Najnowsze artykuły
- Artykuły6 książek o AI przejmującej władzę nad światemKonrad Wrzesiński20
- ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński4
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać321
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Michał Kłodawski
1
6,5/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, czasopisma
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,5/10średnia ocena książek autora
102 przeczytało książki autora
72 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Nowa Fantastyka 495 (12/2023) Reginald Bretnor
6,8
Po raz trzeci zaatakował mnie chiński mikrob. Uparty skurczybyk!
Ale dzięki temu szybko uporałem się z lekturą najnowszej „Nowej Fantastyki”.
A w nowym numerze z prozy polskiej
„Cacuszko” Justyny Hankus – trochę za dużo grzybów w (wigilijnym) barszczu. Egipt, bogowie, przybysze, spisek… I jakoś nic nie kleci się do kupy, bo to chyba część większej całości? Jak dla mnie zmarnowany potencjał, bo scenografia ciekawa, tylko za wiele w tekście pytań, na które odpowiedzi nie padają.
„Ostatni android, pierwszy człowiek” Soheia – tu też mam niedosyt. Bo znowu: bywa ciekawie, ale czasem Autor wpływa na mielizny. Co dalej z dziećmi? Na lawie żyć przecież nie będą… A szkoda, bo szczególnie motyw księgi wybrzmiewa interesująco.
„Ludzie o napędzie słonecznym” Michała Kłodawskiego – ciekawe spojrzenie na podbój kosmosu, dokonany przez ludzi „wspomaganych”. Bardzo ładnie pomyślane, trochę gorzej opowiedziane (tu i ówdzie zgrzyta logika),ale jestem na tak!
Z zagranicy znowu trochę króciaków. Też jestem za.
„Królestwo czerwia” Clarka Ashtona Smitha – warto czasem zapoznać się z mocno zakurzoną klasyką. Ciekawe, choć mocno niedzisiejsze.
„Odbój” Reginalda Bretnora – trochę mi pobrzmiewa Dickiem, a nawet Cixinem Liu. Interesujące, acz ciut za długie.
„Powiedzieć pszczołom” Kat Howard – to właściwie opowiadanie obyczajowe, ze szczyptą tylko fantastyki. Ale, ponieważ krótkie, to nawet fantasy łykam bez bólu.
„Gryf i wikariusz” Franka R. Stocktona – niedzisiejsze, co nie znaczy że nieciekawe. Przypowieść o cnotach i wadach, jakże urocza! Się mi podobało.
„Pora szkła, pora żelaza” Amal el-Mohar – prawie jak z „Księgi baśni polskich”: Szklana Góra, żelazne buty, zmiennoskóry… Autorka wykorzystując motywy z baśni uplotła z nich całkiem nową i zajmującą opowieść. Tym razem wyjątkowo zgodzę się, że nagrody literackie przyznano zasłużenie. Można bez łopatologii? Można!
Publicystyka.
Tu się oczywiście przyczepię do tego co zwykle. Doktora Who nie oglądam niestety, ale najmniej jednak z jego fabuły interesowałaby mnie „obyczajowa wrażliwość”. Bo mało mnie interesuje, czy Doktor jest kobietą czy Murzynem, znacznie bardziej o czym jest serial. A tu akurat Autorka odsyła do artykułu z 2008 roku. Znaczy – lektura tylko dla fanów.
Z Inglotem nie zgadzam się w tylu miejscach, że papieru i w całej NF by zabrakło. W jednym się zgadzamy – żyjemy w czasach zmiany, przełomu. Acz że wyjdzie z nich zwycięsko „religia” Jedi czy Latającego Potwora Spaghetti – za nic nie uwierzę.
Wywiad z twórcą filmu „W nich cała nadzieja”. Dobrze, że takie filmy się u nas kręci. Jeszcze lepiej, że całkiem niedaleko mnie. A lokacji postapo sam mógłbym wskazać jeszcze co najmniej kilka. Z oceną wstrzymam się, póki filmu nie obejrzę.
Z twórczością Szamałka się nie spotkałem, toteż wywiad tylko przeskanowałem.
Zawsze w bardzo dobrej formie Klęczar i Orbitowski.
Bardzo spodobała mi się recenzja pióra p. Rafała Śliwiaka książki „biada Babilonowi”, o idiotycznej modzie na cenzurowanie przeszłości. Od książek wara!
