-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
„Jedna książka Hrabala daje ludziom, ich wolności ducha, więcej niż my wszyscy naszymi gestami protestu i oświadczeniami” — napisał Milan Kundera w „Spotkaniu”. W ten sposób bezkompromisowy autor „Nieznośnej lekkości bytu” oddał szacunek pisarzowi, dla którego piękno świata, afirmacja istnienia i bezwarunkowa dobroć były bardziej pociągające niż zło i jego geneza.
Bohumil Hrabal powraca do swojego stałego zestawu tematów, wątków w „Życiu bez smokingu”. W czasie lektury jego autobiograficznych historyjek czytelnicy nie powinni jednak odczuwać nudy i irytacji spowodowanej literackim deja vu. Wręcz przeciwnie – podobne do siebie książki, zbudowane na zasadach „montażu” (połączone ze sobą niektóre opowieści), są nadal ciekawe, bo towarzyszy im praktycznie zawsze jedyna w swoim rodzaju aura. W dodatku czeski klasyk miał dar opowiadania, który sprawiał, że te teksty, zazwyczaj monologi o rozbudowanej kadencji zdań, charakteryzujące się poetyckością i potocznością, „czytały setki tysięcy osób jak prasę sportową”. Jak sam stwierdził w „Dlaczego piszę?”: (…) w literaturze najpiękniejsze jest to, że właściwie nikt nie musi pisać. Wydaje się, że jednak pomylił się; zdanie to można poddać w wątpliwość, pomimo tego, iż zawarta jest w nim pewna prawda o sztuce pisania. Wszak Hrabal po prostu musiał pisać, żeby ten świat wokół niego i nas, mógł być wspaniały i wyjątkowy, choćby świat był taki tylko na kartach jego książek.
„Życie bez smokingu” składa się z ośmiu tekstów niejednorodnych gatunkowo, w których Hrabal nie opowiada jedynie o lepszych i gorszych okresach ze swojej przeszłości, jak to zwykle bywało w innych książkach. Dokonuje też wnikliwych, czasami zaskakujących metarefleksji i autoanaliz (pisze: „identyfikuje się z melancholijną transcendencją…). W tym zbiorze znajdują się co prawda opowiadania, które mogłyby stanowić rozdział jego niektórych wcześniejszych powieści — „Taka piękna żałoba”, „Czuły barbarzyńca”, „Bar świat”. Ale dobrze się stało, że zostały wyodrębnione, gdyż znane historie wzbogacono o niezwykle cenne „spojrzenie” autora z dystansu na siebie samego i niektóre osoby mu bliskie. I jeżeli wiadome było, że czeski pisarz jest świetnym opowiadaczem, tak w utworach z „Życia…” odkrywa, wcale nie tak często ujawnianą w innych książkach, swoją refleksyjną naturę (z książek tego typu nasuwa się mi tutaj jedynie „Zbyt głośna samotność”). Co ważne, opisuje ludzi i miejsca, które bezpośrednio poznał, nie wikłając się przy tym w nieznośnie szczegółowe rekonstruowanie psychiki danej osoby i realistyczne (zgodne z realizmem) odtwarzanie rzeczywistości — punkt po punkcie, miejsce po miejscu. Opowiada natomiast o wariatach, odmieńcach, zdziwaczałych artystach jak zafascynowany innym człowiekiem antropolog. W optyce Hrabala tacy ludzie — gorsi, zazwyczaj wyśmiewani i obrażani, są na tyle wartościowi, że po ich zniknięciu z Nymburka zadaje sobie pytanie: „Gdzież on się podział?”. W „Dzieciach bożych” arcyciekawie sportretowano właśnie takie osoby, których egzystencja, choć inna od naszej, ma swój głęboki sens. Autor nieraz go sugeruje, a innym razem zajmująco wykłada.
