Sława i fortuna. Listy Stanisława Lema do Michaela Kandla 1972-1987
- Kategoria:
- biografia, autobiografia, pamiętnik
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Literackie
- Data wydania:
- 2013-10-24
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-10-24
- Liczba stron:
- 736
- Czas czytania
- 12 godz. 16 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788308049341
- Tagi:
- listy Stanisław Lem science fiction Michael Kandl
Czy o Stanisławie Lemie napisano i powiedziano już wszystko? Wydaje się, że twórczość wybitnego pisarza i myśliciela została wystarczająco głęboko zanalizowana: co chwila ukazują się kolejne książki i artykuły na temat jego powieści, o niesłabnącym zainteresowaniu Lemem świadczą też kolejne ekranizacje jego prozy. Przed nami jednak wydarzenie, które może rzucić zupełnie nowe światło na życie i dzieło autora Solaris. W październiku nakładem Wydawnictwa Literackiego ukaże się książka Sława i Fortuna – będą to wszystkie listy pisane przez Stanisława Lema do jego amerykańskiego tłumacza Michaela Kandla.
Z wielu powodów będzie to publikacja wyjątkowa. Listy pochodzą z lat 1972 – 1987, przy czym ogromną większość z nich Lem wysłał za ocean w latach 70-tych. Dla pisarza był to czas bardzo udany. To wtedy napisał swoje ważne książki, takie jak Golem XIV, Maska, Fiasko, czy Pokój na Ziemi. Lem rozwija w tym okresie swój światopogląd i, co być może jest jeszcze ważniejsze, zaczyna odczuwać coś, co dzisiaj nazwalibyśmy stabilizacją zawodową. Stanisław Lem wraz z coraz częstszymi tłumaczeniami swoich utworów osiąga sukces poza granicami bloku socjalistycznego. Krok po kroku podbija Zachód. Głównym tematem listów pisanych do Michaela Kandla jest właśnie ów sukces. Lem szczegółowo, czasem poważnie, a czasem w zabawny sposób opowiada o swoich zmaganiach z nie do końca uczciwymi wydawcami; czytelnik dopuszczony jest do tajemnic, które wcześniej nie wychodziły na światło dzienne.
Wybitny znawca twórczości Lema, profesor Jerzy Jarzębski: Korespondencja z Kandlem to opowieść o sukcesie, o tym, jak nie sprzeniewierzając się intelektualnej rzetelności i artystycznej doskonałości, można coraz wyżej podnosić poprzeczkę, a jednocześnie nie rezygnować z milionów odbiorców, sławy wśród elit i nawet – z pieniędzy, które przychodzą nieco później, ale w ilościach więcej niż zadowalających. Opowieść Lema nie jest jednak radosna: to wszystko dzieje się w jednostkowym życiu, które wypełnione jest chorobami, rozczarowaniami, stopniowym osłabieniem wiary w potrzebę twórczości. Zarazem pojedynczy ludzie i całe społeczeństwa obnażają swe najgorsze cechy, historia wciąż zawodzi oczekiwania, zagadki świata nie znajdują definitywnych rozwiązań, a w miejsce Boga-opiekuna ludzkości, w którego nie sposób uwierzyć, wchodzi pustka daremnie szukająca wypełnienia.
Lem w swoich długich i stojących na wysokim poziomie artystycznym listach w wielu miejscach tłumaczy Michaelowi Kandlowi główne idee swych utworów. W żadnym innym miejscu pisarz tak jawnie nie analizował swoich dzieł, dla miłośników Lema bez wątpienia książka Sława i Fortuna będzie kopalnią wiedzy. Te listy to przewodnik po świecie utworów Lema i ogromna ilość bezcennych informacji na temat pisarskiej kuchni. Oczywiście Lem nie byłby sobą, gdyby także i w listach nie bawił się słowami i formą – duże partie tekstu to prawdziwe perełki i popis literackiego kunsztu, dzięki któremu mógł wodzić za nos cenzurę i opowiedzieć swemu amerykańskiemu tłumaczowi więcej niż oficjalnie mógł. Lem czasem sięga po formę naukowego wykładu, a czasami pełnymi garściami korzysta z dobrodziejstw innych gatunków: opowiadania, anegdoty, a nawet reportażu. To wszystko sprawia, że listy pisane do Kandla to najlepsza obok listów do Sławomira Mrożka korespondencja pozostawiona przez Stanisława Lema.
