Jest ilustratorem, mieszka w Los Angeles, uczył się w Artcentre College of Design. Kiedy nie pracuje, możecie znaleźć go w wodzie albo gdzieś na parkingu, jak gapi się na schnącą farbę.
Niestety, książka mnie nie porwała. Piękna kolorystyka, ale już kreska stanowczo nie w moim guście. Wstawki dotyczące historii surfingu były dość interesujące, ale mam wrażenie że autor bardziej prześlizgnął się po temacie niż go zagłębił. Natomiast wątku dziewczyny autora i jej choroby nie chcę za bardzo komentować - muszę przyznać, że osobiście drażnią mnie bardzo wzniosłe opowieści o szlachetnej "walce" z rakiem, ale szanuję uczucia autora, jego sposób radzenia sobie z żałobą i pamięć jego ukochanej.
Podsumowując - w mojej opinii są lepsze powieści graficzne którym można poświęcić czas.
Postanowiłam w tym roku sięgać także częściej po powieści graficzne, zwane potocznie komiksami.
Przyznam szczerze, że czytałam w swoim życiu już kilka, ale nigdy nie wiedziałam na co dalej się zdecydować, aby się nie zawieść. Popytałam i polecono mi między innymi ten tytuł. Czy było warto?
Autor, który jest jednocześnie ilustratorem i głównym bohaterem opowiada swoją historię. W zasadzie nie tyle swoją, co swojej dziewczyny, która walczy z życiem ze śmiertelną chorobą. Jednocześnie jest ogromną fanką surfingu, a swoją pasję przekazała także AJ.
Autor przeplata swoją opowieść z historią samego surfingu. Całość jest zobrazowana na dwa sposoby: kolory niebieskie to teraźniejszość, a kolory pomarańczowe to wydarzenia historyczne.
Ilustracje nie są skomplikowane, ale oddają cały wydźwięk przedstawianej historii. Podobały mi się.
Całość jest przyjemna dla oka i momentami wzruszająca. Nie spodziewałam się, że powieść graficzna naprawdę może na dłużej pozostać w pamięci. A tak się stało. Historia jest wspomnieniem AJ o swojej dziewczynie, która przegrała walkę z nowotworem. Uważam, że jeśli ktoś chce zacząć swoją przygodę z tego typu literaturą to ten tytuł jest wart uwagi. Polecam!