cytaty z książek autora "Serhij Żadan"
Myślę, że chciała mi powiedzieć coś takiego - póki jesteś wolny, póki odpowiadasz za swoje czyny, póki nazywasz rzeczy po imieniu, nie ma co się bać życia, ono w pełni zależy od ciebie, w pełni się tobie podporządkowuje. Możesz przyglądać się mu z bliska i odchodzić od niego na dużą odległość, możesz je poganiać albo zatrzymywać. Wszystko w tym życiu zależy od ciebie, póki sam nie zależysz od nikogo. Natomiast jakakolwiek próba wybudowania murów obronnych, okopania się, zabezpieczenia swojego bytowania i stabilizacji zawsze prowadzi do utraty kontroli nad sytuacją, życie w tym wypadku wyślizguje się z rąk, niczym latawiec, i zostajesz sam na sam ze swoim strachem i niepewnością. Jakakolwiek próba zbudowania czegoś stałego w tym życiu z góry skazana jest na porażkę, to tak samo jak budować coś na środku szybko płynącej wody - woda i tak porwie twoje materiały budowlane, mijając cię chłodno i obojętnie. Zawsze masz wybór - albo łapać się przypadkowych pojedynczych gałęzi, które przepływają obok, i starać się je połączyć, i zatrzymać niepowstrzymany potok, albo poddać się mu, temu potokowi, pozwolić mu nieść się do przodu, czując, jak głęboka jest ta woda, a ten prąd - porywający, i rozkoszować się szansą przepłynięcia jeszcze kilku metrów razem z całą wodą tego świata. Dlatego że do końca dopłynie tylko ten, kto od początku nie bał się utonąć, kto znajdował wielką miłość, kto czuł słodką radość, kto przeżywał prawdziwą rozpacz, to właśnie on dopłynie do końca. Oczywiście, jeśli nie odpadnie.
Właśnie radość kolektywnej pracy pomaga ci się przedrzeć przez kolejną depresję i kiedy się już przedrzesz, patrzysz za okna biura, na jesienne drzewa, na ich wertykalny, wyraźny rysunek i nagle uświadamiasz sobie, że oto znowu przyszła jesień i powietrze nagrzewa się coraz wolniej, i drzewa stoją takie srogie i ascetyczne, patrzysz na to wszystko i melancholijnie myślisz, że dobrze jest pracować w takim biurze, takiej jesieni dobrze się myśli, a na takich drzewach dobrze się powiesić.
tak naprawdę przestrzeń nie dzieli się na własną i
cudzą, przestrzeń bywa wolna albo kontrolowana, rozumiesz? Sram na to, gdzie mija moje
życie, najważniejsze - jak żyję. A tutaj żyję tak, jak mi się podoba.
Dopiero wtedy Pasza czuje, jak jest przerażony. Lepki i zziębnięty. Jakby ktoś podszedł, wyciągnął z worka jego śmierć, pokazał mu, a potem schował z powrotem. Ale on już ją zobaczył. On przecież wie, że można ją wyciągnąć kiedykolwiek, gdziekolwiek.
Teraz mam trzydzieści lat. Co zmieniło się przez ostatnie piętnaście lat? Prawie nic. (...) Nie zmienił się klimat - zimy są jednak tak samo długie, a wiosny - długo oczekiwane. Zmienili się przyjaciele, czyli jedni na zawsze zniknęli, natomiast inni się pojawili. Zmieniła się pamięć - stała się dłuższa, ale nie stała się lepsza.
Rodzina, do której przywykłeś tak, jak przywyka się do własnego ciała. Rodzice- wciąż żywi i zdrowi, od których coraz bardziej się oddalasz, którzy coraz mniej cię rozumieją, chociaż to ani trochę cię nie martwi- wystarczy, że po prostu gdzieś są, gdzieś obok, chronią tysiące znanych ci z dzieciństwa przedmiotów....
