cytaty z książek autora "Ilona Andrews"
Czy mogłabyś powtórzyć? Przegapiłem tę część, która miała zrobić na mnie wrażenie.
- Kici, kici? - spytał niski, męski głos.
- Rzeczywiście - odparłam - Zaskoczyłeś mnie trochę i przyszłam nieprzygotowana. Następnym razem przyniosę trochę śmietanki i jakieś kocie zabawki.
- Jaka kobieta pozdrawia Władcę Bestii słowami: Tutaj, koteczku, chodź do mnie, kici, kici, kici?
- Czy mogę ci przynieść coś do jedzenia, Wasza Wysokość? Czy mogę powiedzieć ci, jaki jesteś silny i mądry, Wasza Wysokość? Czy mogę cię wyiskać, Wasza Wysokość? Czy mogę cię pocałować w tyłek, Wasza Wysokość? Czy mog...
Urwałam , dostrzegając, że Rafael nagle skamieniał. Siedział niczym pomnik, ze wzrokiem wbitym w jakiś punkt ponad moim ramieniem.
- Stoi za mną, tak?(...)
- Owszem, możesz pocałować mój tyłek. Zwykle nie przepadam za naruszeniem przestrzeni osobistej, ale przecież jesteś Przyjacielem Gromady, a twoje usługi raz czy dwa nam się przydały. Staram się spełniać życzenia osób przyjaźnie nastawionych do moich ludzi. Mam tylko jedno pytanie, czy to całowanie będzie złożeniem hołdu, rodzajem oporządzania czy też częścią gry wstępnej?
- On był srebrny! - wrzasnęłam mu w twarz. - Wiedziałam, co robię! Co ci wpadło do tego durnego łba?! Pomyślałeś sobie: "Jest srebrny, więc wskoczę mu na plecy"? Gratuluję pomysłowości!
Nieoczekiwanie przygarnął mnie do siebie.
- Bałaś się o mnie?
- Nie, wrzeszczę na ciebie, bo to moje hobby!
A dokładnie które fakty z mojej biografii pozwoliły ci wpaść na pomysł, że jestem miłą osobą?
Curran uśmiechnął się.
- Chcesz mnie asekurować?
- Raczej nie. Ale może w zamian powykrzykuję werbalne zachęty? - Wzięłam głęboki oddech i zaryczałam: - Bez bólu nie ma sukcesu! Ból to tylko słabość opuszczająca ciało! No dalej! Pchaj! Pchaj! Pomyśl, że ta sztanga to twoja dziwka!
- Monogamia - rzucił sucho. - Jesteś ze mną i tylko ze mną. Każdy, kto cię dotknie, zginie.
- A jeśli przypadkiem na kogoś wpadnę?
- Władca Bestii, mój osobisty prześladowca. Rany, marzenie każdej laski.
- Prześladowanie to nie moja działka.
- Nie? A jak nazwiesz to co właśnie robisz?
- Kontrolowaniem przeciwnika w celu uniknięcia przykrego uszkodzenia ciała.
- Muszę się zobaczyć z jego futrzastą Wysokością.
- Nie mogę uwierzyć, że to mówisz! Po tym jak mnie opie... jak na mnie nawrzeszczałaś, kiedy zapraszałem cię na Wiosenne Spotkanie! Doskonale pamiętam każde twoje słowo: "nigdy więcej nie chcę widzieć tego aroganckiego dupka". I jeszcze: "Po moim trupie!".
- Nie mogę rozgryźć, czy chce cię zabić, czy raczej przelecieć. Jak to jest, że działasz na psycholi jak lep na muchy?
- Sam sobie na to odpowiedz.
Ha! Wpadł w swój własny dołek!
- Jeszcze jedno, Wasza Wysokość. - To miało zabrzmieć troszkę złośliwie. - Muszę napisać raport o naszym spotkaniu i pisząc o tobie, będę musiała użyć jakiegoś imienia. Wolałabym nie wystukiwać za każdym razem "Przywódca Południowej Gromady Zmiennokształtnych". Jak więc mogę cię nazwać nieco krócej?