Hrabal zaczynał od pisania wierszy i choć znany jest jako nietuzinkowy prozaik, to poezja zostawiła swój stały ślad w jego prozie. Wie doskonale, iż metafora i inne chwyty poetyckie nie powinny pełnić przede wszystkim funkcji ornamentacyjnej. I takiej nie pełnią. Widać to w wielu opowiadaniach ze zbioru, ale znakomicie na przykładzie „Vademecum bawidulskiego praktykanta”, poemacie w pierwszej osobie, złożonym z samych kryptocytatów, będącym jednak czymś więcej niż tylko wyrazem fascynacji dokonaniami surrealistów i metodą pisania kolażu literackiego. A skoro wspominam surrealizm, kierunek w sztuce odwołujący się do snu, to nie mogę pominąć innego opowiadania — „Urlop”, w którym Hrabalowi śniło się, że spotyka na wyciągu swoje sobowtóry z młodości, wieku średniego, starości. Naprawdę niezwykły pomysł. Wyznawcy metody psychoanalizy mogliby mieć pole do popisu interpretacyjnego przy czytaniu tego krótkiego utworu…
Ukuło się chyba, że w każdej jego książce nie może zabraknąć pewnych motywów: picie piwa, długie rozmowy w piwiarniach, dzielnica Pragi – Libeń, czy różne prace fizyczne, których podejmował się autor „Postrzyżyn”. Opisane są także w tym zbiorku, ale od trochę innej strony. W „Gawędzie knajpianej” nie tylko przytacza niezwykłe historie swoich kompanów, co chwilę zamawiających nowe kufle czeskiego piwa, ale również odkrywa przed czytelnikami genezę tych rozmów, innymi słowy, pokazuje to jak powstają te specyficzne opowieści w knajpie. Zastanawia się dlaczego ludzie chcą ze sobą rozmawiać. Wyjaśnienia te są przekonujące i piękne, choć na pewno bardziej banalne od teorii komunikacji (nikomu to jednak nie powinno przeszkadzać). Natomiast w „Moja Libeń” opowiada z uczuciem o miejscach, które odwiedzał. Potrafił znaleźć piękno w ich brzydocie, w zrujnowanych i zdewastowanych budowlach, bo tego nauczył go Vladimir Boudnik (bohater „Dandysa w drelichu”).
Ale najciekawsze wydają mi się dwa opowiadania: „Życie bez smokingu” i „Dlaczego piszę?”. Są to autobiograficzne wyznania, które mogą wzruszyć i zaskoczyć. Tytułowy utwór poświęcony jest szkolnemu życiu Hrabala. Nie był on wybitnym uczniem, raczej łobuziakiem bujającym w obłokach, który ledwie zdawał z klasy do klasy. Wydaje się, że pedagodzy nie ukształtowali go odpowiednio. Ewidentnie edukacja szkolna to temat dla niego niemiły. Mógłby się więc wstydzić, ukrywać tę sprawę przed ludźmi, a jednak przezwycięża ten wstyd i odkrywa przed czytelnikami swoje problemy z nauką. Słusznie, wszak pomimo wielu trudności został wybitnym pisarzem. Wbrew pozorom miał ogromną świadomość swojego warsztatu pisarskiego. Przebył długą drogę, w czasie której kształtował i rozwijał swój styl liryczno–realistyczny. Jak sam cytuje w „Dlaczego…” za jednym krytykiem: (…) chwytał rzeczywistość w szczytowych momentach rozmowy, a potem składał z tego tekst…”.
Mamy więc kolejny zbiór tekstów prozatorskich Hrabala. Nie ma w nim wielkich rewolucji etycznych i estetycznych, kontrowersji, rozliczania socrealizmu, ale to żadna strata. Łagodność i ciepło tej czeskiej prozy oddziałuje z niezmienną siłą na czytelników od wielu lat. I jak ma to nie zachwycać, skoro naprawdę zachwyca.
„Jedna książka Hrabala daje ludziom, ich wolności ducha, więcej niż my wszyscy naszymi gestami protestu i oświadczeniami” — napisał Milan Kundera w „Spotkaniu”. W ten sposób bezkompromisowy autor „Nieznośnej lekkości bytu” oddał szacunek pisarzowi, dla którego piękno świata, afirmacja istnienia i bezwarunkowa dobroć były bardziej pociągające niż zło i jego geneza.
Bohumil...
