cytaty z książki "Myszy i ludzie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
My mamy przyszłość. Mamy do kogo otworzyć gębę, mamy kogoś, kto się choć trochę nami przejmuje (...). Ja mam ciebie, a ty masz mnie.
Książki - to na nic się nie zda. Człowiek musi mieć kogoś... kogoś bliskiego. Wszystko jedno kogo, byle to był ktoś bliski
Człowiek musi mieć kogoś bliskiego. Dostaje fioła, jak nikogo nie ma (...) Nieważne, kim jest ten drugi, byleby tylko był.
Człowiek musi mieć kogoś bliskiego. Dostaje fioła, jak nikogo nie ma. - Głos mu się łamał. - Nieważne, kim jest ten drugi, byleby tylko był. Mówię ci - zawołał - mówię ci, człowiek z tej samotności może się rozchorować.
-Faceci tacy jak my -zaczął George - nie mają rodziny. Co zarobią trochę grosza, zaraz to przepuszczają. Nie mają na świecie nikogo, pies z kulawą nogą się nimi nie przejmuje
-Ale my to co innego! zawołał radośnie Lennie. - Teraz powiedz o nas.
George milczał przez chwilę.
-Ale my to co innego - rzekł wreszcie.
-Bo ja...
-Bo ja mam ciebie, a...
-...a ja ciebie! Mamy siebie i dlatego pies z kulawą nogą się nami przejmuje!
To dobre chłopisko (...). A do tego nie potrzeba rozumu. Czasem mi się wydaje, że jest na odwrót: spryciarz rzadko bywa porządnym człowiekiem.
Ja mówiłem o sobie. Człowiek siedzi tu sam, nocą, czyta albo rozmyśla i takie tam... Czasem coś sobie pomyśli i nie ma nikogo, kto by mu powiedział, czy to tak jest naprawdę, czy nie. Nie może się zwrócić do innego faceta i zapytać, czy on też tak myśli. Niczego nie jest pewien. Nie ma żadnej miary. Widziałem tu różności. Nie byłem pijany. Nie wiem, czy to było we śnie. Gdyby był ktoś ze mną, mógłby mi powiedzieć, że mi się to przyśniło, i wszystko byłoby w porządku. Ale tak, to ja nic nie wiem.
Książki są psa warte. Człowiek musi mieć kogoś bliskiego. Dostaje fioła, jak nikogo nie ma.
Jak się to czasami zdarza, nastała chwila, zawahała się lękliwie i trwała znacznie dłużej niż chwilę. Umilkł wszelki dźwięk, zamarł ruch na dłużej, na znacznie dłużej niż chwilę.
Po czym stopniowo ocknął się czas i ociągając się ruszył naprzód.
Lennie usiadł i opuścił głowę.
- Nie wiem, gdzie można dostać inną mysz. Pamiętam panią, która mi je dawała, wszystkie, jakie miała. Ale tu nie ma tej pani.
- Pani, hę? – odezwał się z drwiną George. – Nawet nie pamiętasz, kim była ta pani. To twoja ciotka Klara. I przestała ci je dawać, bo zawsze je dusiłeś.
Lennie spojrzał na niego ze smutkiem.
- Były takie małe – usprawiedliwiał się. – Głaskałem je, a one gryzły mnie w palce, więc trochę ściskałem ich główki, a one zaraz zdychały. Takie były małe. Chciałbym, żebyśmy mieli króliki, George. One nie są takie małe.
Nie ma to jak porządny burdel [...]. Można pójść, urżnąć się, wywalić z siebie wszystko naraz, bez szumu. I człowiek wie, co go to będzie kosztowało.
- On nie jest czubek - odparł George. - Jest durny, ale nie wariat.
- Będziemy mieli króliki różnych kolorów.
- Oczywiście - rzekł George sennym głosem. - Czerwone, niebieskie, zielone. Całe miliony królików.
- Puszyste jak te, które widziałem na jarmarku w Sacramento?
- Tak, tak, oczywiście, że puszyste.
- Bo ja mogę równie dobrze odejść i żyć w jamie.
- Możesz równie dobrze pójść do diabła. Zamknij gębę.
- Z nami to całkiem inna sprawa. My mamy przyszłość. Mamy do kogo otworzyć gębę, mamy kogoś, kto się choć trochę nami przejmuje. Nie musimy siedzieć w żadnej knajpie i przepuszczać forsy jak ci, co nie mają się gdzie podziać. Jak taki gość trafi do paki, to może tam zgnić i nikt palcem nie kiwnie. Ale z nami jest inaczej.
- Z nami jest całkiem inaczej - powtórzył Lennie. - A dlaczego? Bo... bo ja mam ciebie, a ty masz mnie. Właśnie dlatego - roześmiał się radośnie.
- Przytulny masz tu kącik - powiedział do Crooksa. - To chyba fajnie mieć taki pokój tylko dla siebie.
- Jasne - rzeki Crooks. - I to jeszcze z kupą końskiego gnoju pod oknem. Jasne, to pełny luksus.
- Bo ja mam ciebie, a...
- ...a je ciebie! Mamy siebie i dlatego pies z kulawą nogą się nami przejmuje!
Mnie tu dobrze. Jutro pójdziemy do roboty. Widziałem po drodze młocarnię, a to znaczy, że będziemy targać wory z ziarnem, aż nam grzbiety popękają. A dziś poleżę sobie tutaj i pogapię się w niebo. Dobrze mi tu.
- No więc - podjął opowieść George - będziemy mieli duży zagon warzyw, zagrodę dla królików i kurcząt. A kiedy zimą będzie padało, powiemy sobie po prostu: "A, diabli z robotą", napalimy porządnie w piecu i będziemy słuchać, jak deszcz bębni o dach. Ech, głupoty!
Moglibyśmy mieć kilka prosiąt. Mógłbym zbudować wędzarnię, taką jak miał mój dziadek, i po ubiciu świni wędzić boczek i szynki, robić kiełbasy i różności. A kiedy łososie ruszą w górę rzeki, nałapać ich z setkę i zasolić albo uwędzić. I mielibyśmy co jeść na śniadanie. Nie ma nic lepszego od wędzonego łososia. Moglibyśmy robić przetwory z owoców i pomidory w wekach, to łatwizna. W każdą niedzielę zarzynałoby się kurczaka albo królika. Może mielibyśmy też krowę albo kozę i śmietana na mleku byłaby taka gruba, że kroiłoby się ją nożem i zbierało łyżką.