cytaty z książek autora "Andrzej Szczypiorski"
Najpierw i tak pozabijają Żydów, a potem nas, nie ma więc żadnego powodu do paniki, niech ten młodzieniec zje ciasteczko, gotów jestem za niego zapłacić, proszę nie popadać w podniecenie oraz prostrację, zachować godność, trwa wojna, jesteśmy skazani, chyba że Adolf Hitler wyzionie ducha w sposób niespodziewany, czego mu zresztą serdecznie życzę, więc dajcie spokój, nic się nie stało, tu jest Polska, póki co tu jeszcze jest Polska, i proszę mi nie odbierać tej nadziei.
Byli więc jednomyślni, nie pojmując krzywdy, jaką wyrządzają. Scedowali swoje sumienia na stado, jak barany, jak capy przeklęte. I nikt wśród nich nie pomyślał nawet, że nie ma w świecie bardziej tyrańskiej tyranii niż jednomyślność, nie ma głupszej głupoty niż jednomyślność!
Polska święta, zapita, skurwiona, sprzedajna, z gęba wypchaną frazesem, antysemicka, antyniemiecka, antyrosyjska, antyludzka. Pod obrazkiem Najświętszej Panienki. Pod stopami młodych oenerowców i starych pułkowników. Pod dachem Belwederu. Pod mostem. Święta polskość pod knajpą i kasą. Tępe pyski granatowych policjantów. Lisie mordy szmalcowników. Okrutne twarze stalinowców. Chamskie gęby Marca. Przerażone gęby Sierpnia. Pyszałkowate gęby Grudnia. Święta polskość bluźniercza, która się ośmieliła nazywać Polskę Chrystusem Narodów, a hodowała szpiclów i donosicieli, karierowiczów i ciemniaków, oprawców i łapowników, ksenofobię podniosła do rangi patriotyzmu, u obcych klamek się wieszała, składała wiernopoddańcze pocałunki na dłoniach tyranów. Ta ostatnia próba była potrzebna! Nieodzowna. Błogosławiona. Może wreszcie teraz Polska zrozumie, że łajdactwa i świętość w jednym stoją domu, także i tutaj, nad Wisłą, jak wszędzie na całym bożym świecie.
Przypuszczam, że każdy człowiek dźwiga jakieś ciężary i nie odczuwa ich zbytnio. Ale przychodzi chwila, gdy źdźbło słomy dorzucone na jego ramiona sprawia, iż cała postać ugina się ku ziemi, oddech staje się płytki, pot zalewa oczy, a wszystkie uczucia zmieniają się w zwierzęce pragnienie odpoczynku. Byle tylko odrzucić ten ciężar, byle uwolnić się od jarzma. Nie pamiętamy wówczas, że nas uwiera źdźbło słomy, i zdaje nam się, iż cała ziemia, a nawet całe niebo złożone są na naszych barkach. Każdy ogląda się wtedy trwożliwie, gdzie by ten ciężar odrzucić, a gdy ujrzy sąsiada – przygniata go z czystym sercem!
Nie witając dnia – nie musisz go żegnać. Nie ciesząc się wschodem słońca – nie musisz się smucić, że zaszło. Nie kochając – wolny jesteś od rozpaczy. Nie pragnąc zbawienia – nie lękasz się piekła!
Pragnienie jednomyślności – odpowiadałem wtedy – wydaje się silniejsze niż pragnienie prawdy. Bo nie z prawdy czerpiemy poczucie naszego bezpieczeństwa, ale ze wspólnoty
...jesteśmy po prostu tacy, jakie są nasze czyny, i nigdy nie można powiedzieć, co człowiek zrobi w określonej sytuacji.
Nagle pomyślała, że życie jest tylko tym, co minęło. Nie ma innego życia poza wspomnieniem. Przyszłość nie istnieje, nie tylko tutaj, za kratą, ale wszędzie, także na ulicy, w lesie, na morzu, w ramionach ukochanego mężczyzny. Życie jest tym, co spełnione, co pamiętamy, co się zdarzyło i przeminęło, aby pozostać jako wspomnienie. [Irma Seidenman, rozdział III].
Nie ty pierwszy ulegasz zdumiewającej łatwości, która polega na najgłupszym złudzeniu ludzkiego umysłu, że można poznać i zmienić świat bez słów. Jakże go poznasz i zmienisz bez języka, który został ci dany, abyś nim nazywał?! Co nie ma nazwy -nie istnieje. A co istnieje - istnieje dzięki swojemu imieniu.
Historia jest twarda jak kamień, ludzie są tam jak posągi, możesz na nich pluć, ale to będzie bezsilny gest.
Być sobą znaczy nie być kimś innym. I to wszystko. Ale nie być kimś innym można tylko pośród innych.
