Podczas podróży pociągiem Charlotte Brontë poznaje pana Lockwooda, który prosi ją o dość nietypową przysługę. Daje jej bowiem do przeczytania list napisany przez Heathcliffa do Katarzyny Earnshaw. Szczegółowo relacjonuje w nim zdarzenia, jakie miały miejsce po opuszczeniu przez niego Wichrowych Wzgórz. Informuje również o swoim powrocie i chęci poślubienia Katy. List nie dociera jednak nigdy do rąk adresatki. Niania, Nelly Dean, decyduje się go ukryć i zataić jego treść przed swoją panią. Konsekwencje znamy z "Wichrowych Wzgórz"... Na łożu śmierci Nelly oczekuje przebaczenia i potwierdzenia, że postąpiła słusznie. Zwraca się z tym jednakże do osób niemal zupełnie sobie obcych. Dlaczego? Skąd tak silne wyrzuty sumienia? A jeśli zakończenie opowiedziane przez Nelly mija się z prawdą? Jeśli Katy wcale nie umarła przy porodzie tylko 5 lat później...?
Opowiedziana na nowo historia Katy i Heathcliffa wciąga i urzeka. Pojawiają się w niej nowe, ciekawe wątki. Autorka stara się wiernie oddać klimat pierwowzoru, co, moim zdaniem, jej się udaje. Mimo próby wyjaśnienia niektórych zdarzeń, Wichrowe Wzgórza nadal otacza aura tajemniczości. Pojawiająca się w powieści Emily Brontë proponuje alternatywne zakończenie, jednak po jego wysłuchaniu Charlotte pyta: Dałaś słowo, że to, co mi opowiedziałaś, było prawdą. Wierzę ci całym sercem. Lecz czy to wszystko istotnie się wydarzyło? Nie dostajemy zatem jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: "Co było dalej?", lecz jedynie dwie wersje zakończenia tej historii. W którą uwierzymy? Wybór należy do nas.
Dziwna kontynuacja "Wichrowych wzgórz" w zupełnie innym stylu. I nie wiem właściwie, czy takie mieszanki (bo są tam jakieś wtrącenia z "Dziwnych losów Jane Eyre")powinny powstawać... czy jest to wykorzystywanie cudzego sukcesu. Zwłaszcza, że są dużo gorsze od oryginału, jak niby-kontynuacja "Przeminęło z wiatrem" czy właśnie "Powrót Heathcliffa". Mnie nie zachwyciła.