Sekretarz pisarza Wojciech Zemek: Listy do Michaela Kandla stanowią czystą esencję korespondencji Stanisława Lema. Kandel pełni tutaj rolę uważnego słuchacza, odbiorcy doskonałego i katalizatora. Dzięki temu powstała bogata i wielopoziomowa relacja, którą czyta się jak świetną realistyczną powieść. Podstawowa płaszczyzna dyskursu to autor i tłumacz, gwarantująca temu ostatniemu (a przy okazji również i czytelnikowi) najwyższy stopień wtajemniczenia w kwestiach dotyczących twórczości Lema. Kolejna to Mistrz i Uczeń, pobierający życiowe nauki. Pisarz i krytyk. Wybitny twórca i adept, stawiający pierwsze kroki w dziedzinie literatury. Człowiek z komunistycznego Wschodu oraz konsumpcyjnego Zachodu, przedzieleni niezniszczalną, jak się wtedy wydawało, żelazną kurtyną. Wszystko to składa się na fascynującą dysputę, podczas której dogłębnie poznajemy Lema-pisarza, filozofa i człowieka. Czytelnik otrzymuje spójne kompendium, będące z jednej strony komentarzem i kluczem do twórczości Lema, egzegezą jej naczelnych wątków, a z drugiej kopalnią wiadomości na temat samego Autora.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Dla lemofilów i lemologów
Podtytuł, jakim opatrzono tom listów pisanych przez Stanisława Lema do jego amerykańskiego tłumacza Michaela Kandla, brzmi „Pisarz w krainie drapieżców.” Początkowo dałem się zwieść dość sugestywnej opozycji, jaką zarysowały tak dobrane słowa. Ustawia ona bowiem Lema i środowisko, w jakim przyszło mu wieść zawodowe życie, na wrogich względem siebie pozycjach.
W takim układzie literata skłonni jesteśmy widzieć jako istotę słabszą, delikatniejszą i nieświadomą zagrożeń, jakie czyhają nań w dżungli porastającej teren na styku pisarstwa i rynku książki. Kim zaś są drapieżcy? Bezlitośni krytycy, bezinteresownie złośliwi recenzenci, zawistni koledzy po piórze, niekompetentni tłumacze, wydawcy-oszuści, głusi i ślepi czytelnicy. No bo któżby inny?
Jednak szybko przekonujemy się, że Lem dzielnie broni swoich pozycji, daje odpór, atakuje, z rzadka tylko biernie przygląda się temu, co spotyka jego twórczość. Jest żarliwym recenzentem recenzji własnych książek. Na pewno nie jest ofiarą, a to wyraźnie pokazują listy z lat 70. Lata te wydają się być dla Lema czasem prawdziwej prosperity. Autor staje się popularny (czasem czytamy o dość egzotycznych owocach tejże popularności),szanowany, rozpoznawalny. Jego książki docierają do coraz szerszego grona odbiorców zarówno w Polsce, jak i za granicą. Ścieżki zostają przetarte i Lem zamienia się w eksportowy towar numer jeden polskiej literatury. Podkreślmy – polskiej literatury, a nie polskiej literatury science fiction. To dość ważne rozróżnienie, gdyż wyżej opisana sytuacja tylko pozornie pisarzowi odpowiada. Lema chyba można porównać do silnego i pełnego wigoru szczupaka, dla którego wody jeziora, w jakich przyszło mu żyć, powoli stają się zbyt ciasne. Tak jak zbyt ciasny dla Lema powoli stawał się gatunek, w którym doskonale zrealizował się jako pisarz i teoretyk.
