Najnowsze artykuły
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
- ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Stephen R. Lawhead
19
6,7/10
Urodzony: 02.07.1950
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.plhttp://www.stephenlawhead.com/
6,7/10średnia ocena książek autora
340 przeczytało książki autora
808 chce przeczytać książki autora
21fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Węzeł bez Końca
Stephen R. Lawhead
Cykl: Pieśń Albionu (tom 3)
7,4 z 31 ocen
79 czytelników 3 opinie
1997
Wojna o Raj
Stephen R. Lawhead
Cykl: Pieśń Albionu (tom 1)
7,4 z 52 ocen
135 czytelników 7 opinii
1996
Powiązane treści
Aktualności
11
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Ludzie zajmują się swoimi sprawami, jakby świat miał trwać wiecznie. A nie będzie trwał. Nigdy nie miał trwać wiecznie.
3 osoby to lubią
Jesteś, przyjacielu, przeznaczony do rzeczy wielkich. (...) Nie da się ich jednak osiągnąć bez wielkiego poświęcenia. Taka jest wola Boga: c...
Jesteś, przyjacielu, przeznaczony do rzeczy wielkich. (...) Nie da się ich jednak osiągnąć bez wielkiego poświęcenia. Taka jest wola Boga: cnotę kupuje się na targu cierpienia. Ten, kto ma być wielki pośród ludzi, musi najpierw zaznać poniżenia.
3 osoby to lubiąMówienie o śmierci to kuszenie losu.
2 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Srebrnoręki Stephen R. Lawhead
7,4
Drugiej tak rozczarowującej kontynuacji jak „Srebrnoręki” sobie nie przypominam. I szczerze mówiąc trudno mi jednoznacznie określić co dokładnie tym razem nie zagrało. Bo niby świat nadal ten sam, ale jednak pozbawiony tej magii tak wszechobecnej w pierwszym tomie. Lawhead już od pierwszej strony wrzuca swoich bohaterów w szaleńczy wir wydarzeń, więc teoretycznie przy takiej dynamice akcji i różnorodności wątków powinno być nawet jeszcze ciekawiej - a tu wręcz odwrotnie, bo pisarz postawił na ilość, a nie jakość. Lawhead co chwila wprowadza nowy wątek - jednak co z tego, skoro znaczna większość z nich potraktowana jest po macoszemu i na odwal się. Zamiast dokładniej skupić się na jednym wątku, porządnie go rozwinąć to autor leje i leje wodę na marginesowe zagadnienia i tak oto np. przez parę stron czytamy o wycinaniu drzew. No, naprawdę, bo karczowanie jest takie niesamowicie istotne dla całej fabuły! I takich przydługich fragmentów jest sporo.
Nie spodziewałabym się, że to napiszę, ale najlepiej w drugim tomie trylogii o Albionie wypada to, co dotychczas w fantasy mnie najbardziej nudziło i co bardzo często przelatywałam wzrokiem, czyli obszerne sceny bitewne. Te są żywiołowe, plastyczne, w ich trakcie powieść „odżywa”. Zazwyczaj od przebiegu bitew zdecydowanie wolałam czytać wyczerpujące opisy fantastycznych stworzeń, intryg politycznych czy wykorzystywania ciemnych mocy przez magów, ale że te w „Srebrnorękim” są wyjątkowo bezbarwne, a do tego ich liczba jest szczątkowa, to chociaż tyle dobrze, że mogłam zadowolić się czymś innym. Taki plus tej książki, że odkryłam, że może jednak militarne fantasy jest jak najbardziej dla mnie zjadliwym gatunkiem.