PS. Wesołych Świąt dla wszystkich autorów i czytelników!
A rok 2024 niech się w końcu okaże nudny i bezbarwny. Dość mam już ciekawych czasów.
Ku gwiazdom. Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2021 Marcin Przybyłek
6,5
Zbiór Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej z okazji setnej rocznicy urodzin Stanisława Lema. Tytuł zbieżny z kiepską powieścią Harry'ego Harrisona (nie polecam).
12 krótkich opowiadań, do których napisano aż dwa wstępy, plus dwa mini-eseje tematyczne. Pochodzą od laureatów dorocznego konkursu literackiego Fundacji z 2020 roku, oraz autorów "z dorobkiem" (?),dobranych przez redakcję wedle własnego uznania.
Przyznam szczerze, że w obu tych kategoriach nazwiska mówiły mi równie mało. Może to i lepiej, bo dzięki temu tomik był wolny od zmurszałego dziaderstwa, przekleństwa polskiej fantastyki od głębokich lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku do dziś.
Opowiadania miały spory rozrzut tematyczny i stylistyczny. Od poważnych dramatów, niektórych jakby pospiesznie wyrwanych (z poszarpanymi brzegami...) z jakiejś większej, space-operowej całości (?) po zabawnie humorystyczne. Ogólne wrażenie pozytywne i odświeżające, choć trochę psuły wrażenie:
Tekst tonący pod ciężarem wypełniającej go po brzegi wyszukanej terminologii matematyczno-fizycznej. Autor niewątpliwie dał popis specjalistycznej wiedzy słownikowej, ale mówię o jego dziele "tekst", bo "opowiadaniem" dałoby się go nazwać z pewnym trudem. Choć pomiędzy kwarkowo- bozonowo- kolapsowym bełkotem dało się jakoś tam mglisto wydedukować, iż zbyt hmm… *dogłębne* (?) modelowanie matematyczne (!) zjawisk kwantowych może doprowadzić do przebicia się z butami (n-wymiarowymi...) do cudzego wszechświata. No to może - ehem - uważajcie na tę wredną matematykę? Mnie tam już logarytmy zawsze wydawały się podejrzane...
Aż dwóch z dwunastu autorów zaczadziło do nieprzytomności rojeniami polsko-rosyjskiego "braterstwa", współpracy i miłości wszelakiej. Gdyby ktoś truł Wam o "profetycznym" potencjale fantastyki, zaśmiejcie mu się w twarz.
Najobrzydliwszy był drugi z nich, przepełniony bezbrzeżną, nieutuloną, i tragicznie nieodwzajemnioną miłością do komunizmu, Sowieckiego Sojuza i tzw. "przyjaźni polsko-radzieckiej". Mała próbka komicznie grafomańskiej, hardkorowo komunistycznej poetyki: "Zostawało tylko gołe jestestwo i cienka linia braterstwa łącząca z towarzyszami drogi." Z gęstwy analno-retentywnych detali technicznych wychodziło tyle, że alter-peerelowsko-sowieckie gieroje, beztroskim, nieustraszonym zawadiactwem z upodobaniem łamiący wszelkie zasady (apoteoza tupolewizmu...),zawsze ujarzmią nieprzyjazny kosmos i własny felerny ruski sprzęt na dokładkę. Huraa/urraa...
Takie zjawisko niby załapuje się na *fantastykę*, ale wyjątkowo odrażającą i oślizłą. W porównaniu z czymś takim, choćby rozedrgane macki ociekające śluzem wydawałyby się miłe, jak futerko kota. To jeden z paskudniejszych przypadków klątwy urodzenia w niewłaściwym miejscu i czasie.
Ostatnie z rozczarowujących opowiadań niby podążało za Lemowskim motywem przewodnim tego tomiku. Ale cóż z tego, że powierzchownie nawiązywało do genialnie błyskotliwej, mądrej, przenikliwej i głębokiej Podróży dwudziestej pierwszej, skoro w treści miało tylko parapsychiczno- quasi-religijne nonsensy? Dalej od wszystkiego, co stanowiło najcenniejszą wartość prozy Lema, już się nie dało.
Niemniej jednak - mimo powyższych zgrzytów - chyba jednak warto przeczytać ten zbiór.