-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać291
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Cytaty z tagiem "dyskurs" [21]
[ + Dodaj cytat]I chociaż słowa drążą nas przez całe życie – niemal każda jego drobina chwytana jest, wleczona, gromadzona przez niestrudzony i zaaferowany tłum mrówek (słów) – pozostaje w nas jednak nieuchwytna, ukryta niema cząstka. W obszarze słów i dyskursu cząstka ta jest nieznana. Dlatego też zwykle nam się wymyka. Jedynie w określonych warunkach możemy do niej dotrzeć lub nią dysponować. Są to mgliste wewnętrzne poruszenia, które nie zależą od żadnego przedmiotu i pozbawione są intencji, stany które na podobieństwo innych stanów, związanych z przejrzystym niebem, zapachem pokoju, nie są wywołane czymś możliwym do zdefiniowania, tak że język, który w innych sytuacjach ma do czego odnieść niebo lub pokój – i nakierowuje w takim wypadku uwagę na to, co obejmuje – okazuje się wydziedziczony, nie może nic powiedzieć, ogranicza się do odwrócenia, od tych stanów naszej uwagi (korzystając z ich niewystarczającej ostrości, przenosi natychmiast uwagę gdzie indziej).
Tymczasem powoli zaczął odtwarzać sobie w głowie rozmowę z Sośnicką. oto najważniejsza polska kuratorka dzwoni do niego i błagalnie prosi o pokazanie jego wykonanej kałem pracy na swojej wielkiej wystawie, w najważniejszej instytucji w kraju. Koniec złudzeń, pomyślał Oskar. To kolejny dowód na to, że wszystko jest przeleciane przez dyskurs. Przez dyskurs, więc i przez rynek też. Wszystko jest inkorporowane. Nie ma już nic na zewnątrz. Nie ma zewnątrz. Nie ma ucieczki.
Ludzie często zapominają, że opublikowany tekst jest efektem wymiany. Ale rozróżnienie na to, co pisane, i to, co mówione, to bardziej różnica stopnia, niż rodzaju. Nawet mówienie „z głowy” jest uwarunkowane całym zestawem psychospołecznych, etnoekonomicznych, historycznych i ideologicznych kwestii – sposobami różnicowania, które w swoich koniecznych, konstytutywnych wykluczeniach posługują się w mniejszym czy większym stopniu przemocą. Przemoc i dyskurs współdziałają ze sobą.
Instytucja zaś odpowiada: "Nie masz się czego obawiać, zaczynaj. Wszyscy jesteśmy tu po to, by ci pokazać, że dyskurs jest zgodny z prawem; że od dawna już troszczymy się o jego publiczne przejawy. Miejsce dla niego zostało przygotowane; miejsce, które go uczci, ale i rozbroi. A nawet jeśli zdarzy mu się zachować jeszcze jakąś moc, to zachowa ją właśnie dzięki nam, tylko dzięki nam.
Rytuał określa kwalifikacje, jakie musi mieć jednostka, która mówi (i która w grze dialogu, interrogacji, recytacji powinna przyjmować taką, a nie inną pozycję i formułować takie, a nie inne wypowiedzi), definiuje gesty, zachowania, okoliczności i cały zbiór znaków nieodzownie towarzyszących dyskursowi; wreszcie rytuał ustala domniemaną lub narzuconą skuteczność słów, ich oddziaływanie na tych, do których są skierowane, i wyznacza granice ich wartości przymuszającej.
W tym nieznacznym przesunięciu, które proponujemy wprowadzić do historii idei, a które polega na badaniu nie przedstawień, mogących istnieć za dyskursami, lecz dyskursów jako regularnych i odrębnych serii wydarzeń - w tym nieznacznym przesunięciu obawiam się odnaleźć coś w rodzaju małej (i być może ohydnej) maszynerii, pozwalającej wprowadzić do samych korzeni myślenia: przypadek, nieciągłość i materialność. Potrójna groźba, którą pewna forma historii próbuje zaklinać, opowiadając o ciągłym rozwoju idealnej konieczności.
Dyskurs, jak stwierdza Foucault w "Nadzorować i karać", zapewnia określonym znaczeniom lub systemom znaczeń polityczną wagę, nadając im naukową prawomocność; nie ma w tym nic neutralnego czy danego z góry. W ten sposób między naukowymi prawdami, dyskursywną powszechnością i relacjami władzy ustanowione zostaje krytyczne, materialistyczne powiązanie. Takie podejście do analizy dyskursu ma na celu przede wszystkim zerwanie z przekonaniem o istnieniu "naturalnych" podstaw społecznie konstruowanych i narzucanych "różnic", a także systemów prawdziwości naukowej, wartości etycznych oraz wspieranych przez nie przedstawień.
Język jest naskórkiem: ocieram język o innego. To tak, jakbym w miejsce palców miał słowa, lub miał palce na koniuszkach słów. Mój język drży z pożądania. Emocja wynika z podwójnego kontaktu: z jednej strony całe działanie dyskursu wydobywa na jaw, dyskretnie, niebezpośrednio, jedyne znaczone, którym jest „pragnę cię” i które zostaje przez dyskurs uwolnione, ożywione, rozgałęzione i doprowadzone do wybuchu (język rozkoszuje się własnym dotykiem): z drugiej strony okrywam innego mymi słowami, pieszczę go, muskam, wysławiam pieszczotę, silę się, by komentarz, którym opatruję naszą relację, trwał jak najdłużej.
Plotka sprowadza innego do on/ona, i ta redukcja jest dla mnie nieznośna. Inny nie jest dla mnie ani nim, ani nią; ma tylko własne imię, imię własne. Zaimek w trzeciej osobie jest zaimkiem złośliwym: jest zaimkiem nie-osobowym, który unieobecnia, unieważnia. Kiedy stwierdzam, że pospolity dyskurs ogarnia mojego innego i oddaje mi go pod bezkrwistą postacią uniwersalnego substytutu stosowanego do wszystkich rzeczy, których tu nie ma, mam poczucie, jakbym widział go martwego, ściśniętego, złożonego w urnie umieszczonej w murze wielkiego mauzoleum języka. Dla mnie inny nie mógłby być przedmiotem odniesienia: jesteś zawsze sobą, nie chcę, by mówił o tobie Inny.
Pęd komentarza zbacza, podąża drogą substytucji. Początkowo rozprawiam o naszej relacji z myślą o innym, ale może rozprawiam też przed powiernikiem: od ty przechodzę do on. A następnie od on przechodzę do zaimka nieokreślonego, do się: snuję abstrakcyjny dyskurs o miłości, o filozofii rzeczy, dyskurs, który okazuje się uogólnioną gadką szmatką. Zawracając od tego miejsca tą samą drogę, powiedzieć można, że wszelka wypowiedź, której przedmiotem jest miłość (choćby mówiący silił się na obojętność) zawiera nieuchronnie tajemną odezwę (zwracam się do kogoś, kogo nie znacie, lecz który jest tu, na skraju mych maksym.