Lem chyba zbyt optymistycznie założył, że czytelnicy, którzy poznali go za sprawą utworów w stylu „Niezwyciężonego” lub „Solaris,” dadzą się poprowadzić dalej. Pozwolą pokazać sobie świat mądrzejszy, pełniejszy, intelektualnie stymulujący jak przystało na prozę spekulatywną najwyższych lotów, a taką właśnie chciał oferować Lem. Jednak ku jego rozczarowaniu czytelnicy kochali go za to, kim był i kim jest, a nie za to, kim może się stać i gdzie może ich poprowadzić. Ta bolesna dla autora świadomość rozwijała się niemal równolegle z rosnącym znaczeniem pisarza jako jednego z ważniejszych twórców science fiction. Gatunku, wobec którego zaczynał nabierać coraz większych podejrzeń, by w końcu radykalnie odciąć się od wszystkiego, co kojarzyło się z fantastyką naukową, a w międzyczasie zrazić do siebie niemal całe środowisko, które wcześniej witało go z otwartymi ramionami. Ostre, mało precyzyjne i najczęściej niesprawiedliwie uogólniające zarzuty kieruje pod wiadomy adres – Od kilkudziesięciu lat w dziedzinie SF w US sprzedaje się gówno jako ambrozję i nektar bogów pisze w jedynym z listów do amerykańskiego tłumacza. To wyjątkowo czytelne świadectwo tego, co Lem sądził o mateczniku literatury fantastycznonaukowej, a czemu dawał bardziej dżentelmeński wyraz chociażby w „Fantastyce i futurologii.”
Drażnić niestety może nieznośnie mentorski ton. Teoretycznie któż jak nie Lem ma prawo oceniać i hierarchizować dokonania gatunku, w jakim przyszło mu tworzyć. Jednak w kilku przypadkach pisarz po prostu boleśnie uogólnia i upraszcza. Bezinteresownie szafuje inwektywami w imię tego, czym powinna być „prawdziwa” fantastyka naukowa. Tak czytając Lema, łatwo niezależność intelektualną pomylić ze zwykłym zarozumialstwem, a przekonanie o własnej wartości z brakiem pokory.
700 stron listów najlepiej chyba czytać właśnie pod tym kątem – jako zapis nabrzmiewającego rozczarowania, irytacji, znudzenia gatunkiem, który przyniósł Lemowi sławę. W cenie biletu dostajemy również wartościowe pogłębione analizy własnej twórczości. Bezcenne wręcz dla wielbicieli Lema rozważania o naturze pisania, o miejscu Gombrowicza, Kafki czy Dostojewskiego w prywatnym kosmosie czytelniczym. Znajdziemy inspiracje i irytacje.
Z drugiej strony korespondencja ta, to raport z walki o jak najwierniejsze „przełożenie” Lema na inne języki. Jak oddać wybujałość, humor, igraszki słowotwórcze i wielopiętrowość znaczeń, zdawać by się mogło nieprzekładalnych? Jak nie zgubić niczego po drodze przenosząc w inny klimat dzieła tak głęboko zakorzenione w polszczyźnie jak chociażby „Cyberiada”? Tego typu rozważania i wątpliwości przyjdzie nam śledzić na przestrzeni dziesiątek stron. Tłumacz cierpliwie wczytuje się w drobiazgowe instrukcje, a my razem z nim czujemy, jak przemawia do nas mędrzec, niemal poeta doctus, człowiek obdarzony kapitalnym wyczuciem słowa, któremu zależy na jak najwierniejszym, nieskażonym przekładzie.
Smutna to książka. Gdyby potraktować ją jako powieść epistolarną (a przecież Lem eksperymenty literackie uprawiał, czego dowodem jest choćby zbiór recenzji nienapisanych książek pt. „Doskonała próżnia”),to jej bohater będzie głęboko nieszczęśliwą postacią. Owszem, uśmiechnęła się do niego Fortuna, obdarzyła go Sławą, ale bohater szybko w uśmiechu tym ujrzał tylko ironiczny grymas.