2018-12-19
2018-12-30
2019-01-31
Życiomówcy
„Opowiadałem drzewa, widok nieba, wiadro ze szmatą, które zostawiłem przy piecu, czy zapach pasty do parkietu, który roznosił się po całym budynku. Jak się ten świat opowie, zapisze w książce albo w symfonii, to już nie rozczarowuje”. Nie wiem, ile ma wspólnego bohater opowiadania Olanda mówiący te słowa z Rafałem Wojasińskim, ale niewątpliwie bliska musi być mu ta teoria o kompensacyjnej roli sztuki, skoro jej założenia autor realizuje, przede wszystkim opowiadając historie jednostek wyrzuconych na margines społeczny, pozbawionych złudzeń i nadziei. Trudno nie pisać pozytywnie o zbiorze prozy tego autora, na który składają się tytułowa mikropowieść oraz sześć opowiadań. I wcale nie dlatego, że już dużo wcześniej na skali jego talentu poznał się sam Marek Nowakowski, który w przedmowie do debiutu prozatorskiego Złodziej ryb określił go mianem Dzikiego Pisarza. Opowieści zebrane w Olandzie poruszają problemy metafizyczne, ale zakorzenione są głównie w realizmie. Stawiane przez bohaterów odważne tezy potęgują w czytelniku poczucie niewiedzy. Jeżeli więc literatura ma podawać w wątpliwość kwestie egzystencjalne, skłaniać nas do zadawania pytań o status życia i śmierci, bez patosu i wymyślnych figur stylistycznych, to funkcje te spełnia niewątpliwie pisarstwo Wojasińskiego.
Choć jest to proza rozgadana, paradoksalnie cechuje ją lapidarność. Jakim mianem by jej nie określić, prozą humanistyczną, filozoficzną, egzystencjalną, to nie ma to większego znaczenia, bo każde określenie będzie tylko częściowo trafne. Wystarczy, być może, stwierdzić, że autor skupia się w swoich opowiadaniach na sprawach elementarnych. Wszystkich bohaterów jego prozy łączy silna potrzeba komunikowania się. Komunikacja pełni dla nich funkcję niemal fizjologiczną. Stanowi imperatyw wewnętrzny. Albowiem tylko przemawiając mogą niejako utrzymać się przy życiu, być w jakiś sposób spełnionymi, zauważonymi ludźmi i potwierdzić swoje istnienie. Dzięki mówieniu mogą wyrzucić z siebie te wszystkie problemy, radości i smutki, które gnieżdżąc się w psychice, powodują samowyniszczenie. Dzielenie się swoimi wspomnieniami, przemyśleniami ma charakter konfesyjny, intymny. Opowiadanie pozwala utrzymać porządek w ich świecie wartości, pozostać na powierzchni rzeczywistości. W pewnym momencie tytułowej opowieści bezimiennego bohatera, której słuchaczem jest Ola, czyli Olanda, właścicielki sklepu, w którym on pracuje, padają zdania: „Mam tylko to, że mówię. Wolno mi tylko mówić. A to mówienie umrze ze mną”. Jest o tyle istotny passus tego monologu wypowiedzianego, że mówca dokonuje bezlitosnego rozliczenia z samym sobą, ukazuje cel snucia, jak sam to określa, „dyrdymał”, co zresztą wydaje się ironiczne, bo gdyby tak nisko siebie cenił, to by nie próbował tak czarować swoimi wywodami. Poczucie bycia wartościowym i wolnym człowiekiem daje mu mówienie. I dopóki może mówić, dopóty może nadać życiu sens. W tym tkwi początek i kres jego autentycznego istnienia. Jest to bowiem spowiedź, w której próbuje dokonać podsumowania. Czym jest ta decyzja spowodowana, trudno jednoznacznie zinterpretować, zważywszy, że oprócz powracających problemów ze wzrokiem, nie można doszukać się w narracji znamion końca życia, jakiejś choroby śmiertelnej, czy groźby śmierci. Wydaje się, że oprócz popisania się swoim oratorskim talentem przed niespełnionym pragnieniem, uwzniośloną Olandą, chodzi mu o umniejszanie beznadziei swojego losu i akceptację takiego jakim jest. Mówiąc, staje się coraz bardziej przekonany do samego siebie. A słuchaczka służy mu po to, by, parafrazując tytuł książki Bohumila Hrabala, zagłuszyć zbyt głośną samotność. I choć raz już właściwie umarł, to ten lekko pokiereszowany psychicznie, domorosły filozof wydaje się czuć spełniony, moszcząc się w bańce ochronnej, niezwykle sprawnie ułożonej opowieści. Jego życie składa się z trudnych doświadczeń, np. prac fizycznych niegodnych pozazdroszczenia, śmierci rodziców, gdy był dzieckiem, zapewne w oczach społeczeństwa potraktowany byłby jako osoba bez osiągnięć, pozbawiona znaczących dóbr materialnych. Ale czy to go martwi, pogrąża? Raczej nie, skoro w pewnym momencie mówi: „Wiesz dlaczego tak bardzo kocham życie, Olando? I mam taką radość istnienia? Bo nie przemawia do mnie żaden argument, nie przekonuje mnie nicość, bezwzględność i zimno kosmosu, warunki społeczne, brak sensu istnienia duszy i jeszcze to, że nie zostanie ślad po istnieniu ludzkości w kosmosie. Dlatego kocham życie i się nim cieszę”. Czy taka negacja ma sens, nie mam najmniejszej wątpliwości, że tak. Zważywszy, że pozwala ona przetrwać, gdy wierzy się w coś lub kogoś i pogodzić się z losem. Czy można nazwać go optymistą? Jeżeli definiować go jako: „(…) miłość do braku sensu”, to z pewnością tak. Na pewno jest twórcą błyskotliwych sentencji, które mu pomagają zrozumieć to, co go spotyka. Zresztą samo to rozbudowane opowiadanie mogłoby posłużyć jako zbiór idei życiowych.