- Władca.
Przewróciłam oczami z udawanym oburzeniem .
Nie przejął się tym zupełnie.
- O co chodzi? Przecież to bardzo krótko.
Jeden pocałunek można uznać za wypadek, dwa to już tarapaty.
Schowałam Zabójcę i przeszłam obok niego na korytarz.
Kilt opadł na podłogę.
- Cholera, co chwilę to naprawiam! - Zanim zdążył podnieść niesforną cześć garderoby, machnęłam krótkim mieczem i przecięłam ją w trzech miejscach.
Na korytarzu prawie zderzyłam się z Curranem, któremu towarzyszyła grupa zmiennokształtynych. Bran szedł za mną w całej swojej nagiej okazałości.
- Hej! - krzyczał. - Czy to oznacza, że nici z seksu?!
Twarz Currana zbladła. Minęłam go, nie zatrzymując się.
Bran przecisnął się między zmiennokształtnymi.
- Z drogi! Nie widzicie, że próbuję rozmawiać z kobietą?!
Zrobiłam błąd, oglądając się właśnie w momencie, kiedy Curran wyciągnął ręce, jakby chciał chwycić przebiegającego obok ogara Morrigan za szyję. Wysiłkiem woli, który z pewnością musiał go kosztować rok życia, zacisnął pięści i opuścił ręce.
Nieoczekiwanie przygarnął mnie do siebie.
- Bałaś się o mnie?
- Nie, wrzeszczę na ciebie, bo to moje hobby!
Wiem, o czym mówił. Opisywał ten moment, kiedy człowiek uświadamia sobie, że jest samotny. Przez jakiś czas jesteś sam, czujesz się z tym świetnie i nawet nie przyjdzie ci do głowy, że twoje życie mogłoby wyglądać inaczej, a potem, pewnego dnia, spotykasz kogoś i nagle dochodzisz do wniosku, że doskwiera ci samotność. To uczucie jest jak uderzenie, sprawia niemal fizyczny ból, czujesz się jednocześnie skrzywdzony i zły - pokrzywdzony, bo bardzo chciałbyś być z tą osobą i zły, bo jej nieobecność sprawia, że cierpisz.
Ludzie, którzy nie mogą żyć zgodnie ze swoją naturą, popadają w szaleństwo
- A ten co tu robi? - prychnął Curran.
- To generał Rolanda. Przyszedł po mnie. - Chciał dostać w swoje ręce kobietę, która zniszczyła powierzony mu miecz.
- No to ma pecha. Jesteś moja.
Ludzie muszą sami dokonywać wyborów, nieważne, jak są one złe. Inaczej nie będą czuli się wolni.
Wspaniale. W zasadzie sama chciałam się z nim spotkać, ale jeśli już musiałabym to zrobić, to lepiej, żebym była wówczas w szczytowej formie. Powód? Curran był złośliwym, rozpustnym sukinsynem, który lubił upokarzać mnie przy każdej nadarzającej się okazji i sprawiało mu to ogromną radość. Niestety, zamiast mierzyć się z nim jak równy z równym, leżałam bezradna w łóżku, w budynku znajdującym się na terytorium Gromady. I to po tym, jak ten pacan osobiście mnie uratował. Najchętniej po prostu przykryłabym się kocem i udała, że śpię. Może wtedy wyszedłby bez słowa.
Zapomnij, mruknęłam do siebie. Zerknęłam na Currana - przyglądał mi się uważnie od dłuższej chwili.
- Wyglądasz jak gówno w trawie - powiedział w końcu.
- Dzięki! Staram się, jak mogę.
Jim czatował na nas przy Złotych Wrotach i zgrzytał zębami.
- A co z ledwie, ledwie zwycięstwem ?
