Taliesin Stephen R. Lawhead 7,2
![Taliesin](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/81000/81213/352x500.jpg)
ocenił(a) na 72 lata temu Tytuł książki to kłamstwo, bo postacią znacznie ciekawszą, której w dodatku poświęcono więcej miejsca, jest Charis, księżniczka z Atlantydy. Taliesin w zasadzie bardziej rozwija się dopiero w ostatniej części, kiedy w końcu jest dorosły (i dosyć nieoczekiwanie staje się kimś w rodzaju celtyckiego Izajasza). Równolegle - jak gdyby dwójka bohaterów była szalami jednej wagi - traci na znaczeniu Charis, która wcześniej tańczyła ze świętymi bykami i dowodziła całym swoim ludem, a potem głównie smęci.
Miałam dość mieszane uczucia co do łączenia Atlantydy z legendami arturiańskimi, ale Lawheadowi wyszło to całkiem nieźle, wiarygodnie, a jednocześnie bez utraty pierwiastka tajemniczego i mitycznego. Ten ostatni nadwerężają niekiedy dosyć błahe dialogi w typowym stylu amerykańskiego smalltalku. Bardziej poetyckie partie - opisy przyrody, prorockie uniesienia - czytało mi się zdecydowanie lepiej, ale to właśnie dialogi najbardziej wydłużają tę książkę, która toczy się dosyć powolnym rytmem.
Najsłabiej wypada to, na czym Lawheadowi być może najbardziej zależało, czyli wątek religijny, troszkę lukrowny.
Ze względu na wyraźne sympatie prochrześcijańskie nie mogłam nie porównywać tej książki z "Mgłami Avalonu". Mimo wszystko wydaje mi się, że stężenie przesłania religijnego jest u Lawheada mniejsze i nie tak agresywne; występuje tylko jeden brudny i zacofany kapłan pogański, bardzo epizodyczny, a u Bradley jest chyba więcej brudnych i zacofanych kapłanów chrześcijańskich.
Co więcej, chociaż to "Mgły Avalonu" są fetowane jako feministyczna renarracja legendy arturiańskiej, to "Taliesin" wcale nie wypada pod tym względem gorzej. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że Charis jest ciekawszą bohaterką, niż była nią kiedykolwiek Morgana u Bradley, i bardzo zacnie Lawhead przedstawia jej ewolucję od nieświadomej niczego księżniczki, przez rozgoryczoną obrzędową tancerkę i przywódczynię swojego ludu, aż po żonę i matkę.
Na razie wrażenia z cyklu "Pendragon" mam więc pozytywne, zobaczymy, co będzie dalej.