Aleja włókniarek
„Gdyby Pan Bóg dzisiaj wygnał Ewę z raju, rzuciłby na nią przekleństwo: Będziesz dzieci rodziła jako prządka!”. To przekleństwo unosi się nad wszystkimi bohaterkami tej książki i wszystkimi kobietami, które pracowały w łódzkich fabrykach.
Szły do pracy, kiedy miały po kilkanaście lat i od tego momentu rytm ich życia wyznaczał tykający zegarek, w takt którego prządka musiała chodzić „jak koń w kieracie”, a całość żywota dzieliła się na trzy etapy: fabrykę, szpital, cmentarz. Nisko opłacane, wykorzystywane przez majstrów i właścicieli, przedwcześnie postarzałe. Dola łódzkich włókniarek stała się jednak siłą napędową zmian. Praca kobiet spowodowała przewrót, wymuszając wprowadzanie nowych przepisów i wywołując rewolucję obyczajową.
Do tej pory jednak nikt nie próbował dowiedzieć się, kim były, skąd przybywały i dlaczego zostawały w mieście, w którym wcale nie odnajdywały szczęścia. Marta Madejska próbuje zrozumieć nie tylko swoje bohaterki, ale także „miasto bez historii”. Z pytań o przeszłość zrodziła się opowieść o „fabrycznych dziewczynach”, bez których nie byłoby wielkich fortun, okazałych łódzkich pałaców ani odbudowanego łódzkiego przemysłu po II wojnie światowej. Zmieniali się właściciele fabryk, zmieniał się klimat polityczny, zmieniały się dekoracje, ale jedno pozostawało bez zmian – nadludzki wysiłek tysięcy kobiet.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oceny
Książka na półkach
- 765
- 620
- 138
- 52
- 27
- 25
- 24
- 17
- 11
- 10
OPINIE i DYSKUSJE
Intersujaca historia powstania Łodzi i kobiet, które to miasto "stworzyły" i tworzyły. Ich pracy, zmęczenia, walki, ale i usmiechu i zadowolenia.
Intersujaca historia powstania Łodzi i kobiet, które to miasto "stworzyły" i tworzyły. Ich pracy, zmęczenia, walki, ale i usmiechu i zadowolenia.
Pokaż mimo toMarta Madejska „Aleja Włókniarek”
Odkrywam kolejną jakże ważną kartę naszej rodzimej historii. O przemyśle włókienniczym w Łodzi wiem co nieco dzięki wspaniałej „Ziemi Obiecanej” Władysława Reymonta, jednak szczegółów – niestety aż tak dobrze nie. Tym bardziej się cieszę, że reportaż Marty Madejskiej mi go przybliżył. „Aleja Włókniarek” to nader interesująca pozycja mówiąca o losie kobiet, włókniarek – które kompletnie niedoceniane w tumulcie, hałasie i warunkach urągających ludziom – pracowały ponad swoje siły. To niejako pokłon dla ich tytanicznej pracy, i pięknie Madejska to czyni w poniższym reportażu.
Lektura „Alei Włókniarek” to nade wszystko swoista podróż w czasie – od XIX-wiecznej Łodzi, po czasy PRL-owskie gdzie następuje powolne umieranie branży włókienniczej. Cierpliwość i wścibstwo Madejskiej przyniosło jej efekty, gdyż czytelnik mierzy się z historią wydartą z wycinków prasowych, znalezionych dokumentów, czy gdzieniegdzie zachowanych fotografii. Wszystkie one scalają obraz pewnego wycinka wielkiej historii Polski i jej małej ojczyzny – Łodzi i kobiet, które wraz z swoimi towarzyszkami niedoli w trudzie pracowały w przemyśle włókiennicznym. Dzięki staraniom autorki obraz ukazany na łamach niniejszego reportażu staje się klarowny i centralizuje się na bohaterkach Madejskiej i to one mogą wybrzmieć najgłośniej. To wstrząsające świadectwo wyzysku, chciwości, pogardy dla ludzi pracy, wykorzystywania (również i seksualnego) słabszych przez silniejsze jednostki. Głosy anonimowych kobiet, tych strudzonych pracą, bez godnego wynagrodzenia, znękanych trudami biedy, niesprawiedliwości społecznej, ekonomicznej czy po prostu gorszej płci – co odczuwały na każdym kroku. Wędrówka przez zmieniające się miasto Łódź tak pełne kontrastów. Ujrzenie innymi oczami przecinających się ścieżek niesprawiedliwości, ciężkiej pracy, ogromnej biedy a także wyzysku właścicieli fabryk ich bogactwa i życia ociekającego luksusem.
