Ocalona aby mówić Immaculée Ilibagiza 7,8
ocenił(a) na 103 lata temu Wstrząsająca książka, ale dawno nie czytałam czegoś równie dobrego.
Pamiętam wydarzenia w Rwandzie, śledziłam je przed telewizorem, ale niewiele wtedy zrozumiałam z tego, co tam się dzieje.
Pamiętam, że zaproszono do studia młodą Rwandyjkę studiującą w Polsce. Była z plemienia Hutu. Coś próbowała tłumaczyć, ale jej wyjaśnienie jeszcze bardziej wszystko zagmatwało.
Ostatnio pewien vlog nagrany w Rwandzie skłonił mnie do sięgnięcia po tę właśnie książkę (nie była reklamowana na vlogu, ale chciałam pogłębić temat). Żałuję, że przeczytałam ją dopiero teraz, a równocześnie cieszę się, że przeczytałam ją właśnie teraz.
Bo od 1994 minęło 26 lat i widzę jak wokół mnie powoli narasta to, co narastało w Rwandzie. A Ilibagiza wyraźnie pokazuje do czego to prowadzi.
Jeśli się nie opamiętamy - nie ma gwarancji, że nie powtórzy się u nas Rwanda, rzeź wołyńska i pogromy. Człowiek jest wszędzie taki sam, niezależnie od narodowości, koloru skóry czy używanego języka. Jeśli pozwoli sobie, choćby w myślach, na dzielenie i wartościowanie ludzi według dowolnego kryterium - zrobi pierwszy krok ku straszliwym podłościom. Pół biedy jeśli tylko na tym jednym kroku poprzestanie.
Problem w tym, że to jak z deptaniem trawnika.
Kiedy przejdzie tamtędy jeden człowiek - trawa się podniesie i już po paru godzinach nie będzie śladu. Jeśli przejdzie ponownie, jeśli dołączą do niego inni (niekoniecznie w tym samym czasie, niekoniecznie nawet muszą o sobie wiedzieć) ani się obejrzymy, jak powstanie wydeptana ścieżka.
Nigdy nie wiemy, ilu ludzi poza nami depcze ten sam trawnik.
Tu ścieżka biegnie nie przez trawnik a przez ludzkie serca.
Zawsze przecież jest tak, że kiedy chcemy kogoś skrzywdzić, to najpierw musimy go odczłowieczyć a potem przyczepić etykietkę "to jest X (wiedźma, Żyd, pedał, ciapaty, Tutsi, katol, grubas, dziecko poczęte, POpapraniec PiSdzielec itp) a każdego kto jest X trzeba zabić, bo to nie człowiek tylko robactwo - coś co nam zagraża, dlatego właśnie zabijanie X jest moralnie dobre i słuszne".
Ta książka świetnie pokazuje właśnie ten mechanizm - po pierwsze odczłowieczenie ofiar i przyklejenie poniżającej etykiety (Tutsi to karaluchy, to węże) po drugie przerzucenie na ofiarę winy za to, że została lub zostanie skrzywdzona (karaluchy to robactwo - dobrze je zabijać, bo to higieniczne i chroni przed chorobami. Węże są groźne - dobrze je zabijać, bo chronimy siebie i nasze rodziny).
Po trzecie pogłębianie psychozy i spirali strachu (musicie zabić ich wszystkich, do ostatniego, bo jeśli zostanie choć jeden żywy Tutsi, to Tutsi przejmą władzę i wymordują wszystkich Hutu).
Świetnie to było pokazane na przykładzie pastora Hutu, który ukrywał około dziesięciu kobiet Tutsi, w tym autorkę - w pewnym momencie zaczął oskarżać martwych członków ich rodzin, że to przez nich rozpętała się cała ta masakra, ponieważ to właśnie np. ojciec autorki miał w domu broń i listę śmierci na której były nazwiska i adresy Hutu i planował ich eksterminację. Była to oczywiście nieprawda łatwa do obalenia, ale nawet pastor w pewnym momencie dał się pokonać propagandzie.
Dokładnie te same mechanizmy obserwuję od kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu lat w Polsce. I to niestety narasta. (To ONI są winni, że ja ich nienawidzę! Nie nienawidziłbym ich przecież, gdyby byli dobrzy, bo ja jestem dobrym człowiekiem, to oni są źli.)
Wstrząsająca jest też rola innych krajów w rozpętaniu tej masakry (zwłaszcza Belgii i Francji, to planowe wieloletnie "dziel i rządź") oraz późniejsze umycie rąk.
Od dawna jestem zdania, że wszelka podłość i utrata własnego człowieczeństwa zaczyna się od odmówienia człowieczeństwa innej istocie. (Napisałam "istocie" bo dla mnie pojęcie "człowieczeństwa" rozciąga się poza wymiar gatunkowy - nie wiem jednak czy istnieje słowo, które by to określało).
Zobaczcie: - ten sam człowiek może uważać siebie za miłośnika przyrody, a równocześnie bez konfliktu sumienia zabijać zwierzęta.
Pójdę krok dalej - ktoś może hodować króliki albo kury i bardzo je lubić, troszczyć się o nie najlepiej jak potrafi, a równocześnie bez problemu wybrać spośród nich królika na pasztet czy futerko albo kurę na rosół.
Nie tak dawno pisałam na swoim Instagramie o jedzeniu kotów.
(Pomijam w tej chwili aspekt wegetarianizmu, nie chcę tu dyskutować czy mamy prawo jeść mięso i dlaczego tak lub dlaczego nie - pokazuję tylko mechanizm.)
Dokładnie ten sam mechanizm sprawiał, że wielu Hutu z narażeniem życia przechowywało jakiegoś Tutsi (mógł być to sąsiad czy znajomy, a mógł być po prostu ranny człowiek, który poprosił o schronienie i otrzymał nie tylko miejsce do ukrycia, ale i opiekę, opatrunek, leki) a równocześnie ci sami ludzie codziennie wychodzili z domu by iść zabijać "węże i karaluchy". Kim zatem byli? Mordercami czy dobrymi ludźmi?
Tu nie ma jednoznacznych odpowiedzi, ale to jak z tymi królikami - ktoś może mieć własnego królika, którego będzie chronił i kochał, a równocześnie bez mrugnięcia okiem wcinać pasztet z innego królika.
Tacy właśnie jesteśmy, my ludzie.
I każdemu z nas grozi, że z dnia na dzień zaczniemy robić straszne rzeczy, jeśli tylko nie będziemy czujni i przestaniemy nazywać dobro i zło po imieniu.
Przeczytajcie tę książkę. Bardzo warto.