cytaty z książek autora "Sławomir Koper"
Historia nigdy nie jest wyłącznie czarno-biała, jak to z reguły opisują nasi historycy. Ma wiele kolorów, tak jak barwne jest codzienne życie i barwni są jego bohaterowie.
...ludzka mentalność niewiele zmieniła się w ciągu tysiącleci. Kierują nami te same instynkty i te same pragnienia bez względu na otoczkę kulturową.
Nie należy nigdy być zbyt pewnym wychodząc na spacer, że wróci się do domu, nie tylko dlatego, że nam może się coś zdarzyć, również dlatego, że dom może przestać istnieć.
Dyktator zadbał, aby w każdej republice było miasto nazwane na jego cześć, miejscowości związane z działaniami partyzanckimi otrzymały przydomek “titowskich”. (Titovo Użice, Titovski Drvar itp.). Tylko w jednym przypadku zrezygnowano z dodatku do nazwy geograficznej. Przez pewien czas sztab marszałka mieścił się w miejscowości Jajce w Bośni i uznano, że Titovskie Jajce brzmiałyby raczej niepoważnie.
Panie - zawołał ubawiony - Panie! Opowiedz pan dokładnie, jak to było? Mówi pan, że płakała? Że panu się zwierzyła z tą wojną w Albanii? A cóż pan zrobił? Mówi pan, że płaczącą babkę odwiózł pan do domu? Panie, do cholery, z pana żaden ułan, żaden lotnik, żaden oficer sztabu generalnego, a nawet, panie, żaden przyzwoity gentelman! Bo cóż pan zrobił? Płaczącej babki pan nie uspokoił, jak przystoi gentelmanowi! Można zastać płaczącą babkę, ale pozostawić ją płaczącą to nie po gentelmeńsku. Śmiejącą się, śmiejącą sie pozostawia się. Pan nie wie, jak to się robi? To ja o siwych włosach mam pana uczyć?
Historyk zajmujący się warszawską apokalipsą znajduje się w wyjątkowo trudnej sytuacji, ponieważ musi zmierzyć się ze świętością narodową i legendą, której nie zniweczyły żadne zabiegi.
W państwie demokratycznym pozycja polityka zależy od zaufania wyborców, wspartą opinią autorytetów naukowych i moralnych. W państwie totalitarnym zależy ona od widzimisię wodza, układów koleżeńskich i łapówek płaconych na różne sposoby. Autorytety moralne można osadzić w obozach koncentracyjnych, a autorytety naukowe - wygnać z kraju.
Wymachuje majtkami jak sztandarem
Nie opuściła ukochanego mężczyzny, dla niej słowa przysięgi małżeńskiej: "że cię nie opuszczę aż do śmierci", nie były pustym frazesem.
Przyjęcie po Oscarach wygląda trochę tak jak w Łagowie. Nad ranem tworzą się grupki, na jednym stoliku stoi Oscar, na drugim dwa, na trzecim Oscar leży zanurzony w jakimś sosie. Przy czwartym stoliku dwóch facetów siłuje się na rękę, a stawką jest Oscar. Naraz ktoś wpada na stradę i krzyczy: Kto mi podpierdolił Oscara?!
Moja miłość do niego umarła z głodu
[...] to był premier bardzo dla mnie wygodny – miał powiedzieć Gomułka. – No, widzicie, już przez to, że on miał kartotekę obciążoną tym, że chce te ręce ucinać, to można go było łatwo wykończyć przy lada okazji. [...] Tak jak w niektórych krajach, tak samo u nas [...] władza miała swego Cyrankiewicza. Zawsze są ludzie, którzy są tylko kukłami i w ten sposób są potrzebni rzeczywistej władzy”.
Zwiedzając Lwów. należy bezwzględnie pamiętać o podstawowej zasadzie bezpieczeństwa. Sygnalizacja świetlna i przejścia dla pieszych we Lwowie (tak jak na całej Ukrainie) mają tutaj znaczenie czysto umowne. Z przejść korzystają tylko cudzoziemcy albo dziwacy. Tutejsi piesi przekraczają bowiem ulice w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach, a kierowcy nie zwracają uwagi na oznakowanie. Przekraczając jezdnię, należy mieć zatem oczy dookoła głowy.
Jan III Sobieski nie był jedyny polskim monarchą mieszkającym na lwowskim rynku pod numerem szóstym. W 1634 roku kamienicę tę przez miesiąc zajmował Władysław IV, ale zapewne nie wspominał najlepiej tego pobytu.
(O Czerniawskim)
W miejscu, w którym oni przezornie by się zatrzymali, on podejmował ryzykowne decyzje. Inaczej rozumiał takie słowa, jak brawura, zagrożenie, bluff czy gra. Faktem jest, że był nieostrożny i popełniał błędy, ale wypada też zauważyć, że miał ogromne szczęście i ze swoich wpadek potrafił wychodzić obronną ręką, a nawet przekuwać je w zwycięstwa. A szczęście sprzyja przecież odważnym i tym, którzy grają va banque.