Marta Madejska napisała książkę, by uwiecznić rzesze anonimowych kobiet na przestrzeni wieków. Ta podróż w czasie, to niestety też obrazy przejmujące i zapadające w pamięć i odkrycie kolejnej jakże mało znanej karty historii. Ten reportaż nie jest szczególnie przyjemny, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę fakty z którymi zmierzyła się autorka, bo ich zamiarem nie jest polukrowana historia, ale bieda (jeśli nie rzecz nędza) znój, trud i wyzysk tych najbardziej pokrzywdzonych w społecznej drabinie.
Polecam. 8/10
Marta Madejska „Aleja Włókniarek”
więcej Pokaż mimo toOdkrywam kolejną jakże ważną kartę naszej rodzimej historii. O przemyśle włókienniczym w Łodzi wiem co nieco dzięki wspaniałej „Ziemi Obiecanej” Władysława Reymonta, jednak szczegółów – niestety aż tak dobrze nie. Tym bardziej się cieszę, że reportaż Marty Madejskiej mi go przybliżył. „Aleja Włókniarek” to nader interesująca pozycja...
Drogi czytelniku,
To reportaż, który został mi polecony przez przewodniczkę w Centralnym Muzeum Włókiennictwa - za co jestem jej bardzo wdzięczna. Odbiór tej książki jest dzięki temu jeszcze wyraźniejszy.
Marta Madejska - autorka - zgromadziła fakty o prawdziwym losie polskich włókniarek z Łodzi. Pracy pełnej znoju, niskiej płacy, trudnych realiach PRL - u oraz czasu po wojnie. Zdumiewającym jest jak bardzo Łódź napędzona tym przemysłem umarła gospodarczo po rozpadzie fabryk i już nigdy nie odnalazła swojej tożsamości ponownie.
Warto przeczytać jako dopełnienie wizyty w Łodzi lub jako zachętę przed zaplanowaniem wizyty w tym mieście.
Polecam!
Drogi czytelniku,
więcej Pokaż mimo toTo reportaż, który został mi polecony przez przewodniczkę w Centralnym Muzeum Włókiennictwa - za co jestem jej bardzo wdzięczna. Odbiór tej książki jest dzięki temu jeszcze wyraźniejszy.
Marta Madejska - autorka - zgromadziła fakty o prawdziwym losie polskich włókniarek z Łodzi. Pracy pełnej znoju, niskiej płacy, trudnych realiach PRL - u oraz czasu po...
byłam w Łodzi i czytałam Aleję Włókniarek. polecam łączenie miasta i literatury. więcej widzisz, lepiej chłoniesz. reportaż niedoskonały (debiut?),ale pokazuje siłę tematu. skąd Germinal i oczywiście Ziemia obiecana. tym razem z "jej" perspektywy. też głos w dyskusji o polskiej transformacji lat 90'tych. i trudno o dystans. szok tak długo powstrzymywał oburzenie. słychać huk krosien.
byłam w Łodzi i czytałam Aleję Włókniarek. polecam łączenie miasta i literatury. więcej widzisz, lepiej chłoniesz. reportaż niedoskonały (debiut?),ale pokazuje siłę tematu. skąd Germinal i oczywiście Ziemia obiecana. tym razem z "jej" perspektywy. też głos w dyskusji o polskiej transformacji lat 90'tych. i trudno o dystans. szok tak długo powstrzymywał oburzenie. słychać...
więcej Pokaż mimo toKsiążka z początku bardzo dobra. Potem tempo spada, historia się rozłazi, traci na jakości. Ciągnięta jakby na siłę.