Zaufanie to w ogóle rzecz podstępna, otwiera cię jak magazyn pornograficzny na najmniej odpowiedniej stronie i spróbuj teraz wyjaśnić, co właściwie miałeś na myśli i w jaki sposób.
Życie to naprawdę prosta rzecz, płyniesz sobie po prostu tą rzeką, starając się nikogo nie utopić, płyniesz sobie, wpatrując się w przejrzyste wody i czasami, kiedy patrzysz uważniej, naprawdę może ci się wydawać, że widzisz, co jest tam - na dnie, chociaż tak naprawdę tam nic nie ma.
Ubrania, naczynia, meble, mokre książki, podobne do zbitych ptaków w deszczu- obca codzienność leży bezwstydnie, jakby ktoś zerwał pokrycie, zdarł tapety i odsłonił stare ściany i widać było każdy błąd, każde złamanie i pęknięcie.
Złuda jaką daje Ci głośna muzyka, euforia, która wypełnia Cię, kiedy stoisz pod wielkimi czarnymi kolumnami, na zawsze Cię dezorientują, wykrzywiają twoje kości, muzyka uderza najpierw w kręgosłup, potem nie możesz już tak jak wcześniej chodzić ulicami, spać do południa w ciepłym łóżku, chowając się pod poduszką przed promieniami słońca - muzyka Cię rani, plącze twoje ścięgna, wbija w ciebie korkociągi i wkręty, za pomocą których można cię teraz kontrolować, wszczepia ci tysiące receptorów, tysiące nagich klem i rozkręconych kontaktów, ciągle przetacza się przez ciebie obca energia jak wagony ze stalą, przepływa przez ciebie cudza krew - czarna i gorąca; muzyka, którą pewnego razu usłyszysz zmienia kolor twojej skóry, zwęża twoje źrenice, wysusza wargi, wyostrza głos, uwrażliwia płuca, rozszerza tętnice i pompuje w nie wytrawne stołowe wino, przez co, za każdym razem, kiedy usłyszysz swoją muzykę - tracisz równowagę i wypadasz z zewnętrznej, całkiem obojętnej dźwiękowej przestrzeni w koszmarny podwodny świat osobistego soundu o długości całego życia.
Przez ostatnie piętnaście lat miałem więcej niż dość powodów, by nie lubić tego życia, a życie od początku, kiedy tylko zacząłem je odbierać, okazało się rzeczą podłą i niewdzięczną, od razu nabrało obyczaju obracać się w takie obsrane sytuacje, o których wspominać się nie chce, ale które zapamiętuje się na długo.
Istnieją dwa najbardziej niewdzięczne zajęcia:
osądzanie tych, którzy nie wytrzymali, i wzywanie innych, by wytrzymali.
Świat jest prosty i zrozumiały. Jest go dokładnie tyle, ile możesz poczuć i objąć własną pamięcią. Ma wyraźne kontury i mocne granice. Granice te przebiegają tuż obok - za najbliższym rzędem zimnych drzew. Tam dalej, za tymi widocznymi granicami, zaczyna się coś innego - coś zupełnie obcego, niezrozumiałego i dlatego niezbyt interesującego - ludzie, których nie znasz, okoliczności, które ciebie nie dotyczą, kraj, którego nie rozumiesz. Tutaj natomiast - wszystko jest na swoim miejscu, wszystko można rozpoznać, dotykając, wszystko odczytać, słuchając.
...boję się prędkości, boję się dokądś jechać, bardziej od tego boję się tylko zatrzymać.
Całe twoje życie - to walka z systemem. Przy czym ty z nim, kurwa, walczysz a on nawet nie zwraca na ciebie uwagi.
Pośród moich przyjaciół tradycyjnie nie było wielbicieli baletu, myślę, że nawet nie warto wyjaśniać dlaczego.".
Nasze dzieci nie powinny doświadczać ostrzałów i alarmów lotniczych. A niebo nad nimi powinno być pokojowe. Bez rakiet. Najwyżej z księżycem, który powoli i pięknie rośnie.
