cytaty z książek autora "Kinga Dębska"
Trzeba zrozumieć, że śmierć nie jest naszym wrogiem; ona jest częścią nas. Rodzimy się i umieramy. Gromadzimy dobra, a potem one tracą sens. Dlatego trzeba łapać chwile, bo tylko one zostają. Życie jest chwilką. Liczy się tylko chwilka, którą pamiętamy. Reszta nie ma znaczenia.
Błogosławiona niewiedza, zapomnienie, nieświadomość. Bez nich życie byłoby nie do wytrzymania.
Muszę się upić. Na trzeźwo nie da się znieść tego koszmaru. Zastanawiam się czy już jestem alkoholiczką - za dużo piję. Mogę przeżyć wieczór bez alkoholu ale wolę z nim. Wino jest moim najlepszym przyjacielem, powiernikiem najskrytszych sekretów, ulubionym pocieszycielem.
Jak wracam z planu nakręcona, zmęczona, to jak inaczej mam spuścić powietrze, niż wypijając lampkę wina? Kiedy jest mi dobrze, czym świętować, jak nie lampką wina? A kiedy mi smutno, to wiadomo - lampka wina.
To ciekawe: lodówki zazwyczaj odzwierciedlają to, co dzieje się w naszym życiu - jak jesteśmy szczęśliwi, jak jest dobrobyt, są pełne produktów, bogate, a jak jest źle, świecą pustkami i psuje się w nich tylko jakaś stara cytryna.
A nawet gdyby były jakieś inne baby, to co? Przecież nie żyjemy w próżni. Dlatego nie chcę planować, meblować naszej wspólnej przyszłości, skupiam się na tym co jest teraz. Niczego nie mogę być pewna, nie można się nikogo uczepić, bo odejdzie, tego już się nauczyłam, tę lekcję mam odrobioną. Trzeba spokojnie czekać i żyć chwilą.
U mnie proces zamrażania uczuć nastąpił już jakoś wcześniej. Nigdy nie mówiłam rodzicom o sobie, jeśli już, to zmyślałam. Nie mówiłam o złych ocenach w szkole, tylko o dobrych, nie przyznawałam się do porażek, tylko do sukcesów, bo taką woleli mnie widzieć. Miałam być tą superdziewczynką z czerwonym paskiem, no to byłam. Tylko gdzieś się odkładał ten nieutulony żal, poczucie braku zrozumienia. Nie wiedziałam wtedy, że to skrywanie uczuć, tłumienie ich w sobie, w przyszłości spowoduje, że nie będę umiała kochać. Wtedy tego nie wiedziałam, a teraz już za późno.
Zrobiłam sobie playlistę z najsmutniejszych piosenek, jakie mam w IPhonie: Leonarda Cohena, Nicka Cave'a, Roberta Rodrigueza, Diany Krall. Potrzebuję ich smutku, on jakoś współgra z moim. Jadąc na rowerze, nie mogę wyjść ze zdumienia, że nic się nie zmieniło, że życie toczy się dalej, samochody nadal stoją w korkach, ludzie obładowani siatkami wychodzą z centrów handlowych, psy srają na chodnikach, jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby nikt nie wiedział, że moja mama leży w szpitalu.
Tak naprawdę nie radzę sobie wcale, choć nawet gdyby mnie torturowali, nikomu tego nie powiem. Nie umiem być sama, nigdy się tego nie nauczyłam, pali mnie tęsknota za tym kimś wymarzonym, kto nie będzie widział we mnie aktorki, silnej, samodzielnej kobiety, kto zauważy mnie prawdziwą, wcale nie silną, wcale nie samodzielną, ale słabą, rozmemłaną, niedopieszczoną i niedowartościowaną. Każde kolejne rozstanie boli bardziej; wcale się nie uodparniam.
Nie potrafię zaakceptować rzeczywistości, więc ją wyśmiewam. Bo jak można zaakceptować taką rzeczywistość?
Czuję się bardzo samotna, tęsknię do bycia z kimś, do tego, żeby mieć się komu wyżalić, podzielić problemami. Zastanawiam się, czy będę umiała z kimś mieszkać, dzielić łóżko, łazienkę, szafę, kuchnię. Czy może już jestem zatwardziałą singielką, może przekroczyłam Rubikon samotności?
Usycham z tęsknoty, marzę, żeby go zobaczyć, a kiedy go widzę, zapominam języka w gębie. Boję się zakochać, to bez sensu, nie chcę kolejnego rozczarowania.
Pieniądze. Sznurek łączący dorastające dzieci z ich rodzicami.
Zawsze w sytuacjach stresowych wyłazi ze mnie klaun, wygłupiam się z tchórzostwa, ze strachu, że ktoś zobaczy, jaka naprawdę jestem smutna.