To, co się zdarzy gdzieś i kiedyś, jest jeszcze poza mną, ukryte za murem i kratą, poza moją przestrzenią i rozumieniem, jest jeszcze w gwiazdach dalekich, w kosmicznym przeznaczeniu. [Irma Seidenman, Rozdział III].
Bo czymże jest ta największa i najbardziej tajemna mądrość człowieka, jeśli nie nazywaniem dobrym tego, co dobre, a złym tego co złe?
Jeśli bowiem ktoś nie docenia naszych zwątpień, nie docenia nas samych i naszego losu.
Kobiecość jest sprawą spojrzenia, rysunku oczu, ich koloru i oprawy.
(...) przeszłość na szczęście w ogóle nie istnieje, nie ma jej, jest tylko świat zapamiętany, ten, który przechowujemy w sobie.
Kiedy można zaznać słodyczy cnót? Gdy zaznało się goryczy grzechów! Kiedy można zrozumieć cały sens spokoju? Gdy się wie, co znaczy niepokój i lęk! Kiedy można łaknąć Boga? Gdy się zasmakowało diabelstwa! Kiedy można pokochać proste życie? Gdy otarło się o śmierć!
Jeśli miałbym przyjąć, że wieczna i niezniszczalna jest materia, która wprawdzie przetwarza się, lecz zawsze trwa, to równie dobrze mogę przyjąć, że tkwi w niej jakaś siła, jakaś energia niezniszczalna, a więc coś, co jest w materii nieuchwytne i nie do obliczenia, co jednak nadaje jej rytm i zapewnia trwanie. To coś niewątpliwie istnieje i pewni ludzie nazwali to coś Bogiem! [Henryk Fichtelbaum, rozdział IV].
(...) nie tylko kłamstwo jest oszustwem. Może nim być także uparte milczenie.
Gdzie się podziała nasza wolność, jeśli nie możemy być sobą? Gdzie się podziałem, kiedy się zawieruszyłem?
To prawda, ze odejście Henryka było dla Pawła pierwszym pożegnaniem. Potem zdarzyło się ich wiele. Może nawet bardziej rozdzierających, choć nie tak mocno przeżytych, bo już nigdy potem nie miał dziewiętnastu lat, kiedy każdy odchodzący człowiek zabiera z sobą niemal cały świat, pozostawiając tylko bezwartościowe okruchy.
Zaledwie przed kwadransem wziąłem tę kobietę i już ją okłamuję. Beletryści uwzględniają wprawdzie i ten moment, ale odkładają go na pózniej. Wedle ich recepty kłamstwa zaczynają się w chwili, gdy przychodzi zobojętnienie. Jest to błąd logiczny. Obojętność nie potrzebuje przecież kłamstw!
A jednak na przekór tym argumentom czuję się znowu osaczony, niepełny może nawet wykpiony. Jeśli bowiem śniadanie, w gruncie rzeczy banalne i oczywiste, wzbogaca mnie o nowe treści i skłania do gorzkich rozmyślań - to jak wiele mógłbym osiągnąć, przemierzając wzdłuż i wszerz cały ten olbrzymi kraj, spotykając przeróżnych ludzi, nudnych i ciekawych, wesołych i smutnych, mądrych i głupich, którzy dotychczas nie odwiedzili mnie w czterech ścianach pracowni i nie przeniknęli na karty mych rękopisów.
Najpotężniejszą silą Kościoła są sakramenty, one bowiem stanowią wąską kładkę, po której Bóg zbliża się ku nam nad przepaściami życia. Dochowując wierności sakramentom, dochowujesz wierności Bogu. On jest wtedy z tobą, a ty jesteś z Nim. Jeśli dal ci umysł, to nie po to, abyś sięgał ku niebiosom, lecz wiedział, jak się poruszać po ziemi.
Wolność… znaczy to być tym, kim nas niebiosa stworzyły. Jest to więc wolność głupoty i mądrości, swawoli i cierpienia, szczęścia i nieszczęścia.
Nikt nie wątpił w szczere współczucie księcia i jego pragnienie przyjścia nam z pomocą. Ale co innego znaczy ratować, a co innego być ratowanym. Co innego cierpieć, a co innego żałować cierpiących. Co innego – wiedzieć, a co innego – znać. Książę bowiem wiedział, że śmierć istnieje, gdy my znaliśmy ją.
Niczego człowiek nie pragnie tak bardzo, jak iść… I nie jest ważne, dokąd zmierza, ale to tylko, że się porusza.
Pewien poziom intelektu, podobnie jak nowoczesna chemia, pozwala czerpać żywe treści wprost z powietrza.
Bóg zawsze jest taki, jakim jest człowiek, który w Niego wierzy.