Uchwycić tę chwilę, poza całym lękiem i wściekłością, kiedy dni przenicowane są ostrymi i suchymi promieniami słońca, kiedy lato można poczuć w powietrzu niczym radość w głosie, który wychwytujesz na ulicy, a on momentalnie znika. Zatrzymać te kilka godzin słońca i ciszy między latem, pełnym ognia i zdecydowania, i zimą, która nadciąga, wypełniając sobą krajobraz. Jeszcze wiele przed nami, dalej przed nami czas, który ukształtujemy naszą wiarą, oddaniem i siłą. A dzisiaj jest słońce, wciąż jeszcze gorące, wciąż jeszcze wysokie i nieśpieszne. Chciałoby się, żeby wszyscy przeżyli, chciałoby się, żeby nie było złych wiadomości. Jesteśmy warci tego powietrza - jest w nim tyle odwagi, nie ma w nim ani trochę strachu.
W zjednoczonej Europie nawet z piwa
zaczęto robić fast food, Amerykanie po prostu srają do głów całemu światu swoim know-how
w rodzaju butelek do piwa z rzeźbieniami albo zimnej zielonej herbaty w puszkach.
Przecież kiedy dorastasz z tym wszystkim, kiedy ci to wtłaczają w świadomość już od dzieciństwa, wiele rzeczy traktujesz prościej i spokojniej. Jest życie, którym żyjesz i z którego nie masz prawa rezygnować, i jest śmierć - miejsce, do którego zawsze zdążysz, dlatego nie trzeba się tam spieszyć.
W futbolu jest coraz mniej futbolu, a coraz więcej pragmatyzmu, wyrachowania i składowej finansowej. Możliwe, że dlatego tak kochają go dzisiejsze dzieci.
Wojny kibiców są chyba najuczciwsze. W każdej z nich można doszukać się przyczyn i trudno prognozować skutki. Wojny te nie zakładają totalnej likwidacji przeciwnika, raczej dążą do jego sytuacyjnego poniżenia. Każda z nich jest wewnętrznie umotywowana i nieunikniona. Chociaż z boku, z sąsiednich trybun, czasami trudno zrozumieć przyczyny tych heroicznych zmagań oponentów. Trzeba być częścią tego systemu, by dostrzegać wszystkie podwodne prądy.
zawsze mi się wydawało, że metro ma zdolność wchłaniania w siebie cieni i głosów, postaci i życia
będą wchodzić w ciepłe sierpniowe powietrze, w świeży charkowski poranek, w długie miarowe życie,
napełniając je swoimi głosami, swoim oddechem,
swoją obecnością, swoją śmiercią.
...najgorsze jest to, co zrobiliście z kinem i telewizją. Jak byście się nie maskowali i nie zamulali ludzi, zresztą wszystko jedno, i tak potem będą mówić - to oni, ci producenci i magnaci telewizyjni, którzy zmienili naszą, nie taką znowu złą cywilizację, w kupę ideologicznego gówna i masowej imitacji. Możecie wypuszczać ile zechcecie swojej kontrpropagandy, którą, rzecz jasna, też sami wymyśliliście, mówić w tak zwanej progresywnej prasie i niezależnych stacjach radiowych o totalnej telewizyjnej kontroli, o przerabianiu ludzi na zombi, tworzeniu informacyjnych refleksów i tym podobnych pojebstwach, oczywiście w dalszym ciągu większość zdezorientowanego społeczeństwa będzie iść na wasze posrane układy i zgodnie z nimi dzielić się na dobrych i złych, poprawnych i niepoprawnych, słowem, brać udział w waszych zawodach o przeżycie.
...żadnej ochoty, by pisać taką książkę, wtedy nie miałem, no, ale to jeszcze nie jest powód, żeby nie pisać.
Życie w ogóle rzecz mało zrozumiała. Nigdy nie wiesz, co kryje się pod powierzchnią. Tak niby wszystko wiesz, wszystko widziałeś, a jak to było naprawdę, nawet sobie nie wyobrażasz.