Peggy Guggenheim. Życie uzależnione od sztuki Anton Gill 6,4
To bardzo dziwna książka. Biografia, czyli literatura zależna od bohaterki i od twardych faktów, a szczerze mówiąc, przez cały czas lektury bolała mnie od niej głowa. Nie mogłam jej znieść! Bohaterka jest kimś szalenie toksycznym i głęboko zaburzonym. Była towarzyska i miała wokół siebie wielu ludzi, ale związki które tworzyła były pełne przemocy, używek, wyrachowania, kompleksów, desperacji i strachu przed samotnością. W sensie emocjonalnym, to było straszne życie. Miała okropne dzieciństwo i takie samo urządziła swoim dzieciom, czego skutki ponosiły. Ponieważ książka jest napisana słabiej niż przeciętnie, to jej wartość upatruję jedynie w warstwie informacyjnej. A że informuje przede wszystkim o dziesiątkach dziesiątek kochanek i kochanków Peggy? Wlokła do łóżka wszystko, co się rusza, a koniec końców szczęścia zaznała niewiele. No na tych setkach stron da się wyłuskać trochę informacji o czasach i tworzeniu kolekcji współczesnego malarstwa i rzeźby, może odrobinę o sytuacji kobiet. Gdyby chociaż była przenikliwa w temacie sztuki i wczesnego rozpoznawania wybitnych talentów! Niestety, nawet w tej materii nie możemy być pewni czy to wybory osobiste, czy wskazania licznych doradców. Peggy, nawet jeśli bywała towarzyską śmieszką i mecenasem kultury, w całości jest odpychająca. Jakby nie dysponowała częścią mózgu odpowiedzialną za empatię i rozumienie innych ludzi. Ledwie zniosłam jej towarzystwo przez kilkanaście godzin lektury. Powtórzę raz jeszcze: głowa mnie od tego boli i cieszę się, że mam to już za sobą.