cytaty z książek autora "Rebecca F. Kuang"
Przyszłość jest ciągłą zmianą, wiecznie uzależnioną od decyzji jednostek.
Wojna nie rozstrzyga, która strona ma słuszność. Wojna rozstrzyga, która strona przetrwa.
- Być odważnym jest łatwo. - W oczach Jianga zamajaczył ból. - Znacznie trudniej zrozumieć, kiedy trzeba od walki odstąpić. Przerobiłem już tę lekcję.
Odpocznij. Kiedyś trzeba zwolnić cięciwę, inaczej strzała nie poleci.
Wielkiej mocy zawsze towarzyszy wielkie niebezpieczeństwo. Różnica pomiędzy wielkością a przeciętnoscią sprowadza się do gotowości podjęcia ryzyka.
Ale nieszczęście, jakie czuła teraz, było nieszczęściem dobrym. Tym nieszczęściem mogła się cieszyć, ponieważ wybrała je sama.
(...) cierpienie i agonia w każdym języku brzmią tak samo.
Tak to się po prostu dzieje, kiedy przedstawiciele jednej rasy dochodzą do wniosku, że życie rasy innej nie stanowi żadnej wartości.
- Trwa wojna! - wycedził Kitaj. - Ewakuujemy cię, sędzio, ponieważ z bogom tylko znanego powodu zostałeś uznany za osobę kluczową dla bezpieczeństwa cesarstwa. Więc rób, co do ciebie należy. Uspokajaj ludzi. Pomóż nam utrzymać porządek. I nie pakuj, kurwa, czajniczków!
Rewolucja to rewelacyjny pomysł, ale tylko w teorii. W praktyce nikt nie chce ginąć.
Wojna nie jest grą, której stawką są podziw i zaszczyty; to nie zabawa, nad którą czuwają mistrzowie, chroniący zawodników przed poważniejszymi urazami.
Wojna to koszmar.
Dzieci, którym wciska się do ręki miecz, przestają być dziećmi. Podobnie jak przestają być dziećmi wtedy, gdy ktoś uczy je zabijać, odziewa w mundury i posyła na front. Wtedy stają się żołnierzami.
To nie jest historia o potędze nauki, sile przyjaźni czy starciach wielkiej magii. To jest historia o kołach czasu, które nieustępliwie i bezlitośnie mielą ludzkie losy. I o dziewczynie, która zniszczyła cały mechanizm. Kamieniem, bo na miecz była za biedna.
-Wypiłeś już?
Chłopak osuszył kubek i skrzywił się.
-Już tak. Fu!
-Świetnie. Więc teraz poczęstuj się grzybkiem.
-Co?- Kitaj, aż zamrugał.
-W tym kubku nie było narkotyku.
-Ty dupo wołowa!- rzuciła Rin.
-Nie rozumiem.- Kitaj ściągnął brwi.
Chaghan rzucił mu lekki uśmieszek.
-Chciałem zobaczyć, czy naprawdę wypijesz końskie szczyny.
- Nic nie jest zapisane - sprostował Feniks. - Wam, ludziom, wydaje się, że wasze losy są ustalone z góry, czy będzie to wielkość, czy tragedia. Mylicie się. Przeznaczenie jest mitem. Jedynym mitem na świecie. Bogowie o niczym nie decydują. Zawsze wybierałaś ty sama. (...) We wszystkich istotnych momentach życia miałaś możliwość wyboru; mogłaś się wycofać, zrezygnować. A jednak zawsze wybierałaś drogę, która prowadziła tutaj.
Czasami człowiek całe życie traci, uganiając się za ułudą, która tylko udaje prawdę, a potem nagle sobie uświadamia, że jest pieprzonym durniem i jeśli posunie się w swojej pogoni choć krok dalej, utonie.
Będą dni, kiedy będziesz żałował, że żyjesz. - Rin nie miała pojęcia, skąd wzięła się u niej potrzeba pocieszenia obcego dziecka. Może stąd, że przed kilkoma miesiącami sama chciała usłyszeć dokładnie te słowa. - Takie myśli nie znikną, nie odejdą już nigdy. Jednak kiedy będzie cie boleć, pozwól. Żyć jest o wiele trudniej, niż umrzeć. Ale to nie oznacza że nie zasługujesz na życie. To znaczy, że jesteś bardzo odważny.
