Obcy
- Kategoria:
- literatura piękna
- Cykl:
- Dzieło Garrenów (tom 3)
- Seria:
- Mała Proza
- Tytuł oryginału:
- Az Idegenek
- Wydawnictwo:
- Czytelnik
- Data wydania:
- 2012-04-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-04-01
- Liczba stron:
- 252
- Czas czytania
- 4 godz. 12 min.
- Język:
- polski
- Tłumacz:
- Teresa Worowska
- Tagi:
- literatura węgierska
Trzecia, po "Zbuntowanych" i "Zazdrosnych" część nieformalnej sagi rodu Garrenów Sándora Máraiego.
W "Obcych" autor cofa się w czasie w stosunku do poprzedniej części cyklu i ukazuje, jak doszło do zajęcia miasta przez obcych, jaki opór wewnętrzny stawiała ludność, nie pozwalając się zdominować moralnie i duchowo, i jak powoli kruszał ten opór. Jednocześnie gasła wola życia Gábora Garrena, jednego z dwóch - obok biskupa Jànosa - duchowych przywódców miasta, którego w końcu zmogła niedająca się do końca określić choroba. Śmierć seniora rodu stała się jednocześnie czymś w rodzaju wyroku dla miasta, po utracie „artysty”, który czuwał nad tradycją i kulturą, stanowiącymi ramy i sens życia, mieszkańcy prędko utracili siły do walki o zachowanie własnej tożsamości. Proces zajęcia miasta ukazany jest w Obcych przede wszystkim jako zderzenie dwóch mentalności, odrębnych sposobów istnienia w fazie, w której zanika kultura, a jej miejsce zajmuje cywilizacja. Idee twórcy „dzieła” żyją jednak dalej w trojgu z jego pięciorga dzieci, których dalsze losy ukazują dwa następne tomy sagi.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 127
- 40
- 26
- 3
- 2
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Targają mną ambiwalentne uczucia po lekturze, bo z jednej strony styl i fraza jak zawsze wyrafinowane u Maraia. Jak zwykle też kipi od emocji, które nie mogą się nie udzielać czytelnikowi/czytelniczce, ale z drugiej…
No właśnie, mam problem z tą książką. Wydaje się, że nawet chyba Sowietów w genialnym „Ziemia, ziemia” Autor nie przedstawił jako całość z tak mściwą pogardą, jak tutaj zajecie przez wojsko i administrację czechosłowackie rodzimych Koszyc (jak cała Słowacja - przez dziewięćset lat w granicach państwa węgierskiego) - w myśl traktatu w Trianon aliantów z Węgrami kończącego I wojnę światową. A warto przypomnieć, że jako część CK Monarchii były one jednak w niej agresorem, de facto na równi z Cesarstwem Niemieckim.
Przepraszam Autora w Zaświatach, którego tak bardzo cenię za poprzednie czytane jego książki, ale muszę to napisać: tu Koszyc nie zajmują jacyś tam zwykli przeciwnicy. To nie tylko jakieś nieokrzesane, ciemne i niekulturalne masy - dostrzegam ich wręcz odczłowieczenie. To w zasadzie nie ludzie. A jeśli nawet, to na pewno nie tacy, jak my („mieli własny tani zapach, coś w rodzaju woni oswojonych zwierząt”).
Oj, nie podoba mi się to i to bardzo, kochany panie Sandorze – niezależnie od zrozumiałego bólu człowieka, który stracił swa „małą Ojczyznę”… Ale bardzo mi smutno, że coś takiego widać u kogoś jak najdalszego od nacjonalizmu. Takie ostre przejawy nieznanego nam w zasadzie wyższościowo- pogardliwego stosunku Węgrów przez stulecia – a i dziś - do wszystkich mniejszości narodowych zamieszkujących historyczne „Wielkie Węgry”.
A czy nie pamięta Pan, że to wszak Rumuni, Słowacy, Chorwaci, Serbowie i Ukraińcy byli w nich większością - a nie rządzący Węgrzy (przeciw których dość bezlitosnemu panowaniu się buntowali – tak jak i sami Węgrzy wobec dyktatu Wiednia i tak samo za takie bunty jedni i drudzy byli prześladowani przez drugich).
Można bowiem, a często nawet trzeba, być zarazem i „aniołem wolności” dla swoich (Kossuth czy Petofi),i uciskającym innych despotą. Ot, nic innego nie było na dawnych polskich Kresach (jacy Ukraińcy, jacy Białorusini…?).
Tak wiec, nie dziwota, że gdy nadszedł czas samostanowienia narodów, tereny zamieszkałe przez mniejszości odpadły od węgierskiej „Macierzy”. Z drugiej strony zwycięscy Alianci nie wzięli chyba pod uwagę, jak wielką to będzie traumą dla Węgrów – po dziś powtarzających od 1920 r. swoje wielkie „Nie, nie , nigdy!”. I ten właśnie okrzyk Marai literacko przerabia w książkę. A zarazem można się z nim zgodzić, że „wielkie mocarstwa nic nie wiedziały o tym mieście”.