Również w pozostałych, krótszych opowiadaniach Wojasiński daje dojść do głosu bohaterom, o których moglibyśmy nie wiedzieć i trafnie określałby je tytuł piosenki Macieja Maleńczuka – Nikt z Nikąd. Jednakże tragedie życiowe, jakie ich spotykają, powodują, że ich nieciekawa biografia, marna pozycja społeczna i życie na skraju wegetacji, bez rozwiniętych potrzeb materialnych i intelektualnych, nie ma wpływu na naszą ocenę. Wszystkie te postacie zmagają się ze śmiercią bliskich i dalszych osób, dzieci i dorosłych. Czasem jest to fizyczna strata, która wywołuje silne emocje. Czasem chodzi tylko o śmierć symboliczną, wypełnienie pustki po kimś lub zapewnienie sobie towarzystwa, które sprawi, że ich egzystencja nabiera głębszego sensu. Wydaje się, że opowiadanie z regularnością jak w dzienniku, czy zwierzanie się ze swoich porażek i sukcesów, zagadywanie obcych, pozwala na nowo uwierzyć w życie, nadać mu indywidualne znaczenia, cel, rytm oraz kierunek w jakim zmierza człowiek. Stąd też moje określenie „życiomówcy”, które sugeruje wzajemną zależność mowy i życia. W ostatnim opowiadaniu Hiacynt, będącym relacją starzejącego się grabarza, mieszkającego na cmentarzu z żoną, z którą kontakt coraz bardziej zanika, padają z jego ust słowa: „Chciałbym tylko jednego: widzieć swój grób, swoją trumnę. Zakopać się sam. I powiedzieć mowę nad dołem, w którym się zasypię. Nikt nie powie tak pięknej mowy jak ja”. Wykonując swoją pracę z pasją coraz bardziej zagłębia się w nicość. A jedyne co pozwala mu ją zanegować, jest właśnie mowa. Żadna inna czynność nie pozwala mu, tak jak i pozostałym bohaterom opowiadań, na pełniejsze przewartościowanie swojego istnienia, odarcie go z nędzy, monotonii, brzydoty, absurdu i nieszczęść. Na pogodzenie się z niespełnieniem, które staje się spełnieniem. Na pozbawienie się nadziei na lepsze jutro, bo nie ma z perspektywy czasu „lepszego” lub „gorszego”, a dzieje się to co się miało zdarzyć i trudno winić się za popełniony błąd, który musiał w jakimś momencie nastąpić.
W swoich opowieściach Wojasiński niejednokrotnie porusza problem istnienia boga i ich relacji z nim różnych bohaterów. Gdyby liczne refleksje przekazywane były w kaznodziejskiej tonacji, niczym prawdy absolutne, z pewnością byłoby to nie do zaakceptowania, tak jak każda próba manipulacji dla samodzielnie myślącego czytelnika. Ale autor nie próbuje w jakikolwiek sposób ingerować w nasz światopogląd, czy też go zmieniać. Jednakże proza ta może wywołać liczne wątpliwości, z którymi warto się zmierzyć. Chyba że potrzeba opowiedzenia okaże się tak silna, że nie będziemy mogli się powstrzymać. Jak bohaterowie Olandy, którzy nie mówią, żeby mówić, tylko mówią, żeby powiedzieć komuś coś ważnego.
Życiomówcy
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Opowiadałem drzewa, widok nieba, wiadro ze szmatą, które zostawiłem przy piecu, czy zapach pasty do parkietu, który roznosił się po całym budynku. Jak się ten świat opowie, zapisze w książce albo w symfonii, to już nie rozczarowuje”. Nie wiem, ile ma wspólnego bohater opowiadania Olanda mówiący te słowa z Rafałem Wojasińskim, ale niewątpliwie bliska musi być mu...