Daję 7, bo jej napisanie wymagało mnóstwa pracy.
Książka z początku bardzo dobra. Potem tempo spada, historia się rozłazi, traci na jakości. Ciągnięta jakby na siłę.
Pokaż mimo toDaję 7, bo jej napisanie wymagało mnóstwa pracy.
Łał! Pomimo ogromnej ilości dat i faktów nie mogłam się od książki oderwać, dopóki jej nie skończyłam! Autorka włożyła tyle serca i emocji w opis miasta i ludzi, zacytowała tyle oryginalnych wypowiedzi włókniarek, że nie sposób było czytać tę książkę na chłodno, obojętnie, zwłaszcza, że jako łodzianka miałam opisywane fabryki i ulice przed oczyma, i to z czasów, kiedy wszystkie zakłady były czynne, a po skończeniu zmiany wylewały się z nich tysiące ludzi. Moja matka chrzestna była tkaczką u Geyera, chrześnica mojej mamy była prządką, mój ojciec też pracował w zakładzie włókienniczym. Po reformie administracyjnej Gierka w 1975 roku, który bał się, żeby mu następny Gierek nie wyrósł za plecami w jakimś dużym, silnym województwie i w tym celu rozdrobnił Polskę na 48 (+ dwa „miejskie”) małych województw, przygotowane na wydziale ekonomiczno-socjologicznym UŁ ciekawe tematy prac dyplomowych poszły się bujać, mój promotor klął na Gierka, bo trzeba było szybko wynaleźć jakieś nowe tematy, którym aktualny podział administracyjny kraju nie zaszkodził. Ostatecznie pisałam pracę nt. roli żywienia przyzakładowego w życiu włókniarek, ankietując je przez kilka tygodni w stołówce białej fabryki (budyneczek z szerokimi schodami, przyklejony do muzeum naprzeciwko fabryki, dziś jest tam chyba jakiś jego oddział) i kradnąc im cenne minuty z posiłku albo na powrót do domu. I wszystkie były miłe, tylko wyjątkowo któraś odmawiała wywiadu z braku czasu. Pamiętam z dzieciństwa dymiące czarnym, a później po wprowadzeniu filtrów białym dymem, kominy łódzkich fabryk, które z czasem zniknęły zupełnie z krajobrazu Łodzi.
Autorka zrobiła doskonałą robotę, przedstawiając w pierwszej połowie książki historię rozwoju miasta i jego przemysłu. Dobrze wyjaśnia, jak doszło do tego, że to kobiety przeważały wśród zatrudnionych. Uważam, że ta część książki jest potrzebna. Nawet ja, łodzianka, dowiedziałam się tu paru nowych rzeczy. Z okresu wojennego kołacze mi się po głowie, gdzieś wyczytane, że po wkroczeniu wojsk hitlerowskich do Łodzi jeden z łódzkich fabrykantów, Niemiec od pokoleń żyjący w Łodzi i nie znający metod NSDAP odszczeknął się niemieckim oficerom i odmówił przynależności do partii, wobec czego ci zastrzelili go na miejscu w jego domu na oczach żony i dzieci, z których najmłodsze miało trzy latka. Niestety, nie pamiętam, gdzie to czytałam, ale już po 1980 roku, bo przecież wcześniej takich rzeczy nie wolno było publikować, bo role były ściśle określone: Niemiec był ten zły, a Rosjanin był ten dobry. Zdaje się, że był to jeden z potomków Geyera, ale nie jestem pewna. Wnuczek Geyera walczył w AK, rodzina była spolonizowana, więc jest to możliwe. Kto wie coś pewnego, niech mi da znać. Także wśród sąsiadów, mających niemieckie pochodzenie, nie wszyscy podpisali volkslistę, choć ona wtedy wiele im ułatwiała – wiem od rodziców i mojej sąsiadki niemieckiego pochodzenia. A Niemcy-okupanci też byli różni. Inna moja sąsiadka opowiadała, jak Niemiec z ich domu groził jej pistoletem, bo jako dziewczynka za bardzo hałasowała na podwórku, a jego żona po kryjomu przed nim dokarmiała ją kakao, rzecz dla Polaków niedostępna, bo „przecież dziecko rośnie i potrzebuje witamin”. W