Ciekawe tylko, co by było, gdyby jakiś niemiecki autor tak opisał Polaków zajmujących Szczecin czy Wrocław po II wojnie światowej…. Zarzutu rasizmu raczej by nie uniknął. A mimo wszystko zajęcie Koszyc nie było jednak równoważne np. z wejściem Sowietów do Lwowa w 1939 r. (fakt, że swą książkę Marai napisał w 1937 r.)
Równie ważnym wątkiem powieści, jak obecność obcych w mieście, jest choroba patriarchy rodu Garrenów, Gabora. Jak zdaje się mówić Marai, odpowiada ona stanowi miasta, także ogarniętego chorobą, przez obcych przyniesioną, choć przychodzi ona 20 lat potem.
Autor nie nazywa Koszyc po imieniu i nawet je nieco kamufluje, skoro u niego leżą one nad morzem. „Miasto pozostawało poza niebezpiecznymi regionami historii świata. W ciągu ostatnich ośmiuset lat nie skalała go stopa wroga”. I oto nagle (przy czym nie ma mowy o wojnie, rozpętanej i przegranej jednak przez stronę Autora)…
Co się dzieje w przeddzień wkroczenia do miasta istot jakby z innej, o wiele gorszej planety przybyłych („ludzi o płaskich czołach i powolnej mowie”, „rojącej się od spółgłosek” - co z jakiegoś powodu dla Maraia jest jakąś zupełnie pierwotną wadą).
„Gabor Garren dał do zrozumienia, że za pomocą broni nie da się nic osiągnąć. Zaproponował natomiast, że na balu osobiście poprowadzi kadryla. Brzmiało to tak, jakby powiedział: „Sam poprowadzę oddział ochotników na barykady”. (BTW: akurat tańce zamiast rzucania życia (innych) na ofiarny stos najbardziej bym chciał w polskiej historii zobaczyć – jak Lechoń wiosnę…)
„Zrozumieli, że oto właśnie walczą w jedyny możliwy sposób, ze skomplikowanym męstwem, w swoich najpiękniejszych strojach, z najelegantszymi gestami i uśmiechami, walczą za pomocą wyższych wartości przeciw czemuś niższemu, grubiańskiemu i niebezpiecznemu, co czai się w pobliżu i pragnie ich zniszczenia. Stało się jasne, że muzyka, która na przekór strzałom karabinowym Gabor Garren zamówił na tę ostatnią noc – słodkie, czyste walce, w które wtapia się cichy stukot lakierków i szelest jedwabnych kwiatów, przelotne uśmiechy i ciche piski, i wyszeptane z westchnieniem słowa, które znajomy i wyjątkowy nastrój balowy uwalnia z falujących piersi i ściśniętych gardeł – to protest, lecz również wyrażone w sekretnym języku wołanie o ratunek, wachlarze pełnią tu rolę bagnetów i miotaczy bomb, a to, w jaki sposób posłuszni duchowi wiekowej etykiety tancerze kłaniają się i spoglądają sobie w oczy, jak uśmiechają się i podają ramię, jest w istocie obroną, ich jedyną obroną. Wiedzieli już, że tej nocy miasto zostało całkiem samo na świecie. (…) I tak przetańczyli z dawnego życia w nowe”.
A przybysze? „Zrozumieli, że podboju można dokonać tylko tam, gdzie trafia się na opór. Nie ma nic trudniejszego od zdobywania kogoś, kto się nie broni. Chcieli przekonać miasto, ale miasto nie dyskutowało”.
Podoba mi się ta personifikacja miasta. „Miasto broniło się przed gwałtem małymi ruchami. Nie oddawało uderzenia, tylko uchylało się przed ciosem, patrzyło w inną stronę, gdy się do niego zwracano, uśmiechało się i odwracało głowę i odchodziło, jakby nie rozumiało słów”.
No i jeszcze opisy „obcych” (chyba niekojarzące się, zwłaszcza dziś w Polsce, najlepiej): „Świadomość, że nogami w onucach depczą pokoje miasta, kładą się w jego łóżkach, jadają z tutejszych talerzy, sypiają z tutejszymi kobietami, piją z artezyjskiej studni, wszystkiego dotykają, obmacują, owiewają swoim oddechem, wycierają o miasto wszelkie objawy swojej cielesności – poczucie tej hańby skłoniło miasto do obrony; jakby w okolicy i na przedmieściach wybuchła epidemia, której zarazki roznoszą obcy, i dlatego należy przegotowywać wodę, nieustannie myć ręce, w miejscach publicznych oddychać przez chusteczkę i możliwie często płukać usta i gardło środkiem odkażającym.”