Stoję na balkonie z kieliszkiem wina i patrzę na to miasto z radzieckim Pałacem Kultury obudowanym innymi wysokościowcami, n to miasto, które tyle razy upadało, które jest jak wańka-wstańka, poddaje się, ale potem podnosi z ruin i udaje niezłomne. Ludzie tu są cały czas na kolanach przed bożkiem pieniądza, popularności, cały czas gotowi na cios z każdej strony, skupieni na sobie, zdolni do wszystkiego, żeby przetrwać, udając nieskalanych, a w gruncie rzeczy unurzani w gównie po uszy.
(...)łzy płyną mi po twarzy, szlocham głośno; to nie koniec mojej emocjonalnej ekspiacji. Za długo się trzymałam, za długo byłam dzielna, za długo nie pozwalałam emocjom dojść do głosu i wreszcie się wyrwały, i teraz ich nie powstrzymam. (...)emocje mnie zalały, tamy puściły. Płaczę, bo jestem bezradna wobec nieszczęść, które zsyła mi los, bo już nie jestem w stanie panować nad sytuacją, bo tak bardzo mi źle.
Chciałabym, żebyś wiedziała, że możesz odejść. Pozwalam ci.
Okazuje się, że śmierć uszlachetnia żywych, przynajmniej na chwilę.
Instynktownie boję się krwi, budzi we mnie lęk, jest żyjąca materią, tak łatwo się przez nią czymś zarazić, jest symbolem życia, ale i śmierci, nośnikiem wszystkich naszych tajemnic.
Czuję się bardzo samotna, tęsknię do bycia z kimś, do tego, żeby mieć się komu wyżalić, podzielić problemami. Zastanawiam się, czy będę umiała z kimś mieszkać, dzielić łóżko, łazienkę, szafę, kuchnię. Czy może już jestem zatwardziałą singielką, może przekroczyłam Rubikon samotności?
Zastanawiam się, dlaczego nic nie czuję, dlaczego nie płaczę, dlaczego mam w sobie emocjonalną dziurę; może coś jest ze mną nie tak.
(...)człowiek zawsze, nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji, szuka nadziei, choćby to miał być jeden promil, to się go uczepi, bo tak jest skonstruowany.
A co tam, skoro to życie trwa tylko chwilę, spędźmy je najlepiej, jak się da.
Zgoda na robienie tego, czego się ode mnie oczekuje. Mam ją wyćwiczoną od dziecka i robię to mechanicznie, zanim się zastanowię. Zawsze mówiłam to, co inni chcieli ode mnie usłyszeć, robiłam, co inni pochwalili, męczyłam się, byłam niezadowolona, ale jakoś ważniejsze było dla mnie, żeby zadowolić innych.
Dlaczego nikt ci nigdy nie powiedział, że jesteś wspaniała, najlepsza, najpiękniejsza i że jesteś najukochańszą córeczką? Dlaczego nie czułaś się kochana, akceptowana, przez co ja mam teraz pod górkę? Dlaczego rodzice nie dali ci takiego podstawowego wsparcia, nie wyposażyli w pewność siebie, radość z tego, co po prostu jest, zaufanie do siebie i najbliższych? Rosłaś w środowisku, które być może cię wzmacniało, ale na pewno nie wspierało. Byłaś sama. Zawsze sama ze swoimi lękami, wątpliwościami, ze swoją wrażliwością. Czułaś się niekochana. Moja mała, biedna dziewczynko, ja bym chciała cię utulić. Powiedzieć ci, że z brzydkiego kaczątka stałaś się łabędziem, że przed tobą stoi otworem cały świat. Poradzić, żebyś była odważna, szczęśliwa, żebyś się nie bała. Bo jesteś wspaniała. Jesteś ósmym cudem świata. I basta!
(...)złe wspomnienia nie tylko mnie dotyczą. Nie mówimy o nich, nie wychodzą na światło dzienne, siedzą sobie w kącie, w ciemności, zagłodzone, częściowo zapomniane, zakurzone i zawalone tyloma ważniejszymi sprawami. Ale są tam, żyją i oddychają, i bądźmy pewni, przypomną o sobie w najmniej oczekiwanym momencie. Wylezą z konta i siądą naprzeciwko, właśnie wtedy, kiedy w naszym życiu zaczęło się układać. Kiedy jest dobrze, kiedy czujemy się fajnie. Kiedy zaczynamy już wierzyć, że mamy szczęście.
Do dziś to mam, w tłumie czuję się najbardziej samotna, wśród ludzi bardziej to się uwydatnia.
Dlaczego niektórzy wyglądają tak ,światowo, wszystko u nich współgra, a ja czuję, że zawsze coś we mnie do czegoś nie pasuje. W stroju i w głowie. Coś wciąż przypomina mi o tym, że nie jestem światowa, że jestem lokalna (...).
Tak, kiedy czytałam, byłam szczęśliwa. Wtedy naprawdę przenosiłam się tam, gdzie wyprawiła mnie moja wyobraźnia, wtedy istniałam naprawdę, te opisane światy były dla mnie bardziej prawdziwe niż ten realny. Czytanie mnie katapultowało z tamtego miejsca tu, gdzie jestem dziś. Czytanie mnie otulało, gdy było mi źle. Książki były dla mnie ratunkiem. I są nadal.