każdych warunkach można zachować się jak człowiek albo jak bydlę. Czyli niezupełnie tak, jak to autorka przedstawia w książce, choć sytuacje z tego okresu przez nią opisane też miały miejsce. Druga połowa książki obejmuje okres powojenny aż do roku 2017. Do okresu gomułkowskiego dodałabym, że spowolnione inwestycje budownictwa mieszkaniowego w Łodzi powojennej miały kilka przyczyn, nie tylko to, że Łódź stosunkowo mało ucierpiała w działaniach wojennych, nie tylko bliskość Warszawy, którą należało odbudować w pierwszej kolejności, i nie tylko nadmierne inwestowanie w przemysł ciężki i pozostawianie przemysłu lekkiego odłogiem. Towarzysz Gomułka powtarzał niestrudzenie, że należy „zachować robotniczy charakter Łodzi”, czyli famuloki i stare kamienice, a jego najbliższa przyjaciółka, Michalina Tatarkiewicz-Majkowska co najmniej mu w tym nie przeszkadzała. Podczas gdy w innych miastach powstawały nowe osiedla mieszkaniowe, w Łodzi budowano niewiele. Dopiero po dojściu Gierka do władzy raptownie wystrzeliły wielkie osiedla-blokowiska, dając łodzianom jakieś szanse na spóldzielcze mieszkanie po 15-20 latach oczekiwania. Lat upadku zakładów włókienniczych już w Łodzi nie przeżyłam. Po rozwiązaniu „Solidarności” w 1982 roku, po stanie wojennym, zakończonym w 1983 roku, straciłam nadzieję, że jeszcze coś się w Polsce za mojego życia zmieni. Kilka lat później wzięłam na pamiątkę ostatnią kartkę żywnościową i wyjechałam z Polski. Wizytę Papieża 13 czerwca 1987 roku przeżyłam już jako gość, będąc w Łodzi na urlopie. Ze zgrozą czytałam o następnych latach, o upadaniu kolejnych zakładów. Fakt, załamanie się radzieckiego rynku zbytu miało na pewno na to duży wpływ. Przestarzały park maszynowy też. Ale z drugiej strony to, co produkowano wtedy, miało dobrą jakość, jest praktycznie niezniszczalne. Do dziś mam bieliznę pościelową i ręczniki, kupowane w latach 70-tych, które gotowane w praniu w 95 stopniach przez 50 lat nie straciły żywych kolorów (wzory były tkane, a nie drukowane) i formy, podczas gdy dzisiejsze komplety pościelowe z pieknym nadrukiem po paru praniach, zmechacone i wyblakłe, nadają się na ścierki do podłogi. Podczas kolejnych wizyt w Lodzi widziałam coraz więcej fabryk-widm, wolno stojących ruin, na które nikt nie miał pomysłu, jak je zagospodarować. A z książki dowiedziałam się, jak bez skrupułów pozbywano się pracowników tych zakładów.
Ze smutkiem odkryłam niedawno, a znalazłam potwierdzenie w tej książce, że Łódź nie jest już drugim co do wielkości miastem Polski, wyprzedził ją Kraków, a niedługo pewnie wyprzedzi i Wrocław, bo ciągle brak pomysłu na stworzenie miejsc pracy, na rozwój jakiejś branży. Łódź staje się sypialnią dla dojeżdżających do pracy w Warszawie. A wielu wybiera emigrację zarobkową.
I marna to pociecha, że i brytyjski Manchester przestał być ośrodkiem przemysłu tekstylnego, nie wytrzymał zmian gospodarczych. Odzież z czystej bawełny Europa kupuje teraz od producentów w Afryce i Azji.
Na planie Łodzi ciągle figuruje Aleja Włókniarzy, ale włókniarki zostały jednak – choć inaczej - upamiętnione. Wprawdzie społeczna inicjatywa, mająca na celu nazwanie terenu naprzeciwko pałacu Poznańskiego Placem Włókniarek nie doczekała się akceptacji magistratu, ale dzięki zgodzie prywatnych właścicieli Manufaktury nazwano jej rynek Placem Włókniarek Łódzkich. „Skromny symbol dla wszystkich bezimiennych, które budowały nasze miasto..”(cytat z książki).
