cytaty z książek autora "Raven Kennedy"
Upływ czasu i pamięć się nie lubią. Każde z uporem ciągnie w swoją stronę, naprężając łączącą je nić do granic możliwości. Choć pozornie nie uczestniczymy w ich sporze, to my tracimy na nim najbardziej.
Pamięć i czas. Gdy sprzymierzamy się z jednym, zawsze tracimy drugie.
Midas to naprawdę znakomity mówca. Jak nikt potrafi zjednać sobie tłum. Jest jak pająk, który tka swoją sieć i łapie w nią kolejno wszystkich zebranych.
Jeśli gwiazdy to naprawdę czekające na narodziny boginię, powinnam je przestrzec. Niech lepiej zostaną tam na górze, pośród mrugających świateł. Bo co czeka je tu, na dole? Życie tutaj to mrok, samość, hałaśliwe dzwony i wieczny deficyt wina.
Wbrew temu, co mu się wydaje, potrafię też świetnie kłamać. W końcu okłamuję siebie samą od lat. Ładne kłamstwa pozwalają ukryć brzydką prawdę.
Po prostu przemawia przez ciebie strach. To słabość, którą musisz w sobie zdusić, zanim do końca cię przytłoczy.
Zabawne – jak długi język ma się przy kobiecie, gdy widzi się w niej jedynie własność.
Zadowolić mężczyznę... - jakby to miało być racją bytu kobiety, obojętne, czy jest mięsem, czy nie.
Można kąpać się w złocie i wciąż nie mieć niczego naprawdę wartościowego.
Czy ludzie aż tak cenią sobie błogość niewiedzy, że uwierzą w każde kłamstwo? Nawet gdy na własne oczy widzą, jak wygląda rzeczywistość?
Z drugiej strony... może to nie ignorancja, a strach? Ludzie mogą po prostu nie chcieć wiedzieć. Z prawdą czuliby się nieswojo. Trudniej byłoby im w nocy zasnąć.
Może w niewiedzy należy widzieć nie przywarę, a źródło ulgi.
Rysa na szkle - powstała, gdy sądziłam już, że Midas odda mnie Fulkemu - pojawiła się na nowo. Co gorsza, wydłuża się i raz po raz rozwidla, coraz bardziej przypominając pajęczą sieć. Na mojej miłości do Midasakórą zawsze miałam za doskonałą, pojawiają się kolejne skazy. Jest ich tyle, że przez nieskazitelną dawniej taflę prawie nic już nie widać.
- Nienawidzę cię - cedzę. Wściekłość pali mnie w piersiach żywym ogniem i zasnuwa mgłą moje oczy (...)
- Twój gniew spada na niewłaściwą osobę, ale podoba mi się - mówi marszałek, odsłaniając kły w wilczym uśmiechu. – Ilekroć wyrzucasz z siebie jego pokłady, widzę cię coraz wyraźniej.
Zaciskam wściekle szczęki.
- Niczego nie widzisz!
- Tak, jestem! - krzyczę, czerwieniejąc. Owszem, czuję coś do ciebie, ale nie to, ty arogancki dupku! Miłość nie pojawia się ot tak!
Slade ściąga brwi.
- Pojawia się na wiele różnych sposobów - odpowiada. - Szybko, wolno, kawałek po kawałku, z dnia na dzień. Bywa nieodwzajemniona i pełna pożądania. Czasem nagle uświadamiamy sobie, że nosiliśmy ją w sobie latami. Potrafi być jak niedosłyszany szept i jak dźwięk bębna, który zagłusza wszystko wokół - Mówiąc to, Slade pomału zbliża się do mnie, ale jestem tak zasłuchana w jego słowa, że ledwie to zauważa m. - Jesteś bardzo skryta i zamknięta w sobie, Auren - kontynuuje. - Tłumisz często uczucia i odmawiasz sobie tego, czego pragniesz. Dlatego wiem, że nie wyznałabyś mi tego wszystkiego, co dziś usłyszałem, gdybyś mnie nie kochała.
[Miłość] Pojawia się na wiele różnych sposobów - odpowiada. - Szybko, wolno, kawałek po kawałku, z dnia na dzień. Bywa nieodwzajemniona i pełna pożądania. Czasem nagle uświadamiamy sobie, że nosiliśmy ją w sobie latami. Potrafi być jak niedosłyszalny szept i jak dźwięk bębna, który zagłusza wszystko wokół.
Moje dobro to ty.
Dałem ci wybór, zrobiłem to dla ciebie.
A ty wybrałaś jego.
-'Dla mojego własnego dobra?"
