Irlandzki pisarz, dziennikarz, zdobywca Nagrody Bookera (2005 r. za powieść Morze) oraz Nagrody Franza Kafki (2011 r.),uważany za jednego z najbardziej przewrotnych i pomysłowych współczesnych pisarzy, którego powieści cechują czarny humor i celne obserwacje.http://www.contemporarywriters.com/authors/?p=auth13
Najpierw będzie krótko, potem będzie długo, a na końcu będzie spoiler.
Najpierw krótko – miałem mieszane uczucia, kiedy zaczynałem tę powieść. Mam mieszane uczucia po jej skończeniu. Ale też prawda jest taka, że o mało się nie zabiłem schodząc do metra, bo równocześnie czytałem „Czarnooką blondynkę”. Nie potrafiłem po prostu tego draństwa odłożyć.
Teraz długo – moje podstawowe zastrzeżenie do powieści Blacka, to proste pytanie – po co to komu? Jaki jest sens odgrzebywać postać Philipa Marlowe? Czy nie lepiej byłoby pozwolić jej odejść wraz z jego twórcą? Ale dałem autorowi kredyt zaufania. Pomyślałem, że może wykorzysta Marlowe, żeby opowiedzieć jakąś nową, świeżą historię. Coś doda od siebie, żeby nadać temu przedsięwzięciu większy sens niż skok na kasę fanów Chandlera. No więc krótko mówiąc – nie zrobił tego. Ale to też nie jest bezczelne wyjmowanie pieniędzy z kieszeni czytelników. Nie mam wątpliwości, że „Czarnooka blondynka” powstała z miłości do prozy Chandlera i Philipa Marlowe. Widać ją w każdym słowie, w każdym zdaniu i każdej scenie. I paradoksalnie, to pewien problem. Zbyt wiele tutaj tego uczucia, za dużo szacunku do oryginału. Powstała książka pod wieloma względami bardzo udana, ale też niewiele wnosząca. Jeśli jesteście fanami Chandlera i czarnego kryminału, to jej lektura sprawi Państwu sporą przyjemność. Ale nie ma w niej tego czegoś, co sprawiłoby, że stałaby się dla mnie tak ważna jak „Żegnaj Laleczko” czy „Długie pożegnanie”.
A na koniec spoiler – „Nie zobaczyłem go już nigdy. Zresztą nikogo z nich już później nie spotkałem, poza glinami. Jeszcze nie znalazł się sposób, by rozstać się z nimi na dobre”. Tak właśnie się kończy „Długie pożegnanie” i mam żal do Blacka, że tego nie uszanował. Historia Terry’ego Lennoxa kończyła się w biurze Philipa Marlowe, kiedy detektyw oddawał mu banknot z portretem Madisona. Pisałem o miłości. Myślę, że zaślepiła tutaj Blacka. Za bardzo chciał. Za bardzo się starał. Czasami trzeba odpuścić. Szczególnie, jeśli kogoś kochasz. Nawet jeśli to postać literacka.
PIERWSZORZĘDNY CZARNY KRYMINAŁ, W KTÓRYM BENJAMIN BLACK W NIESAMOWITY SPOSÓB WSKRZESZA CHANDLEROWSKIEGO PHILIPA MARLOWE’A.
Początek lat pięćdziesiątych. Marlowe jest jak zwykle uroczy i niespokojny, interesy trochę kuleją. Wtedy właśnie pojawia się nowa klientka. Kosztownie odziana jasnowłosa piękność chce, by Marlowe odnalazł jej byłego kochanka. Detektyw niemal natychmiast odkrywa, że zaginięcie tego człowieka jest tylko pierwszym z szeregu zdumiewających wydarzeń. Wkrótce Marlowe wplątuje się w życie najzamożniejszych i najbardziej bezwzględnych rodzin Bay City.
CZARNOOKA BLONDYNKA MOGŁABY UCHODZIĆ ZA RĘKOPIS CHANDLERA WŁAŚNIE ODNALEZIONY W ZAKURZONEJ SZAFIE W LA JOLLA. GRATKA DLA WSZYSTKICH WIELBICIELI AMERYKAŃSKIEGO KLASYKA.
Książke oceniam na 4