Autorka doprowadziła historię łódzkich włókniarek do roku 2017. Rozdział pt. „Tył książki” zawiera tłumaczenia fachowych określeń związanych z produkcją i komentarze pracownic do nich. Imponująca bibliografia. Dla każdego łodzianina/łodzianki – obowiązkowa pozycja czytelnicza. Wszystkim innym też polecam.
Łał! Pomimo ogromnej ilości dat i faktów nie mogłam się od książki oderwać, dopóki jej nie skończyłam! Autorka włożyła tyle serca i emocji w opis miasta i ludzi, zacytowała tyle oryginalnych wypowiedzi włókniarek, że nie sposób było czytać tę książkę na chłodno, obojętnie, zwłaszcza, że jako łodzianka miałam opisywane fabryki i ulice przed oczyma, i to z czasów, kiedy...
więcej Pokaż mimo toTrudna, aczkolwiek piękna opowieść o bezimiennych kobietach, które pracowały w tkalniach, przędzalniach, szwalniach łódzkich fabryk na przestrzeni lat, od Łodzi przemysłowej ( XIX w. ),do czasów współczesnych.
W Łodzi jest ulica zwana Aleją Włókniarzy, nie Włókniarek, a to głównie kobiety pracowały przy maszynach, przy ogromnym hałasie, w ponadnormatywnych godzinach pracy, często kosztem swoich rodzin, swojego zdrowia otrzymując głodowe pensje. Często zmuszane były do uległości seksualnej, prostytucji. Tytułowe wlokniarki codziennie toczyły walkę o przetrwanie, o lepsze życie, o równouprawnienie.
Wchodząc w Nowy Rok życzę wszystkim kobietom siły determinacji w realizacji swoich celów, wiary we własne siły, świadomości swojego piękna oraz egoizmu, bo niestety, my kobiety, mamy go wciąż za mało.
Trudna, aczkolwiek piękna opowieść o bezimiennych kobietach, które pracowały w tkalniach, przędzalniach, szwalniach łódzkich fabryk na przestrzeni lat, od Łodzi przemysłowej ( XIX w. ),do czasów współczesnych.
więcej Pokaż mimo toW Łodzi jest ulica zwana Aleją Włókniarzy, nie Włókniarek, a to głównie kobiety pracowały przy maszynach, przy ogromnym hałasie, w ponadnormatywnych godzinach pracy,...
Bardzo mnie to zawsze cieszy,jak tylko,pojawia się jakaś książka, o moim mieście rodzinnym.W tym przypadku się nie zawiodłam. To historie różnych kobiet,pracujących w włókiennictwie tworzą tą książkę. Historie trudne,przykre i obnażające prawdę tamtych lat. Zapomniane dziewczyny,których losy wtopione są w łódzkie podwórka,bramy,ulice,których ducha czuć w tym mieście ale tylko dzięki tej książce.
Bardzo mnie to zawsze cieszy,jak tylko,pojawia się jakaś książka, o moim mieście rodzinnym.W tym przypadku się nie zawiodłam. To historie różnych kobiet,pracujących w włókiennictwie tworzą tą książkę. Historie trudne,przykre i obnażające prawdę tamtych lat. Zapomniane dziewczyny,których losy wtopione są w łódzkie podwórka,bramy,ulice,których ducha czuć w tym mieście ale...
więcej Pokaż mimo toCałkiem udana, ale niestety wątek rozlazł się z osnową....
Całkiem udana, ale niestety wątek rozlazł się z osnową....
Pokaż mimo toŁódź wyrosła na martyrologii polskich kobiet. Trudna pozycja współczesnej historii Polski, raczej pastelowych barw brak.
Łódź wyrosła na martyrologii polskich kobiet. Trudna pozycja współczesnej historii Polski, raczej pastelowych barw brak.
Pokaż mimo to