Tomasz Fijałkowski
Książka na półkach
- 169
- 40
- 30
- 4
- 3
- 2
- 2
- 2
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Dla wielbicieli Stanisława Lema pozycja niewątpliwie warta poznania. Dla mnie jednak dużym minusem jest brak możliwości zapoznania się z listami pana Kandla , tym bardziej, że niektóre z listów pisarza pisane były w dość niemiłym tonie a nawet w mojej ocenie zbytnio krytyczne. Czytelnikowi trudno ocenić czy była to kwestia osobowości Lema sama w sobie czy też adresat zasłużył sobie na krytykę. Moim zdaniem znacznie lepiej by było, gdyby korespondencja została pokazana z dwóch stron nawet kosztem zmniejszenia objętości.
Na plus książki - listy pozwalają poznać bliżej Lema, jego poglądy, gust literacki , pogląd na świat i ludzi a nawet trochę zajrzeć do jego prywatnego życia.
Dla wielbicieli Stanisława Lema pozycja niewątpliwie warta poznania. Dla mnie jednak dużym minusem jest brak możliwości zapoznania się z listami pana Kandla , tym bardziej, że niektóre z listów pisarza pisane były w dość niemiłym tonie a nawet w mojej ocenie zbytnio krytyczne. Czytelnikowi trudno ocenić czy była to kwestia osobowości Lema sama w sobie czy też adresat...
więcej Pokaż mimo toUczta absolutna dla każdego lemofila, jak i lemologa! Niech nikogo nie zraża owe 730 stron tej książki - miodność obcowania z całą masą żywych przemyśleń twórcy "Fiaska", a nade wszystko z jego wykwintną polszczyzną, powoduje, iż pozycję tę wręcz nieprzyzwoicie szybko (jak i satysfakcjonująco) się pożera!
Zapoznając się z tą obfitą korespondencją (widzianą tutaj tylko z pozycji Lema),z przykrością obserwowałem jak gaśnie w Pisarzu potrzeba i chęć jego dalszej, artystycznej misji - bo wszak tak traktował on (niemal) całą swoją dojrzałą twórczość.
Czym było to wtedy spowodowane? A czym zachwycił go Berlin Zachodni - miasto, w którym w pewnym okresie wcale nierzadko był przebywał? Czym (do licha!) był Gmach w "Pamiętniku znalezionym w wannie"?? Co sądził o Wielkiej Amerykańskiej Literaturze SF? I jak bardzo pragnął był Tronu Tytana Ghetta Fantastyki Naukowej? And last but not least - czy tytułowa "Sława i Fortuna" została w jego ówczesnym życiu urzeczywistniona?
Na te, jak i wiele innych pytań, ten epistolograficzny zapis myśli autora "Cyberiady" z czytelniczą rozpustą celnie Wam odpowie!
Uczta absolutna dla każdego lemofila, jak i lemologa! Niech nikogo nie zraża owe 730 stron tej książki - miodność obcowania z całą masą żywych przemyśleń twórcy "Fiaska", a nade wszystko z jego wykwintną polszczyzną, powoduje, iż pozycję tę wręcz nieprzyzwoicie szybko (jak i satysfakcjonująco) się pożera!
więcej Pokaż mimo toZapoznając się z tą obfitą korespondencją (widzianą tutaj tylko z...
Uwielbiam czytać listy i dzienniki pisarzy; zaglądać do ich umysłów i życiorysów, poznawać ich od strony bardziej ludzkiej. Szczególną rozkosz sprawia mi lektura korespondencji tuzów literatury – postaci, których wielkość i wkład w kulturę jest nie do podważenia. Jak ci wielcy ludzie funkcjonowali na co dzień? Jak podchodzili do kwestii kariery i pieniędzy? Czy talent pisarski wystarczy, by je osiągnąć?
Michael Kandel jest tłumaczem literatury polskiej na język angielski. Przyczynkiem do jego korespondencji z Lemem stał się esej, który napisał na temat jego twórczości. Lem był tak urzeczony wnikliwością jego pracy, że zaproponował mu dokonanie translacji swojej twórczości na potrzeby amerykańskiego wydawnictwa Herder and Herder, z którym w tamtym momencie łączyła go umowa na wydanie 10 książek. Kandel przyjął ofertę.