-Po prostu zejdź do mnie z powrotem.- Twarz chłopaka nagle zasnuł cień. Mocno chwycił ją za dłoń.- Rin, posłuchaj, nie obchodzi mnie, co się stanie tam na górze. Najważniejsze, żebyś do mnie zeszła.
Wy, bogowie, jesteście bezsilni. Dysponujecie taką tylko mocą, jaką was obdarzymy.
Młodość (...) wzmacnia wszystko, co piękne. Jest swoistym filtrem potrafiącym maskować niedostatki i uwznioślić najbardziej nawet przeciętną urodę. Lecz piękno bez młodości jest niebezpieczne.
- Ciebie czeka znacznie więcej bólu - zauważył. - Będziesz musiała żyć z konsekwencjami. Ale jesteś odważna... Jesteś najodważniejszym człowiekiem, jakiego spotkałem.
- Nie zostawiaj mnie. - jęknęła błagalnie.
Nachylił się i ujął policzki dziewczyny w dłonie.
Przez krótki, bardzo dziwny moment myślała, że chce ją pocałować. Nie pocałował. Przycisnął tylko czoło do jej skroni i znieruchomiał tak na dłuższą chwilę. Rin zamknęła oczy. Upajała się dotykiem jego skóry. Wypalała wrażenie w pamięci.
- Jesteś ode mnie silniejsza - odezwał się. I odsunął.
-Prawdę powiedziawszy- odparła Rin- myślałam, że sama obwołasz się generałem.
-Prawdę powiedziawszy, tak też zrobiłam.
-Czyli to ty jesteś tą Speerytką- podjął.- Myślałem, że jesteś wyższa.
-Myślałam, że jesteś starszy- odparła.
-No to mamy już dwa rozczarowania...
Cenię sobie świadomość, że moje słowa nie skażą na śmierć ludzi, których lubię. Niektórzy nazywają to moralnością. Serdecznie polecam.
- No proszę - zagwizdał Jiang. - Do więzienia nie trafił.
- Trafił znacznie gorzej - mruknęła Rin. - To kościół.
- No, ale tak poważnie - spytał pewnego dnia przy obiedzie Kitaj -
czego ty się właściwie uczysz?
Kitaj, podobnie jak wszyscy z roku, uważał, że tradycja jest
kursem historii religii, specyficzną mieszaniną antropologii
i ludowej mitologii. Nie wyprowadzała ich z błędu. Zdecydowanie
łatwiej było powielać wiarygodne kłamstwo, niż przekonywać
niedowiarków do nad wyraz skomplikowanej prawdy.
- Że nic z tego, co myślałam dotąd o świecie, nie jest prawdą -
odparła rozmarzonym głosem. - Że rzeczywistością można
manipulować. Że wszystkie żywe istoty są ze sobą powiązane
niewidzialnymi nićmi. Że cały świat jest nieledwie myślą, sennym
majakiem motyla.
- Rin?
- Tak?
- Wsadziłaś mi łokieć do kaszy.
- Och! - Zamrugała. – Przepraszam.
Chłopak odsunął miskę na bezpieczną odległość.
- Gadają o tobie, wiesz? Kadeci.
Tak? I co takiego mówią? – Zaplotła ramiona na piersi.
Zawahał się.
- Pewnie możesz się domyślić. No wiesz... Nic przyjemnego.
Czy mogła się spodziewać czegoś innego?
- Nie lubią mnie. - Wywróciła oczyma. – Wielka mi
niespodzianka.
- Nie w tym rzecz - odparł Kitaj. - Oni się ciebie boją.
- Bo zwyciężyłam w turnieju?
- Bo wpadłaś tu jak burza ze wsi, o której nikt w życiu nie słyszał,
a następnie odrzuciłaś możliwość nauki na jednym z najbardziej
prestiżowych kierunków po to, by studiować u miejscowego świra.
Nie potrafią cię rozgryźć. Nie wiedzą, co zamierzasz osiągnąć –
powiedział i przechylił głowę na bok. - W sumie... co zamierzasz
osiągnąć?.
Trącił czoło Rin wargami i raz jeszcze ugodził jej plecy sztyletem.
A kiedy jakiś lud nabiera przekonania, że wiara innych nacji prowadzi do potępienia, nieuchronnie pojawia się przemoc.
Świat jest nieuporządkowany, a wojna jest zjawiskiem fundamentalnie nieprzewidywalnym. Koniec końców, nigdy nie wiadomo, kto zostanie na pobojowisku.