jaki masz spokój w życiu. książka trochę reporterska. trochę szkoda, że jest w niej akceptacja na pewne schematy społeczne, ale rozumiem, że to sposób radzenia sobie z bólem

tyle jest bólu w tej książce, a z moim podejściem, że pewne rany trzeba przepracować to momentami miałam poczucie, że to oda do bólu. ale mam wyrzuty sumienia to mówiąc, bo jednak jest to mega szczere wyznanie, przystępny język, spowiedź obolałego. trudna książka, bo jak za mocno się wczytasz to między wersami czujesz jak masz pod dupą wygodnie i jaki masz spokój w życiu....

więcej Pokaż mimo to

avatar
176
56

Na półkach:

Koreańska dziewczyna, którą wszyscy mieli za buntowniczkę. Anonimowy amerykański żołnierz. Owocem ich krótkiego związku była córeczka. Zbyt amerykańska, aby została zaakceptowana przez rodzinę i sąsiadów. Ale jej matce to nie przeszkadzało. Omma stworzyła dla siebie i córki maleńki, biedny, ale bezpieczny świat w starej, opuszczonej chacie na skraju wsi. Żyły tak sobie przez sześć lat. Aż w końcu rodzina postanowiła rozliczyć się z przeszłością i zmyć hańbę, którą została dotknięta. Ojciec i brat dziewczyny przybyli do chatki, powiesili dziewczynę, a jej córkę oddali do sierocińca. Tam żyła w klatce i była traktowana, jak zwierzę aż do momentu, kiedy pewna amerykańska para postanowiła ją adoptować. Wydawało się, że jej koszmary wreszcie się skończyły. Niestety, nie... Jej przybrany ojciec był pastorem kościoła fundamentalistycznego, a żona była mu całkowicie podporządkowana. W domu panowały bardzo surowe zasady. Mała dziewczynka, nie znająca języka, wychowywana w odosobnieniu, w całkowicie innej kulturze, musiała się do nich dostosować. Pragnęła tego za wszelką cenę, bo za niesubordynację spotykały ją wymyślne kary. Rodzice potrafili np. bić ją i nagrywać jej krzyki, a potem w nieskończoność odtwarzać nagrania. Elizabeth spełniała rolę sprzątaczki, kucharki i służącej, a i tak rodzice nie okazywali jej ani krzty miłości i akceptacji czy choćby zrozumienia. I tak minęło jej dzieciństwo, a potem wiek dojrzewania. Pojawił się kandydat na męża. Też duchowny tego samego kościoła. Elizabeth marzyła o tym, żeby wreszcie stworzyć prawdziwy dom, mieć dzieci i kochać je tak, jak kochała ją jej Omma. Ale mąż okazał się jeszcze gorszym tyranem, niż ojciec. Zdradzał ją, bił, dusił, aż do utraty przytomności, kazał spać w budzie razem z psem. Nie miała się komu poskarżyć, bo jedynym remedium na wszelkie problemy była... modlitwa. Musi być lepszą żoną, żeby zadowolić męża...
Podczas lektury ma się wrażenie, że to się nigdy nie skończy. Jest tylko mrok, noc, strach, bezsilność i brak nadziei. To jedna z najbardziej smutnych i dołujących historii, jakie czytałam. A najgorsze jest to, że wydarzyła się naprawdę. To, co opisuje w swoich książkach Cathy Glass, to bułka z masłem w porównaniu z historią Elizabeth. Taki literacki "dementor", który wysysa z czytelnika całą radość, nadzieję i optymizm...
Jednak Elizabeth bardzo powoli odbudowała swoje życie z ruin. Bardzo pomogła jej w tym córka, która jest też autorką kilku wstawek w tekście książki. Przez wiele lat żyła przygotowana na samobójstwo matki, które mogło nastąpić w każdej chwili.
Książkę czytałam dawno temu, a teraz do niej wróciłam.
Bardzo, bardzo polecam. Ale liczcie się z tym, że wylejecie dużo łez podczas lektury...
"Omma mawiała, że życie składa się z dziesięciu tysięcy radości i dziesięciu tysięcy smutków"

Koreańska dziewczyna, którą wszyscy mieli za buntowniczkę. Anonimowy amerykański żołnierz. Owocem ich krótkiego związku była córeczka. Zbyt amerykańska, aby została zaakceptowana przez rodzinę i sąsiadów. Ale jej matce to nie przeszkadzało. Omma stworzyła dla siebie i córki maleńki, biedny, ale bezpieczny świat w starej, opuszczonej chacie na skraju wsi. Żyły tak sobie...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
525
184

Na półkach: ,

Pięści bezwiednie się zaciskają.
Niezwykła książka, niezwykła autorka, bagażem doświadczeń mogłaby spokojnie obdarzyć dziesięciu a i tak pewnie by się pod nim ugięli.
Ogrom cierpienia, które dotknęło małą koreańską dziewczynkę i naznaczyło ją na całe życie jest nie do ogarnięcia przez ludzki umysł.
Weź, czytelniku tę książkę do ręki. Spójrz na okładkową fotografię. Przeczytaj.
A potem raz jeszcze przyjrzyj się dziecku na zdjęciu.
Gwarantuję, że na długo zapamiętasz tę historię.