Jego pytanie przypomina warknięcie. Twarz Ripa przybiera gniewny wyraz, a łuski na jego policzkach się poruszają. Nie tylko słyszę, ale i czuję na sobie jego głos - muska moje wargi, płynie ku moim uszom, po czym osiada na mojej piersi, sprawiając, że całe moje ciało spodziewa się ataku. Zamieram. Moje wstęgi również są teraz jak węże odurzone spojrzeniem zaklinacza.
- T-tak- odpowiadam.
Moc spojrzenia Ripa roznieca wewnątrz mnie ogień.
- Moje dobro utknęło na korsarskim statku, ale jego aura po prowadziła mnie ku niemu jak latarnia morska. - Słowa Ripa zdają się dosłownie mnie oplatać. Moje dobro lękało się ludzi, którzy byli przy nim niczym.
Wpatruję się w Ripa zszokowana, nie będąc w stanie nawet zaczerpnąć powietrza.
- Moje dobro buntowało się przeciw mnie i mnie nienawidzi lo, ale nie obchodziło mnie to, bo patrzyłem, jak pomału zrzuca z siebie skorupę. I byłem tym zachwycony. Rip unosi palec na wysokość mojej twarzy. [...]
- O czym... O czym ty mówisz? - rzucam pytanie niemal na bezdechu. Moja pierś unosi się i opada, ale wciąż nie potrafię zaczerpnąć powietrza. Czuję się, jakbym tonęła w bezdennej otchłani spojrzenia Ripa.
Ten zaciska zęby, jakby moja wątpliwość omal nie wyprowadziła go z równowagi.
- Mówię, że moje dobro to ty. Dałem ci wybór, zrobiłem to dla ciebie. A ty wybrałaś jego.
W moim umyśle zaczyna szaleć burza. W mojej głowie nabrzmiewa- ją chmury, puls zdaje się grzmieć, a lada chwila moje policzki może zrosić deszcz łez.
A ty wybrałaś jego.
- Rip...
- Wybrałaś go i wybierzesz go zawsze. To od ciebie usłyszałem. Wzdrygam się na te ciśnięte mi w twarz moje własne słowa i czuję, jak wzbiera we mnie coś, nad czym mogę nie zdołać zapanować.
- Nadal powiedziałabyś to samo?
Dotąd cały czas strzegłam się marszałka, widząc w nim zagrożenie dla Midasa oraz bojąc się jego brutalności i tego, że podstępem wydobędzie ze mnie jakiś sekret. Teraz dociera do mnie, że muszę strzec się go z zupełnie innego powodu. Tego samego powodu, dla którego na dźwięk jego głosu po moim ciele nagle rozchodzą się jednocześnie dreszcze i fale ciepła. Tego samego powodu, dla którego dzwony bijące w mojej głowie na alarm zdają się wygrywać najpiękniejszą melodię.
- Potrzebuję... jasnej strony - mamroczę.
Muszę dostrzec w tym koszmarze jasną stronę. To pozwoli mi odzyskać równowagę. Jeśli jej nie znajdę, stoczę się w otchłań.
Jasna strona...? Jasna strona...
Jestem pozłacaną maskotką króla. Ulubienicą pana na zamku Highbell i władcy Szóstego Królestwa Orei. Ludzie zjeżdżają się z daleka, by mi się przyjrzeć. Ciekawię ich na równi ze lśniącym królewskim zamkiem. Nie ma w królestwie cenniejszego skarbu niż ja.
Tak, żyję życiem więźnia.
Ale jakież piękne jest moje więzienie!
Złoto uwodzi blaskiem, ale nie wytrzymuje próby czasu. Wyciera się i blaknie, by z czasem stać się niczym więcej niż nietrwałą, miękką, żebrzącą o uwagę powłoką. Nienawidzę go. Tak samo jak z czasem znienawidziłam jego - mojego osławionego męża. To przed nim, a nie przede mną ludzie padają na kolana, ale Tyndall jeszcze pożałuje. Może nie mam magicznych mocy, jednak karmiona latami uraza to też potężne źródło mocy.
Czy ma to jakąś jasną stronę? Cóż, przynajmniej nie muszę się marwić, że będę drżeć z zimna lub że od mrozu spierzchnie mi skóra. Śnieżyca robi wrażenie naprawdę srogiej, a ja staram się zawsze dostrzegać to, co dobre. Nawet siedząc w kutej na miarę klatce. Piękne więzienie dla pięknego trofeum.
Jestem osobliwością. Cennym przedmiotem. Źródłem pogłosek.
Jestem królewską faworytą. Najcenniejszą z kochanek Midasa. To na mnie jednej złożył swój złotodajny dotyk. Mnie jedną trzyma w klatce na najwyższej kondygnacji zamku. Całe moje ciało jest świadectwem przynależności do niego, a zarazem - mojego uprzywilejowania.