cytaty z książki "Ptaki padały deszczem"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wolność, by żyć albo umrzeć - nie ma nic lepszego, by wybierać życie.

Uśmiech u nieboszczyka to ostatnia uprzejmość.

W chacie mieszkalnej się żyje i umiera, to stamtąd widzi się słońce czekające na nas w letnie poranki, zachodzące zimą, tam słyszy się nocne odgłosy, chata mieszkalna towarzyszy nam we wszelkich naszych przemyśleniach, z nią nigdy nie jesteśmy sami".

Lubię miejsca, które porzuciły kokieterię, całą tę afektację i,czepiają się jakiejś idei, czekając, aż czas przyzna im rację.

Nie ma nic piękniejszego niż niemożliwa miłość.

Szczęście potrzebuje po prostu, żebyśmy się na nie zgodzili.

Lubię historie, lubię, kiedy ktoś opowiada mi swoje życie od samych początków, wszystkie zawirowania i wszystkie salta w głębinach czasu, które sprawiają, że sześćdziesiąt, osiemdziesiąt lat później osoba ląduje z tym spojrzeniem, tymi dłońmi, tym sposobem oznajmiania wam, że życie było dobre albo złe.

Starsza pani ze swoimi puchatymi włosami i dłońmi niczym koronka miała w sobie delikatność pisklęcia. Charlie odnosił wrażenie, że wystarczyłoby dmuchnąć, żeby pisklę spadło ze swojego siedziska. Ta myśl go zawstydziła. Miał ochotę umieścić tą kobietę w zagłębieniu dłoni i zanieść ją z powrotem do gniazda. Myśl, która onieśmieliła go jeszcze bardziej".

Śmierć to stara przyjaciółka. Mówią o niej swobodnie. Idzie krok w krok za nimi od tak dawna, że mają wrażenie, iż wyczuwają jej obecność, ukrytą gdzieś w oczekiwaniu, dyskretną za dnia, lecz czasem obezwładniającą nocami.

Mężczyzna, którego miałam przed sobą, nie nosił w sobie rany, był gładki i zwarty, kamienny buddyjski mnich, nic nie mogło go dosięgnąć, tak mi się wydawało aż do chwili, kiedy ujrzałam, jak wznosi oczy do nieba, posępnieje na groźbę chmur, coraz cięższych, coraz bardziej brzemiennych, a jego spojrzenie, gdy wróciło do mnie, kryło w sobie błyskawicę zapowiadającej się burzy. Zwierzę, pomyślałam ponownie, reaguje tylko na naturę.

Zadekowałam się w moim obozie traperskim i czekałem, by umrzeć, ale ponieważ to nie nie nadchodziło, przyszła mi do głowy myśl, że podarowano mi drugie życie. I to postanowiłem przeżyć na własną modłę.

A jednak to w lesie w pełni ogarniał rozumem swoje jestestwo, oddychał powietrzem świata, czuł przynależność do potęgi uniwersum.

W miarę jak posuwał się w latach, rozwinął w sobie nadzieję, że któregoś dnia będzie mógł tam umrzeć, niczym zwierzę, bez lamentów czy zapłakanych twarzy, wyłącznie cisza lasu przybyła pożegnać jedno ze swych stworzeń, które odchodzi, by dołączyć do zamieszkujących podziemne światy duchów bobra, łasicy, norki, lisa, rysia, swoich prawdziwych towarzyszy.

Podeszły wiek jawił jej się jako ostatni bastion wolności, wówczas gdy wyplątujemy się z więzów i pozwalamy umysłowi pójść tam, dokąd chce.

Ptaki padały deszczem, powiedziała. Gdy zerwał się wiatr i przykrył niebo kopułą czarnego dymu, powietrze się przerzedziło, oddychanie stało się niemożliwe z powodu gorąca i dymu, tak dla nas, jak i dla ptaków, i spadały deszczem do naszych stóp.

Ogień ma kaprysy, których nie potrafimy wyjaśnić wyjaśnić. Wspina się na najwyższe szczyty, wyrywa niebu błękit, rozprzestrzenia się w czerwonej poświacie, puchnąc, sycząc, wszechmogący bóg, porywa się na wszystko, co żyje, przeskakuje z jednego brzegu na drugi, wciska się w wąwozy przesycone wodą, pożera torfowiska, ale oszczędza krowę skubiącą trawę w kręgu zieloności. Kto może go zrozumieć?

Oczy to u starców rzecz najważniejsza. Ciało się rozlazło, opadło, skupiło w poprzecinane zmarszczkami węzły wokół ust, powiek, nosa, uszu, twarz zrujnowana, nieczytelna. Nie można się niczego o starcu dowiedzieć, jeśli nie skieruje się ku jego oczom, to one zawierają w sobie historię jego życia.