Motywem przewodnim korespondencji są – czasami traktowane z przymrużeniem oka – tytułowe sława i fortuna, a ściślej: starania obu uczestników epistolarnego dialogu do osiągnięcia ich. Oczywiście, pięćdziesięcioletni Lem miał już na koncie wydanie wielu ze swoich największych dzieł – w tym Cyberiady, Solaris, Głosu pana, Pamiętnika znalezionego w wannie – i był pisarzem dość zamożnym, docenianym w Polsce i radośnie odkrywanym za granicą.
Nie było jednak tak, że – jak mógłby z góry założyć świeżo upieczony czytelnik – pisarzowi o tak genialnym umyśle i talencie podbicie obcych rynków wydawniczych poszło jak po maśle. Listy pokazują dobitnie, że było wręcz odwrotnie, że nawet najwartościowsza literatura nie obroni się sama. Na tym etapie swojej pisarskiej kariery Lem nie mógł pozwolić sobie na to, żeby po prostu usiąść i pisać – znaczną część czasu i energii spożytkowywać musiał na opracowywanie strategii podbicia rynku, przebijanie się ze swoją twórczością do potencjalnych odbiorców, poprawianie translacji i kwestie stricte biznesowe. Co i rusz uskarża się na koszmarnie słabe tłumaczenia swoich książek, nierzetelność wydawców, słabą promocję, błędny odbiór, wolno skraplające się profity. Niebywały sukces, który osiągnął, został okupiony niezłomnym uporem, tytaniczną pracą i benedyktyńską cierpliwością.
Bodaj najtrudniejszym rynkiem okazały się właśnie Stany Zjednoczone. Wydawana tam SF schlebiała swym poziomem niewyrobionym czytelniczo gustom osób poszukujących w literaturze niskich lotów eskapistycznej rozrywki. Triumfy święciły tam np. pulpowe magazyny. Wytrawniejsi czytelnicy z kolei trafnie kojarzyli SF z tandetą i unikali jej jak ognia. Lem, którego twórczość nie miała nic wspólnego ze ”śmieciowym” SF, był więc na starcie spalony dla jednych i drugich. Z tych właśnie przyczyn przekłady Kandla, choć bliskie doskonałości, nie przynosiły mu należytej gratyfikacji finansowej. Lem nie pozostawiał tłumaczowi złudzeń co do tego, że pracę którą wkłada w translację jego książek powinien traktować jako inwestycję długoterminową i dodatkowe źródło dochodu, że fame & fortune nie przychodzą z dnia na dzień.
RESZTA RECENZJI DOSTĘPNA TUTAJ:
https://podwieczorekumorfeusza.wordpress.com/2019/02/11/stanislaw-lem-slawa-i-fortuna-listy-do-michaela-kandla-1972-1987/
Uwielbiam czytać listy i dzienniki pisarzy; zaglądać do ich umysłów i życiorysów, poznawać ich od strony bardziej ludzkiej. Szczególną rozkosz sprawia mi lektura korespondencji tuzów literatury – postaci, których wielkość i wkład w kulturę jest nie do podważenia. Jak ci wielcy ludzie funkcjonowali na co dzień? Jak podchodzili do kwestii kariery i pieniędzy? Czy talent...
więcej Pokaż mimo toObcowanie z Lemem, tym gigantem myśli, jest zawsze ucztą intelektualną. W tym zbiorze listów z lat 70. do swojego tłumacza na j.angielski mówi Lem szczerze o swoim życiu, interpretuje swoje dzieła, wyraża opinie o stanie Polski i świata. Sporo tam perełek i aforyzmów, które trzeba wyłuskać w morzu dyskusji translatorskich i opinii o strategiach wydawniczych. Niemniej to fascynująca lektura.