Pięści bezwiednie się zaciskają.
Niezwykła książka, niezwykła autorka, bagażem doświadczeń mogłaby spokojnie obdarzyć dziesięciu a i tak pewnie by się pod nim ugięli.
Ogrom cierpienia, które dotknęło małą koreańską dziewczynkę i naznaczyło ją na całe życie jest nie do ogarnięcia przez ludzki umysł.
Weź, czytelniku tę książkę do ręki. Spójrz na okładkową fotografię....

więcej Pokaż mimo to

avatar
1283
1283

Na półkach: , ,

'' Oto siedzimy w salonie , trzy zaprogramowane przez biblie roboty ''

Suni , to mała trzyletnia koreańska dziewczynka , właściwie powinnam powiedzieć amerykańsko - koreańska , ponieważ dziewczynka jest jedną z wielu '' pozostałości '' po amerykańskich żołnierzach biorących udział w wojnie koreańskiej toczącej się w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia . Kiedy poznajemy malutką Suni , dziewczynka przy matce i na równi z nią pracuje na polach ryżowych . Matka dziewczynki , Omma , jak nazywa ją mała Koreanka , została uwiedziona , zapłodniona i porzucona przez amerykańskiego żołnierza . Dla młodej matki to podwójna hańba . Po pierwsze nie ma męża , a ma dziecko , po drugie , to dziecko nie jest pełnej krwi koreańskiej , jest mieszańcem , nikim , a właściwie mniej niż nikim . Za tę '' zbrodnię '' Omma przez mężczyzn ze swojej rodziny zostaje powieszona na belce w swojej chacie . Temu wszystkiemu przygląda się mała dziewczynka ukryta przez matkę w dużym koszu . Niestety dziewczynka nie jest w stanie patrzeć bezgłośnie na to co się dzieje z jej matką i głośno krzyczy . Zostaje więc zauważona i tylko dzięki prośbie ciotki zawdzięcza , że mężczyźni nie zabijają jej , lecz boleśnie '' naznaczają '' i oddana zostaje do katolickiego sierocińca w wyzwolonym Seulu . Tam dzieci trzyma się w klatkach i wypuszcza tylko do karmienia . W końcu Suni zostaje adoptowana przez fanatyczne katolickie małżeństwo , dostaje nowe imię , Elizabeth i życie które z powodzeniem można przyrównać do piekielnych kręgów przez które musi przechodzić . W końcu w wieku 17 lat wychodzi za mąż i...jest to kolejny krąg piekła . Ta opowieść to literatura faktu , więc to historia prawdziwa , ale przyznaję że aż mi trudno uwierzyć by tyle nieszczęść przytrafiło się jednej osobie . I to nie jakieś tam byle jakie problemy , lecz zdarzenia które piętnują na całe życie . Zresztą i Elizabeth nie przeszła przez to wszystko '' bezboleśnie '' . Nabawiła się kilku poważnych chorób i schorzeń . Od sennych koszmarów , przez depresję , klaustrofobię , nerwicę , lunatykowanie . W sumie ja i tak się dziwię że po TAKICH przejściach nie postradała rozumu . Książkę czyta się dobrze i szybko , podzielona jest na cztery części . Każdą część rozpoczyna jedna z ważnych zmian w życiu Suni - Elizabeth . Czwarta część jest zupełnie inna niż pozostałe trzy . Mnóstwo w niej eteryczno - medytacyjnych zwierzeń , filozoficznych wywodów , wierszy i mądrości wszelkiego rodzaju . Polecam , ku przestrodze . Książka ma tylko 192 strony ale ogrom ludzkiego zła wyrządzanego drugiemu człowiekowi , oraz bezmyślności i głupoty wprost poraża z jej kart .

'' Oto siedzimy w salonie , trzy zaprogramowane przez biblie roboty ''

Suni , to mała trzyletnia koreańska dziewczynka , właściwie powinnam powiedzieć amerykańsko - koreańska , ponieważ dziewczynka jest jedną z wielu '' pozostałości '' po amerykańskich żołnierzach biorących udział w wojnie koreańskiej toczącej się w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia . Kiedy...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    600
  • Chcę przeczytać
    375
  • Posiadam
    116
  • Ulubione
    17
  • 2012
    5
  • Literatura faktu
    5
  • Korea
    5
  • Azja
    5
  • 2013
    3
  • 2021
    3

Cytaty

Więcej
Elizabeth Kim Mniej niż nic Zobacz więcej
Elizabeth Kim Mniej niż nic Zobacz więcej
Elizabeth Kim Mniej niż nic Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także