Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik230
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Vachel Lindsay
Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/File:Nicholas_Vachel_Lindsay_1913.jpg
5
6,9/10
Urodzony: 10.11.1879Zmarły: 05.12.1931
Amerykański poeta, uważany za ojca współczesnej "singing poetry".
6,9/10średnia ocena książek autora
25 przeczytało książki autora
92 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
The Golden Book of Springfield with Drawings by the Author
Vachel Lindsay
0,0 z ocen
1 czytelnik 0 opinii
1999
Najnowsze opinie o książkach autora
Ale smok nie będzie groźny Vachel Lindsay
6,5
Świetny zbiór wierszyków dla dzieci. Dlaczego? Poezja najwyższego lotu: przezabawna, niebanalna, dowcipna w genialnym tłumaczeniu R. Stillera (doskonale uchwycona śpiewność frazy Lindsaya!) błyskotliwe opracowanie typograficzne i cudowne ilustracje J. Stannego. Czego chcieć więcej? Chyba tylko wznowienia tej nieco zapomnianej książeczki, w której księżyc jest jak ciastko lub jajo smoka.
Poezje wybrane Vachel Lindsay
7,3
Czyja wyobraźnia byłaby zdolna do narysowania Mapy Wszechświata? Z pewnością ta, która należy do Vachela Lindsaya. A który z poetów potrafiłby z tak wielką absurdalnością oddać prawdziwy kształt Ewangelii Piękna? Właśnie on, twórca skrywający pod płaszczykiem infantylności ogromną dojrzałość. Żaden z niego astronom ani teolog. Jednak z Wszechświata sporządził piękny temat do poetyckich rozważań a swoim wizjonerstwem obdarował ewangelie ciepłymi kolorami. Taki był amerykański poeta. Nonkonformistyczny niczym jego morski mustang, płynący pod prąd Missisipi. Liryczny mistyfikator, zjednujący swoim barytonem tłumy na poetyckich wieczorkach. Czego mu w takim razie brakowało? Bo chyba nie oryginalności. Wydaje mi się, że tym, co by całkowicie odmieniło jego życie było szczęście i zdrowie, których w pewnym momencie mu zabrakło.
Przyciągnęła mnie jego skłonność do włóczęgi. Nie tylko tej podróży wagabundy, pieszo odbytej po kilku stanach Ameryki. Bardziej utkwiło mi w głowie podążanie tropem przeszłości, pełnej odgłosów indiańskiej tożsamości Nowego Świata. Przy wtórze bębnowych brzmień rodzą się księżycowe liryki a ich rozchybotanie może drażnić lub koić. Wszystko zależy od tego, na jaką czytelniczą naturę czyhają złożone przez Lindsaya rymy. Tym wyznającym spokój sumienia wystarczy leśny prześwit, pozwalający na kontemplowanie uroków przyrody. Natomiast na spragnionych głębszych emocji, poeta wypuści tłum trędowatych z miejskich rynsztoków. Może wtedy jego pieśń posmakuje jak haszysz, jak uwolniona z kałamarza fantazja. A gdy żywotność tego pisarskiego przyrządu urośnie do wielkości wulkanu z wierszy Lindsaya, to ratuj się kto może. Lepiej się wtedy nie zbliżać do wierszem wypuszczanych ogni.
Czy wiedzieliście, że nasza planeta miota się gdzieś na spienionych falach Kosmosu? Odkrył to poeta ze Springfield, puszczając mydlane bańki. Na nowo nazwał Słońce i Księżyc. Przepuszczając przez tryby swojej niekontrolowanej wyobraźni, wydobył je z kosmicznego chaosu i bezpiecznie umieścił w lirycznym porządku. Być może to tylko widziadła poety zafascynowanego Edgarem Allanem Poe. Możliwe, że duch czarnego kruka tego najsłynniejszego amerykańskiego twórcy posępnego nastroju, udzielił się również Lindsayowi. W każdym razie oznacza to, że kraina snów nie zawsze musi być przytulnie ciepła. Wybuchy entuzjazmu to też czerń i strach. Podejrzewam, że cierpiący na manię prześladowczą Vachel Lindsay dobrze sobie zdawał sprawę z tego, jak wiele do jego twórczości wnosi choroba.
Kalamazoo zostało spalone niczym Troja a wieloryby ciągle się bawią u kalifornijskich wybrzeży. Czas płynie nadal, bez względu na to, czy spróbujemy go powstrzymać, czy też beznamiętnie rzucimy się w wir przyziemnego życia. Dlatego też zmartwiły mnie ostatnie wersy czytanego przeze mnie tomiku wierszy. Vachel Lindsay pisze: "Czemu te puste łodzie widzę wciąż na powietrznych morzach? Jedna mnie całą noc straszyła, chybocząc się w przestworzach, To zza okapu podpływała z wiatrem, to zza świetlika, Gdzie tygodniami zwykła czekać na mnie, aż wreszcie znika. Bo każdą duszę straszy statek, w którym jej płynąć trzeba". Czy to zapowiedź nieustannego smutku zwiastującego koniec? A może to tylko chwyt z Ewangelii Piękna, tej próby wskrzeszenia wszystkiego co dobre. Tego się pewnie już nigdy nie dowiem.