cytaty z książki "Droga białych kwiatów"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Przyjmowałam to, co dawało mi życie. A teraz widzę, że dawało żałośnie mało. Kiedy czekałam z założonymi rękami, aż mnie pocieszy, dostałam zaledwie ochłapy. Strzępki rzeczy wartościowych.
Całował mnie jednocześnie mocno i delikatnie. Jego dotyk był ciepły. Czułam go we włosach i w dole pleców. Zarzuciłam mu ręce na szyję i miałam wrażenie, że za chwilę oszaleję. To uczucie było tak silne, tak wszechogarniające, że nie mogłam sobie z nim poradzić. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie czułam. To było tak, jakbym ze sztucznie oświetlonego pomieszczenia wyszła po raz pierwszy oglądać słońce. Było pięknie, intensywnie i gorąco. Jego ciepłe promienie docierały do każdego zakamarka mojego ciała i wystawiały je na zupełnie nowe doznania.
Ciągle czekałam. Na dorosłość, na studia, na ich koniec, na doktorat… W międzyczasie działo się mnóstwo ważnych rzeczy, ale dla mnie liczył się efekt. Punkt do odhaczenia na liście. Dlatego załamałam się, kiedy jeden z nich został z niej skreślony. Posypał mi się cały plan, cały porządek szlag trafił.
Imponowało mi, że dokładnie wie, czego chce. I kiedy o tym mówił, czułam, że to dla niego pestka, że do tego właśnie jest stworzony. Od początku los predestynował go do uwodzenia tłumów swoją twarzą, ciałem, głosem i charyzmą. Wszystko było na wyciągnięcie jego dłoni. A on mógł to wziąć w każdej chwili.
Nasze dłonie, nie wiedzieć kiedy, same się splotły. Mijany po drodze park podsunął nam ławkę do oszałamiających pocałunków.
Czułam się dziwnie rozedrgana, jakbym nie mogła się zdecydować, czy jest mi gorąco, czy zimno. Jakbym się wahała między potrzebą dotyku a chęcią otoczenia się kolejną warstwą ciepłego płaszcza. Między milczeniem a mową. Pocałunkiem a spojrzeniem.
Słowa mają uzdrawiającą moc, wiesz? Kiedy powiesz coś na głos, nagle nabiera realnych kształtów. Nie jest już wymysłem w twojej głowie. I nagle orientujesz się, jaka jest jego prawdziwa wartość. Możesz swoje słowa poczuć, usłyszeć je od innych, jeszcze raz obrócić w myślach jak monetę i przeanalizować. Łatwiej wtedy dostrzec, co jest czym. Co jest prawdziwym zmartwieniem, a co tylko błahostką. Co szczęściem, a co tylko ułudą.
Uśmiechnął się do mnie łagodnie, a ja poczułam się wyjątkowo. To był uśmiech zarezerwowany na wyjątkowe chwile. Taki, którym obdarzasz osobę, z którą co rano pijesz kawę w szlafroku i z poczochranymi włosami. Leniwy, słodki, swobodny uśmiech.
Zauważyłam, że im częściej o tym wspominam, im częściej te słowa wychodzą z moich ust, tym łatwiej i lżej mi się o tym mówi. Tak jakby z każdą wzmianką, ta przeszłość traciła na znaczeniu, na aktualności.
Miał oczy w kolorze burzowego nieba. Łobuzerski uśmiech i zmierzwione wiatrem jasne włosy dodawały mu niemal chłopięcego uroku. Był ucieleśnieniem mężczyzny, który mimo wieku, siły i mądrości pozostaje po części na zawsze chłopcem. To dało się dostrzec w jego spojrzeniu.