Marai jest najwidoczniej przekonany, że węgierskie perfumy, farby, auta i onuce pachną inaczej niż czechosłowackie (choć w obcych jest też cos z Rumunów – np. pomada do włosów- którym w Trianon przypadł Siedmiogród i Banat): „A nad wszystkim unosiła się surowa mieszanka woni tanich i natrętnych męskich perfum, benzyny i oleju maszynowego, onuc i atramentu na nowych aktach, farby olejnej, którą przemalowano dawne szyldy i szlabany drogowe i w ogóle wszystko, co przypominało dawne porządki i dawne nazwy – surowy zapach, woń półświatka, przypominająca trochę wonie toalety publicznej, a trochę urzędu (…). Tak, to był zapach pospolitości życia, którym ostatnio wypełniło się miasto. Zapach tego innego, podejrzanego życia, które nie pragnie niczego poza łapczywym posiadaniem i zaspokojeniem”.
„Wiedzieli, że niczego nie można bezkarnie i całkowicie posiąść i nie można bezkarnie zaspokoić pragnień. Ze smutkiem i gorzką wiedzą patrzyli na miasto, które już poddało się podbojowi, surowemu zapachowi, barbarzyńskim żądzom, niemoralnej muzyce i pogaństwu”.
.
W takich przypadkach naturalnym zjawiskiem jest zwrot wstecz: „Każda litera wydrukowana jeszcze przed nadejściem obcych nabierała nagle wartości w oczach tych, którzy z coraz większym zainteresowaniem zwracali się ku przeszłości i coraz chętniej milczeli o teraźniejszości”.
Wrażenie robi dramatycznie mistrzowski i pogłębiony psychologicznie opis śmiertelnej choroby Gabora Garrena: „Oto ojciec, który ich spłodził i wychował, wkrótce umrze i już go nie będzie. Chcieli odwlec tę śmierć, ale jednocześnie czekali na nią z rozpaczą i niecierpliwością”.
„Choroba wypełniała dom niczym ceremonia ponurego święta. Kształtowała się powoli, żyła własnym życiem, prawie niezależnie od chorego i pielęgnujących go. (…) Już nie o ojcu rozmawiali z lekarzami, ale o chorobie. (...) Jakby samego ojca już nie było, w domu najczęściej mówiono tylko o chorobie. (…). Zagnieździła się w całym domu, nie było więc dokładnie wiadomo, gdzie się właściwie znajduje. Według lekarzy w nerkach, ale możliwe że jednak w jakimś zakamarku czy szafie”.
„Naraz wszystko, co przynależało do ojca zaczęło pędzić, wspomnienia i płynąca krew, wskazówki zegara i dyszące płuca, pędziły jakby bez celu, niczym podczas wyścigów bez mety i sensu, był to bieg sam dla siebie, coś w rodzaju amoku, gonitwa w jednym miejscu, której końcem, choć nie celem jest śmierć”.
A poza wszystkim pełno w „Obcych” typowo maraiowskich tematów, jego niezrównaną frazą napisanych, np :
„Swoje spostrzeżenia omawiały szczegółowo, z tym rodzajem gruntownej znajomości rzeczy, z jakim tylko lekarze i kobiety potrafią rozprawiać o zjawisku, jakim jest dusza i ciało mężczyzny. (…) Istnieje typ specyficznej poufałości, jakiej nie znają nawet lekarze; zdolne są do niej tylko kobiety i dotyczy ona mężczyzny, którego przez jakiś czas kochały. Jakby wiedziały o nim coś, czego nie sposób wykazać za pomocą żadnej aparatury. Wymieniały doświadczenia z błyszczącymi oczami, bardzo poważnie, bez krzty frywolności”.
„Ludzie nic nie wiedzą, nie wiedzą najzwyczajniejszych rzeczy, tego że czasem może pomóc kilka linijek wiersza albo jeśli o zmierzchu posiedzą pół godziny sami w pokoju”.
„Żywe, ciekawskie oczy Lucy zawsze kogoś szukały; nieświadomie błyskając spojrzeniem. Chciała każdego mężczyzny; była jak erotyczny kieszonkowiec, który działa błyskawicznie, w sklepie, w kawiarni, czy w tłumie, a potem z niewinną miną patrzy przed siebie”.
Targają mną ambiwalentne uczucia po lekturze, bo z jednej strony styl i fraza jak zawsze wyrafinowane u Maraia. Jak zwykle też kipi od emocji, które nie mogą się nie udzielać czytelnikowi/czytelniczce, ale z drugiej…
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNo właśnie, mam problem z tą książką. Wydaje się, że nawet chyba Sowietów w genialnym „Ziemia, ziemia” Autor nie przedstawił jako całość z tak mściwą...