-Mówiłeś, że mamy być nieudolni! Patrz, nawet nie dotknęłam miecza. Rąbnęłam gościa głową, jak ulicznik.
- Zaatakował cię mężczyzna z mieczem, a ty go rozbroiłaś i obaliłaś w ciągu dwóch sekund! – popatrzył na Currana, który wzruszył ramionami.
- Nie moja wina, że nie umiał się przewracać.
Jim przeniósł surowe spojrzenie na Dali.
- Co to, u diabła, miało być?
- Szkarłatne Szczęki Śmierci.
- Kiedy zamierzałaś mnie poinformować, że łamiesz ludzi jak zapałki?
- Mówiłam, że rzucam klątwy.
- Mówiłaś, że nie działają!
- Mówiłam, że nie zawsze działają. Ta najwyraźniej zadziałała. – Dalia zmarszczyła czoło – Zresztą nie rzucałam ich nigdy na żywych przeciwników. To był wypadek.
Jim spiorunował nas wzrokiem. Podkładka pękła mu w dłoniach. Odwrócił się na pięcie i odszedł, tupiąc.
- Chyba zraniliśmy jego uczucia – skwitowała Dali, odprowadzając Jima spojrzeniem, po czym ruszyła za nim.
- Co, do cholery, miałem zrobić, złapać tego bizo-nołaka, żeby nie upadł? Prychnął Curran.
Tak, to, co nas otaczało, było piekłem, a ja byłam jego furią.
Uniosłam miecz i z uśmiechem na ustach zabijałam dalej.
Pewnie pójdę do piekła za składanie takich obietnic. Prościutko do piekła, bez żadnych objazdów.
- W życiu nie widziałem takiej bandy idiotów - oświadczył, kręcąc głową. - To szaleństwo. Jak was zabiją, a tak się stanie, to nie przychodźcie później do mnie z płaczem.
To byłaby niezła sztuka.
- Musiałem wysłać na zewnątrz trzy patrole - powiedział Curran. - Przez ciebie. Nikt nie zginął, ale mógł. A wszystko dlatego, że nie możesz znieść, kiedy choć przez parę minut nie znajdziesz się w centrum uwagi.
- Dupek - wrzasnęłam.
- Pieprz się.
Powęszyłam w powietrzu.
- Co tu, do cholery, tak śmierdzi? Och, poczekaj chwileczkę, to ty! To ty tak zalatujesz! Jadłeś na obiad skunksa, czy może to twój naturalny zapach? - drwiłam.
Stałam z boku i obserwowałam, jak sztanga unosi się i opada. Curran miał na sobie stary, podarty podkoszulek, dzięki czemu widziałam, jak jego mięśnie naprężają się pod tkaniną.
- Ile wyciskasz?
- Siedemset.
Dobra, to może stanę sobie trochę z boku, poza twoim zasięgiem. Mam nadzieję, że nie pamiętasz o tej obietnicy skopania ci tyłka?
Chcę ci coś wyjaśnić. Po pierwsze, nie należę do graczy zespołowych, po drugie, jestem raczej niezdyscyplinowana, a po trzecie, mam problem z autorytetami.
Oszukiwałam się. Tak bardzo pragnęłam być kochana, że mieszało mi to w głowie. Łaknąć jakiegoś uczucia, łatwo przekonać siebie, że druga osoba jest inna niż naprawdę.
Podała mu szklankę wody i dwie kapsułki Aleve.
- Przeciwzapalne. Trochę złagodzą ból i zmniejszą opuchliznę. Połknij, nie gryź.
- No cóż, myślałem, że fajnie by było wetknąć je sobie w nos i udawać morsa, ale skoro nalegasz to połknę.
Małpa zrobiłaby to szybciej. Ale w zasadzie między tobą, jako człowiekiem, małpą, jest tylko mały kroczek ewolucji.
No jasne, ty nigdy nie żartujesz, bo jesteś zbyt zajęty udowadnianiem wszystkim w koło, jaki z ciebie gnojek.