Le Moulin de Pologne Jean Giono 4,7
ocenił(a) na 68 lata temu „Le Moulin de Pologne” (wydanie polskie nosi tytuł oryginalny) to odegranie antycznej tragedii w realiach, choć nienazwanych wprost, drugiej połowy dziewiętnastego wieku. Giono zabawia się konwencją, w roli bogów obsadzając niedosięgłych, żarliwych arystokratów i każąc im toczyć odwieczny oraz skazany na porażkę bój z uosobionymi poprzez fatum inercją i przeciętnością.
Choć powieść ta ukazuje również, jak odmiennie może być postrzegana i interpretowana ta sama rzeczywistość, jak łatwo powstają mity poparte li tylko pustym autorytetem i jak szybko te niemające nic wspólnego z prawdą mity uzyskują status faktów, to w swej zasadniczej warstwie jest to dość smutna opowieść o tym, że życie doczesne to marność; że jeśli ktoś próbuje czy też naturalnie się ponad tę marność wybija, to tym brutalniej zostanie ku niej sprowadzony, i to właśnie przez bliźnich, w większości miałkich, choć w części również przez własne autodestrukcyjne skłonności, wygodnie wyprojektowane na zewnątrz i obdarzone autonomicznym, transcendentnym i bardzo fałszywym statusem. Jest to zatem fabuła odgrywana od wieków – bo nie na fabule zasadza się oryginalność tego dziełka.
Co ciekawe, nieczęsto mamy do czynienia z powieścią psychologiczną, o której pierwszoosobowym narratorze niczego się w zasadzie nie dowiadujemy, mimo iż niejednokrotnie mówi on o sobie. W istocie jest jednak everymanem, uosobieniem niskich ludzkich skłonności, złych cech, które ujawniają się w zbiorowości.
Giono manipuluje czytelnikiem również poprzez żonglerkę z właściwościami czasu, który został tu potraktowany nieco dowolnie, to rozciągany i ściskany, to całkowicie zawieszony. Nie jest to ten czas, który znamy z naszej codzienności; w ogóle kontury są w tej powieści rozmyte, co stanowi niejako metaforę tego, że tłum zwycięża, zalewa, pochłania indywidualności.
Znowu, jak w przypadku „Huzara na dachu”, dowodzi więc Giono swojego mistrzostwa, prostym językiem kreując atmosferę tajemnicy, fabularnie wodząc czytelnika za nos, a rozpływający się narrator to prawdziwy majstersztyk. W tym jednak tkwi zarazem jedyna słabość tej powieści – jest ona zbyt wycyzelowana, zbyt wyrachowana, obliczona na zwiedzenie, oszukanie czytelnika, na popis; sama opowieść schodzi tu na drugi plan, co to w literaturze pięknej zawsze jest błędem. A jednak nadal będę się konsekwentnie zapoznawał z twórczością Giono, bo to twórca nietuzinkowy i zmuszający do wysiłku intelektualnego.