Ten gruby tom listów z lat 70. do Michaela Kandla, ulubionego tłumacza Lema na język angielski, opowiada o czasach, kiedy to do mistrza przyszła tytułowa sława i fortuna: zaczął być wydawany na świecie, zdobył wielkie uznanie w Niemczech, powoli i z trudem wchodził na rynek anglosaski. Mimo, że w listach pełno jest rozważań na temat szczegółów translatorskich i strategii wydawniczych, ich główna wartość polega na szczerości Lema, dostajemy tu mistrza nieledwie w domowych kapciach. A że umysł to był niezwykły, genialny, obcowanie z nim jest zawsze ucztą intelektualną.
I tak, mówi Lem o swoich fascynacjach i inspiracjach literackich: „Dostojewski jest może najbliższym mi duchowo pisarzem, chociaż jest to bliskość choroby, nieszczęścia, piekła, zmory i wreszcie widma mogiły, a nie jakaś inna”, dalej: „Gombrowicz, którego Dzienniki niczym Biblię sobie czytam co jakiś czas”.
W chwilach szczerości mówi mistrz (źle) o sobie: „ja jestem niezmiernie okrutną i przykrą osobą w głębinach, coś à la profesor Hogarth, ja tylko umiem dobrze to powściągać”. Dalej „ja z natury jestem raptus, weredyk i gwałtownik i wyładowanie wezbranych uczuć cenię sobie wyżej od forsy”.
Przy okazji interpretuje Lem swoje dzieła chodzi np. o 'Pamiętnik znaleziony w wannie' czy 'Głos Pana' (trzeba przeczytać!). Ale o własnej twórczości mówi z okrutną szczerością „Robiłem jako pisarz sporo rzeczy MIERNYCH, np. cały Pirx dla mnie to literatura zacna, młodzieżowa, gładka, zręczna, łamigłówkowa, ale zarazem odcięta od autentyczności”. Dalej „Śledztwa nie szanuję, Kongres tak sobie, ale na Cyberiadę będę w dalszym ciągu stawiał, w tym sensie, że ona jeszcze kiedyś wypłynie.”
Ciekawe są różnice mentalne obu panów. Oto Lem, przeżywszy potworności II wojny: „Doświadczyłem w okupację niemiecką absolutnej bezbronności i żyłem jako pluskwa w ścianie, za którą niemieccy fachowcy (doskonali! jak Eichmann) uganiali się z najlepszymi truciznami” i stalinizmu ma zupełnie inny pogląd na zło i naturę ludzką, pogląd w zasadzie niemożliwy do zrozumienia dla żyjącego w spokoju i dobrobycie Kandla.
Nie byłby Lem sobą gdyby nie wypowiedział się o stanie ówczesnej cywilizacji, jest to mądrość zgorzkniałego mędrca. Jakże niepokojąco aktualnie brzmią jego słowa: „Jak sądzę, w skali ogólnoświatowej mamy uszkodzoną granicę pomiędzy Normą i Szaleństwem; może zawsze istniały grupy, w których ta granica nie istniała resp. była dziurawa, ale reprezentanci takich grup byli po cichu pchani do azylów umysłowych, a nie lansowani jako prominenci cywilizacji, czy w złym, czy w dobrym sensie.” I jeszcze: „Cywilizacja może być służebnicą głupców, może być tak skierowana i programowana, żeby najpierw głupcom było w niej wygodnie i dobrze, ale także i taka cywilizacja z mądrości totalnie zrezygnować nie może — pod groźbą samozagłady.”
Jest tam jeszcze masa innych rzeczy: rozczarowanie Zachodem, teoria popularności dzieła literackiego, metoda pisarska autora, itd., bogactwo myśli Lema poraża. Z pewnością będę do książki wracał.
Obcowanie z Lemem, tym gigantem myśli, jest zawsze ucztą intelektualną. W tym zbiorze listów z lat 70. do swojego tłumacza na j.angielski mówi Lem szczerze o swoim życiu, interpretuje swoje dzieła, wyraża opinie o stanie Polski i świata. Sporo tam perełek i aforyzmów, które trzeba wyłuskać w morzu dyskusji translatorskich i opinii o strategiach wydawniczych. Niemniej to...
więcej Pokaż mimo to