Lwów nie jest miastem, które zwiedzimy w jeden czy dwa dni - należy go poznawać powoli, bez pospiechu i nerwowego przepychania się w tłoku. Spokojnie spacerować po jego ulicach, smakować zabytki i atmosferę, wspominać ludzi, którzy tu żyli.
Kanon lektur szkolnych zmieniał się z upływem pokoleń. Nie ma co ukrywać – decydujący wpływ na jego zawartość miała aktualna sytuacja polityczna. Innych autorów czytano na lekcjach polskiego w czasach II Rzeczypospolitej, innych w epoce PRL-u, a jeszcze innych obecnie. Zresztą z różnych powodów co kilka lat następują takowe zmiany, i tak już chyba pozostanie. Wprawdzie pewne nazwiska bez względu na obowiązujący ustrój czy światopogląd zawsze się w nim znajdą, ale utwory – już niekoniecznie.
Dla przybysza znad Wisły pierwszy kontakt ze Lwowem oznacza totalny szok komunikacyjny. Po ulicach we wszystkich możliwych kierunkach przetaczają się autobusy, tramwaje, trolejbusy i stada różnego rodzaju busów (marszrutek).
W niewielkiej odległości od katedry, na placu Mickiewicza, wznosi się pomnik wieszcza znacznie przewyższający popularnością monumenty z Warszawy czy Krakowa.
Nie ma bowiem nic gorszego niż tworzenie idealnych, papierowych postaci. Kompletnie oderwanych od realnego życia, bez ludzkich potrzeb, namiętności, nałogów i słabości, bez problemów życia rodzinnego. W efekcie, nasi bohaterowie przedstawiani bywają najczęściej jako ludzie całkowicie pozbawieni wad, którzy całe swe życie poświęcili działalności publicznej oraz ponoszą permanentną odpowiedzialność wobec narodu i ojczyzny. Tymczasem życie bywa o wiele bardziej skomplikowane, a sprawy prywatne także odgrywają niezwykle ważną rolę. I jeżeli oddzielimy je od działalności publicznej, wiele wydarzeń czy dzieł będzie kompletnie niezrozumiałych.
[...]
Z dostaniem się na salę rozpraw nie mieli natomiast problemów artyści stołecznych teatrzyków rewiowych. Uwagę przyciągał szczególnie Adolf Dymsza, który nie byłby sobą, gdyby spokojnie obserwował przebieg procesu. Nie potrafił zachować powagi i został nawet upomniany przez sędziego za przedrzeźnianie woźnego.
Śmierć w kabarecie.
[...]
oskarżony uznał salę sądową za miejsce odpowiednie do lansowania własnej osoby, gdyż w niczym nie przypominał skruszonego grzesznika.
Śmierć w kabarecie.
[...]
Maria przechodziła przyspieszony kurs codziennego życia i odkryła, że wielu mężczyzn traktuje aktorki jak łatwą zdobycz.
(...)"Ludzie nigdy mnie nie zrozumieją; nazywają mnie kokietką i dziewczyną lekkomyślną. To i cóż?! Niech sobie myślą, co im się podoba”
Aktorka i Huzar.
[...]
Czytając podobne rewelacje, można się było zastanawiać, dlaczego właściwie Boy ciągnął ten związek, a nawet oficjalnie się zaręczył z tak demoniczną partnerką.
Strzały na Senatorskiej.
Zmiany polityczne po II wojnie światowej na zawsze odcięły ziemie ukraińskie od Polski, a po przesiedleniach nasz kraj uzyskał kształt zbliżony go granic etnicznych. Dziś nikt nie myśli o rewindykacji Lwowa czy Krzemieńca, ale sentyment pozostał.
[...]
Dopiero w następnych tygodniach prawda powoli zaczęła wychodzić na światło dzienne, aż ostatecznie okazało się, że handlowiec był potworem w ludzkim ciele, a zabójczyni – głęboko zranioną kobietą, która „broniła swojej czci”...
Strzały na Senatorskiej.
[...]
po powrocie do Warszawy interesowały ją wyłącznie trzy rzeczy: kariera, pieniądze i seks. Chętnie łączyła te elementy ze sobą, toteż jej kochankami z reguły byli ludzie o odpowiedniej pozycji: znani aktorzy, dziennikarze i przemysłowcy. Było to zgodne z ówczesną moralnością, w której obowiązywała zasada, że „z kochanki nie należy czynić żony, a z żony kochanki”. Wisnowska nie lubiła zresztą monogamii.
Aktorka i Huzar.
[...]
Maria słuchała wystąpienia męża, płacząc, ale po chwili uspokoiła się, a jej ostatnie słowa zszokowały obserwatorów. Po raz kolejny potwierdziła, że to „ona strzelała, ona biła”, po czym poprosiła wyłącznie o litość dla małżonka.
Sprawa Maliszów.
Z terenów dzisiejszej Ukrainy pochodziło tak wielu wybitnych Polaków, że trudno wyobrazić sobie naszą kulturę bez dorobku twórców urodzonych na Kresach.