Ogromny problem miałam też z narratorem w tej części. Niespodziewanie Lawhead uczynił nim postać inną niż w pierwszym tomie. A, że narrator jest pierwszoplanowy, a ja przywiązałam i zżyłam się z budzącym sympatię będącym „głosem” „Wojny o raj” Lllewem to taka nagła, nieoczekiwana zmiana była dla mnie sporym wstrząsem i przez pierwsze kilkadziesiąt stron nieustannie powodowała dezorientację. Ale z drugiej strony może nie powinnam narzekać na zmianę głównego narratora na budzącego skojarzenia z Gandalfem barda Tegida, bo Llew w tym tomie jest nie do wytrzymania. Zamiast znanego z pierwszej części dojrzałego, odważnego i głodnego wiedzy wojownika mamy krnąbrnego chłopczyka, który zachowuje się jakby innym robił łaskę, że w ogóle wstał rano z łóżka i raczył się odezwać. Po obwołaniu królem sodówka uderzyła do głowy. Gwiazdorzenia się zachciało.
Zostało mi jeszcze zamknięcie trylogii „Pieśni Albionu” i pomimo niezbyt dobrego wrażenia jakie zrobił na mnie jej środkowy tom - to i tak zamierzam kontynuować czytanie. Tym bardziej, że w ostatniej części Lawhead przenosi niemal całą akcję do naszego świata i czasów współczesnych, więc nie ukrywam - jestem diabelnie ciekawa jak to wyjdzie. Liczę na to, że na koniec autor się zrehabilituje i dostanę książkę, która zachwyci mnie jak „Wojna o Raj”.
https://www.instagram.com/romyczyta
Taliesin Stephen R. Lawhead
7,2
Tytuł książki to kłamstwo, bo postacią znacznie ciekawszą, której w dodatku poświęcono więcej miejsca, jest Charis, księżniczka z Atlantydy. Taliesin w zasadzie bardziej rozwija się dopiero w ostatniej części, kiedy w końcu jest dorosły (i dosyć nieoczekiwanie staje się kimś w rodzaju celtyckiego Izajasza). Równolegle - jak gdyby dwójka bohaterów była szalami jednej wagi - traci na znaczeniu Charis, która wcześniej tańczyła ze świętymi bykami i dowodziła całym swoim ludem, a potem głównie smęci.
Miałam dość mieszane uczucia co do łączenia Atlantydy z legendami arturiańskimi, ale Lawheadowi wyszło to całkiem nieźle, wiarygodnie, a jednocześnie bez utraty pierwiastka tajemniczego i mitycznego. Ten ostatni nadwerężają niekiedy dosyć błahe dialogi w typowym stylu amerykańskiego smalltalku. Bardziej poetyckie partie - opisy przyrody, prorockie uniesienia - czytało mi się zdecydowanie lepiej, ale to właśnie dialogi najbardziej wydłużają tę książkę, która toczy się dosyć powolnym rytmem.
Najsłabiej wypada to, na czym Lawheadowi być może najbardziej zależało, czyli wątek religijny, troszkę lukrowny.
Ze względu na wyraźne sympatie prochrześcijańskie nie mogłam nie porównywać tej książki z "Mgłami Avalonu". Mimo wszystko wydaje mi się, że stężenie przesłania religijnego jest u Lawheada mniejsze i nie tak agresywne; występuje tylko jeden brudny i zacofany kapłan pogański, bardzo epizodyczny, a u Bradley jest chyba więcej brudnych i zacofanych kapłanów chrześcijańskich.
Co więcej, chociaż to "Mgły Avalonu" są fetowane jako feministyczna renarracja legendy arturiańskiej, to "Taliesin" wcale nie wypada pod tym względem gorzej. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że Charis jest ciekawszą bohaterką, niż była nią kiedykolwiek Morgana u Bradley, i bardzo zacnie Lawhead przedstawia jej ewolucję od nieświadomej niczego księżniczki, przez rozgoryczoną obrzędową tancerkę i przywódczynię swojego ludu, aż po żonę i matkę.
Na razie wrażenia z cyklu "Pendragon" mam więc pozytywne, zobaczymy, co będzie dalej.